Ultralewicowy rząd Kanady zwykle dostarcza powodów do drwin, ale niekiedy nawet lewacy potrafią się zachować jak wolnościowcy. Tak właśnie było tym razem, gdy na wniosek kanadyjskiego rządu, w miejscowym parlamencie przegłosowano ustawę legalizującą nawet rekreacyjne wykorzystanie marihuany.

Argumentacja jest taka, że kto chciał i tak był w stanie kupić konopie indyjskie, a utrzymywanie prohibicji powodowało jedynie wzrost przychodów grup przestępczych. Legalizacja marihuany ma zatem na celu przede wszystkim większą kontrolę nad jej dystrybucją i jakością.

Niewątpliwie nie bez znaczenia jest również aspekt fiskalny całej operacji. W tych amerykańskich stanach, w których również zezwolono na sprzedaż marihuany, pojawił się prężny biznes oparty o przetwórstwo cannabis. Sprzedaje się nie tylko susz, ale również kremy, oleje stosowane przy terapiach za pomocą CBD i wiele innych przetworów.

Legalizacja marihuany to niewątpliwie koszmar dla grup przestępczych. To dlatego od lat skutecznie lobbują oni za prohibicją. Współudział państwa w rozwoju narkotykowego podziemia jest bardziej niż oczywisty, a politycy cynicznie uderzają w tony rzekomej walki o dobro obywateli, których państwo musi chronić przed nimi samymi.

Nikt nawet nie zadaje pytań dlaczego władza może decydować, że niektóre narkotyki takie jak cukier, alkohol czy tytoń są dozwolone, a marihuana już nie. Jeśli nie jest to objaw współpracy z grupami przestępczymi to po prostu jest to niebywały pokaz głupoty lub cynizmu.

Za oceanem panuje trend na poluźnienie prohibicji marihuanowej. W ciągu 12 tygodni prohibicja skończy się w Kanadzie, niestety w Europie takie wolnościowe trendy są nieobecne i przeważa coraz większy zamordyzm oraz przeświadczenie, że władza wie lepiej co jest dobre dla obywateli.