Potężne fronty burzowe raz za razem uderzają na Amerykę Północną. W amerykańskich stanach Kentucky, Mississippi i Missouri doszło do 7 ofiar śmiertelnych burzy śnieżnej i towarzyszących jej tornad. Z kolei kanadyjskie Toronto doświadczyło burzy, która dosłownie skuła lodem całą metropolię.

W USA większość ofiar to osoby uczestniczące w wypadkach komunikacyjnych, które stały się pierwszą przyczyną problemów mieszkańców. Nawałnicom towarzyszył silny wiatr powodujący zamiecie śnieżne. Szczególnie niebezpieczne o takiej porze roku są tornada, które dodatkowo sieją zniszczenie.

W Kanadzie największym problemem był marznący deszcz, który wywołał lawinowy wzrost ilości przerw w dostawach elektryczności. W regionie Ontario bez prądu pozostaje 350 tysięcy osób, a w okolicach wspomnianego Toronto, największego miasta Kanady, bez elektryczności jest 250 tysięcy odbiorców. Taki stan rzeczy może potrwać nawet 3 dni. W wielu miejscach eksplodowały transformatory, co utrudnia szybkie przywrócenie dostaw prądu.

W Toronto wstrzymano ruch tramwajów, a urzędnicy samorządowi apelują do mieszkańców, aby powstrzymali się od podróżowania prywatnymi samochodami. Burmistrz stwierdził, że było to największe gradobicie z marznącym deszczem, jakie kiedykolwiek uderzyło w to miasto.

Kilkucentymetrowa warstwa lodu nadal pokrywa Toronto i okolice. Ulice są nieprzejezdne z powodu lodu, lub powalonych drzew. Oblepione lodem słupy elektryczne i drzewa przewracają się, powodując dodatkowe zniszczenia. Odwołano też dziesiątki lotów na lotniskach Pearsona i Billy Bishop Airport.

Wiele mniejszych dróg jest całkowicie pokrytych lodem. Trudność sprawia nawet przemieszczanie się tam pieszo, a co dopiero samochodem. Cały czas pada deszcz i zapowiadane są bardzo niskie temperatury, do minus 11 stopni. Oznacza to, że sytuacja w całym Ontario może jeszcze przez jakiś czas nie ulec zmianie.