Czy zakaz startu w wyborach w Rumunii dla lidera sondaży Calina Georgescu to zwiastun autorytarnych tendencji UE?
Image

W cieniu fasadowych deklaracji o promowaniu wartości demokratycznych, Unia Europejska coraz śmielej ingeruje w wewnętrzne procesy wyborcze państw członkowskich, systematycznie niszcząc rzeczywistą demokrację na kontynencie. Szczególnie alarmujący jest przypadek Rumunii, gdzie pod naciskami z Brukseli nie tylko unieważniono legalne wybory prezydenckie, ale posunięto się jeszcze dalej – wykluczając z ponownego głosowania lidera cieszącego się największym poparciem społecznym, Calina Georgescu.
Kryzys demokratyczny w Rumunii rozpoczął się w grudniu 2024 roku, gdy Trybunał Konstytucyjny – przy silnym poparciu instytucji unijnych – unieważnił pierwszą rundę wyborów prezydenckich, w której Calin Georgescu, kandydat o poglądach konserwatywnych, zdobył niespodziewanie 23% głosów. Powód? Rzekome "niezadeklarowane finansowanie kampanii" i "ingerencja Rosji" – oskarżenia oparte na tajnych materiałach wywiadowczych, których autentyczności nikt nie mógł zweryfikować.
Kolejny krok był jeszcze bardziej drastyczny. W marcu 2025 roku rumuńskie Centralne Biuro Wyborcze (BEC) całkowicie wykluczyło Georgescu z ponownych wyborów zaplanowanych na maj. Pod pretekstem naruszenia regulacji wyborczych, w istocie pozbawiono demokratycznych praw zarówno kandydata, jak i jego licznych wyborców.
Na skandaliczną sytuację w Rumunii zwrócił uwagę już wcześniej wiceprezydent USA J.D. Vance podczas konferencji bezpieczeństwa w Monachium, expressis verbis nazywając to, co dzieje się w Rumunii, "bezprecedensowym atakiem na demokratyczne wartości". Teraz jednak rumuński establishment poszedł jeszcze bardziej po przysłowiowej bandzie. Również Elon Musk, wpływowy doradca prezydenta Trumpa, określił decyzję o wykluczeniu Georgescu jako "szaleństwo" i "powrót do praktyk znanych z czasów zimnej wojny".
Wydarzenia w Rumunii przerażająco przypominają praktyki znane z czasów Związku Radzieckiego i PRL. Wówczas również odbywały się "wybory", ale ich wynik był z góry przesądzony. Kandydaci niewygodni dla systemu byli eliminowani pod byle pretekstem, a cały proces stanowił jedynie fasadę legitymizującą władzę.
Dziś Unia Europejska, posługując się bardziej wyrafinowanymi metodami i retoryką o "ochronie demokracji", realizuje w istocie identyczny schemat: wybory mogą się odbyć, ale wygrać może tylko ten kandydat, który jest akceptowalny dla brukselskich elit. W przypadku zagrożenia, że wybory wygra niewłaściwa osoba, uruchamiane są służby specjalne, które pod pozorem "tropienia dezinformacji" i "ochrony procesu wyborczego" mogą nawet fabrykować dowody przeciwko niewygodnym kandydatom, co prawdopodobnie uczyniono w Rumunii.
Przypadek Calina Georgescu to niejedynie wewnętrzna sprawa Rumunii, ale sygnał ostrzegawczy dla całej Europy Środkowo-Wschodniej. Szczególnie Polska powinna uważnie obserwować te wydarzenia w kontekście nadchodzących wyborów prezydenckich. Wszak przedstawiciel establishmentu brukselskiego Thierry Breton publicznie powiedział, że UE unieważniła wybory w Rumunii więc może też UE zakazała startu nielubianemu kandydatowi a Rumuni po prostu grzecznie to zrealizowali?
Jeśli w majowych wyborach w Polsce, kandydat sprzyjający obecnej opozycji i unijnym elitom, Rafał Trzaskowski, nie uzyska wystarczającego poparcia, istnieje realne ryzyko, że podobne mechanizmy mogą zostać zastosowane także w naszym kraju. "Nieautoryzowane finansowanie", "dezinformacja", "wpływy zewnętrzne" – to gotowe szablony oskarżeń, które mogą posłużyć do podważenia niekorzystnego dla Brukseli wyniku wyborczego.
To, co obserwujemy w Rumunii, nie jest jednostkowym przypadkiem, ale elementem szerszej strategii zmierzającej do całkowitego podporządkowania państw członkowskich decyzjom podejmowanym w Brukseli. Pod hasłami "obrony praworządności" i "wartości europejskich" kryje się bezwzględna polityka eliminacji każdego, kto kwestionuje federalistyczną wizję Europy i postuluje większą autonomię państw narodowych.
Przewrotnie, te same instytucje unijne, które tak głośno protestowały przeciwko rzekomym naruszeniom standardów demokratycznych w Polsce czy na Węgrzech, dziś milczą, gdy w Rumunii dochodzi do bezprecedensowego złamania podstawowych zasad demokratycznych – prawa obywateli do wyboru swoich przedstawicieli bez zewnętrznej ingerencji.
Europa stoi na rozdrożu. Albo obywatele państw członkowskich przebudzą się i zdecydowanie przeciwstawią tym autorytarnym tendencjom, albo w nieodległej przyszłości pojęcie demokratycznych wyborów stanie się w UE taką samą fikcją, jaką było w krajach bloku wschodniego.
Sprawa Calina Georgescu powinna być dzwonkiem alarmowym dla wszystkich, którym bliskie są wartości demokratyczne i suwerenność narodowa. Jeśli dziś pozwolimy na takie praktyki w Rumunii, jutro mogą one dotknąć każdy inny kraj członkowski, którego obywatele ośmielą się zagłosować wbrew oczekiwaniom brukselskich elit.
- Dodaj komentarz
- 1178 odsłon
Czy zakaz startu w wyborach…
A skądże, to zwiastun demokracji i praworządności.
I tak o to przejdziemy z …
Dodane przez Groot w odpowiedzi na Czy zakaz startu w wyborach…
I tak o to przejdziemy z "demokracji ludowej" i "demokracji okrągłostołowej" do europejskiej "demokracji liberalnej". A jak wiemy każda "demokracja " z "przymiotnikiem" , to prosta do totalitaryzmu i państwa policyjnego.
tuskaszenko już zapowiedział…
tuskaszenko już zapowiedział plan wysłania Polakó na depopulację do ukrainu ! za chwilkę będziemy szkoplandem i wyślą nas w ramach LEBENSRAUM jeżli nie wybierzemy Mentzena i potem go nie obronimy przed wojskami szkoplandu bo jużpolicja szkoplandu jest na polskich ulicach ! !
SKANDAL! Niemiecka policja na polskim proteście. Kto dał na to zgodę?
https://youtu.be/kaEWh8008oM?si=_61ggVJwyIaqwy5Q