Trwa wyścig o syryjskie pola naftowe

Kategorie: 

Źródło: 123rf.com

W chwili obecnej, działania zbrojne w Syrii dotyczą głównie likwidacji powstałego nielegalnie kalifatu. Jednak oczywiste jest, że ten, kto zniszczy islamistów, będzie mógł zagarnąć okupowane przez nich terytoria. Dlatego w tle obecnych walk przeciwko ISIS toczy się również wyścig, którego stawką jest kontrola syryjskich pól naftowych.

 

Zlokalizowane we wschodniej Syrii miasto Dajr az-Zaur posiada bardzo ważne znaczenie z kilku powodów. Kontrola nad tym miastem daje przede wszystkim możliwość wyruszenia w kierunku południowo-wschodnim. Około 120 kilometrów od Dajr az-Zaur znajduje się przejście graniczne z Irakiem, zaś po drodze są liczne niewielkie miasteczka. Gdy uda się wyeliminować islamistów zaistnieje możliwość nawiązania połączenia z Dajr az-Zaur do Teheranu. Iran będzie mógł wznowić napływ broni drogą lądową i wzmocnić kooperację z Syrią.

 

Jednak największe znaczenie dla stron konfliktu mają najprawdopodobniej liczne pola naftowe, które przebiegają od Dajr az-Zaur aż do samego przejścia granicznego. W chwili obecnej pozostają one pod kontrolą samozwańczego Państwa Islamskiego, które słabnie z dnia na dzień.

Zarówno syryjskie siły zbrojne współpracujące z Rosją, jak i kurdyjscy bojownicy wspierani przez Stany Zjednoczone ewidentnie zmierzają w tym kierunku. Gdy Syria rozpoczęła szybką ofensywę na Dajr az-Zaur i zniosła oblężenie, niedługo potem Kurdowie i amerykańscy żołnierze również ruszyli do tego miasta. Obecnie jego większa część znajduje się w rękach armii rządowej, lecz po drugiej stronie za Eufratem już pojawiły się siły amerykańskie.

 

Dla Syrii jest to oczywiście wyścig z czasem. Celem jest odzyskanie pól naftowych z rąk ISIS zanim dokonają tego Kurdowie. Pozyskiwana z pól ropa naftowa zapewniła przetrwanie Państwu Islamskiemu i teraz może wzmocnić pozycję syryjskiego Kurdystanu, który zdobędzie dodatkowe źródło finansowania dla swoich dążeń niepodległościowych, zaś dla Stanów Zjednoczonych będzie to oznaczało osłabienie syryjskiej gospodarki.

 

Ocena: 

5
Średnio: 5 (1 vote)
Opublikował: John Moll
Portret użytkownika John Moll

Redaktor współpracujący z portalem zmianynaziemi.pl niemal od samego początku jego istnienia. Specjalizuje się w wiadomościach naukowych oraz w problematyce Bliskiego Wschodu


Komentarze

"Przeciwstawiać się zbliżeniu Polaków i Rosjan, podsycać ich wrogość do siebie, pamiętając, że sojusz rosyjsko-polski jest zagrożeniem dla Ukrainy" Fragm.uchwały OUN z 22.VI.1990

Portret użytkownika drej77777

zabojady zaczeli te wojne

zabojady zaczeli te wojne  wciągneli usa i reszte sie potoczyło, ale czy syria ma najwieksze złoza ropy?,, idze tu o tranzyt raczej przez teren syrii,,gazu i ropy do europy,, a putinek bedzie przedłuzał wojne domowa,, te surowce zagrożą rosyjskim koncernom car padnie,,niet budiet dolar tylko tak idze wykonczyc czerwona zaraze tania ropą 

drej

Portret użytkownika U_P_Adlina

Wojnę domową w Syrii

Wojnę domową w Syrii rozpoczęła bandycka uSSmania ze swoimi klakierami, opłacając terrorystów z isis i wiele innych grup tzw. "umiarkowanej opozycji". Szło im dobrze, dopóki nie pojawił się Putin i nie skopał im zadów. Dziś koalicja Syria-Iran-Rosja kontrolują już prawie 60% terytorium, a Syryjczycy w wielu rejonach kraju świętują wykopanie uSSmańskich terrorystów i dziękują Rosji za interwencję. Oczywiście tu chodzi o rosyjskie interesy, ale są one zbieżne z interesami Syrii, więc wszyscy są zadowoleni. No może oprócz uSSmanów i ich bandyckich klakierów. Obserwujemy początek końca bandytów zza oceanu. 

https://www.youtube.com/watch?v=ms_BLKMMQuM

"Przeciwstawiać się zbliżeniu Polaków i Rosjan, podsycać ich wrogość do siebie, pamiętając, że sojusz rosyjsko-polski jest zagrożeniem dla Ukrainy" Fragm.uchwały OUN z 22.VI.1990

Portret użytkownika dziadek ze wsi

Ciekawa historia.            

Ciekawa historia.                            (albo nowe działana psy-op)

Hans Nilzer urodził się w 1849 roku w wielodzietnej rodzinie mieszczańskiej i był gorliwym katolikiem. Od dzieciństwa rodzice przygotowywali go do przyjęcia święceń, a sam chłopiec od najmłodszych lat chciał poświęcić się służbie Bogu. Miał wiele szczęścia: biskup zauważył jego zdolności i wysłał utalentowanego młodego człowieka na dwór papieski. Ponieważ Hans interesował się przede wszystkim historią Kościoła, został wysłany do pracy w archiwach Watykanu.

12 kwietnia 1899 r. Dziś starszy archiwista pokazał mi kilka rzeczy, o których nie miałem pojęcia. Oczywiście, sam też będę musiał milczeć na temat tego co zobaczyłem. Z podziwem patrzyłem na te półki, na których przechowywane są dokumenty odnoszące się do najwcześniejszych okresów naszego Kościoła. Pomyśleć tylko, że wszystkie te księgi są świadkami życia i czynów świętych apostołów, a być może i Zbawiciela! Moje zadanie na najbliższych kilka miesięcy — sprawdzić, uściślić i uzupełnić katalogi dotyczące tych spraw. Same katalogi umieszczone są we wnęce w ścianie zamaskowanej tak, że w życiu nie domyśliłbym się o ich istnieniu.

28 kwietnia 1899 r. Pracuję po 16-17 godzin na dobę. Starszy bibliotekarz chwali mnie i z uśmiechem ostrzega, że w takim tempie w ciągu roku przejrzę wszystkie watykańskie zbiory. Problemy ze zdrowiem już dają o sobie znać — tu w podziemiach, utrzymuje się temperaturę i wilgotność optymalną dla ksiąg, ale niezbyt przyjazną dla człowieka. Jednak w końcu robię coś, co podoba się Panu! Tym nie mniej mój spowiednik namówił mnie na wychodzenie na powierzchnię co dwie godziny i przynajmniej na dziesięć minut.

18 maja 1899 r. Nie mogę się nadziwić skarbom przechowywanym w tym miejscu. Tyle materiałów nieznanych nawet mnie, gorliwie studiującemu tę epokę! Dlaczego trzymają je w tajemnicy zamiast udostępnić teologom? Widocznie materialiści, socjaliści i oszczercy mogą przeinaczyć te teksty przynosząc straty nie do naprawienia naszej świętej sprawie. Tego oczywiście dopuścić nie można. A jednak …

2 czerwca 1899. Przeczytałem szczegółowo teksty. Jest coś niezrozumiałego — dzieła heretyków w katalogu stoją obok prawdziwych dzieł ojców Kościoła! Zupełnie niemożliwe jest, że zostało to przypadkiem pomieszane. Na przykład życiorys Zbawiciela przypisany samemu apostołowi Pawłowi. Nie mieści się w żadnych ramach! Zwrócę się do starszego bibliotekarza.

3 czerwca 1899 r. Starszy bibliotekarz wysłuchał mnie, z jakiegoś powodu zamyślił się, spojrzał na znaleziony przeze mnie tekst a potem po prostu poradził zostawić wszystko jak jest. Powiedział, że powinienem kontynuować pracę, a on wszystko wytłumaczy później.

9 czerwca 1899 r. Długa rozmowa z głównym bibliotekarzem. Okazuje się, że większość tego co uważałem za apokryfy jest czystą prawdą! Oczywiście Ewangelia jest tekstem przekazanym przez Boga, a sam Pan (?) nakazał ukryć niektóre dokumenty aby nie mącić umysłów wierzącym. W końcu prostemu człowiekowi potrzeba prostej nauki jak to tylko jest możliwe, bez zbędnych szczegółów, istnienie rozbieżności przyczynia się tylko do podziałów. Apostołowie byli w sumie tylko ludźmi pomimo, że świętymi to każdy z nich mógł coś dodać od siebie, wymyślić lub po prostu nieprawidłowo zinterpretować, dlatego wiele tekstów nie stało się kanonicznymi i nie weszło do Nowego Testamentu. Tak wytłumaczył mi to starszy bibliotekarz. To wszystko brzmi rozsądnie i logicznie, ale coś mnie niepokoi.

11 czerwca 1899 r. Mój spowiednik powiedział, że nie powinienem myśleć zbyt wiele o tym czego się dowiedziałem. W końcu jestem silny w mojej wierze, a ludzkie błędy nie powinny wpływać na wizerunek Zbawiciela. Uspokojony, kontynuowałem pracę.

12 sierpnia 1899 r. Z każdym dniem mojej pracy piętrzą się dziwne fakty. Historia ewangeliczna jawi się całkowicie w nowym świetle. Zresztą nie dowierzam nikomu nawet swojemu pamiętnikowi.

23 października 1899 r. Lepiej bym umarł dziś rano. Ponieważ w zbiorach mi powierzonych znalazłem wiele dokumentów, które mówią, że od początku do końca historia Zbawiciela jest wymyślona! Starszy bibliotekarz, do którego zwróciłem się o wytłumaczenie powiedział, że tu ukryta jest główna tajemnica: ludzie nie widzieli przybycia Zbawiciela i go nie rozpoznali. Wtedy Pan nauczył Pawła jak powinno się nieść wiarę ludziom, i ten zabrał się za to. Oczywiście do tego musiał skomponować z Bożą pomocą pewien mit, który przyciąga ludzi. Wszystko to jest logiczne ale z jakiegoś powodu czuję się nieswojo: czy podstawy naszej nauki są na tyle chwiejne i nietrwałe, że potrzebujemy jakiś mitów?

15 stycznia 1900 roku. Postanowiłem zobaczyć, jakie inne sekrety skrywa biblioteka. Magazynów takich jak ten, w którym pracuję teraz istnieją setki. Ponieważ pracuję sam, mogę z pewnym ryzykiem, dostać się do reszty. To grzech, tym bardziej, że nie powiem o tym swojemu spowiednikowi. Ale przysięgam na imię Zbawiciela, że pomodlę się do niego!

22 marca 1900 r. Starszy bibliotekarz zachorował i wreszcie mogłem dostać się do innych ukrytych pokoi. Obawiam się, że nie znam ich wszystkich. Te, które widziałem, wypełnione były najróżniejszymi księgami w nieznanych mi językach. Są wśród nich takie, które wyglądają bardzo dziwnie: płyty kamienne, 5 glinianych tablic, różnokolorowe nici splecione w oryginalne węzły. Widziałem chińskie hieroglify i arabską ligaturę. Nie znam wszystkich tych języków, znam tylko grecki, hebrajski, łacinę i aramejski.

26 czerwca 1900 r. Od czasu do czasu kontynuuję swoje badania obawiając się, że ktoś mnie w końcu nakryje. Dzisiaj znalazłem grubą teczkę z raportami Fernanda Cortesa do papieża. Dziwne, nigdy nie wiedziałem, że Cortes był ściśle związany z Kościołem. Okazało się, że jego oddział na wpół składał się z duchownych i zakonników. Miałem wrażenie, że Cortes od początku doskonale wiedział dokąd i po co idzie, i celowo udał się do stolicy Azteków. Zresztą, Pan ma wiele cudów! Jednak dlaczego przemilczamy tak ogromną rolę naszego Kościoła?

9 listopada 1900 r. Postanowiłem odstawić na bok dokumenty związane ze Średniowieczem. Moja praca w repozytorium jest prawie zakończona i wydaje się, że nie chcą mnie dalej dopuszczać do tajnych dokumentów. Widocznie moi przełożeni mieli podejrzenia, choć staram się nie przyciągać ich uwagi.

28 grudnia 1900 r. Znalazłem bardzo ciekawy materiał dotyczący mojego okresu. Dokumenty napisany w klasycznym języku greckim, czytam i rozkoszuję się. Wydaje się, że jest to przekład z egipskiego, nie mogę zagwarantować, że tak jest dokładnie, ale jedno jest pewne: mowa jest tam o jakiejś tajnej organizacji, bardzo potężnej, która opiera się na autorytecie bogów i rządzi państwem.

17 stycznia 1901 roku. To niesamowite! Tego po prostu być nie może! W tekście greckim znalazłem wyraźne wskazania, że ​​kapłani boga egipskiego Amona i pierwsi hierarchowie naszego świętego Kościoła należą do tego samego tajnego stowarzyszenia! Czy naprawdę takich ludzi wybrał Pan do niesienia ludziom światła swojej prawdy? Nie, nie, nie chcę w to wierzyć …

22 lutego 1901 r. Moim zdaniem, starszy bibliotekarz coś podejrzewa. Czuję się śledzony, dlatego przerwałem pracę z tajnymi materiałami. I tak już zobaczyłem więcej niż powinienem. Okazuje się, że Dobra Nowina posłana przez Pana, była uzurpowana przez garstkę pogan, wykorzystujących ją do rządzenia światem. Jak Pan mógł to tolerować? Albo jest to kłamstwo? Jestem skołowany, nie wiem co o tym myśleć.

4 kwietnia 1901 r. No cóż, dostęp do tajnych dokumentów został do końca przede mną zamknięty. Zapytałem starszego bibliotekarza o przyczyny. „Nie jesteś silny duchem, mój synu,” powiedział, „wzmocnij swoją wiarę a skarby naszej biblioteki otworzą się ponownie. Pamiętaj, że do wszystkiego co tu widzisz należy podchodzić z czystą, głęboką, niezmąconą wiarą”. Tak, ale wtedy okazuje się, że przechowujemy mnóstwo sfałszowanych dokumentów, wiele kłamstw i oszczerstw!

11 czerwca 1901 r. Nie, to nie są fałszerstwa i kłamstwa. Mam dobrą pamięć, poza tym (niech Bóg mi wybaczy!) Zrobiłem wiele wypisów z dokumentów. Starannie je sprawdziłem i nie znalazłem żadnych błędów, ani jednej nieścisłości, która towarzyszyłaby fałszerstwu. I nie są bynajmniej przechowywane jak tanie i złośliwe oszczerstwa, ale ostrożnie i z pieczołowitością. Obawiam się, że nigdy nie będę już tą samą osobą z czystą duszą. Niech Bóg mi wybaczy!

25 października 1901 r. Napisałem prośbę o udzielenie mi długiego urlopu w ojczyźnie. Moje zdrowie podupadało, ponadto pisałem już, że muszę w samotności oczyścić swoją duszę. Odpowiedzi jeszcze nie otrzymałem.

17 listopada 1901 r. Prośbę przyjęto nie bez wahania. Za trzy miesiące mogę pojechać do domu. W ciągu tego czasu różnymi drogami wysyłam do Augsburga kopie znalezionych przeze mnie dokumentów. Oczywiście jest to sprzeczne z nauczaniem Pana … ale czy nie jest złe ich ukrywanie przed ludźmi? Starszy bibliotekarz wielokrotnie mi powtarzał, że nie powinienem nikomu mówić o tajemnicach, które widziałem w bibliotece. Uroczyście przysiągłem. Panie, nie pozwól mi też zostać krzywoprzysięzcą!

12 stycznia 1902 r. Moje mieszkanie nawiedzili rabusie. Zabrali wszystkie pieniądze i dokumenty. Na szczęście wszystkie mniej lub bardziej wartościowe przedmioty potajemnie wysłałem już do Niemiec. Stolica apostolska hojnie zrekompensować mi koszty utraconych przedmiotów. Bardzo dziwna kradzież …

18 lutego 1902 r. Wreszcie jadę do ojczyzny! Moi przełożeni odprowadzili mnie i życzyli mi szybkiego powrotu. Jest mało prawdopodobne, aby tak się stało …

ciąg dalszy ale surowy z auto translatora:

 

Tajemnica śmierci Hansa Nilsera

Tak było i wszystko wyglądało logicznie, ale nie było łatwiej: nie było jasne, gdzie i czego szukać. Dlatego zdecydowałem się całkowicie przeanalizować wszystkie książki o źródłach chrześcijaństwa, mając nadzieję, że przypadkowo zaatakują wszelkie ślady, które doprowadziłyby mnie do ciekawych faktów (lub jakieś słodkie tupichok). W rezultacie dostałem książkę od niemieckiego profesora Gremera, napisaną w latach dwudziestych. [23] Jej autorka długo i długo mówiła o chrześcijaństwie, przy jednoczesnym zwróceniu uwagi na apostoła Pawła i wzmiankowaniu wersji, według której odgrywała decydującą rolę w rozwoju chrześcijaństwa. Ta wersja jest przypisana do pewnego lekarza teologii, Nilser.

Zacząłem szukać śladów tego bardzo Nilser, moi niemieccy przyjaciele pomogli mi między innymi. Jednak nie znaleźliśmy żadnych odniesień do jego prac w dowolnych indeksach bibliograficznych. Jednakże, wraz z globalnym przeglądem wszystkich artykułów i publikacji o teologii, opublikowanych w pierwszej połowie XX wieku w Niemczech, odkryliśmy jednak dwie wzmianki o artykule Nilssera w miesięczniku chrześcijańskim w Augsburgu w 1905 roku.

Wydawało mi się, że w końcu byłem na bramce. Jednak ten magazyn nie był tak łatwy do zdobycia; Została wydana w limitowanej edycji i jest przechowywana tylko w kilku wyspecjalizowanych bibliotekach. Możesz wyobrazić sobie moją radość, gdy dowiedziałem się jego pliku, w którym były numery do 1905 roku!

I moje rozczarowanie: brakowało to lipca wydania numeru magazynu na 1905 roku, w którym opublikowano artykuł Nilssa. Wszystkie inne numery były na swoim miejscu. Dwie kolejne biblioteki w dokumentach z 1905 r. Brakuje tej samej liczby 7. Na moje pytania bibliotekarze wzruszali ramionami: plik był pierwotnie w tej formie i nie może dostarczyć żadnych innych informacji.

Inny na moim miejscu długo poddawał się i przestał szukać, ale moje błędy tylko podzadorili. Postanowiłem pociągnąć za kolejny wątek - aby dowiedzieć się, kim był dr Nilser. Położyłem pewną ilość wysiłku, znalazłem odpowiedź na to pytanie.

Hans Nilser urodził się w 1849 roku w dużej rodzinie rodziny mieszczańskiej i był gorliwym katolikiem. Od dzieciństwa rodzice przygotowują go do wzięcia godności, a sam chłopiec od dzieciństwa miał nadzieję poświęcić się służbie Bogu. Był bardzo szczęśliwy: biskup zauważył jego zdolności i wysłał utalentowanego młodego człowieka do sądu papieskiego. Ponieważ Hans interesował się przede wszystkim historią Kościoła, został wysłany do pracy w archiwach Watykanu.

Istnieją legendy o tych magazynach książek i rękopisach. Mówią, że bardzo niewiele osób ma do nich dostęp, ale gdy otrzymali możliwość pracy z ich materiałami, można ujawnić niemal każdy sekret. Ale tylko ścisłe archiwistki i wybrany kontyngent osób bliskich Papieżowi mają okazję oddychać starym pyłem starożytnych książek i folii pergaminowych. Przygotowano prosty śmiertelnik.

Więc Nilser stał się opiekunem unikalnego archiwum i służył w najbardziej zamkniętej zbiórce dokumentów świata ... aż w 1902 r. Wrócił do swego rodzimego Augsburga. Powody powrotu do ojczyzny są nieznane, żył skromnie, próbując przyciągnąć jak najmniej uwagi. W lipcu 1905 r. Jego artykuł został opublikowany w miesięczniku chrześcijańskim w Augsburgu. We wrześniu zmarł w tajemniczych okolicznościach.

Miałem tylko jeden sposób, aby wyjaśnić los zagadkowej zagadki czasopisma, która zniknęła z wszystkich bibliotek jednocześnie, i równie intrygujący artykuł Nilser - doprowadził do krewnych archiwisty Watykanu. Z pomocą Internetu i usług, które pomogą Ci w ciągu kilku minut znaleźć dowolną osobę na całym świecie (oczywiście, oczywiście, oficjalna rejestracja, a nie miejsce zamieszkania w chwili wystąpienia z prośbą), szybko ustaliłem współrzędne jego grand-siostrzenica - kobietę bardzo zaawansowaną lat, urodzonych po śmierci Hansa Nilsera.

Nie zgodził się na mój pomysł, żeby ją odwiedzić, ale mimo to podporządkowała się perswazji, pochlebna, najwyraźniej, ze zwróceniem uwagi na pamięć jej krewnego. Spotkała mnie bardzo zimno i początkowo powiedziała mi, że bez jej potwierdzenia było oczywiste: Nilser urodził się ... wykazał się zdolnością ... stał się archiwistą w Watykanie ... Jednak było oczywiste, że to nie wszystko, co ona wie o nim. I błagałam o spotkania z obrzędowymi partiami herbaty, próbując to zrobić, a potem podnieś klucz do serca starszej matki. Wreszcie lód pękł. W ostatnim, szóstym spotkaniu Frau Nilser wręczyła mi kilka fotokopii.

- To jest artykuł, który go zabił - powiedziała. "Szukasz jej, prawda?"

"Dziękuję bardzo, ale ... dlaczego myślisz, że został zabity przez nią?"

- Nie sądzę, wiem - odpowiedziała mocno. - Zabójca, który nigdy nie został znaleziony, nawet nie dotknął jego portfela. W ciągu dwóch miesięcy po jego śmierci mieliśmy trzy włamań z rzędu. Przez lata dodawano do nich jeszcze dwóch osób, dopóki nie przekonali się, że tu nic nie ma.

- Powiedz mi, po krewnym nie było papierów?

- Młody człowieku, było tu pięć włamań - powiedziała zmęczona starsza kobieta. - Wszystko w domu było odwrócone do góry nogami, ale nie mieliśmy jednego pieczęci. Policja nie znalazła nikogo. Czy uważasz, że istnieją jakieś dokumenty? Albo ... czy są one źle ukryte?

żródło: http://all.true-news.info/what-hides-behind-the-priests-of-the-vatican/

Skomentuj