Stany Zjednoczone jedyne co teraz robią, to obserwują rozwój wydarzeń w Syrii. Początkowo Amerykanie wskazywali na to, że rosyjskie myśliwce bombardują nie tylko ISIS, ale także opozycję, w tym bojowników Wolnej Armii Syrii. Natomiast władze Rosji narzekały, że USA nie chcą udzielić informacji o położeniu terrorystów.

Można podejrzewać, że Rosja atakując rebeliantów chciała osiągnąć pewien cel - pokazać swoją siłę militarną i zmusić do współpracy. Prezydent Syrii Baszar al-Assad podczas niedawnej rozmowy z Władimirem Putinem powiedział, że gdyby było to możliwe, to jego armia mogłaby wspólnie walczyć z FSA przeciwko ISIS.

Okazuje się że realizacja tego planu wcale nie jest nierealna. Dowódcy Wolnej Armii Syrii proponują rozmowy, choć nie ustalono jeszcze konkretnej daty. Wskazuje to jednak, że taka współpraca jest jak najbardziej możliwa. Fahad al-Masri z opozycyjnego Frontu Ocalenia Narodowego, syryjskiej partii politycznej która powstała w Belgii stwierdził, że negocjacje powinny odbyć się jak najszybciej i są one w interesie Rosji oraz Wolnej Armii Syrii.

Możliwe, że syryjska opozycja pewnego dnia dojdzie do wniosku iż walka o obalenie Assada jest z góry skazana na porażkę, mimo wsparcia jakie zapewnia Zachód. Zmęczeni wieloletnią walką mogą w końcu zgodzić się na współpracę z Rosją, która ugasi konflikt. Prezydent Syrii zapowiedział właśnie, że jest gotowy przeprowadzić przedterminowe wybory parlamentarne i prezydenckie, wprowadzić zmiany w konstytucji oraz doprowadzić do rozwiązania politycznego w kraju, jeśli "terroryści" zostaną pokonani.