Ledwie poinformowano o planowanym czwartym teście broni jądrowej należącej do reżimu północnokoreańskiego a już doszło do potencjalnie niebezpiecznego zdarzenia. Korea Północna i Korea Południowa wystrzeliły w swoją stronę salwy artyleryjskie.

Do incydentów doszło na spornej granicy morskiej na zachodnim Morzu Żółtym. Władze w Seulu, twierdzą, że pociski wystrzelone ze strony Korei Północnej spadły na wody terytorialne Korei Południowej.

Wcześniej Phenian informował, że wojska Korei Północnej przeprowadzą ćwiczenia w strefie przygranicznej z wykorzystaniem ostrej amunicji. Inne szczegóły incydentu nie zostały ujawnione. Wiadomo za to, że 3000 mieszkańców wyspy Baengnyeong należącej do Korei Południowej na skutek ostrzału ewakuowano do schronów.

Zachodnia granica morska Korei Południowej i Korei Północnej nie raz stawała się zarzewiem konfliktów ocierających się o wojnę. W marcu 2010 roku w pobliżu spornego terytorium został zatopiony torpedą południowokoreański okręt, zginęło wtedy 46 osób. Później jeszcze tego samego roku w podobnym do dzisiejszego ostrzale artylerii z granicy Korei Północnej pociski doleciały do jednej z wysp, zabijając czterech Koreańczyków.

Od końca lutego Korea Północna prowadzi manewry, które można porównać do tego, co robią też Rosjanie. Koreańczycy wystrzelili od tego czasu już 86 rakiet, z czego dwie niemal straciły samoloty pasażerskie. Zdaniem Phenianu to odpowiedź na amerykansko-południowokoreańskie coroczne manewry.

Reżim Kimów w Korei Północnej jest klasycznym przykładem na to, że w dzisiejszym świecie liczą się tylko państwa posiadające broń jądrową, a jej brak oznacza możliwość podboju. Korea Północna z pewnością dawno by upadła i wybuchłaby tam "zjednoczeniowa" wojna, ale fakt posiadania głowic nuklearnych i sposobów ich przenoszenia skutecznie stopuje Amerykanów przed inwazją na ten kraj.