Tylko w ciągu jednego miesiąca w tajemniczych okolicznościach w Jekaterynburgu zmarło prawie sto kotów domowych. Zwierzęta umierają w ciągu dwóch, trzech dni od objawienia się pierwszych objawów choroby. Początkowo podejrzewano producenta karmy o wypuszczenie na rynek toksycznego produktu.

Teraz eksperci są skłonni uwierzyć jednak, że mamy do czynienia ze zmutowanym wirusem panleukopenii. Na razie choroba objawiła się tylko w Jekaterynburgu. Sprawa jest bardzo poważna. W badania zaangażowano wirusologów ds. zakażeń niebezpiecznych dla ludzi – podaje MK.

Jedną z pierwszych, która podniosła alarm, była Ilya Anischenko. W dziwnych okolicznościach utraciła ona swoją ulubioną kotkę Sonię. Kot nagle stracił apetyt i zaczął się dusić. Lekarze postawili wstępną diagnozę „zapalenie jelit”, ale ta była nietrafiona. Zwierzę dostało kroplówkę, ale to nie pomogło. Sonia umarła podczas transfuzji krwi. W tym samym czasie w sieci zaczęły pojawiać się liczne informacje o zdychaniu kotów w Jekaterynburgu.

„Przyjaciele! Nie mogę pozostać na uboczu po śmierci Soni! Musimy pokonać tę plagę! Prosimy o rozsyłanie tej informacji! Zbierajcie dane od właścicieli martwych kotów, ponieważ zagrożenie jest poważne. Wirus zabije wasze zwierzęta! Prawdopodobieństwo śmierci waszego ulubionego kota wynosi 95 %” – zaapelowała na swoim blogu Ilya Anischenko.

17 czerwca ogłoszono wyniki ekspertyzy zwłok jednego z padłych kotów. Sekcję przeprowadzili specjaliści z Uniwersytetu Rolniczego Urga. Badania wykazały, że zwierzę cierpiało na obrzęk mózgu i płuc, niedokrwistość, martwicę nerek oraz inne schorzenia.

„Śmierć nastąpiła z powodu paraliżu ośrodka oddechowego, wywołanego w procesie zakaźnym” – podali eksperci.

W Jekaterynburgu mają do czynienia z wysoce zmutowanym wirusem panleukopenii (nosówka kotów). Niektórym kotom, które zostały zaszczepione, udaje się przeżyć. Najwięcej zakażeń odnotowano w północnej części miasta. Wydaje się, że epidemia w Jekaterynburgu nie ma odpowiednika w świecie.