Czy to nie jest ciekawe? Ukraina  zaczyna przymilać się do Rosji, pisze Kenneth Rapoza w magazynie Forbes.

Jeszcze nie tak dawno, bo rok temu, uważano, że rosyjskie czołgi staną w Donbasie, a potem wjadą triumfalnie do Kijowa w celu podniesienia tam biało – niebiesko – czerwonej flagi Federacji Rosyjskiej. Być może wyobrażano sobie, że na ulicach ukraińskiej stolicy zawisną portrety uśmiechniętego Putina, otoczone laurem.

Pojawia się co raz więcej dowodów na to, że największe ukraińskie firmy, współpracujące niegdyś z Rosją, chcą odbudować swoje relacje i rozwijać biznesy na Wschodzie. Zdaniem Rapoza, to raczej wspaniała wiadomość. Wszelkie oznaki normalizacji stosunków między Rosją i Ukrainą to pozytywny trend, który może oznaczać początek poprawy stosunków między Rosją, a Europą.

W piątek 25 listopada br. ukraiński importer gazu ziemnego Naftogaz zadeklarował, że jest „gotowy rozważyć możliwość dostaw gazu z Rosji”. Podstawą tego założenia mają być zasady, które zostały określone w umowie zawartej w ubiegłym roku za pośrednictwem Komisji Europejskiej. Zmiana stanowiska może dziwić, bo jeszcze kilka tygodni temu Naftogaz  publikował antymoskiewskie oświadczenia w sprawie ewentualnej kooperacji. Fakt, że firma przyznała, iż jest gotowa do ponownej współpracy z Rosjanami, nie powinien być traktowana jako coś oczywistego, ale na pewno jest to krok milowy. Ukraina jest zależna od rosyjskiego gazu, a to zmusza ją do ustępstw gospodarczych i politycznych wobec Kremla.