Październik 2018

Rozpoczęto 7-letnią podróż na Merkurego

Europejska agencja kosmiczna połączyła siły z Japońską Agencją Kosmiczną i wyniosła w przestrzeń kosmiczną sondę, która zmierza w kierunku Merkurego – planety znajdującej się najbliżej Słońca. Sonda o nazwie BepiColombo została wyniesiona w kosmos z pomocą rakiety nośnej Ariane-5 z kosmodromu w Gujanie Francuskiej 20 października.

Wspomniana sonda zawiera dwa satelity – jednego opracowanego przez Europejską Agencję Kosmiczną (ESA), a drugiego przez Japońską Agencję Kosmiczną (JAXA). Podróż na Merkurego ma potrwać 7 lat. Naukowcy mają nadzieję, że misja dostarczy im więcej informacji na temat jądra planety, a także odpowie na pytania dotyczące tego, jak powstał nasz Układ Słoneczny.

 

ESA ogłosiła, że koszt misji to 1,5 mld dolarów. Co więcej, bliskość Merkurego względem Słońca sprawia, że jest to jedno z najbardziej skomplikowanych przedsięwzięć kosmicznych w historii. W pobliżu Słońca występuje przecież silne przyciąganie grawitacyjne, a także ekstremalne promieniowanie słoneczne.

Sonda BepiColombo będzie musiała podążać w stronę Merkurego eliptyczną trasą. Misja będzie wymagała skorzystania z asysty grawitacyjnej Ziemi, Wenus i Merkurego. Wszystko po to, aby dotrzeć do wyznaczonego celu w 2025 roku.

 

Gdy BepiColombo znajdzie się w wystarczającej odległości od planety, wypuści dwa satelity – Bepi oraz Mio. Są one przystosowane do pracy w ekstremalnych temperaturach (temperatura na Merkurym waha się od -180 do nawet 450 stopni Celsujsza) i mają niezależnie badać powierzchnię Merkurego. Naukowcy mają nadzieję, że zebrane dane dostarczą im informacji na temat powierzchni planety, ale także jej wewnętrznej struktury oraz magnetosfery.

 

 


Władze gminy Kungsbacka w Szwecji oczekują, że mieszkańcy zaczną przyjmować imigrantów do swoich domów!

W Szwecji od kilku lat nieustannie trwa „kryzys” migracyjny, który zresztą został wywołany przez rząd. Patologiczne rozwiązania dla tej sytuacji za każdym razem uderzają w zwykłych mieszkańców tego kraju – władze zapowiadały już między innymi podwyższanie podatków i wieku emerytalnego, aby wydobyć od Szwedów jak najwięcej pieniędzy celem przekazania ich na pomoc imigrantom. Jednak teraz, rządzący posunęli się o jeden krok za daleko.<--break->

 

Władze szwedzkiej gminy Kungsbacka, położonej w regionie Halland w południowej Szwecji twierdzą, że mają bardzo poważny problem z imigrantami z Afryki i Bliskiego Wschodu. Konkretniej chodzi o to, że w gminie zabrakło miejsc dla 400 obcokrajowców, którzy w tym roku przyjechali do Szwecji.

 

Ze względu na niedobór wolnych mieszkań, w okresie letnim, władze Kungsbacka tymczasowo przestały przyjmować imigrantów. Teraz okazało się, że muszą „nadrobić zaległości”. W związku z tym, gmina pilnie szuka wolnych miejsc i jedyne co znalazła, to akademiki. Władza twierdzi jednak, że to jest skandal, aby imigranci musieli żyć w takich warunkach.

Postanowiono więc zajrzeć do cudzych domów. Gmina Kungsbacka wezwała mieszkańców, aby ci zsolidaryzowali się z imigrantami i zabrali ich do siebie w ramach „integracji”. Władze zasłaniają się prawem, które wymaga, aby obcokrajowcy osiedlili się na terenie gminy, a Szwedzkiej Agencji Migracyjnej nie przeszkadza to, że nie ma wolnych mieszkań.

 

Cały ten „kryzys” migracyjny jak zwykle uderza w zwykłych mieszkańców, a biorąc pod uwagę to, co dzieje się dziś w Szwecji, zachęcanie do przyjmowania imigrantów do swoich własnych domów jest skandaliczne. Szczęście w nieszczęściu, że władze nie będą nikogo do tego zmuszać, choć ostatecznie za pomaganie imigrantom i tak płacą mieszkańcy w formie podatków. A może by tak politycy daii przykład i „przygarnęliby uchodźców”?

 


Chiny o krok bliżej do zbudowania pierwszej na świecie windy kosmicznej

Plany komercjalizacji orbity okołoziemskiej i kosmosu idą naprzód, dlatego coraz częściej mówi się o zbudowaniu windy kosmicznej. Chińscy naukowcy opracowali właśnie wyjątkowy materiał, który może posłużyć w realizacji tego projektu.

 

Zespół z Uniwersytetu Tsinghua w Pekinie zaprezentował włókno, wykonane z nanorurek węglowych. Materiał jest lekki a zarazem tak potężny, że wystarczy nawet 1 cm sześcienny włókna do podtrzymania ciężaru o masie ponad 800 ton. Wynalazcy już opatentowali swój wynalazek i zamierzają jak najszybciej rozpocząć jego masową produkcję.

 

Nowy materiał może zyskać ogromne znaczenie np. w produkcji kamizelek kuloodpornych, astronautyce i aeronautyce oraz w technologiach wojskowych. Przede wszystkim można byłoby go wykorzystać do zbudowania pierwszej na świecie windy kosmicznej, na co wskazują naukowcy z Politechniki Północno-Zachodniej w Xian, który zajmują się rozwijaniem takiej technologii.

Na przestrzeni ostatnich dekad powstało wiele różnych koncepcji. Jedna z nich zakłada instalację windy na kablach, przymocowanych do Ziemi oraz do satelity na orbicie. Dotychczas nie można było zrealizować takiego projektu właśnie ze względu na brak odpowiedniego materiału, z którego wykonane zostałyby wspomniane kable. Jednak teraz, gdy naukowcy z Uniwersytetu Tsinghua stworzyli odpowiedni materiał i przymierzają się do jego masowej produkcji, Chiny są o krok bliżej do zbudowania pierwszej windy kosmicznej.

 


Unia Europejska idzie na wojnę z wyimaginowanymi "faszystami". Od stygmatyzacji do delegalizacji przeciwników UE

Parlament Europejski przyjął w czwartek dziwną rezolucję na temat walki z faszyzmem. Wezwano państwa członkowskie do walki z nim, ale o dziwo w dokumencie nie zawarto definicji tego czym jest faszyzm. Może to prowadzić do konkluzji, że tak jak Himmler stwierdzał kiedyś kto jest Żydem, tak teraz decydenci z Brukseli będą decydowali kto jest faszystą. 

 

 

Oskarżana o zależności z George'm Sorosem polska posłanka Róża Maria Barbara Gräfin von Thun und Hohenstein zgłosiła w Parlamencie Europejskim projekt rezolucji wzywającej państwa członkowskie UE do zakazania działalności "grup neofaszystowskich i neonazistowskich". 

 

Rezolucja przeciw faszyzmowi, przyjęta w czwartek przez Parlament Europejski, to ostrzeżenie dla wszystkich przeciwników Unii Europejskiej. Brak definicji faszyzmu i brak zgody europarlamentu na potępienie również ruchów skrajnie lewicowych jak Antifa, wskazuje jasno na kierunek jaki obejmie wkrótce UE. Czekają nas prowokacje i represje. 

Biorąc pod uwagę fakt, że nadchodzi czas Marszu Niepodległości w Warszawie, który w zeszłym roku został nazwany przez innego protegowanego George'a Sorosa, Guy'a Verhougena, "marszem faszystów", można się spodziewać jakieś kombinacji operacyjnej, która będzie miała za zadanie przyczepienie na stałe łatki faszystów jako kary za patriotyzm. 

Jeśli Marsz Niepodległości zakończy się wielką bijatyką z policją i lewackimi faszystami z Antify, można mieć pewność, że dojdzie do próby rozprawienia się ze środowiskiem, które organizuje to wydarzenie od tak wielu lat. Organizacje patriotyczne i narodowe mogą się obawiać, bo rezolucja pani Thun und Hohenstein, to przygotowanie gruntu pod presję na delegalizację lub uwięzienie "faszystów", czyli przeciwników Unii Europejskiej. 

Komuniści, tacy jak ci, którzy rządzą obecnie w UE mają już to do siebie, że przeciwników politycznych nazywają faszystami i starają się ich zwalczać wszelkimi możliwymi sposobami. Ponieważ w swojej agendzie mają walkę z państwami narodowymi i patriotyzmem, będą robić wszystko, aby stygmatyzować takich ludzi nazywając ich faszystami. Zaczęło się od wyzwisk, ale teraz eurolewacy domagają się delegalizacji organizacji, które zostaną przez nich wskazane jako faszystowskie. Zresztą w większości kodeksów karnych państw członkowskich Unii Europejskiej propagowanie faszyzmu jest prawnie zabronione, zatem wezwanie w rezolucji do jego zwalczania brzmi dziwnie. 

 

Zastanawiające jest też to, że odmówiono potępienia grup skrajnie lewicowych w stylu Antify, które rzekomo walcząc z faszystami zachowują się jak nazistowskie bojówki. Mają nawet podobne "umundurowanie" i opaski ze swoją wersją logo typu swastyka. Milcząca akceptacja takich zachowań wśród decydentów w komunistycznej Unii Europejskiej, pozwala podejrzewać, że "ideały" bojówkarzy z Antify są bliskie ich sercu.

 

Jeszcze bardziej dziwi to, że Parlament Europejski nie wspomniał w rezolucji przeciw faszyzmowi o sytuacji na Ukrainie, gdzie jawnie gloryfikuje się tamtejszych faszystów z organizacji OUN-UPA, a nawet Waffen SS. Prawdziwi faszyści maszerują yam z pochodniami i z tansparentami zawierającymi symbolikę nazistowską. Nie dość, że nie jest to zwalczane przez państwo ukraińskie, to jeszcze jest wspierane! Politycy z UE rytualnie nie zauważają tego problemu, co pozwala podejrzewać, że faszystami dla nich nie są. 

Za to można być prawie pewnym, że to Polska zostanie nazwana krajem faszystów i to już po 11 listopada. Ludzie Sorosa z pewnością znajdą jakieś powody do tego aby manifestujących miłość do ojczyzny patriotów, nazwać faszystami. Wystarczy nawet jeden transparent, przyniesiony przez nie wiadomo kogo i ich odpowiednie skojarzenia oraz interpretacje. 

 

Potem będzie już tylko presja aby zdelegalizować organizacje, które zostaną wskazane poprzez poddanie ich stygmatyzacji jako faszystowskie. W przypadku Polski będzie miała ona też dodatkowo presję nie tylko ze strony ludzi Sorosa, ale również z naszej centrali politycznej znajdującej się obecnie w Izraelu. 

 

Tak potężni sprzymierzeńcy w walce z wyimaginowanym faszyzmem oznaczają poważne problemy dla polskich środowisk patriotycznych, które są skazane na coraz agresywniejsze zwalczanie i w konsekwencji delegalizację, o którą zabiega rezolucja pani Róży Marii Barbary Gräfin von Thun und Hohenstein, z domu Woźniakowskiej. 

 

 

 


Geolodzy odkryli fragmenty Wielkiego Kanionu w Tasmanii

Zgodnie z artykułem niedawno opublikowanym w czasopiśmie naukowym Geology Wielki Kanion posiada „brata bliźniaka” dosłownie na drugim krańcu świata. Potwierdzają to badania chemiczne – skały zawierają całkowicie identyczne minerały. Jak to możliwe?

Naukowcy opierają swoje wnioski na temat identycznego składu oraz wieku skał na podstawie datowania cyrkonu metodą U-Pb oraz analizy składu izotopowego hafnu. Wyniki sugerują, że te monumentalne formacje skalne stanowiły niegdyś jedność, a to odkrycie może mieć już poważne konsekwencje geologiczne.

 

Badacze sądzą, że Tasmania musiała kiedyś przylegać do zachodnich Stanów Zjednoczonych. Choć dziś planeta jest podzielona na siedem kontynentów, bardzo możliwe, że w ciągu kolejnych 50-200 mln lat ulegną one ponownemu scaleniu w jeden superkontynent.

Uważa się, że w historii Ziemi występowało kilka superkontynentów, z których najbardziej znany to Pangea. Około 1,3 mld lat przed nim była także Rodina, która rozpadła się na mniejsze kontynenty setki milionów lat temu, co zbiegło się z okresem skrajnego globalnego ochłodzenia.

 

Bliźniak Wielkiego Kanionu może pomóc w dostarczeniu dowodów na to, że 1,1 mld lat temu współczesna Australia oraz zachodnie wybrzeże Ameryki Północnej były ze sobą połączone. Zdaniem naukowców to właśnie Tasmania jest kluczem do stworzenia pełnowymiarowego modelu pradawnej Ziemi.

 

 


Niezidentyfikowana łódź podwodna zauważona w pobliżu wybrzeża Szwecji

Szwedzka gazeta Dagens Nyheter poinformowała, że kilku naocznych świadków tego lata zauważyło łódź podwodną u wybrzeży Sztokholmu. Najpopularniejsza teoria głosi, że pojazd należał do rosyjskiej marynarki.

Gazeta informuje, że obserwacji dokonano 28 czerwca w godzinach porannych na północnym wschodzie od stolicy Szwecji. Grupa młodych ludzi, przebywających na obozie żeglarskim, dostrzegła bąbelki wydobywające się z wody.

 

Gdy łódź podwodna wynurzyła się, jeden z instruktorów zarejestrował ją przy pomocy telefonu komórkowego. Według świadków, pojazd był widoczny przez około 20 minut, po czym ponownie zniknął pod powierzchnią wody.

 

Grupa nie zgłosiła wówczas tego incydentu, ale szwedzki wywiad dowiedział się o obserwacji poprzez tzw. pocztę pantoflową, co potwierdził rzecznik sił zbrojnych. Zdarzenie wyszło na jaw dopiero teraz, ponieważ autor nagrania zdecydował się przesłać wideo do redakcji Dagens Nyheter

Gazeta przeprowadziła własne badania i ustaliła, że w tym czasie u wybrzeży Sztokholmu nie znajdowały się żadne szwedzkie okręty wojskowe lub cywilne. O opinię zapytano byłego szefa szwedzkiego wywiadu wojskowego, który przyznał, że w skali 1-5 (gdzie 1 to z całą pewnością łódź podwodna, a 5 to nie okręt podwodny) ocenia obserwację na 2, a więc prawdopodobną łódź podwodną.

 

Podejrzenia wielu błyskawicznie padły na Rosję, jako że w 2017 roku także zaobserwowano u wybrzeży Szwecji obiekt, który był najprawdopodobniej rosyjską jednostką wywiadowczą. Jeden z wykładowców Wyższej Szkoły Obrony w Sztokholmie przeanalizował film i ocenił, że kształt kiosku, a więc górnej części łodzi, wskazuje jednoznacznie na konstrukcję rosyjską...

 

 


Na świecie nie ma wystarczającej liczby warzyw i owoców, aby wyżywić ludzkość

Gdyby wszyscy ludzie na ziemi chcieli zdrowo się odżywiać, na świecie nie byłoby wystarczającej ilości owoców i warzyw, aby wyżywić całą populację. Zespół naukowców porównał globalną produkcję rolną z zaleceniami żywieniowymi dotyczącymi spożycia i stwierdził drastyczne niedopasowanie.

Badania opublikowane w czasopiśmie PLOS One opierały się na obliczeniu idealnych proporcji składników odżywczych na osobę. Zalecenia mówią, że nasza dieta powinna składać się w 50% z owoców i warzyw, w 25% z produktów pełnoziarnistych oraz w 25% z białka, tłuszczu i nabiału.

 

Następnie naukowcy obliczyli ile gruntów jest obecnie wykorzystywanych w rolnictwie i ile byłoby potrzebne, gdyby wszyscy przestrzegali zaleceń żywieniowych. Następnie prognozowali te liczby na rok 2050, kiedy globalna populacja ma osiągnąć 9,8 miliarda.

Badacze odkryli, że obecnie produkujemy dwanaście porcji produktów zbożowych na osobę, zamiast zalecanych ośmiu, pięć porcji owoców i warzyw zamiast piętnastu, trzy porcje tłuszczy zamiast jednej, trzy porcje białka zamiast pięciu oraz cztery porcje cukru, podczas gdy nie powinniśmy spożywać go w ogóle.

 

Ponieważ węglowodany są względnie łatwe w produkcji i mogą wyżywić wiele osób, kraje rozwijające się koncentrują się na uprawie zbóż. Kraje rozwinięte przez dziesięciolecia uprawiały głównie zboże i kukurydzę, aby stać się samowystarczalnym w kwestii produkcji żywności. Kraje te wydały również o wiele więcej pieniędzy na badania i innowacje tych upraw niż na warzywa i owoce.

Naukowcy stwierdzili również, że zmiana produkcji w celu dostosowania do dietetycznych zaleceń żywieniowych wymagałaby jedynie 50 milionów hektarów gruntów ornych, ponieważ owoce i warzywa wymagają mniej ziemi, niż uprawa zbóż, czy hodowla zwierząt.

 

Aby to osiągnąć, konsumenci musieliby jeść mniej mięsa, a sektor rolno–spożywczy musiałby produkować więcej białka roślinnego. Bez wprowadzenia żadnych zmian wyżywienie 9,8 miliarda ludzi będzie wymagało dodatkowe 12 milionów hektarów gruntów ornych i co najmniej miliarda hektarów pastwisk.

 

 


Złap ich wszystkich, czyli... katolicka wersja Pokemon Go

Kościół Katolicki na całym świecie przeżywa ostatnio poważny kryzys, związany głównie z oskarżeniami o pedofilię wśród księży. Najstarsza instytucja świata próbuje jednak nieco ocieplić swój wizerunek i zdobyć zainteresowanie młodego pokolenia... przy pomocy gry na smartfony.

Wszyscy zapewne słyszeli o Pokemon Go, a więc grze mobilnej polegającej na spacerowaniu i łapaniu stworków znanych z japońskiego anime. Aplikacja zdobyła wielką popularność na całym świecie, lecz nie należy oczekiwać, by jej katolicka odpowiedniczka w podobny sposób zawładnęła tłumem.

 

Follow JC Go to gra mobilna wzorowana na Pokemon Go, lecz z jedną, dość istotną różnicą. Celem gracza jest... złapanie świętych i innych ważnych biblijnych postaci.

 

Aplikacja została opracowana przez Fundación Ramón Pané, katolicką grupę z siedzibą na Florydzie. Watykan nie był bezpośrednio zaangażowany w powstawanie gry, lecz papież Franciszek został poinformowany o inicjatywie i podobno był pod wrażeniem idei połączenia technologii z Ewangelią.

Fani Pokemon Go będą z pewnością rozczarowani faktem, że w nowej grze nie będzie można walczyć z innymi użytkownikami. Niegłupim pomysłem byłoby przecież zwalczanie ateistów i bluźnierców lub wzięcie udziału w krucjacie...

 

Nie przewidziano również opcji ewoluowania swoich świętych, więc każdy kto liczył, że uda mu się wprowadzić Jezusa na wyższy poziom poprzez karmienie chlebem i rybami, musi obejść się smakiem. Do "expienia" świętych potrzebne będą za to modlitwy. Im częściej będziesz wysyłać daną postać do kościoła, tym szybciej zdoła ona wejść na wyższy poziom.

 

Zamiast walk na graczy będą czekały filozoficzne pytania, na które będzie trzeba odpowiedzieć, aby złapać napotkanego na ulicy świętego. Twórcy gry przyznają, że celem nie jest dążenie do bycia najlepszym, lecz refleksja i... zajrzenie w głąb swojej duszy.

 

Follow JC Go jest już dostępne do pobrania na urządzenia z systemem Android i iOS w hiszpańskiej wersji językowej. Twórcy zapowiedzieli, że niebawem gra zostanie wzbogacona również o kolejne języki, takie jak włoski, angielski czy portugalski.

 

 


Mężczyzna próbował wykraść z katedry w Salisbury Wielką Kartę Swobód

Mężczyzna został aresztowany podczas próby kradzieży z wystawy w katedrze w Salisbury, słynny brytyjski dokument, Wielką Kartę Swobód.

Jak poinformowała policja, złodziej próbował przy pomocy młotka zbić grubą szybę chroniącą cenny dokument. Mężczyzna chyba nie był świadomy, że takie działanie natychmiastowo uruchomi alarm. Szybka reakcja ochrony sprawiła, że nikt nie odniósł obrażeń, a żaden obiekt nie uległ zniszczeniu.

 

Mężczyzna został obezwładniony i powalony na ziemię podczas próby ucieczki. 45-latka aresztowano pod zarzutem próby kradzieży i napadu z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Mężczyzna został zabrany na komisariat, gdzie odbyły się przesłuchania, lecz do tej pory nie są znane motywy jego zachowania.

Warto przypomnieć, że Wielka Karta Swobód to dokument wydany przez króla Jana bez Ziemi w 1215 roku. Jest uważana za jeden z najbardziej znaczących manuskryptów prawnych w historii Wielkiej Brytanii. Do dziś zachowały się tylko cztery egzemplarze, a w najlepszym stanie znajduje się właśnie dokument przechowywany na wystawie w katedrze w Salisbury.

 

Wielka Karta Swobód była pierwszym aktem prawnym, który zapewniał każdemu prawo do sprawiedliwego i rzetelnego procesu sądowego. Niewątpliwie taki proces czeka teraz oskarżonego 45-latka...

 

 


Czy asteroida 3200 Faeton to kolejny obiekt spoza naszego układu słonecznego?

Jednym z najciekawszych wydarzeń 2017 roku było przybycie pierwszego obiektu międzygwiezdnego, uważanego najpierw za kometę, potem asteroidę, a przez niektórych nawet za obcy statek kosmiczny. Tymczasem, już w lipcu tego roku ogłoszono istnienie kolejnego obiektu tego typu w postaci komety C/2017 S3, która również miała przybyć spoza naszego układu słonecznego. Okazuje się, że do rodziny tych obiektów, już niedługo dołączy również odkryty jeszcze w 1983 roku obiekt 3200 Faeton.

Zgodnie z obecnymi teoriami naukowców, obiekt Oumuamua mógł stanowić fragment planety, która została zniszczona w wyniku śmierci gwiazdy z jej rodzimego układu gwiezdnego. Podczas gdy nie ma jeszcze co do tego pewności, odkrycia kolejnych obiektów gwiezdnych, które nie przypominają ani komet ani zwykłych asteroid zdecydowanie zbliżają nas do poznania prawdy na ten temat. Przypadek obiektu 3200 Faeton jest dość specyficzny, ponieważ tak ja wspominałem jego odkrycie miało miejsce jeszcze przed ponad 30 laty. 

Co ciekawe, zgodnie z informacjami na jego temat, była to pierwsza "asteroida" wykryta dzięki instrumentom na podczerwień w które wyposażona była satelita IRAS. Nazwa tego obiektu wywodzi się z kultury greckiej i została zaczerpnięta z imienia syna boga słońca Heliosa, który zginął powożąc jego słoneczny rydwan. Powodem dla takiego nazewnictwa jest fakt, że 3200 Faeton, zbliża się w kierunku słońca najbliżej ze wszystkich znanych nam obiektów kosmicznych. Mowa tu o odległości rzędu połowy dystansu z Merkurego na Słońce. Zgodnie z ostatnimi analizami, Faeton może być też odpowiedzialny za zachodzący corocznie deszcz Geminidów.

Biorąc pod uwagę te dość specyficzne cechy charakterystyczne tego obiektu, naukowcy rozważali przekwalifikowanie Faetona z asteoroidy, na obiekt spoza naszego układu słonecznego. Szansa na to nadeszła jeszcze w ubiegłym roku, kiedy to obiekt znajdował się najbliżej naszej planety od 1974 roku. Korzystając z nadarzającej się okazji, Teddy Kareta, (doktorant z Uniwersytetu w Arizonie odpowiedzialny za przeprowadzenie badania) przeanalizował dane z należących do NASA teleskopów na podczerwień. Jednostki z Hawajów oraz z Arizony umożliwiły mu na spojrzenie co faktycznie wyróżnia Faetona spośród innych ciał niebieskich.

Okazało się, że najbardziej wyróżniającą się cechą tego obiektu, jest jego ciemno niebieska barwa. Nie jest to wcale nowa informacja, jednak jeszcze do niedawna sugerowano iż może to oznaczać, że Faeton to w rzeczywistości fragment innej niebieskiej asteroidy Palli. Dopiero przeprowadzone niedawno badanie dowiodło, że współczynnik odbicia światła obydwu tych obiektów (tak zwane albedo) jest zupełnie inny. Co w rezultacie, ostatecznie wykluczyło to wyjaśnienie. Co więcej, dłuższa obserwacja Faetona dowiodła, że jego barwa nie ulega żadnym zmianom co dla naukowców, stanowi wskazanie, że jego powierzchnia jest zupełnie spalona czyniąc go jedynie odrobinę jaśniejszym niż węgiel.

Warty wspomnienia jest też ciągnący się za Faetonem ogon mniejszych obiektów, który ma być odpowiedzialny za deszcz Geminidów. Zdaniem Karety, trudno zaklasyfikować Faetona jako kometę, ponieważ nie składa się głównie z lodu. Uznanie go za asteroidę, również nie wchodzi w grę, ponieważ nie tego typu obiekty nie są zazwyczaj otoczone innymi mniejszymi obiektami. Szczególnie po przeleceniu w pobliżu Słońca. Sam badacz nie wyklucza, że obiekt mógł stanowić kiedyś kometę, jednakże z racji jego niezwykłej orbity zmienił się on w dość trudny do zaklasyfikowania obiekt kosmiczny.

Nie możemy jednak wykluczać, że dziwna natura Faetona, w pewnym sensie łączy się z niejasnymi cechami znanymi między innymi z obiektu Oumuamua. Zanim jednak okrzykniemy go jako kolejny "Obcy" obiekt w naszym układzie słonecznym, warto poczekać na misję japońskiej agencji kosmicznej JAXA, która zamierza zbadać jego powierzchnie podczas specjalnej misji planowanej na 2022 rok. 


Francja zakazuje stosowania pestycydu po serii tajemniczych zachorowań rolników

Francuski rząd w piątek podjął decyzję o wprowadzeniu trzymiesięcznego zakazu stosowania popularnego pestycydu po tym, jak kilkudziesięciu rolników zachorowało w zachodniej części kraju.

Zakazana substancja jest powszechnie znana jako metam sodowy. Według wstępnych badań to właśnie ten pestycyd mógł przyczynić się do uszczerbku na zdrowiu rolników w pobliżu miasta Angers, którzy skarżyli się na pieczenie oczu i problemy z oddychaniem. 

 

Warto zaznaczyć, że region wokół Angers słynie z wytwarzania roszpunki warzywnej, niezwykle popularnej we Francji oraz innych krajach europejskich. Producenci często wykorzystują metam sodowy do ochrony roślin przed owadami. Okazuje się jednak, że substancja może równie skutecznie odstraszać ludzi.

Metam sodowy jest jednym z najpowszechniej stosowanych pestycydów w Europie i USA, pomimo iż amerykańska Agencja Ochrony Środowiska już jakiś czas temu uznała środek za "prawdopodobny czynnik rakotwórczy", który nie powinien być wykorzystywany na roślinach.

 

Urzędnicy sugerują, że pestycyd mógł zostać niewłaściwie zastosowany na terenie, który był wówczas zbyt suchy ze względu na wysokie temperatury panujące we wrześniu. Spośród 61 odnotowanych przypadków zachorowań, 17 osób musiało zostać hospitalizowanych.

 

Metam sodowy jest dopuszczony do użytku na terenie Unii Europejskiej do 2022 roku. Wówczas miał odbyć się kolejny przegląd pestycydu pod kątem jego bezpieczeństwa dla ludzi. Być może najnowsze wydarzenia skłonią unijnych oficjeli do szybszego przyjrzenia się sprawie.

 

 


Czy na Marsie doszło do erupcji wulkanicznej?

Mars znalazł się ostatnio w centrum uwagi środowisk związanych z teoriami spiskowymi. Pojawiły się pogłoski o ogromnej erupcji wulkanu na tej planecie?

 

Zwrócono uwagę na tajemniczą smugę zauważoną na zdjęciach z  października bieżącego roku, które zostały przesłane na Ziemię przez sondę Mars Express, należącą do europejskiej agencji kosmicznej ESA. Chodzi konkretnie o serię zdjęć z kamery Visual Monitoring Camera (VMC), obsługującej system Mars Webcam.

Zdaniem niektórych te zdjęcia pokazują erupcję wulkanu Arsii Mons na Marsie, który, według naukowców pozostaje nieaktywny od milionów lat. Nikt tego nie skomentował i nagle zaczęły się psuć różne sprzęty takie jak łazik Curiosity na Marsie i kosmiczne teleskopy. Nie potrzeba więcej aby rozkwitła konkretna teoria spiskowa.

KIlka tabloidów podchwyciło temat sugerując, że NASA z jakiegoś powodu chce ukryć odkrycie na Marsie. Jako dowód pokazywano właśnie zdjęcie wykonane przez Mars Express orbitującego wokół tej planety. Trzeba przyznać, że to naprawdę wygląda jak wybuch wulkanu. Wyraźnie widoczny jest pióropusz pyłu wulkanicznego i gazów, którego szlak ciągnie się od wulkanu na dużej odległości.

Zmuszeni do wypowiedzenia się w temacie naukowcy twierdzą, że to może wyglądać, jak wybuch wulkanu, ale w rzeczywistości jest to chmura lodu i wody, która skrapla się na górze Arsia Mons, jednym z największych tarczowych wulkanów Marsa. Oczywiście to wyjaśnienie nie jest uważane za wystarczające dla zwolenników teorii spiskowych. 

Wulkan Arsia Mons na Marsie

 


Według raportu Eurostatu, Polska przyjmuje najwięcej imigrantów z wszyskich krajów europejskich

Jak wynika z najnowszego raportu Eurostatu W całej Unii Europejskiej wydano w 2017 roku o 4 proc. więcej pozwoleń na pobyt dla obywateli spoza Unii Europejskiej. Co ciekawe liderem w przyjmowaniu imigrantów jest Polska! To kolejny dowód, że PiS prowadzi tajną akcję podmiany populacji naszego kraju.

 

Imigracja do Polski opiera się na kłamstwie. Formalnie Polska nie przyjmuje żadnych imigrantów, a zwłaszcza z krajów islamskich. Jednak realnie jesteśmy liderem pod względem liczby wydanych pozwoleń na pobyt w Unii Europejskiej. 

 

Polskie władze wydały w 2017 roku aż 683 tys. zezwoleń na pobyt. Imigranci zarobkowi to według raportu około 87 proc. z tej liczby przybyszów. Oczywiście wśród imigrantów zarobkowych dominują Ukraińcy. W 2017 r. Formalnie przybyło ich 585 tys. Oznacza to, że poza Ukraińcami mamy w Polsce około 100 tysięcy przybyszów z innych krajów. Z jakich? 

Na to pytanie raport nie odpowiada wprost, ale sądząc po tym, co Polacy sami zauważają, to te 100 tysięcy musieli w części zasilić imigranci z Azji, w tym z krajów islamskich. Przypomnijmy, że PiS wygrał ostatnie wybory parlamentarne, bo obiecywał, że nie przyjmie raptem 7 tys. nielegalnych imigrantów wciskanych nam przez Niemców. 

 

Teraz ci sami politycy przyjmują nie tysiące, a dziesiątki tysięcy Azjatów po prostu nie nazywają ich uchodźcami. Dodatkowo, mając za nic intelekt Polaków, przekonują, że ulice polskich miast zapełniają się osobami o ciemnej karnacji, gdyż są to turyści i studenci, którzy chcą zwiedzić Polskę. 

Cynizm partii rządzącej w każdej możliwej kwestii jest wręcz nieograniczony zatem nie dziwi zupełnie fakt, że podczas ostatniej kampanii wyborczej PiS jednocześnie ściągał do Polski uchodźców ekonomicznych i straszył nimi sugerując, że to ich koledzy z PO chcą imigrantów. 

 

Raport Eurostatu dobitnie udowodnił, że PiS oszukał społeczeństwo w zakresie imigracji. Nie odbyła się żadna dyskusja na temat tego czy Polacy życzą sobie podmiany populacji. Nikt nie tłumaczył, że to konieczne, dla naszej gospodarki. Po prostu ktoś podjął po cichu decyzje. 

Najpierw, aby z Polski zrobić Ukrainę poprzez wypuszczenie milionów Ukraińców, a teraz jeszcze do tego zafundowano nam multikulti na wzór zachodni. Prawdopodobnie planowano to objawić społeczeństwu gdy się zorientuje po pierwszym zamachu. 

 

Niestety niewielką pociechą jest to, że mamy w Polsce wielomilionową diasporę ukraińską. Władze Ukrainy są wrogo nastawione do Polski, formalnie nazywając nas okupantami i gloryfikując nazistowskich zbrodniarzy, banderowców, jako bohaterów Ukrainy. 

 

Można powiedzieć, że Polacy w związku z napływem Ukraińców czują się teraz podobnie do Brytyjczyków, których sami przecież zalaliśmy milionami imigrantów, w pierwszych latach uczestnictwa w Unii Europejskiej. Jednak jest pewien drobny szczegół, różnica w obu tych sytuacjach. 

 

Polacy od wieków byli brytyjskimi sojusznikami. Najlepiej udowodnili to podczas bitwy o Anglię gdy walczyli z Niemcami uniemożliwiając im podbój wysp brytyjskich. Ukraińcy z kolei zdradzili Polaków, związali się z niemieckimi nazistami i zaczęli eksterminację polskiego narodu zamieszkującego kresy wschodnie.

Dzisiaj to ludobójstwo stanowi akt założycielski narodu ukraińskiego. Incydenty takie jak obudowanie dyktą lwów przed Cmentarzem Orląt Lwowskich, a teraz domaganie się ich demontażu jako symbole imperializmu polskiego, wskazują jasno na to, że nie ma tam cienia skruchy za wymordowanie setek tysięcy naszych rodaków, a wręcz przeciwnie, nienawiść do Polaków pozostała na Ukrainie bardzo silna . 

Można powiedzieć, że zostaliśmy w Polsce załatwieni i nawet nie wiemy kiedy to się stało. Po prostu obudziliśmy się w sytuacji gdy szerokim strumieniem wlewają się do Polski dwie rzeki: Ukraińców i Azjatów.

 

Obie te diaspory pełne są uczciwie pracujących ludzi, których nie interesuje polityka, ale z pewnością w tej masie znajdą się jednostki, które wygenerują z czasem problemy dla Polski, wystarczy tylko na to poczekać. Zwłaszcza, że te rzeki cały czas wzbierają. 

 

 

 


Na Antarktydzie odkryto więcej prostokątnych gór lodowych

Niedawno pisaliśmy o zaobserwowaniu góry lodowej o niezwykłym kształcie prostopadłościanu. Choć dokumentowano już wcześniej podobne przypadki, to zdjęcia przedstawiające górę lodową robią w sieci niemałą sensację. Okazuje się, że jest więcej takich gór, i co ciekawsze, znajdują się one bardzo blisko siebie.

Jeremy Harbeck, naukowiec z NASA, udostępnił zdjęcie, które podbiło Internet. Po tym jak cały świat zdumiał się nad niezwykłością prostokątnej góry, nowe zdjęcie Harbecka pokazało, że nie jest ona wcale taka wyjątkowa. Fotografia wykonana z pokładu samolotu przedstawia widok na jeszcze jedną prostopadłościenną górę lodową,, którą można zobaczyć za silnikami maszyny.

Obie góry o ciekawym kształcie powstały z tego samego lodowego giganta A68, który jest wielkości amerykańskiego stanu Delaware – ma ok. 6,5 tysiąca kilometrów kwadratowych. Co ciekawe, Jeremy Harbeck był bardziej zainteresowany właśnie górą A68. Nie przypuszczał, że Internautom o wiele bardziej do gustu przypadną prostokątne góry lodowe.

 

Oczywiście góry te nie zachowają swojego kształtu na zawsze. Ostre i równe krawędzie występują tylko u świeżo utworzonych obiektów. Erozja wietrzna i uderzenia fal z czasem upodobnią je do częściej spotykanych gór lodowych, co nie zmienia faktu, że mają one teraz swoje 5 minut.


Gigantyczny wyciek ropy trwający od 2004 roku może spowodować największą w historii katastrofę ekologiczną

Wyciek ropy z platformy wiertniczej Deepwater Horizon  z 2010 r. stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych katastrof ekologicznych na całym świecie. Jednak z dala od kamer telewizyjnych i publicznego sprzeciwu, ma miejsce kolejny wyciek, który może okazać się jednym z największych w historii Stanów Zjednoczonych.

„Wyciek Taylora” rozpoczął się w Zatoce Meksykańskiej, około 16 kilometrów od wybrzeży Luizjany już w 2004 roku. Wyciek nastąpił po tym, jak huragan Ivan spowodował kolizję łodzi podwodnej z lądem. Po 14 latach tylko dziewięć z 25 studzienek zostało uszczelnionych, a wyciekająca ropa wciąż jest wypuszczana do oceanu. Za katastrofę odpowiedzialna była kompania naftowa Taylor Energy.

Dochodzenie przeprowadzone przez Associated Press w 2015 r. wykazało, że wyciek oleju może mieć gigantyczne rozmiary. Najnowsze sprawozdanie donosi, że oficjalne raporty sporządzone przez naukowców mówią o przecieku rzędu 37 tys. do 113 tys. litrów dziennie.

 

Co ciekawe, opinia publiczna dowiedziała się o wycieku w 2010 roku, w związku z badaniem wycieku z platformy Deepwater Horizon. Potwierdziły to zdjęcia satelitarne, jednak sprawa została zbagatelizowana.

Spółka Taylor Energy sprzedała wszystkie swoje aktywa Samsung C&T Corporation i Korea National Oil Corporation w 2008 roku. Sporządzono umowę o wartości 666 milionów dolarów, które miały w dużej mierze zostać wykorzystane na zahamowanie niebezpiecznego wycieku. Obecnie trwa spór prawny nad pozostałymi 423 milionami dolarów, które nie zostały przeznaczone na ten cel.