Łuk wojen i zamętu, czyli diagnoza sytuacji Rosji

Kategorie: 

Źródło: pixabay.com

Maksym Kałasznikow [1] (na zdjęciu niżej), znany adherent słynnego obrońcy rosyjskiego Donbasu Igora Striełkowa, próbuje wraz z innymi publicystami moskiewskiego „Kuriera Wojskowo-Przemysłowego” postawić diagnozę sytuacji Rosji. Jest tak, jakby powracały trwożliwe lata 1981-1987. Lecz wszystko rozgrywa się teraz znacznie bliżej. Tlący się od 1994 roku konflikt ormiańsko-azerski wokół Górskiego Karabachu wybuchł ponownie, ale teraz już na poważnie: z powszechną mobilizacją w Armenii, z poborem rezerwistów i rekwizycjami pojazdów dla potrzeb wojska w Azerbejdżanie. Z jawnym poparciem Baku przez Ankarę.

 

Złe wieści dla Federacji Rosyjskiej, Włodzimierzu Włodzimierzowiczu! Przecież podobnie, jak w latach 80-tych, nasz kraj został otoczony łukiem wojen i konfliktów. I toczą się one teraz już w granicach byłego ZSRR, a więc znacznie bliżej Moskwy. Jak zamierza Pan sobie poradzić z tym wyzwaniem, Panie Prezydencie? ŚLEPA ULICZKA KARABACHU Pozostaje nam tylko nadzieja, że Moskwa dokona tytanicznego wysiłku na polu dyplomatycznym i zdoła ugasić rodzącą się wojnę na Zakaukaziu. To, co się dzieje tam, gdzie rozlana krew powoduje nowy rozlew krew, nie przerodzi się w bombardowania mecamorskiej elektrowni jądrowej, a następnie w podobną do czarnobylskiej katastrofę jądrową, oznaczającą skażenie promieniotwórcze całego Kaukazu Południowego i sąsiednich terytoriów Federacji Rosyjskiej, Turcji i Iranu.

Tak samo nie nastąpi uderzenie w mingeczaurską zaporę wodną [2] na rzece Kura, co będzie równoznaczne z prawdziwym tsunami w Azerbejdżanie. I że nie rozpocznie się ciężkie bombardowanie miast – artyleryjskie i rakietowe. Że nie popłyną potoki uchodźców i wypędzonych, liczące setki tysięcy dusz, i że na ulicach Federacji Rosyjskiej nie rozpocznie się przy tym powszechna wojna na noże. Niestety, konflikt o Górski Karabach (tj. o nieuznawaną przez nikogo Republikę Górskiego Karabachu) nie znajduje powszechnie akceptowanego rozwiązania. Zgodnie ze wszystkimi przepisami międzynarodowymi, RGK i korytarze przebite do niej przez Armenię do 1994 roku, pozostają prawowitym terytorium Azerbejdżanu, obecnie pod okupacją.

 

Jest to prawie czwarta część terytorium byłej Azerbejdżańskiej SRR, a ludność azerska została stąd wypędzona. Baku ma pełne moralne, a właściwie i suwerenne prawo do odzyskania swoich ziem przy użyciu siły. Jednakże, dla władz Armenii utrata RGK i otaczającej Górski Karabach strefy – równoznaczna jest z katastrofą narodową. Każdy reżim w Erewaniu, który by na to pozwolił, skazany jest na upadek. Dlatego misją odrodzonego w 1991 r. państwa armeńskiego jest konfrontacja z Azerbejdżanem, czyli „Turkami” (Maksym Kałasznikow widział to jako świeżo upieczony sierżant podczas służby w Siłach Zbrojnych ZSRR w 1985 roku, kiedy to wybuchły starcia pomiędzy ormiańskimi i azerbejdżańskimi poborowymi w punkcie szkoleniowym pod Donieckiem).

Ormianie będą zaciekle walczyli o Karabach, wykorzystując wszelkie możliwości swojej światowej diaspory. Co zresztą robili od samego początku tych smutnych wydarzeń w grudniu 1987 roku. Ogień tej wojny jest podsycany przez skrajną niestabilność wewnętrzną Armenii, która zaczęła się po dojściu grupy Mikołaja Paszyniana do władzy w wyniku masowych niepokojów 2018 roku. Ów ulubieniec narodu nie zdołał radykalnie poprawić sytuacji w Armenii, podobnie jak Włodzimierz Zelenskij na Ukrainie. A kiedy sprawy źle się układają, pojawia się przemożna pokusa, by wskoczyć na militarystyczno-patriotycznego konika. Oczywiście, Amerykanie dolewają tu oliwy do ognia, bowiem konflikt na Zakaukaziu jest dla nich niezwykle korzystny. Jest to ciężki cios dla Moskwy, zadany w ramach strategii działań pośrednich. Tymczasem, sytuacja jest radykalnie różna od tej z 1994 roku.

 

Dzisiejsza wojna będzie prowadzona nie za pomocą tych resztek sowieckiego uzbrojenia, jakie znajdowały się wówczas w Zakaukaskim Okręgu Wojskowym, ale przy wykorzystaniu znacznie bardziej nowoczesnych arsenałów. Przecież Moskwa w ciągu ostatniego ćwierćwiecza pomogła uzbroić Baku i Erewań [3], umieszczając jednocześnie swoją bazę wojskową w Armenii. Straty podczas walk mogą być teraz o rząd wielkości bardziej krwawe, jak również zniszczenia miast i wsi. Dziś armie tych dwóch zakaukaskich republik są zupełnie różne od ich dawnych milicji [4] i wyrosło po obu stronach nowe pokolenie bojowników. GROŹBA „KRWAWEGO WIRU” Dlaczego ekipa Włodzimierza Putina musi teraz dosłownie wychodzić ze skóry, by powstrzymać grożącą nam wojnę przy pomocy dyplomacji? Dlatego, że jeżeli ona wybuchnie, to będzie tak, jak na filmach grozy: pojawi się wir, który wciągnie szybko i Turcję. Przecież Ankara od dawna trzyma się polityki „Jeden naród – dwa państwa”, przez co rozumie Turcję i Azerbejdżan.

 

Jeżeli zaczną się ciężkie walki, to zaangażowanie Erdogana, choćby ograniczone, będzie nieuniknione. Na przykład w postaci wysłania do Azerbejdżanu ochotników, broni, a nawet sił specjalnych. A jeżeli Turcy uznają, że Ormianie zdobywają przewagę dzięki pomocy Federacji Rosyjskiej, to mogą zacząć terroryzować Kreml, odcinając zaopatrzenie dla rosyjskiego kontyngentu wojskowego w Syrii, które idzie teraz przez cieśniny Bosfor i Dardanele. Albo zablokują gazociąg „Turecki Potok”, który jest budowany przez Federację Rosyjską w celu obejścia Ukrainy od południa. Zaś eskalacja tej wojny może zaangażować w nią Iran, który potajemnie pomaga Armenii. Włodzimierz Putin nie może się trzymać od tego wszystkiego z daleka. [5] W przeciwieństwie do sytuacji Borysa Pijanicy (Jelcyna) z 1994 roku, Putin posiada w Armenii bazę wojskową.

Przy czym Kreml ma również problemy z Białorusią (niebezpieczeństwo wyjścia ze strefy wpływów), jak również z dnia na dzień może się „rozmrozić” wojna pod Ługańskiem i Donieckiem (w rzeczywistości: wojna krymsko-donbaska), niebezpieczny staje się kryzys społeczno-gospodarczy na własnych tyłach, przysłonięty „covidową biedą”. Przedłuża się spadek realnych dochodów obywateli (czyli: zubożenie mas), a Rosję czeka jeszcze fala bankructw przedsiębiorstw po zniesieniu kwietniowego moratorium na spłaty zadłużenia, czemu towarzyszyć będą nowe fale bezrobocia. Nie ma już wysokich cen na ropę, więc dla uzupełnienia skarbca prezydent zwiększa podatki, co musi skutkować dalszym regresem gospodarki i powiększaniem się niezadowolenia narodu z jego władzy.

 

Wszystko to dzieje się na tle ugrzęźnięcia Putina w Syrii, gdzie coraz bardziej realną staje się konieczność wydatkowania przez Rosję ogromnych środków na odbudowę Syryjskiej Republiki Arabskiej, na usuwanie społecznych i gospodarczych skutków tamtejszego konfliktu. Może więc dojść do załamania się samej Federacji Rosyjskiej. Zwłaszcza, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że i w Osetii Południowej rodzi się bunt niezadowolonych klas niższych przeciwko tamtejszej władzy. PORAŻKA KREMLOWSKIEJ GEOPOLITYKI To, co się dzieje, do bólu przypomina lata 1981-1987, kiedy to Stany Zjednoczone nadwyrężyły potęgę Związku Radzieckiego, otaczając go od południa i zachodu łukiem niestabilności i konfliktów. W Polsce rozpoczęły się w 1980 roku antykomunistyczne i antyrosyjskie wystąpienia, wojna w Afganistanie pochłonęła zasoby potrzebne nam do rozwiązywania własnych problemów.

 

Doszło do konfrontacji pomiędzy Moskwą i Pekinem, a Jankesi wciągnęli ZSRR w kosztowny wyścig zbrojeń, by zabierał nam fundusze przeznaczane na rozwiązywanie problemów społecznych i gospodarczych, na budowę dróg i mieszkań. Wszelkimi sposobami obniżano też światowe ceny ropy. Pod koniec 1987 roku rozpoczął się konflikt o Karabach… Obecnie nie ma tylko konfrontacji z Chinami. Natomiast ceny węglowodorów zostały mocno obniżone, a wyścig zbrojeń jest tym, co nas poważnie wyczerpuje. Miejsce buntującej się Polski zajęły Białoruś i Ukraina. Mamy jeszcze wojnę w Donbasie, do której dopuściła ekipa Putina, bojąc się spełnić w lutym 2014 roku prośbę prezydenta Janukowicza o wprowadzenie wojsk rosyjskich na południowy wschód byłej Ukraińskiej SRR. A przecież wówczas (do majowych wyborów 2014 roku) nie było w Kijowie legalnej władzy i wojsko rosyjskie mogłoby nie dopuścić do wieloletniej rzezi w Donbasie.

 

Tymczasem, Kreml umożliwił tę wojnę, otrzymując w zamian nie tylko sankcje na swoją głowę, ale także konieczność utrzymywania pozbawionego wody i pogrążonego w gospodarczej depresji Krymu oraz poniesienia ogromnych kosztów budowy mostu nad Cieśniną Kerczeńską, nie mówiąc już o konieczności zbudowania „Tureckiego Potoku”. A przecież wszystkiego tego można było uniknąć, gdyby utworzono formalnie niezależną i sprzymierzoną z nami Noworosję, kontrolującą całe północne wybrzeże Morza Czarnego. Ale Putinowi tego było mało i zaplątał się również w konflikt syryjski, narażając nasz kraj na kolejne megawydatki i niebezpieczną zależność od Turcji. Teraz doszedł do tego jeszcze i ból głowy na Zakaukaziu. Utworzenie Noworosji od Doniecka i Charkowa do Odessy i Naddniestrza z pewnością nie zapobiegło by konfliktowi ormiańsko-azerbejdżańskiemu.

 

Ale mogliśmy go powitać w znacznie lepszej kondycji i bez syryjskiej „pięty achillesowej”. Cena gigantycznej pomyłki geopolitycznej administracji Putina w latach 2014-2015 stała się teraz dobrze widoczna. Podobnie jak w latach 80-tych, znów otoczył nas niebezpieczny łuk. Tylko, że teraz nie chodzi tylko o niestabilność, lecz o łuk zamętu i wojen. I to na ziemiach byłego Związku Radzieckiego, znacznie bliżej rdzennych ziem rosyjskich. Zamiast Warszawy – Mińsk, w roli Afganistanu – Donbas i Syria. Choć prawdę mówiąc, nawet i obecny Afganistan jest ciągle częścią owego fatalnego łuku, sprzyjając możliwości rozprzestrzenienia się zamętu na całą Azję Środkową. W takich warunkach konflikt o Karabach odnawia się z jeszcze większą siłą. Czy Moskwa ma wystarczającą moc sprawczą, aby zapobiec pożarowi na Zakaukaziu?

 

Autorstwo: Maksym Kałasznikow, Sergiusz Kostin, Artur Nieświeski
Tłumaczenie: Grzegorz Grabowski

Ocena: 

4
Średnio: 3.5 (2 votes)
Opublikował: admin
Portret użytkownika admin

Redaktor naczelny i założyciel portalu zmianynaziemi.pl a także innemedium.pl oraz wielu innych. Specjalizuje się w tematyce naukowej ze szczególnym uwzględnieniem zagrożeń dla świata. Zwolennik libertarianizmu co często wprost wynika z jego felietonów na tematy bieżące. Admina można również czytać na Twitterze   @lecterro


Komentarze

Portret użytkownika Kwazar

Moja diagnoza,ocena  jest

Moja diagnoza,ocena  jest taka.Tylko zaznaczam,że nie jestem ani ZA ani przeciw Rosji.To jest moja analiza GEOPOLITYCZNA i nic ponad to ! Wróćmy do tematu.Moja analiza jest taka.Rosja dzisiaj jest, jak nigdy wczesniej SILNA i GOTOWA na każdą ewentualność i do każdej wojny.Wszystko co do tej pory zobił Putin dla Rosji, służyło właśnie temu przyszłościowemu celowi.Gość intuicyjnie wręcz wyczuł pismo nosem.

Portret użytkownika gołota

https://avia.pro/news

https://avia.pro/news/rossiyskie-voennye-sdelali-zhyostkoe-preduprezhdenie-azerbaydzhanu-krylatye-rakety-kalibr-k

"Rosja skierowała do Azerbejdżanu ostre ostrzeżenie w sprawie Karabachu.
Gdy dzień wcześniej kilka rosyjskich okrętów wojennych, w tym uzbrojonych w pociski manewrujące „kalibru”, zostało zauważonych zaledwie kilka kilometrów od granicy z Azerbejdżanem, okazało się, że Rosja wysłała ostrzeżenie do Baku o gotowości do bezpośredniego uderzenia. od Morza Kaspijskiego.
„Ćwiczenia rosyjskiej flotylli kaspijskiej, które rozpoczęły się w piątek, można uznać za pewien sygnał dla Azerbejdżanu i Turcji” – powiedział w rozmowie z Interfax admirał Wiktor Krawczenko, były szef głównej kwatery rosyjskiej marynarki wojennej. „To może być pierwszy sygnał dla nich, że Rosja może w razie potrzeby podjąć jakieś działania, w tym z Morza Kaspijskiego” – powiedział. Zdaniem Krawczenki manewry te można potraktować jako przypomnienie, że region znajduje się w sferze strategicznych interesów Rosji i ma tu wystarczający potencjał militarny. „Dla tego regionu Flotylla Kaspijska jest poważnym stowarzyszeniem. W ciągu ostatnich 10 lat zdolności bojowe Flotylli Kaspijskiej zostały znacznie zwiększone. Są to nowe statki z pociskami manewrującymi Kalibr i inną nową bronią”,Według rosyjskiej agencji informacyjnej „Interfax

Portret użytkownika gołota

Rosja skierowała do

Rosja skierowała do Azerbejdżanu ostre ostrzeżenie w sprawie Karabachu.
Gdy dzień wcześniej kilka rosyjskich okrętów wojennych, w tym uzbrojonych w pociski manewrujące „kalibru”, zostało zauważonych zaledwie kilka kilometrów od granicy z Azerbejdżanem, okazało się, że Rosja wysłała ostrzeżenie do Baku o gotowości do bezpośredniego uderzenia. od Morza Kaspijskiego.
„Ćwiczenia rosyjskiej flotylli kaspijskiej, które rozpoczęły się w piątek, można uznać za pewien sygnał dla Azerbejdżanu i Turcji” – powiedział w rozmowie z Interfax admirał Wiktor Krawczenko, były szef głównej kwatery rosyjskiej marynarki wojennej. „To może być pierwszy sygnał dla nich, że Rosja może w razie potrzeby podjąć jakieś działania, w tym z Morza Kaspijskiego” – powiedział. Zdaniem Krawczenki manewry te można potraktować jako przypomnienie, że region znajduje się w sferze strategicznych interesów Rosji i ma tu wystarczający potencjał militarny. „Dla tego regionu Flotylla Kaspijska jest poważnym stowarzyszeniem. W ciągu ostatnich 10 lat zdolności bojowe Flotylli Kaspijskiej zostały znacznie zwiększone. Są to nowe statki z pociskami manewrującymi Kalibr i inną nową bronią”,Według rosyjskiej agencji informacyjnej „Interfax”.
https://avia.pro/news/rossiyskie-voennye-sdelali-zhyostkoe-preduprezhdenie-azerbaydzhanu-krylatye-rakety-kalibr-k

Portret użytkownika baca

zamiast analizować

zamiast analizować mniejszości, odrębności, niezależności powinno być w każdym konflikcie analizowane tylko jedno kryterium: Jeśli Ormianie to genetyczni bracia Słowianie to należy stać zawsze po ich stronie i to tyle...
tak jak Polacy i Ukraińcy to genetycznie ci sami Słowianie to należy zawsze działać wspólnie i nie dopuścić do wzajemnego podżegania przeciwko sobie bo gdzie dwóch gryzie tam tylko żyd się nażre
Rosja w czasach rozwalania Jugosławii rozumiała to i przecież nie stanęła nigdy po stronie pieprzonych muzułmanów ale swoich braci

 

Portret użytkownika Ractaros96

Ciężko mi uwierzyć, że ktoś

Ciężko mi uwierzyć, że ktoś mógłby świadomie wydać rozkaz zbombardowania elektrowni jądrowej czy dużej zapory. Można zniszczyć fragment sieci przesyłowej, aby odciąć dostęp do energii. Elektrownie się przejmuje a nie niszczy, bo są zbyt cenne.

Z drugiej strony wszystko jest możliwe, a światem rządzi głupota...

W czasie zimnej wojny o mało nie zniszczyliśmy cywilizacji jaką znamy. Powstrzymał to tylko jeden Rosjanin, który odmówił wykonania rozkazu.

W ekstremalnych sytuacjach brakuje tylko jednego człowieka, który zrobi coś głupiego pod wpływem impulsu, aby doprowadzić do katastrofy.

"Trudności materialne nigdy nie powinny być przeszkodą na drodze rozwoju człowieka" - Moje własne słowa

Portret użytkownika Mojeimię44

Ractaros politycy

Ractaros politycy Azerbejdżanu i Armenii otwarcie się tym straszą nawet na portalach społecznościowych. Zatem nigdy nic nie wiadomo. Natomiast najwięcej i to drogą pokojową może ugrać Turcja. Wystarczy, że wymieni się z Armenią ziemiami w taki sposób by Armenia miała dostęp do morza czarnego w zamian za południowe swoje tereny. Azerbejdżan z Turcją chcą mieć wspólną granicę a Armenia jest klinem niezgody. Wystarczy wymiana i przesiedlenie ludzi. Armenia nie ma dostępu do morza i jest uzależniona od innych jeśli chodzi o transport towaru i usług. Mając dostęp do morza czarnego będzie mogła handlować bezpośrednio  z Europą przez port w Rumunii. Z tego co czytałem to właśnie stratedzy piszą, że to jest jedyne najlepsze rozwiązanie. Więc Erdogan może zrobić interes życia i to bez wojny. Jeśli konflikt się rozleje to może się okazać faktycznie że zniszczą tą tamę i elektrownie a wtedy katastrofa.

Portret użytkownika Zefel Retinger

Wystarczy że Turcja wymieni

Wystarczy że Turcja wymieni się ziemią z Armenia i przesiedli ludność hehehe WYSTARCZY. Oj nie spodoba się ten artykuł dużej części tutejszych forumowiczów wielbiących Rosję i Putina. Niestety dla Was Rosja od dawna jest w odwrocie w 89 sięgała jeszcze do Berlina a teraz ledwie do Donbasu i wciąż odwrót Zachód prze. 

Skomentuj