Zgodnie z przewidywaniami, gdy tylko zrobi się cieplej będziemy świadkami znacznie częstszych i liczniejszych manifestacji. Jedna z inicjatyw stanowiąca w pewnym stopniu kontynuację styczniowych protestów w sprawie ACTA, będzie miała miejsce jutro i nazywa się „Dniem Gniewu”.

Na manifestację wybrano pierwszy dzień wiosny, który i bez takich deklaracji często gromadzi spore tłumy młodych ludzi masowo uciekających z lekcji jak przystało na dzień wagarowicza. Prawdopodobnie organizatorzy tej inicjatywy biorą to pod uwagę i liczą na wzmocnienie przekazu dzięki zwielokrotnieniu ilości uczestników.

Nie jest do końca jasne, kto organizuje ta akcje i głównie, dlatego cześć środowisk opozycyjnych względem rządu pozostawia decyzje uczestnictwa każdemu z osobna. W czasach PRL na takich imprezach można było dostać pałą i znaleźć się na Milicji. Czy spadkobierca PRL, jakim jest nomenklaturowy system, w jakim żyjemy postąpi z manifestantami w bardziej cywilizowany sposób? Obecna władza pokazał 11 listopada 2011, że nie różni się od demonizowanej władzy PRL. Trudno, żeby się różniła skoro to są ci sami dogadani w Magdalence ludzie.

Czy takie inicjatywy jak Dzień Gniewu mają jakiś sens? Zapewne tak, ale ich efekt może być odwrotny od zamierzonego, bo pokazanie władzy, że ma się, czego bać może się skończyć zwiększeniem opresyjności aparatu ucisku. Tak czy inaczej to bardzo dobrze, że ludzie budzą się z letargu, kropla drąży skałę i kiedyś może ją wydrążyć.