Od Lwowa jako "ukraińskiego Piemontu" do gloryfikacji nazisty, który nienawidził Polaków

Kategorie: 

Źródło: Dreamstime.com

Ostatnie tygodnie prezydentury Bronisława Komorowskiego wypadają niezrozumiale, by nie powiedzieć, nieco żenująco. Pal licho hurtowe nominacje generalskie, pośpieszne odznaczanie ludzi przychylnych trwającej obecnie władzy w Warszawie. To wszystko można zrozumieć, ale niedawne wypowiedzi i plany Prezydenta Komorowskiego są zaskakujące.

 

Bronisław Komorowski zawsze kreował się na strażnika szlacheckiej tradycji. Kiedyś szczycił się nawet jakimś rzekomym tytułem hrabiowskim. Tym bardziej dziwi to, że gdy odbierał tytuł Doctor honoris causa Uniwersytetu Narodowego we Lwowie, sukcesora Uniwersytetu Jana Kazimierza, wypowiedział takie słowa.

„Lwów to nie tylko miasto polskich nostalgii, polskich wspomnień. To także Piemont ukraińskiego ruchu narodowego, a dzisiaj to przede wszystkim Piemont marzenia o Ukrainie integrującej się ze światem zachodnim”.

Piemont jest historycznym obszarem z którego wyrósł silny ruch zjednoczeniowy, który spowodował powstanie Włoch jako organizmu politycznego, a nie grupki księstw. Komorowski sugeruje zatem, że Ukraińcy z UPA, którzy zamordowali na Wołyniu dziesiątki tysięcy Polaków, to w istocie ukraińska wersja piemonckiego "domu sabaudzkiego" w wykonaniu banderowskim. Jeśli nie, to o co chodziło Komorowskiemu z ukraińskim Piemontem, który przemawia w tradycyjnie polskim Lwowie jako polski prezydent?

 

Jakby tego było mało nagle okazało się, że wkrótce w Niemczech na uroczystości na cześć szefa wszystkich "piętnastu" niemieckich antynazistów, Clausa von Stauffenberga, organicznego "polakożercy", który nie był w stanie zabić Hitlera w żenująco nieprofesjonalnym zamachu, na który się porwał. Z tego kalekiego niemieckiego arystokraty, dzięki propagandzie Hollywood, uczyniono niemal głównego męczennika w walce z Nazistami, sumienie dobrych Niemców.

 

Nasz prezydent jest podobno historykiem, wie o Piemoncie, a nie słyszał o kontrowersjach wokół Stauffenberga? Zanim Polacy przyłączą się do pochwał tego Nazisty warto aby nasz rzekomo polski MSZ zastanowił się kogo pomagamy upamiętniać. Oto jak wyrażał się on o mieszkańcach Polski gdy wkraczał tam z Wehrmachtem po napaści III Rzeszy we wrześniu 1939 roku.

„Miejscowa ludność to niewiarygodny motłoch, bardzo dużo Żydów i mieszańców. Wokół czuje się nadzwyczajną nędzę. Jest to naród, który, aby dobrze się czuć, najwyraźniej potrzebuje batoga."

Gdyby zamach Stauffenbera z 20 lipca 1944 roku się powiódł wcale nie oznaczałoby to końca wojny. Robi się z niego gołąbka pokoju podczas gdy jego celem było przejęcie władzy i zastąpienie reżimu Hitlera innym. Planowano ratować III Rzeszę, wtedy, kiedy wydawało się to jeszcze możliwe. Mimo to z Clausa von Stauffenberga uczyniono wielkiego bohatera. Niemcy potrzebowali pozytywnych przykładów takich jak wyzyskujący Żydów przedsiębiorca Oskar Schindler. Bez względu na wszystko, przy wsparciu hollywoodzkiej propagandy, utrwalono dzięki takim postaciom wizerunek Niemca ratującego Żydów i nienawidzącego Nazistów, a my zamiast mówić jak było wspieramy te kłamliwe kampanie wizerunkowe.

 

 

Ocena: 

Nie ma jeszcze ocen
Opublikował: admin
Portret użytkownika admin

Redaktor naczelny i założyciel portalu zmianynaziemi.pl a także innemedium.pl oraz wielu innych. Specjalizuje się w tematyce naukowej ze szczególnym uwzględnieniem zagrożeń dla świata. Zwolennik libertarianizmu co często wprost wynika z jego felietonów na tematy bieżące. Admina można również czytać na Twitterze   @lecterro


Komentarze

Portret użytkownika Dawid147

"Jakby tego było mało nagle

"Jakby tego było mało nagle okazało się, że wkrótce w Niemczech na uroczystości na cześć szefa wszystkich "piętnastu" niemieckich antynazistów, Clausa von Stauffenberga, organicznego "polakożercy", który nie był w stanie zabić Hitlera w żenująco nieprofesjonalnym zamachu, na który się porwał."
 
Nie rozumiem za bardzo  co sie nagle okazalo?

Strony

Skomentuj