Pożar w Kalifornii mógł doprowadzić do radioaktywnego skażenia atmosfery

Kategorie: 

Źródło: Dreamstime.com

Kalifornia zmaga się z apokaliptycznymi pożarami, lecz wygląda na to, że ogień nie jest jedynym zmartwieniem Amerykanów. Pożar „Woolsey Fire”, który szaleje w południowej części stanu, mógł uwolnić do atmosfery niebezpieczne radioaktywne cząsteczki i toksyczne chemikalia. Tymczasem władze twierdzą, że nie ma żadnego zagrożenia dla mieszkańców.

 

„Woolsey Fire” spalił około 95 tysięcy akrów ziemi i jest to jeden z trzech największych pożarów, aktualnie trawiących Kalifornię. Ogień rozprzestrzenił się z pasma górskiego Simi Hills – w tym samym regionie znajduje się Santa Susana Field Laboratory, zamknięty kompleks obiektów badawczych.

Przez kilka dekad odbywały się tam testy rakiet i reaktorów jądrowych oraz prowadzone były badania nad ciekłymi metalami. W placówce doszło do kilku niebezpiecznych awarii jądrowych. W 2006 roku wstrzymano dalsze eksperymenty. Mniej więcej w tym samym czasie, niezależny panel doradczy ustalił, że setki pracowników tego kompleksu zmarło na raka, a mieszkańcy, żyjący w odległości kilku kilometrów od laboratorium Santa Susana Field Laboratory, mają znacznie podwyższone ryzyko zachorowania na niektóre rodzaje nowotworów.

Placówka od dawna nie funkcjonuje, a ziemie i roślinność, znajdujące się na terenie i wokół laboratorium są silnie skażone. Co więcej, sprzątanie tego kompleksu badawczego odbywa się od kilkunastu lat i nigdy nie dobiegło końca.

 

Pożar, który pojawił się w Simi Hills, spalił również ziemie w zamkniętym obiekcie Santa Susana Field Laboratory. Dlatego obawy mieszkańców są jak najbardziej uzasadnione. Wraz z podpaleniem się ziemi, do atmosfery mogły przedostać się niebezpieczne radioaktywne cząsteczki i toksyczne chemikalia. Jak to zwykle bywa w takiej sytuacji, władze uspokajają, że wszystko jest pod kontrolą. Departament ds. Kontroli Substancji Toksycznych utrzymuje, że pożar nie doprowadził do uwolnienia jakichkolwiek szkodliwych elementów, które stwarzałyby zagrożenie dla ludzi.

Oczywiście mieszkańcy traktują te wiadomości sceptycznie, natomiast lekarze twierdzą, że władze bagatelizują problem. Niektórzy sugerują nawet, że próbuje się zataić radioaktywne skażenie atmosfery i niewykluczone, że w tej części Kalifornii właśnie doszło do poważnej katastrofy.

 

Ocena: 

5
Średnio: 5 (2 votes)
Opublikował: John Moll
Portret użytkownika John Moll

Redaktor współpracujący z portalem zmianynaziemi.pl niemal od samego początku jego istnienia. Specjalizuje się w wiadomościach naukowych oraz w problematyce Bliskiego Wschodu


Komentarze

Portret użytkownika Joker

Przecież nikt się nie przyzna

Przecież nikt się nie przyzna że np zaraz wszyscy zginiemy czy coś w tym rodzaju. Ludzie będą mieli dwie głowy a rząd ci powie No i chyba dobrze co? Nie jest lepiej? Co dwie głowy to nie jedna przecież. Po za tym ta jedna i tak ci nie działała za dobrze haha. Ale spokojnie. Już spieszymy z pomocą. Możemy chociaż trochę naprawić szkody które wyrzadzilismy. Prosze. Oto dla każdego po dwie czapki na zimę Smile No i po budżecie na ten rok haha sorry. Teraz to poniosło autora. Tzn co ten Joker gada ? Smile

Portret użytkownika Leutu

Tam mogą być nawet i trzy

Tam mogą być nawet i trzy głowy bo od katastrofy w Fukushimie chmura poszła na zachodnie wybrzeże Stanów. Czytałem jakiś czas temu o zwiększonej liczbie śmierci noworodków. Tak na prawdę to na Ziemi robi się umieralnia, czyli wycofanie gatunku przez jego nieograniczoną żadnymi barierami głupotę. Dlatego w Stanach większość funkcjonuje na antydepresantach. Nie zdziwiłbym się gdyby na Ziemię przylatywali obcy w celu obserwacji głupich ludzi. Głupi ludzie przeprowadzali tysiące prób jądrowych na własnej planecie, pod własnym dachem. Imbecyle nieskończoności.

Skomentuj