Od października bieżącego roku w Niemczech rozpoczęły się protesty przeciwko islamizacji tego kraju. Największy z nich miał miejsce wczoraj w Dreźnie. Zebrało się tam aż 17 tysięcy mieszkańców niezadowolonych z kierunku, w jakim zmierzają Niemcy.

Grupa, która zorganizowała wczorajsze protesty nosi nazwę Patriotyczni Europejczycy Przeciwko Islamizacji Zachodu. Organizacja ta cały czas zyskuje kolejnych sympatyków. Nie jest to wielkim osiągnięciem, ponieważ ludzie widzą już, że Europa Zachodnia jest w trakcie muzułmańskiej inwazji, ale cenzura zwana eufemistycznie poprawnością polityczną powoduje, że ludzie boją się nawet o tym mówić.

Co więcej ugodowe wypowiedzi na temat islamu wygłaszane przez europejskich polityków mogą skłaniać do podejrzeń, że inwazja Islamistów na Europę to coś, co martwi ich mniej niż buntujący się przeciwko temu potomkowie mieszkańców Starego Kontynentu.

Brytyjski premier David Cameron problemy emigracji utożsamia z Polakami jednocześnie twierdząc, że Islam jest częścią tożsamości Wielkiej Brytanii. Antyislamskich protestów na zachodzie po prostu dotychczas nie było,  ale dochodziło już do poważnych zamieszek inspirowanych przez środowiska powiązane z Islamistami.

Płonęły przecież dziesiątki tysięcy samochodów w Paryżu, na którego ulicach dochodziło do starć jak ze Strefy Gazy. To samo miało przecież też miejsce w Londynie. W każdym bogatym kraju europejskim inwazja Islamu odbywa się według podobnego scenariusza. Cały czas trwa napływ Islamistów. Francja i Wielka Brytania przyjmują ich argumentując to kolonialnymi resentymentami. Niekiedy nazywają Islamistów "swoimi obywatelami" poza granicami kraju. Przynajmniej taka narracja jest wdrukowywana w zachodnich "lemingów".

Nieco inaczej wygląda islamizacja Niemiec. Do tego kraju nie przyjeżdżają dawni mieszkańcy kolonii, ale głównie Turcy. Potem jest już tak jak wszędzie, czyli poprzedni mieszkańcy danego kraju płacą podatki, z których opłaca się zasiłkami wielodzietne muzułmańskie rodziny. Mieszkańcy tych państw sami zatem fundują swoją zgubę przez uwielbienie dla socjalizmu.

Wczorajszy marsz z Drezna może być jakimś światełkiem w tunelu. Politycy muszą się tego obawiać, ponieważ jak na komendę zaczęli wyrażać zaniepokojenie wzrostem popularności idei nacjonalistycznych. Protestujący twierdzą, że chcą ratować tożsamość swojego kraju. Tydzień wcześniej ulicami Drezna przeszło 15 tysięcy osób. Ruch społecznego sprzeciwu rośnie zatem z tygodnia na tydzień.

Przez Drezno przeszła też licząca 4000 osób kontrmanifestacja, której główny slogan brzmiał "Drezno wolne od nazistów". Inicjatywa ta została zorganizowana przez środowiska lewicowe i miała zasugerować, że protestujący przeciwko islamizacji Niemiec to zwolennicy ideologii faszystowskiej, ponieważ skoro nie podoba im się ekspansja Islamu to oznacza, że są rasistami.

Trudno powiedzieć czy ludzie ci rzeczywiście tak myślą. Niewątpliwie daje to pretekst mediom do epatowania porównaniami do faszystów. Protesty z Drezna odbyły się bez poważnych incydentów, a ich uczestnicy śpiewali kolędy. Jeśli klasa polityczna będzie próbowała walczyć z tym ruchem jedynie inwektywami i zohydzaniem jego założeń w mediach, to można się spodziewać jego rosnącej popularności na skutek budzącego się powli społecznego sprzeciwu.