Nie jest wielkim odkryciem stwierdzenie, że wschodnie wybrzeże USA jest skazane na zalanie przez rosnący poziom wody. Do tej pory naukowcy myśleli, że nastąpi to za kilkaset lat. Ostatnio odkryto,  że poziom wody w okolicy wielkich amerykańskich miast rośnie bardziej niż by się tego spodziewano. Gdyby ten trend się utrzymał to zalanie Nowego Jorku będzie kwestią dziesięcioleci a nie stuleci.

Prowadzone eksperymenty i stworzone modele komputerowe zdają się potwierdzać to, co obserwują badacze. Jak się okazało w okolicy północno-wschodniego wybrzeża Ameryki Północnej poziom wody podnosił się cztery razy szybciej niż średnia wszystkich oceanów. Oprócz Nowego Jorku zagrożone są takie miasta jak Baltimore, Filadelfia czy Boston.

Według naukowców za anomalię odpowiada Prąd Zatokowy. Dopóki jego prędkość była na odpowiednim poziomie utrzymywał się układ równowagi strumieni Golfsztromu. W ciągu ostatnich lat prędkość Prądu Zatokowego zmalała, co spowodowało restrukturyzację prądu i jego odsunięcie. Efektem jest wzrost poziomu wody w okolicach wybrzeża i spadek w centrum.

Jak wynika z obserwacji poczynionych w ostatnim dziesięcioleciu głębokość wody, która przepływa w okolicy Nowego Jorku wzrosła o 10 centymetrów a w niektórych miejscach nawet więcej. Jak wynika z danych tendencja wzrostowa jest utrzymana. Podtapianie Nowego Jorku jest konsekwencją zmian, które mogły zostać spotęgowane przez wyciek ropy w Zatoce Meksykańskiej.

Zmiany przepływu Prądu Zatokowego to bardzo poważny problem gdyż mogą być czynnikiem wspomagającym zmiany klimatyczne. Może to być ekstremalne ciepło i bardzo sroga zima. Zakłócenia Golfsztromu mogą nieść opłakane skutki. Trudno sobie wyobrazić technologię, która mogłaby odwrócić te zmiany. Prawdopodobnie zostaną podjęte próby zachowania miast na lądzie, ale rozwój wypadków jest tak szybki, że może już być za późno na reakcję i trzeba się będzie przystosować.