Wczoraj doszło do gwałtownej erupcji indonezyjskiego wulkanu Kelut. Kolumna pyłu i gazów wulkanicznych sięga do mniej więcej 15 kilometrów nad kraterem. Według szacunków Darwin VAAC chmura popiołu porusza się w kierunku zachodnim i Rozciąga się na setki kilometrów od krateru.

Ze względu na fakt, że erupcja sięga już praktycznie stratosfery wprowadzono czerwony, najwyższy kod zagrożenia dla ruchu lotniczego. Według znanego indonezyjskiego wulkanologa Surono, byłego szefa centrum kryzysowego PVMBG, erupcja była tak gwałtowna, że materiał wulkaniczny doleciał 50 km od wulkanu.

Opady popiołu występowały w różnych miejscach od 15 do 200 kilometrów od wulkanu. Jak podaje PVMBG od 3 do 10 lutego rejestrowano tam aktywność sejsmiczną o epicentrach zlokalizowanych 3 kilometry pod stożkiem. Do tego już od września 2013 zwiększyły się temperatury wody w jeziorze kraterowym. Było to zwłaszcza zauważalne w okresie od 23 stycznia do 9 lutego.

W poniedziałek 10 lutego PVMBG zarejestrowało 125 głębokich i płytkich trzęsień ziemi. Tego dnia temperatura w jeziorze kraterowym wzrosła z 52C do 57C. Na dodatek ku jego powierzchni zaczęła zmierzać lawa wystając mniej więcej w środku jeziora. Nie wiadomo jeszcze jakie są rzeczywiste skutki erupcji. Oficjalnie wiadomo tylko, że tysiące osób zostało ewakuowanych. Wprowadzono też dziesięciokilometrowy promień bezpieczeństwa wokół krateru.

Poza tym problemem jest wyziew związkóę siarki. Chmura trujących gazów jest w tej chwili monitorowana za pomocą satelitów. Lotniska na wyspie Jawa zostały sparaliżowane a setki lotów odwołano. Według lokalnych gazet huk eksplozji wulkanu słyszany był nawet w Dżakarcie, czyli 170 kilometrów od miejsca zdarzenia. Na szczęście nie ma doniesień o ofiarach.

Rozprzestrzenianie się związków siarki - Grafika: Darwin VAAC - February 14, 2014 - 14:52 UTC