Kategorie:
Źródło: dreamstime.com
Na Ukrainie nadal trwają zamieszki a demonstranci domagają się odejścia prorosyjskiego prezydenta Janukowycza. W ostatnich dniach podobne nastroje pojawiły się również w Wenezueli. Kraj ten jak wiadomo jest otwartym sprzymierzeńcem Rosji. Prezydent Nicolás Maduro powiedział właśnie, że te rewolucyjne nastroje są wspierane przez Stany Zjednoczone.
Protesty, jakie mają miejsce w Wenezueli od trzech dni, są oficjalnie spowodowane przede wszystkim narastającymi problemami gospodarczymi w kraju, wysokim wskaźnikiem przestępstw, korupcją i niedoborem podstawowych produktów. Z tego też powodu demonstranci domagają się odejścia prezydenta Nicolása Maduro. Sytuacja jak na razie niewyewoluowała na tyle, aby można było ją porównywać do tej na Ukrainie.
Jednak z czasem możemy być świadkami sytuacji, w której opozycja w Wenezueli rozpocznie otwartą walkę z obecnym prezydentem tego kraju a demonstranci zostaną przez media nazwani "uciśnionym ludem, który walczy o wolność". Nicolás Maduro oświadczył właśnie na antenie telewizji krajowej, że za wydarzeniami na Ukrainie stoją ci sami sponsorzy, którzy przygotowują właśnie uczestników zamieszek w Wenezueli. W obu przypadkach sytuacja jest podobna - demonstranci domagają się odejścia prezydenta, który właściwie nie jest proamerykański.
Aby jednak lepiej zrozumieć sytuację w Wenezueli, warto cofnąć się nieco w czasie i przypomnieć niektóre wydarzenia z przeszłości. Poprzedni prezydent tego kraju, Hugo Chavez, który zmarł w wyniku raka, był oficjalnie wrogiem Stanów Zjednoczonych oraz proamerykańskiej Kolumbii. W 2002 roku doszło do zamachu stanu a zaczęło się od 24-godzinnego strajku, wspieranego przez grupy opozycyjne. Po dwóch dniach doszło do masowych protestów, które przerodziły się dosłownie w wojnę z użyciem broni palnej, między zwolennikami a przeciwnikami rządu Chaveza.
Prezydent został wtedy uwięziony a niedługo potem uwolniony przez żołnierzy, którzy byli lojalni wobec Chaveza. Co ciekawe, z przeprowadzonych badań wynikło, że zamach stanu był sponsorowany i wspierany właśnie przez Stany Zjednoczone. Wiele kontrowersji pojawiło się również wokół choroby Hugo Chaveza. Sugerowano wręcz, że rak mógł zostać celowo wywołany przez Amerykanów, którzy chcieli pozbyć się obecnego prezydenta Wenezueli i zakończyć jego Boliwariańską Rewolucję. Niestety wygląda na to, że nie dowiemy się jak było naprawdę.
Gdy Hugo Chavez zmarł, w zeszłym roku władzę objął wiceprezydent kraju, Nicolás Maduro, który kontynuuje jego rządy. Tym samym szef opozycji Henrique Capriles Radonski przegrał wybory po raz drugi niewielką ilością głosów. Od tego momentu kilkakrotnie próbowano zamordować obecnego już prezydenta Maduro, który zresztą otwarcie wypowiadał się na ten temat. Każda próba zamachu okazała się nieudana.
Tym razem jesteśmy świadkami masowych protestów w Wenezueli, gdzie ludność domaga się odejścia prezydenta. Widać wyraźnie, że te demonstracje są wspierane od zewnątrz - są jakby narzędziem dla sił zewnętrznych, które próbują wpłynąć na dany kraj. Zarówno w przypadku Wenezueli, jak i w Syrii i Ukrainie, ktoś chce wprowadzić własny rząd, składający się z własnych ludzi. Wenezuela jest kolejnym krajem, do której drzwi zaczyna pukać demokracja a historia powinna nam dać do zrozumienia kto za tym wszystkim stoi.
Ocena:
Opublikował:
John Moll
Redaktor współpracujący z portalem zmianynaziemi.pl niemal od samego początku jego istnienia. Specjalizuje się w wiadomościach naukowych oraz w problematyce Bliskiego Wschodu |
Komentarze
Strony
Skomentuj