Kalifornia nie zdążyła jeszcze w pełni otrząsnąć się po ubiegłorocznych pożarach, w których zginęły dziesiątki osób, a już musi zmagać się z kolejnym takim kataklizmem. Około 120 km na północ od San Francisco wybuchł pożar, który w ciągu kilku godzin zajął ponad 4 tys. hektarów ziemi w hrabstwie Sonoma. Straż pożarna próbująca ugasić pożar informuje, że sytuacja jest bardzo trudna do opanowania ze względu na silny wiatr wiejący w kierunku południowym, który wzmaga płomienie.

Ponad 900 mieszkańców miasta Geyserville zostało wezwanych do ewakuacji przez straż pożarną. Znaczna część z nich nie miała wystarczająco dużo czasu, aby zabrać ze sobą rzeczy osobiste. Jak informują świadkowie, odjeżdżając w popłochu samochodem z parkingu przy swoim domu, widzieli za sobą szalejące płomienie. Ewakuację zarządzono także w pobliskim mieście Healdsburg.

Ogień rozprzestrzenia się błyskawicznie, a wiatr o prędkości od 70 do nawet 120 km/h na godzinę znacznie utrudnia ugaszenie pożaru. Mobilizowana jest cała straż pożarna północnej Kalifornii – około 500 strażaków gasi ogień we wsparciu helikopterów, samolotów pożarniczych oraz cystern z wodą.Władze Kalifornii wprowadziły stan gotowości. Prawie 180 tysięcy gospodarstw domowych w 15 hrabstwach południowej Kalifornii pozostało bez prądu z powodu wyłączenia zasilania przez elektrownię Pacific Gas & Electrics. Ma to zapobiec ryzyku wystąpienia kolejnych, przypadkowych pożarów.

Kalifornia od kilku lat walczy z gigantyczną suszą, podczas której występują liczne pożary trawiące dobytek mieszkańców tego stanu. Ostatnie z nich miały miejsce prawie dokładnie rok temu, rozpętując się 8 listopada. Ugaszenie ognia trwało kilka tygodni – w tym czasie zginęły dziesiątki ludzi, a setki z nich zostały uznane za zaginione. Pożar zniszczył około 19 tysięcy budynków, paląc ponad 60 hektarów ziemi.