Kategorie:
Francuski rząd zdecydował się iść na wojnę, którą wypowiedziała mu sfrustrowana pracująca część społeczeństwa, która uznała, że jest za bardzo nękana podatkami. Objawia się to brutalnym tłumieniem protestów i sianiem atmosfery strachu przed poparciem protestujących, która objawia się w postaci zaplanowanego zamachu na wolność słowa. w Internecie
Media nad Sekwaną zaczęły straszyć protestujących i ich sympatyków, że za popieranie zamieszek i nawoływanie do nich w mediach społecznościowych grozi kara grzywny do 15 tysięcy euro. Niedozwolone jest nawet "lajkowanie" zawartości związanej z protestami.
Ostrzeżenie na ten temat, na Twitterze wystosowała nawet francuska policja. Obecni rządzący postanowili wytoczyć najcięższe działa z arsenału środków do walki z wolnością słowa. Po prostu każde wypowiedzi popierające zamieszki są uważane domyślnie za mowę nienawiści.
Jako przykład podawana jest wypowiedź rzecznika "żółtych kamizelek" Erica Drouet, który powiedział:
"Jeżeli dojdziemy do Pałacu Elizejskiego, możemy wejść do środka"
Wypowiedź ta została uznana za nawoływanie do przemocy i zostało określona jako "nie do przyjęcia" przez sekretarz stanu ds. równości kobiet i mężczyzn, Marlene Schiappa.
Aby ludzie bali się rozmawiać w serwisach społecznościowych francuskie media straszą, że bezpośrednia słowna prowokacja tłumu podlega karze z art. 431-6 kodeksu karnego. Jest to uważane za przestępstwo nawet w postaci wpisów internetowych i jest karane rokiem pozbawienia wolności i grzywną w wysokości 15 tys. euro.
Dodatkowo jeżeli po tej prowokacji następuje efekt, na przykład w postaci zamieszek, to kara zostaje zwiększona do siedmiu lat pozbawienia wolności i grzywny 100 tys. euro.
Zwrócono również uwagę, że ustawa o wolności prasy z 29 lipca 1881 r. przewiduje wyjątki od wolności słowa. Każdy, kto powoduje nienawiść lub przemoc wobec osoby lub grupy osób ze względu na płeć, orientację seksualną lub tożsamość płciową lub niepełnosprawność" , ale również ze względu na "ich przynależność do grupy etnicznej, narodu, rasy lub religii" lub też jej braku, podlega także karze pozbawienia wolności do roku i grzywnie w wysokości 45 tys. euro.
Co ciekawe brzmienie francuskiego przepisu odnośnie tak zwanej mowy nienawiści, jest niemal identyczne jak podobny przepis w polskim systemie prawnym i jest u nas stosowany tak samo jak we Francji, do tłamszenia wolności słowa poprzez tworzenie niejasnych katalogów tematów o których nie wolno wspominać.
W medialnej ofensywie strachu fundowanej Francuzom dominuje przekaz: nic nie jest anonimowe, wiemy kim jesteś i spotkają cię przykre konsekwencje jeśli sprzeciwisz się władzy w internecie. Strzeż się udostępnionych postów lub polubień. Zdaniem francuskich władz, z prawnego punktu widzenia, sytuacja jest podobna w przypadku kogoś kto pisze wiadomości nawołujące do nienawiści i przemocy, jsk i tego kto polubił tamie wiadomości, albo je udostępnił.
Groźby wobec Francuzów i próba zastraszenia ich, świadczą o powadze sytuacji w związku z protestami "żółtych kamizelek", a skoro rządzący reagują w ten sposób oznacza to, że to jest rewolucja. Dziwna, weekendowa, bo protestujący nie mają czasu w ciągu tygodnia, gdy chodzą do pracy. W ten weekend na pewno znowu dojdzie do protestów. W Paryżu zmobilizowano aż 89 tysięcy policjantów. Jeśli nie będą w stanie zapanować nad sytuacją zapowiedziano, że za dwa tygodnie do miasta wejdzie wojsko.
Totalitaryzm w zakresie swobody wypowiedzi w internecie może się szybko przenieść do realnego życia, a zapowiedź użycia wojska przeciwko francuskim obywatelom oznacza, że może tam dojść nawet do wojny domowej.
Ocena:
Opublikował:
admin
Redaktor naczelny i założyciel portalu zmianynaziemi.pl a także innemedium.pl oraz wielu innych. Specjalizuje się w tematyce naukowej ze szczególnym uwzględnieniem zagrożeń dla świata. Zwolennik libertarianizmu co często wprost wynika z jego felietonów na tematy bieżące. Admina można również czytać na Twitterze @lecterro |
Komentarze
DBAJ O SWÓJ NÓŻ! Nigdy nie wiadomo kiedy uratuje Ci życie!
Strony
Skomentuj