Umieszczenie na stałe amerykańskiej broni jądrowej w bazie lotniczej US Incirlik w Turcji budzi poważne obawy o ich zajęcie przez terrorystów i inne wrogie siły. Obawy takie przedstawiono w raporcie Amerykańskiego Centrum Badań Stimson.

Eksperci uważają, że nie ma absolutnej pewności, że Stany Zjednoczone mogą utrzymać kontrolę nad 60 bombami typu B61 z powodu trwającej wojny domowej w Turcji. Podczas nieudanej próby zamachu stanu, władze tureckie miały ograniczony dostęp do bazy lotniczej, a jej dowódca został aresztowany i oskarżony o udział w spisku.

„Z punktu widzenia bezpieczeństwa w bazie lotniczej Incirlik jest ponad 50 bomb jądrowych – to tak, jak rzucanie kości" - czytamy w raporcie.

Stany Zjednoczone pierwsze wdrożyły taktyczny program rozmieszczenia bomb jądrowych w Europie w czasie zimnej wojny w latach pięćdziesiątych i w początkach sześćdziesiątych minionego wieku, aby równoważyć stan gromadzenia radzieckich czołgów wojskowych, rozmieszczonych w Europie Wschodniej. Potem większość taktycznej broni jądrowej usunięto z Europy na początku lat dziewięćdziesiątych, ale 180 bomb typu B61 pozostało w sześciu bazach - w Belgii, we Włoszech, Niemczech, Holandii i Turcji.

Raport zaleca natychmiastowe usunięcie wszelkich pozostałości B61 z Europy i zrezygnowanie z zakupu tej broni, która pozwoli zaoszczędzić ponad sześć miliardów dolarów.

„Te bomby są źle dopasowane do nowoczesnej wojny i bardzo drogie" - zapisano w dokumencie.

Bunt wojskowych w Turcji, który miał miejsce w dniu 15 lipca br. został stłumiony przez władze. Podczas zamachu zginęło 246 osób, a ponad 2100 zostało rannych.

Za organizację zamachu władze tureckie oskarżają opozycyjnego kaznodzieję islamskiego Fethullaha Gülena, zamieszkałego w Stanach Zjednoczonych. Ankara zażądała jego natychmiastowej ekstradycji i zagroziła Waszyngtonowi pogorszeniem stosunków w przypadku odmowy jego wydania. Sam imam potępił bunt i oświadczył, że jest niewinny.