Kategorie:
Wszystko wskazuje na to, że Stany Zjednoczone angażują się w kolejny konflikt, lecz tym razem nie na Bliskim Wschodzie, lecz w Ameryce Południowej. Na celowniku USA znalazła się bogata w ropę naftową (przypadek?) Wenezuela. Jej mieszkańcy są rozdarci między aktualnym socjalistycznym porządkiem, w którym wszyscy są tak samo „bogaci”, a tzw. demokracją, w której Wenezuela zmieni swojego „właściciela” z Chin i Rosji na Stany Zjednoczone.
Dla tamtejszego społeczeństwa liczy się przede wszystkim poprawa życia. Jednak wybór między obecną władzą a proamerykańską opozycją jest jak wybór między dżumą a cholerą. Mówiąc dobitnie, Wenezuela może pozostać biedna albo wybrać wojnę. Dla obecnej sytuacji nie ma już pokojowego rozwiązania.
Prezydent Nicolas Maduro postanowił przemówić bezpośrednio do Amerykanów, aby powstrzymali Donalda Trumpa przed inwazją na Wenezuelę. Zagroził, że wywołanie wojny zakończy się dla Stanów Zjednoczonych „drugim Wietnamem”, mając na myśli nie tylko porażkę w kwestii militarnej, ale także kryzysem, który zapanuje w USA.
W wywiadzie dla hiszpańskiego programu telewizyjnego Salvados, Nicolas Maduro po raz pierwszy ostrzegł, że w Wenezueli może wybuchnąć wojna domowa, jeśli Zachód będzie mieszał się w jej wewnętrzne sprawy. Z każdym dniem, taki scenariusz wydaje się coraz bardziej prawdopodobny, bowiem Stany Zjednoczone ogłosiły zamiar dostarczenia pomocy humanitarnej, której podobno zażądał „tymczasowy prezydent” Juan Guaidó. Oczywiście pod przykrywką tejże pomocy, USA mogą dostarczyć broń i amunicję dla przeciwników władzy.
Unia Europejska również oficjalnie stanęła po stronie opozycjonisty. W zeszłym tygodniu, w Parlamencie Europejskim odbyło się głosowanie, podczas którego demonstracyjnie uznano Juana Guaidó za jedynego i tymczasowego prezydenta Wenezueli. Zaczęto również nawoływać do zorganizowania nowych wyborów i domagać się, aby wszystkie kraje członkowskie UE przyjęły identyczne stanowisko w tej sprawie.
Tymczasem w samej Wenezueli, konflikty nasilają się. Na ulicach organizowane są coraz większe demonstracje, a w siłach zbrojnych dochodzi do kolejnych przypadków rebelii. Generał sił powietrznych Francisco Yanez niespodziewanie ogłosił, że armia i mieszkańcy powinni uznać Juana Guaidó za jedynego przywódcę państwa. W jego przekonaniu, w kraju już wkrótce nastanie „wolność i demokracja”, a przemiana ta jest podobno nieunikniona.
Pamiętajmy, że Wenezuela posiada silne poparcie Chin i Rosji, które oczekują na spłatę wielomiliardowych długów. Nicolas Maduro może ewentualnie stracić ich poparcie, a nowy rząd, jeśli zajmie się ustabilizowaniem sytuacji ekonomicznej, będzie w stanie zapłacić zobowiązania. Jeśli jednak Chiny i Rosja nie zmienią w tej kwestii zdania, konflikt w Wenezueli będzie się nasilał. Ostatecznie „samozwańczy prezydent” Juan Guaidó może poprosić o pomoc armii Stanów Zjednoczonych i być może mógłby ją otrzymać, lecz wtedy USA zostaną wciągnięte w kolejny wieloletni konflikt zbrojny, który faktycznie może zakończyć się katastrofą, niczym wojna w Wietnamie.
Ocena:
Opublikował:
John Moll
Redaktor współpracujący z portalem zmianynaziemi.pl niemal od samego początku jego istnienia. Specjalizuje się w wiadomościach naukowych oraz w problematyce Bliskiego Wschodu |