Kategorie:
We wtorek co najmniej 70% Wenezueli pogrążyło się w całkowitej ciemności ze względu na awarię w głównej sieci dystrybucji energii elektrycznej. Wielu ludzi utknęło w środkach transportu i tunelach a na ulicach powstały gigantyczne korki.
Energię elektryczną przywrócono po około pięciu godzinach, we wtorek w nocy, jednak na drugi dzień pojawiały się kolejne przerwy w dostawach prądu. Cała sytuacja wywołała ogromny gniew wśród mieszkańców tego kraju i pojawiło się wiele wpisów na Twitterze, w których ludzie wyrażali swoje złe zdanie na temat rządów obecnego prezydenta, Nicolása Maduro. Niektórzy uważają nawet, że kraj zaczyna się rozpadać.
Prezydent Wenezueli w swoim przemówieniu w telewizji ogłosił, że cała sytuacja była w rzeczywistości sabotażem, którego dokonali prawicowcy. Miał oczywiście na myśli między innymi szefa opozycji, którym jest Henrique Capriles Radonski. Zdaniem Maduro, odcięcie większości kraju od prądu elektrycznego było częścią wojny, jaką prowadzą jego wrogowie.
Opozycjonista Capriles Radonski oskarżył go o kłamstwa dodając, że "Wenezuelczycy zasługują na kraj, w którym nie ma awarii energetycznych" a zwalanie winy na innych jest celowym tuszowaniem prawdziwych problemów w kraju. Nawet jeśli prezydent Maduro ma rację, opozycja i tak dokonała swojego, ponieważ wielu obywateli tego kraju nie wierzy w jego słowa, dotyczące celowego sabotażu.
Rzeczywistość jednak jest taka, że opozycja walczy o władzę w kraju, odkąd Nicolás Maduro wygrał wybory. Henrique Capriles Radonski przegrał stosunkiem głosów 50.76% do 49.07%. Do dnia dzisiejszego, jak twierdzi MSW Wenezueli, co najmniej 3 razy próbowano zamordować obecnego prezydenta. Wiele wskazuje na to, że opozycja działa wspólnie z Kolumbijczykami, choć podejrzenia padają również na Stany Zjednoczone.
Komentarze
Skomentuj