Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Ta uniwersalna zasada zdaje się być głównym motorem napędowym sojuszu rosyjsko-chińskiego. Oba mocarstwa współpracują na polu polityki międzynarodowej poprzez skuteczne blokowanie rozwiązań siłowych w Syrii i w Iranie. Dodatkowo teraz Rosja i Chiny rozpoczęły wspólne manewry floty.

Trzeba zaznaczyć, że sojusz rosyjsko-chiński jest dość osobliwy, bo to właśnie Chiny stanowią największe zagrożenie dla przyszłości Rosji. Tak jak Niemcy w latach trzydziestych i czterdziestych ubiegłego wieku powoływali się na konieczność zdobycia przestrzeni życiowej, tzw. lebensraum, tak i Chiny prędzej czy później ruszą na podbój terytoriów należących do Rosji.

Porozumienie obu mocarstw jest, więc raczej czymś czasowym, co może się szybko skończyć. Teraz jednak jest to monolit skutecznie wstrzymujący kolejne militarne operacje planowane przez Izrael i USA. W Syrii usiłowano wdrożyć scenariusz libijski, czyli uzbroić "opozycję' i nękać nalotami aż do zmiany reżimu na akceptowany przez globalnych hegemonów. Rosyjskie NIET spowodowało, że wsparcie dla "bojowników" odbywa się w sposób półoficjalny, ale ma miejsce.

Wspólne manewry Rosji i Chin odbywają się na Morzu Żółtym. Bierze w nich udział 18 okrętów, z czego 4 z Rosji. Jak oficjalnie twierdzi rzecznik chińskiego MSZ, Liu Weimin, ich celem jest utrzymanie pokoju i stabilności w regionie. Wiąże się to bezpośrednio z niedawno ogłoszonym przeorganizowaniem strategii USA ukierunkowującej zainteresowanie na region Pacyfiku.