Demonstracja w stolicy tego kraju miała rozpocząć się o godzinie 12:00 czasu lokalnego i miała mieć charakter pokojowy. Aktywiści domagali się zakończenia konfliktu pomiędzy władzą a bojownikami Partii Pracującej Kurdystanu (PKK), która traktowana jest przez Turcję niczym organizacja terrorystyczna. 

Eksplozje nastąpiły po godzinie 10:00 czasu lokalnego - sprawcami byli prawdopodobnie dwaj terroryści samobójcy, którzy zdetonowali ładunki wybuchowe z niewielkim odstępem czasowym. Ludzie wpadli w panikę i zaczęli uciekać. Sytuacja ma miejsce tuż przed wyborami parlamentarnymi, które mają odbyć się 1 listopada.  

Nie wiadomo kto mógł dokonać tego zamachu. Kurdyjscy bojownicy którzy walczą z tureckimi żołnierzami w południowo-wschodniej części tego kraju ogłosili zawieszenie broni na kilka godzin po masakrze. Wszelkie działania zbrojne mają zostać wstrzymane na okres trzech tygodni, czyli aż do wyborów parlamentarnych. Kurdowie zapowiedzieli jednak, że jeśli Turcja ich zaatakuje to zawieszenie broni stanie się nieaktualne.

Co ciekawe, prokurdyjska Ludowa Partia Demokratyczna (HDP) która weźmie udział w nadchodzących wyborach ogłosiła, że zamach mógł zostać przeprowadzony przez władze. Według liderów partii, na marsz mieli przyjść również zwolennicy HDP i to oni mieli być celem ataku.