Listopad 2013

Usuwanie prętów paliwowych Fukushimie przebiega prawidłowo

Pierwsza partia prętów paliwowych przechowywanych na dachu uszkodzonego reaktora numer 4 w elektrowni Fukushima Daiichi została usunięta w czwartek, 21 listopada. Ta ekstremalnie niebezpieczna operacja dotychczas przebiega zgodnie z założeniami.

 

Na powierzchnię udało się sprowadzić 22 z ponad 1500 prętów paliwowych znajdujących się w basenie na reaktorze. W sumie trzeba stamtąd usunąć aż 400 ton radioaktywnego paliwa. Jeśli tempo prac będzie postępowało tak jak dotychczas to cały basen może zostać opróżniony w ciągu półtora roku. Poprzednio sądzono, że uda się to do końca przyszłego roku.

 

Usunięcie prętów paliwowych jest konieczne, ponieważ gdyby doszło do poważnego trzęsienia ziemi w tym regionie, czego nie można wykluczać, to rozpad basenu z prętami i ich upadek z wysokości trzeciego piętra, byłby tragedią bez precedensu, która mogłaby wywołać skażenie całej półkuli północnej i to na dużo większą skalę niż miało to miejsce w marcu 2011.

 

W samej elektrowni zniszczone są trzy z sześciu reaktorów. Sytuacja w ich obrębie jest rzekomo ustabilizowana, ale władze Japonii stwierdzają, że na ich demontaż trzeba będzie poczekać nawet 40 lat. Reaktor numer 4, na którego dachu znajduje się zużyte paliwo nie pracował w marcu 2011 roku i dlatego można tam prowadzić prace, co jest niemożliwe w przypadku reaktorów 1 do 3. Za to reaktory 5 i 6 są w dobrym stanie i zastanawiano się nawet nad ich ponownym włączeniem, ale ostatecznie zdecydowano, że również one będą zdemontowane.

 


Przebiegunowanie pola magnetycznego Ziemi nie musi być zabójcze dla organizmów żywych

Ogólnie uznawana teoria zakłada, że życie istnieje na Ziemi dzięki temu, że nasza planeta posiada silne pole magnetyczne, które skutecznie odcina dostęp do powierzchni dla promieniowania kosmicznego. Okazuje się jednak, że może to być nie do końca prawdziwe.

 

Przebiegunowanie ziemskiego pola magnetycznego bywa często przedstawiane, jako potencjalna katastrofa dla naszego gatunku. Ostatnie takie zdarzenie miało miejsce wtedy, gdy ludzi nie było jeszcze na Ziemi. Miało to miejsce 780 tysięcy lat temu i bywa nazywane od nazwisk odkrywców przebiegunowaniem Brunhesa–Matuyamy. To właśnie na bazie tych ustaleń stwierdzono, że proces ten jakkolwiek cykliczny, trwa bardzo długo. Odwrócenie biegunowości pola zajęło wtedy około 10 tysięcy lat.

 

Okazuje się jednak, że 41 tysięcy lat temu również doszło do takiego zdarzenia zwanego wydarzeniem Laschampa. Wtedy przebiegunowanie wystąpiło bardzo szybko w geologicznej mierze, bo po niespełna 250 latach. Według wszelkich danych, wtedy na Ziemi byli już ludzie, a skoro istniejemy to znaczy, że to przetrwali. Badania wykazały, że ani flora, ani fauna naszej planety, nie zareagowała dramatycznie na fakt osłabienia ziemskiej magnetosfery.

 

To prowadzi do konkluzji, że nawet w okresie znacznego osłabnięcia pola magnetycznego, promieniowanie kosmiczne nie było w stanie wyrządzić daleko idących strat. Kłuci się to jednak z uznawanymi teoriami, chyba, że dodamy do tego inny parametr ochronny, atmosferę.

 

Z symulacji wynika, że odpowiednio gruba atmosfera jest w stanie ochronić organizmy żywe mimo braku ochrony magnetycznej. Zdaniem naukowców zupełny brak ziemskiej magnetosfery spowodowałby najwyżej dwukrotny wzrost ilości promieni kosmicznych docierających do powierzchni Ziemi. Jednak gdyby nasza atmosfera stała się cieńsza o 10% to ten wzrost wyniósłby już 1600 razy i nie skończyłoby się to szczęśliwie.

 

 

 

 

 


Atak zimy w Rumunii i Bułgarii, wystosowano ostrzeżenia dla ludności

Zima na dobre zawitała do Europy. Jednak opady, jakich doświadczamy w naszym kraju są igraszką z tymi, które dotknęły Rumunii i Bułgarii. W krajach tych wystosowano specjalne ostrzeżenia o niebezpieczeństwie.

 

Ze względu na obfite opady śniegu w pięciu regionach Bułgarii wystosowano ostrzeżenia w formie kodu pomarańczowego, a w dziesięciu w formie kodu żółtego. Oznacza to, że pogoda może być niebezpieczna dla mieszkańców. Sytuację pogarsza fakt, że obfitym opadom śniegu towarzyszy bardzo silny wiatr.

 

Podobnie wygląda sytuacja w Rumunii, gdzie, jako przyczynę ogłoszeniu kodu żółtego dla określenia zagrożenia, podano dodatkowo gwałtowny spadek temperatury powietrza. Zamknięto kilka autostrad, zwłaszcza prowadzących w regiony górskie. Ostrzega się również przed wiatrem wiejącym z prędkością do 80 km/h. W niektórych miejscach spadło już ponad pół metra śniegu.

 

 

 


Bombowce USA znalazły się nad spornymi wyspami na Morzu Wschodniochińskim

Przed kilkoma dniami Chiny poinformowały o ustanowieniu strefy obrony powietrznej, która rozciągała się na teren spornych wysp zwanych przez Japończyków Senkaku. Wczoraj bez porozumienia z Pekinem w obszar ten wleciały dwa amerykańskie bombowce B-52.

 

Chińczycy oczekiwali, że każdy statek powietrzny, który znajdzie się w wytyczonej przez nich strefie będzie się komunikował oficjalnymi kanałami w celu potwierdzenia zgody na jego obecność. Krok Pekinu spotkał się ze zdecydowaną reakcją Japonii, oraz Korei Południowej, której terytorium również znalazło się w strefie. Wczoraj sprzymierzeniec obu tych gospodarczych potęg, czyli USA pogwałciło chińskie zalecenia wlatując demonstracyjnie w zakazany obszar i to bombowcami strategicznymi.

 

Wcześniej Chińczycy ostrzegali, że każdy samolot, który bez uzgodnień znajdzie się w wytyczonym obszarze, zostanie przechwycony przez ich lotnictwo. Amerykanie swoim demonstracyjnym przelotem wykonali pokerowy gest, "sprawdzam". Okazało się, że nie było zapowiadanej reakcji ze strony Chin. To ośmieliło Japończyków, którzy polecili, aby ich narodowi przewoźnicy lotniczy, Japan Airlines oraz All Nippon Airlines, zaprzestali identyfikowania się w momencie przelotu przez strefę. Kierownictwo tych firm zapowiedziało, że zaprzestaną tych procedur od środy.

 

Na Morzu Wschodniochińskim rośnie konflikt, który pozornie jest wyeskalowany za bardzo w stosunku do wartości kamienistych wysp. Nawet argument w postaci znalezionych w okolicy Senkaku paliw kopalnych nie wydaje się być wystarczającym do wszczynania tak poważnej awantury, jaka się tam szykuje. Faktem jest jednak, że sporne wyspy mogą zapoczątkować konflikt militarny, w który uwikłane będą trzy największe gospodarki świata, w kolejności USA, Chiny i Japonia.

 

 

 


Ludzkość może się ochronić nawet przed wielkimi asteroidami, tylko trzeba umieć je wykryć

Jeszcze rok temu, gdy ktoś mówił o ryzyku kolizji z asteroida nikt nie traktował tego poważnie. Wiele zmienił spektakularny upadek asteroidy czelabińskiej z  15 lutego tego roku. Nagle okazało się, że jest to realne zagrożenie. Wydarzenie to rozpoczęło tez ogólnoświatową dyskusję na temat naszego bezpieczeństwa w kosmosie.

 

Ludzkość posiada odpowiednią technologię, aby zniwelować zagrożenie, jakie może stanowić dla naszej planety nawet duże ciało niebieskie, które znajdzie się na kursie Ziemi. Możemy sobie poradzić nawet z 10 kilometrowymi skałami kosmicznymi jak ta, która spadła 65 milionów lat temu niszcząc habitat dinozaurów. Aby ochronić się przed takim ciałem niebieskim można użyć wielu statków kosmicznych, które wpadając na nie poprzez siłę kinetyczną wpłynęłyby na jej trajektorię. Bez wątpienia w przypadku takiego realnego zagrożenia koszty zostaną zepchnięte na plan dalszy.

 

Problem jednak polega na tym, że aby działać trzeba być w stanie wykrywać takie zagrożenia, a z tym nie jest najlepiej. Świadczy o tym chociażby kompromitujące dla wszystkich agencji kosmicznych przeoczenie wspomnianej asteroidy, która spadła na Uralu w Rosji. Można, zatem powiedzieć, ze kluczem do obrony Ziemi jest zdolność wczesnego wykrywania zagrożeń i nie mówimy o tygodniach do impaktu, ale o latach.

Kwestia niezdolności do wykrywania takich zagrożeń przykuwa uwagę niektórych organizacji. Powstają nawet specjalne inicjatywy jak kierowana przez dawnego astronautę Eda Lu Fundacja B612. Jej głównym celem jest obrona Ziemi przed kosmicznymi zagrożeniami. Właśnie z tego powodu fundacja zamierza umieścić w kosmosie specjalny prywatny teleskop, Sentinel, który już od 2018 roku będzie wypatrywał i katalogował wszystkie obiekty NEO ( Near Earth Object). Spodziewane jest wykrycie ponad pół miliona asteroid w bezpośredniej okolicy Ziemi.

 

 


Arktyczna "bomba metanowa" jest bardziej niebezpieczna niż uważano dotychczas

Jak wynika z najnowszych badań naukowych, emisje metanu z Arktyki są dużo większym zagrożeniem dla klimatu Ziemi niż sądzono dotychczas. Alarmistyczne wyniki badań opublikowano właśnie w czasopiśmie Nature Geoscience.

 

Metan jest bardzo silnym gazem cieplarnianym, wywierającym wielokrotnie większy wpływ na ziemski klimat niż znienawidzony przez niektórych ekologów dwutlenek węgla. Rocznie w wyniku wydostawania się hydratów metanu do atmosfery jest emitowane nieustalona liczba ton metanu. Większość tych emisji następuje w wyniku rozmarzającej wiecznej zmarzliny, w której metan jest uwięziony.

 

W ekologicznym szaleństwie nakierowanym na ograniczenie emisji dwutlenku węgla zupełnie zapomina się o takim szczególe jak niekontrolowane uwalnianie się do atmosfery metanu. Ma on jednak kluczowe znaczenie nie tylko dla arktycznego, ale również dla światowego klimatu. Uwolnienie metanu zmagazynowanego w formie hydratów w wiecznej zmarzlinie może uruchomić reakcję łańcuchową w wyniku, której nastąpi do ocieplenia, co w rezultacie spowoduje jej jeszcze większe rozmarzanie. Proces taki jest praktycznie nie do zatrzymania.

 

To, co mogą zrobić uczeni to dokonanie oceny ryzyka. Mimo, że metan rozkłada się w atmosferze stosunkowo szybko, bo już w ciągu dekady, badacze podkreślają, że gaz ten wywołuje ocieplenie aż 30 razy bardziej niż dwutlenek węgla. Oprócz wiecznej zmarzliny na Syberii emisja metanu następuje też z mórz w strefie arktycznej. Z powierzchni akwenów w obrębie syberyjskiego szelfu od dłuższego czasu emitowane są pęcherzyki gazu. Po raz pierwszy wykryto je w 2003 roku, ale badania prowadzone przez rosyjskich naukowców wskazują na to, że problem nadal występował do 2012 roku, a pewnie ma miejsce również obecnie.

 

Przyczyna tkwi w relatywnie niewielkiej głębokości tamtych wód. Gdy emisja metanu następuje na dużej głębokości gaz może się wchłonąć w wodzie tak, że do powierzchni przedostaje się tylko niewielka jego cześć. W okolicy szelfu syberyjskiego nie ma odpowiedniej głębokości, dlatego dostaje się on do atmosfery. We wspomnianym powyżej artykule prasowym padają sugestie, że emisje metanu z wody są powszechniejsze niż z lądu. Naukowcy uważają, że uwolnienie całego metanu zgromadzonego w obrębie szelfu syberyjskiego spowodowałoby podniesienie globalnej temperatury o 0,6 stopnia. Uczeni nie mają wątpliwości, że byłaby to potężna katastrofa.

 

 

 


Nietypowe zachowanie ptaków w Naddniestrzu

Mieszkańcy znajdującego się między Ukrainą a Mołdawią Naddniestrza donoszą o anomaliach w zachowaniu ptaków zamieszkujących ten region. Dotyczy to przede wszystkim wróbli, które znane są z tego, że bywają bardzo płochliwe. Tym razem zupełnie przestały reagować na obecność ludzi.

 

Świadkowie twierdza, że dziwne zachowanie ptaków zauważyli podczas wycieczki rowerowej po okolicy. W jednej z miejscowości zaobserwowano stado kilkudziesięciu wróbli, które zupełnie nie reagowały na zbliżanie się ludzi. Ptaki były tez wyraźnie spowolnione, jakby pozostawały pod wpływem czegoś bliżej niesprecyzowanego.

 

W przypadku tak niezwykłego zachowania ptaków pierwsza teoria zawsze zakłada zatrucie, lub wirusa działającego na określoną populację. Aby jednak mówić o tym, jako przyczynie nietypowego zdarzenia konieczne są pogłębione badania naukowe. Sprawa wypłynęła na lokalnych profilach popularnych serwisów społecznościowych, ale nie wiadomo nic na ten temat czy zainteresuje się tym jakikolwiek instytut naukowy.

 

 


Rząd Angoli zdelegalizował islam, wszystkie meczety mają zostać zburzone

Była kolonia portugalska Angola, a obecnie państwo w zachodniej Afryce, zdelegalizowała Islam. Jako przyczynę podaje się prześladowania chrześcijan w islamskich krajach Afryki.

 

Prezydent Angoli, Jose Eduardo dos Santos, oświadczył, że nastąpił definitywny koniec islamu w rządzonym przez niego kraju. W sumie aż 95% z 20 milionów mieszkańców tego kraju to chrześcijanie. Wyznawcy islamu docierają do tego kraju z państw ościennych.

 

Władze Angoli nie żartują i wydano nakaz zamknięcia wszystkich meczetów w tym kraju. Następnym etapem ma być ich wyburzenie. Rządzący Angolą politycy twierdzą, że wiara muzułmańska jest zupełnie sprzeczna z kulturalnym dziedzictwem ich narodu.

 

Poza tym radykalny krok argumentuje się specyfiką islamu, która uniemożliwia normalne koegzystowanie wyznawców tej religii w społeczeństwie. Delegalizacja islamu to pierwszy taki krok na świecie podjęty w imię troski o dobro chrześcijańskiego społeczeństwa. To pierwszy kraj świata, który dostrzega nierównowagę między pozycją chrześcijan w krajach islamskich a muzułmanów w krajach o chrześcijańskim rodowodzie.

 

 

 


Fizycy planują budowę jeszcze większego Zderzacza Hadronów, VLHC

Kilka miesięcy temu ujawniono nowy projekt budowy maszyny VLHC (tj. Bardzo Wielki Zderzacz Hadronów) kilkakrotnie większej od obecnego akceleratora LHC. Naukowcy uważają iż plan, choć jest bardzo odległy, może się powieść pod warunkiem że nie będzie kosztował więcej niż 10 miliardów dolarów.

 

Akcelerator LHC, który został uruchomiony w 2008 roku, zdołał odkryć bozon Higgsa, czyli cząstkę nadającą masę. Całkowity koszt budowy tej maszyny wyniósł około 5 miliardów dolarów i wygląda na to, że powstanie jego jeszcze bardziej rozbudowana wersja. Projekt przedstawiony kilka miesięcy temu w Minneapolis w USA zakłada iż planowany VLHC będzie posiadał 80-100 kilometrowy tunel i będzie działał z energią wynoszącą 100 TeV (teraelektronowoltów). Dla porównania jest to o 86 TeV więcej od obecnego LHC.

Plany budowy tego urządzenia są jednak bardzo odległe a według Jonathana Rosnera, jednego z organizatorów konferencji w Minneapolis, wciąż jest zbyt wcześnie aby otwarcie mówić o VLHC. Obecne pieniądze przeznaczone są na rozbudowę akceleratora LHC, który został wyłączony na 2 lata i będzie udoskonalany tak aby osiągnąć maksymalne energie zderzeń. Planowane jest również zbudowanie International Linear Collider w Japonii, natomiast amerykańscy fizycy chcą poprowadzić projekt z wykorzystaniem bardzo intensywnych strumieni neutrino, generowanych w Fermi National Accelerator Laboratory.

 

Naukowcy wierzą, że jeszcze do 2020 roku zdobędą nowe dane, które pomogą zaprojektować VLHC a praca z tak wielkimi energiami może przynieść rozwiązanie kolejnych zagadek. Maszyna będzie jednak potrzebowała magnesów generujących pole magnetyczne rzędu 20 tesli. Najlepszym materiałem do ich budowy może być stop niobu i cyny, który jest bardzo drogi a magnesy musiałyby być schładzane do temperatury poniżej -255 stopni Celsjusza.

 

Co ciekawe, organizacja CERN również posiada własne plany co do budowy VLHC. Maszyna ta będzie posiadała prawdopodobnie te same parametry i może znajdować się częściowo pod jeziorem Genewskim na terenie Francji i Szwajcarii. Jak twierdzi fizyk Michael Benedikt, budowa tej ogromnej maszyny może rozpocząć się po roku 2020, tak aby była gotowa do uruchomienia gdy w 2035 obecny LHC zakończy już swoją pracę.

 

 

Wiadomość pochodzi z portalu tylkonauka.pl

 

 


W Rosji zakazano reklamy aborcji

Prezydent wyludniającej się w zastraszającym tempie Rosji, Władimir Putin, podpisał ustawę, która m.in. zakazuje reklamowania aborcji. W kraju tym przez bardzo długi czas aborcja była traktowana jak zwykły zabieg i do dzisiaj znajduje się ona często na liście usług rozmaitych placówek.

 

Ponadto wprowadzono bardziej rygorystyczne wymogi dotyczące reklamy medycyny ludowej. Zabroniono również kampanii reklamowych, obejmujących dystrybucję próbek leków zawierających środki odurzające i substancje psychotropowe.

 

Za nielegalne propagowanie praktyk medycyny ludowej przewidziano karę od 2 do 4 tysięcy rubli. W poniedziałek Putin podpisał również ustawę, która umożliwia sądom wysyłanie narkomanów i osób uzależnionych od psychotropów na przymusowe leczenie.

 


 


Astronomowie twierdzą, że kometa ISON ulega fragmentacji

Pojawia się coraz więcej informacji wskazujacych na możliwą fragmentację komety ISON. Według tych doniesień nie można liczyć na to, że zobaczymy kometę widoczną nawet o poranku. Wieści o rozpadzie komety ISON nie są jeszcze potwierdzone, ale zaczyna o tym wspominać coraz więcej źródeł.

 

Już 3 grudnia tego roku jasność komety ISON może osiągnąć taki poziom, że nawet chwile po wschodzie Słońca może być widoczny warkocz, co byłoby widokiem zaiste niezwykłym. Wszystko to może być jednak niemożliwe, jeśli kometa ISON rzeczywiście uległa dzisiaj fragmentacji.

O rzekomej fragmentacji komety ISON można przeczytać na naukowych forach. Według tych doniesień pomiędzy 21 a 25 listopada dokonywano licznych obserwacji za pomocą radioteleskopu IRAM. W ich wyniku wykryto wielokrotne, osłabienie emisji z jądra, w tym obficie wydzielającego się cyjanku wodoru. Przyczynił się do tego również polski astronom Michał Drahus. 

Według znanych modeli drastyczne zmniejszenie emisji może oznaczać fragmentację komety lub kończącą się aktywność tego obiektu. Ta druga możliwość oznaczałaby przekształcenie się C/2012 S1 ISON z komety w asteroidę. Początkowo kometa miała osiągnąć oszałamiająca jasność -13 ale obecnie zmieniono te przewidywania do -3. Najjaśniej zaświeciła do tej pory z magnitudą +4. Nie sprostanie oczekiwaniom może oznaczać, że znajduje się tam znacznie mniej wody i innych substancji chemicznych.

Nie wiadomo, co tak naprawdę dzieje się teraz z kometą. Znajduje się on tylko kilka stopni ponad Słońcem, co czyni jej obserwacje bardzo trudną. Aby przekonać się, co się tam dzieje będziemy potrzebowali danych z obserwatoriów astronomicznych w kosmosie. Już obecnie ISON wszedł w zasięg satelity STEREO A ale za kilka dni pojawi się na wszystkich możliwych obserwatoriach solarnych z SOHO, SDO i drugim STEREO włącznie.

Foto: Damian Peach

 

 

 

Wiadomość pochodzi z serwisu tylkoastronomia.pl


Nietypowe i silne trzęsienia ziemi w okolicach Falklandów

Bardzo silne i płytkie trzęsienie ziemi wystąpiło dzisiaj w okolicy Falklandów, na południowym Atlantyku. Magnituda wstrząsów doszła do 7 stopni w skali Richtera.

 

Głębokość tego wstrząsu wyniosła tylko 10 kilometrów pod dnem morza. Epicentrum znajdowało się około 300 kilometrów od stolicy Falklandów.  W ciągu dwóch godzin od wystąpienia tego sporego wstrząsu doszło tez do czterech wstrząsów wtórnych, których magnitudy z łatwością przekraczały 5 stopni w skali Richtera.

Warto zwrócić uwagę, ze tego typu trzęsienia ziemi są bardzo rzadkie w okolicy Falklandów. W ciągu ostatnich 40 lat doszło tylko do 15 wstrząsów o magnitudach przekraczających 5 stopni w skali Richtera. Oznacza to, że tak znaczą aktywność na południowym Atlantyku można uznać za coś zdecydowanie niezwykłego.

 

 


Chiny przygotowują się do konfrontacji z Japonią

Chińskie ministerstwo obrony narodowej poinformowało, że ustanowiono nowa strefę obronną na terenie Morza Wschodniochińskiego. W jej skład weszły terytoria sporne takie jak wyspy Senkaku. Japonia uznała to za "całkowicie niedopuszczalne".

 

Sytuacja polityczna w obrębie basenu Morza Wschodniochińskiego zmierza w kierunku eskalacji. Konflikt terytorialny o wyspy, do których prawa roszczą sobie zarówno Chiny jak i Japonia, wchodzi w nową fazę. W przeszłości widzieliśmy już tak dziwaczne przejawy walki o te skaliste wysepki jak bitwy morskie z wykorzystaniem armatek wodnych. Tym razem sytuacja robi się dużo bardziej poważna.

 

Chińskie władze stworzyły powietrzną strefę obrony wybrzeża, co w praktyce oznacza, że każdy samolot, który znajdzie się tam bez zgody Chin może zostać zestrzelony. Japończycy stwierdzili, że te groźby to skandal i ostro skrytykowały jednostronną decyzję Pekinu w tej sprawie.

 

Kłopot z wyspami Senkaku zwanymi przez Chińczyków Diaoyu, zaczął się wtedy, gdy Japonia odkupiła sporne terytorium od prywatnego właściciela. Pekin nie uznaje tej transakcji, a krok, który wykonano w sobotę z ustanowieniem strefy obrony to ewidentne wyzwanie militarne rzucone nie tylko Japonii, ale też USA.

 

 

 


Wulkan Sinabung robi się coraz bardziej niebezpieczny, ewakuowano już 20 tysięcy osób

Niebezpieczny indonezyjski wulkan Sinabung nadal zachowuje się w coraz bardziej gwałtowny sposób. Wczoraj doszło tam do kolejnych emisji popiołu i gazów wulkanicznych. W związku ze wzrostem ryzyka dużej wybuchowej erupcji ewakuowano następnych 12 tysięcy mieszkańców.