Fora:
W 2012 roku możemy być świadkami wielkich rozbłysków. Słońce będzie się zbliżało do szczytu swojego 11-letniego cyklu, zwanego "maksimum słonecznym", możemy więc spodziewać się jego wzmożonej aktywności. Niektóre z przewidywań głoszą, że aktywność Słońca w maksimum 24 cyklu może być jeszcze większa, niż obserwowana podczas ostatniego maksimum słonecznego w latach 2002-2003 w których to zaobserwowano rekordowe rozbłyski klasy X. Heliofizycy już teraz z zainteresowaniem myślą o tym nowym cyklu i nowych metodach przewidywań jakie wprowadzono. Czy mamy się jednak czego obawiać?
Wśród wielu, naprędce przygotowywanych scenariuszy zagłady jeden, dotyczący końca świata w 2012 roku, a bazujący na przepowiedni Majów, oparty jest na pewnych wynikach naukowych. Co więcej, istnieje pewna korelacja między 11-letnim cyklem słonecznym, a okresami czasu używanymi w kalendarzu Majów. Czyżby ta antyczna cywilizacja rozumiała w jaki sposób pole magnetyczne Słońca doznaje zmiany polaryzacji co mniej więcej dziesięć lat? Na dodatek teksty religijne (takie jak Biblia) mówią, że ma nadejść dzień sądu, związany z ogniem i siarką. Tak więc mogłoby się wydawać, że 21 grudnia 2012 roku mielibyśmy być żywcem upieczeni przez naszą najbliższą gwiazdę...
Zanim przejdziemy do wniosków, zróbmy krok w tył i przemyślmy to wszystko. Jak większość różnorodnych scenariuszy Końca Świata w 2012 roku, możliwość potężnego, niszczącego Ziemię, rozbłysku słonecznego jest bardzo atrakcyjna dla jego głosicieli. Spójrzmy jednak na to, co rzeczywiście dzieje się podczas skierowanego ku Ziemi rozbłysku słonecznego: Ziemia jest bardzo dobrze chroniona. Choć niektóre z jej satelitów niekoniecznie...
Nasza planeta znajduje się w wysoce radioaktywnym otoczeniu. Słońce nieustannie wysyła ze swojej zdominowanej polem magnetycznym powierzchni wysokoenergetyczne cząsteczki, tzw. wiatr słoneczny. W czasie maksimum słonecznego (gdy Słonce jest najbardziej aktywne) Ziemia może mieć pecha, otrzymując porcję energii odpowiadającą sile 100 miliardów bomb wielkości tej, co spadła na Hiroszimę. Taka eksplozja nazywana jest rozbłyskiem słonecznym i jej skutki mogą stanowić dla Ziemi problem. Zanim przyjrzymy się efektom od strony Ziemi, spójrzmy na Słońce, aby lepiej zrozumieć dlaczego, co jakiś czas, staje się tak gniewne.
CYKL SŁONECZNY
Przede wszystkim zjawiska zachodzące na Słońcu powtarzają się w naturalnym cyklu o okresie w przybliżeniu 11 lat. Podczas każdego cyklu, w wyniku różnicowej rotacji Słońca, linie jego pola magnetycznego są pociągane szybciej w paśmie równikowym. Rotacja różnicowa polega na tym, że materia równikowa obraca się szybciej niż ta przy biegunach. Rotująca plazma słoneczna ciągnie za sobą linie magnetyczne wokół Słońca, powodując naprężenia i gromadzenie się energii, gdzie sytuacja zilustrowana jest na rysunku:
Gdy energia magnetyczna rośnie, tworzą się skręty w strumieniu płynącej wzdłuż linii magnetycznych plazmy, zmuszając ją do wydostawania się na powierzchnię. Skręty te nazywane są pętlami koronalnymi i w czasie wysokiej aktywności słonecznej są wyraźnie liczniejsze. Pętle te związane są z plamami słonecznymi. W miarę jak wydostają się na powierzchnię, pokazują się również plamy, zlokalizowane często u podstawy takiej pętli. Pętle koronalne rozsuwają na boki cieplejsze warstwy Słońca - fotosferę i chromosferę - odsłaniając zimniejszą warstwę konwektywną (przyczyną tego, że powierzchnia Słońca i jego atmosfera są cieplejsze od głębiej położonej warstw wewnętrznych, jest zjawisko koronalnego wzrostu temperatury). W miarę gromadzenia się energii magnetycznej można oczekiwać zagęszczania się przepływu magnetycznego. Tak się dzieje gdy dochodzi do zjawiska zwanego rekoneksją pola magnetycznego.
Powstawaniu różnych rozmiarów rozbłysków słonecznych towarzyszy rekoneksja. Jak już wcześniej wspomniano, rozbłyski słoneczne, od najmniejszych po rozbłyski klasy X, są wydarzeniami uwalniającymi wielkie ilości energii. Istotnie, największe z nich mogą posiadać energię odpowiadającą 100 miliardom bomb atomowych, ale niech te wielkie liczby nas nie martwią. Występują one blisko powierzchni Słońca, to prawie 150 mln km od nas (1 jednostka astronomiczna - AU). Ziemia jest daleko od takiego wybuchu.
Gdy linie pola magnetycznego uwalniają tak wielką energię, wówczas plazma słoneczna związana z polem magnetycznym jest przyspieszana (plazmę słoneczną stanowią przegrzane cząsteczki takie jak protony, elektrony i niektóre lekkie elementy, na przykład jądra helu). Podczas oddziaływania ze sobą cząsteczek plazmy, w odpowiednich warunkach, gdy możliwy jest tzw. bremsstrahlung, może powstawać promieniowanie X. Bremsstrahlung - to promieniowanie hamowania, które występuje podczas oddziaływania ze sobą naładowanych cząsteczek, dając w efekcie emisję promieni rentgenowskich. W ten sposób może powstać rozbłysk rentgenowski.
PROBLEM Z ROZBŁYSKAMI W PROMIENIACH RENTGENOWSKICH
Największym problemem z rozbłyskiem rentgenowskim jest to, że prawie nie mamy ostrzeżenia o tym kiedy taki wybuch nastąpi, ponieważ rozbłysk tego typu przemieszcza się w przestrzeni z prędkością światła. Promieniowanie rentgenowskie pochodzące z rozbłysku klasy X dociera do Ziemi w ciągu około ośmiu minut. Gdy promienie rentgenowskie wpadają do atmosfery ziemskiej są absorbowane przez jej najbardziej zewnętrzną warstwę zwaną jonosferą. Jak można się domyśleć po samej nazwie, jest to otoczenie zawierające zjonizowane, naładowane cząsteczki (jądra atomowe i wolne elektrony).
Podczas tak silnych wydarzeń słonecznych jak rozbłyski, wzrasta tempo jonizacji gazów atmosferycznych w warstwach jonosferycznych D i E. Objawia się to nagłym wzrostem liczby swobodnych elektronów w tych warstwach. Elektrony te mogą powodować interferencję fal radiowych w atmosferze, absorbując krótkie fale radiowe (o wysokiej częstotliwości), a przez to blokując nawet globalną łączność. Takie wydarzenia nazywamy "Sudden Ionospheric Disturbances" (nagłymi zakłóceniami jonosferycznymi) lub w skrócie SID i są one na porządku dziennym w czasie okresów wysokiej aktywności Słońca. Ciekawe, że wzrost gęstości elektronów podczas SID zwiększa propagację fal radiowych o bardzo niskiej częstotliwości i zjawisko to wykorzystywane jest przez naukowców do pomiaru natężenia promieniowania rentgenowskiego pochodzenia słonecznego.
KORONALNE WYRZUTY MASY
Emisje promieniowania z rozbłysków rentgenowskich są tylko częścią tego tematu. W sprzyjających warunkach w miejscach rozbłysków mogą również powstawać koronalne wyrzuty masy ("Coronal Mass Ejection", CME), chociaż każde z tych zjawisk może zachodzić też oddzielnie. CME docierają do Ziemi wolniej od promieniowania rentgenowskiego, ale ich skutki mogą być groźniejsze. Choć nie przemieszczają się z prędkością światła, jednak wciąż bardzo szybko - potrafią podróżować z prędkością 3.2 mln kilometrów na godzinę, co oznacza, że mogą dotrzeć do nas ze Słońca w przeciągu kilku godzin.
To jest właśnie sprawa, na której przewidywanie kładzie się najwięcej nacisku w prognozie pogody kosmicznej. Mamy garstkę satelitów umieszczonych pomiędzy Ziemią a Słońcem (w punkcie Lagrange'a L1 układu Słońce-Ziemia), które na swoim pokładzie posiadają czujniki mierzące energię i natężenie wiatru słonecznego. Jeśli CME przechodzi przez rejon ich lokalizacji można dokonać bezpośrednich pomiarów parametrów energetycznych cząsteczek i natężenia międzyplanetarnego pola magnetycznego ("Interplanetary Magnetic Field", IMF). Jedna z misji umieszczonych w punkcie L1, nazwana Advanced Composition Explorer (ACE), dostarcza naukowcom w przeciągu godziny ostrzeżenie o zbliżającym się CME. Grupa zajmująca się misją ACE współpracuje z Solar and Heliospheric Observatory (SOHO, SOHO homepage) oraz z Solar TErestial Relations Observatory (STEREO), dzięki czemu każdy wyrzut koronalny może być śledzony- od dolnej korony, poprzez punkt Lagrange’a L1, aż do Ziemi. Te misje słoneczne ściśle współpracują ze sobą, aby z wyprzedzeniem dostarczyć agencjom kosmicznym ostrzeżenie o zbliżającym się CME, skierowanym ku Ziemi. Co dzieje się gdy CME osiąga Ziemię? Wiele zależy od konfiguracji pola magnetycznego Słońca (IMF) i Ziemi (magnetosfery). Ogólnie rzecz biorąc, gdy oba pola magnetyczne są spolaryzowane w tym samym kierunku, to najprawdopodobniej magnetosfera odepchnie taki wyrzut koronalny. W takim przypadku CME prześliźnie się wokół magnetosfery Ziemi, wywołując w niej pewien wzrost ciśnienia i zniekształcenie jej górnych warstw, ale omijając Ziemię bezproblemowo. Jednakże jeśli linie obu pól magnetycznych mają konfigurację anty-równoległą (tj. gdy pola magnetyczne są przeciwnie skierowane) może nastąpić zjawisko rekoneksji w głównej części magnetosfery.
W takim przypadku IMF i magnetosfera przenikają się wzajemnie łącząc ziemskie pole magnetyczne ze słonecznym. Otwiera to możliwość pojawienia się jednego z najbardziej zapierających dech w piersiach zjawisk natury: zorzy polarnej.
SATELITY
W miarę jak pole magnetyczne, niesione przez koronalny wyrzut masy, łączy się z magnetycznym polem ziemskim, do magnetosfery wrzucane są wysokoenergetyczne cząsteczki. Ze względu na ciśnienie wiatru słonecznego linie sił pola magnetycznego Słońca zaginają się wokół Ziemi, omijając ją w pewnej odległości. Cząsteczki wrzucane do magnetosfery od strony "dziennej" (zwróconej ku Słońcu) będą kierowane ku biegunowym obszarom Ziemi, gdzie ich oddziaływanie z atmosferą prowadzi do powstawania takich zjawisk jak zorze polarne. Część wpływających do magnetosfery ziemskiej naładowanych cząstek wiatru słonecznego gromadzi się w tym samym czasie w pasach Van Allena, doprowadzając do ich "przeładowania" i powodując, że te obszary wokół Ziemi mogą być niebezpieczne dla niezabezpieczonych astronautów i niechronionych satelitów. Więcej na temat szkód jakie mogą ponieść astronauci i satelity można znaleźć na stronach "Radiation Sickness, Cellular Damage and Increased Cancer Risk for Long-term Missions to Mars" oraz "New Transitor Could Side-Step Space Radiation Problem", a po polsku np. na stronie:
http://www.cbk.waw.pl/~bpop/pogoda_html/frame3.html
Nie dość, że groźne jest promieniowanie z Pasów Van Allena, satelitom zagraża sama atmosfera. Jak łatwo się domyślić, taka dodatkowa dawka energii dostarczona ze Słońca powoduje globalne ogrzanie atmosfery co wywołuje jej rozszerzanie. Może ona sięgnąć poziomu orbit satelitów normalnie krążących poza atmosferą i spowodować ich areodynamiczne hamowanie. Pozostawione bez kontroli przesuną się na mniejszą wysokość. Efekt ten wykorzystywany jest powszechnie do spowalniania statków kosmicznych zbliżających się do powierzchni planety, w tym przypadku jest jednak bardzo niepożądany.
SKUTKI ODZIAŁYWANIA NA POWIERZCHNI ZIEMI
Chociaż satelity są na pierwszej linii, to kiedy mamy do czynienia z silnym wzrostem strumienia energetycznych cząsteczek wpadających do atmosfery, różne niekorzystne efekty mogą być odczuwane również na powierzchni Ziemi. Promieniowanie rentgenowskie wywołuje wzrost liczby elektronów w jonosferze, przez co pewne sposoby łączności mogą ulegać zakłóceniom (albo wszystkie razem mogą przestać działać), ale to nie wszystko, co może się zdarzyć. Do obszarów położonych na dużych szerokościach geograficznych może docierać szerokim pasmem prąd elektryczny zwany "strumieniem elektrycznym", wywołany wnikającymi do jonosfery cząsteczkami wiatru słonecznego. Przepływowi prądu zawsze towarzyszy pole magnetyczne. Zależnie od siły burzy słonecznej prądy te mogą być indukowane w coraz to niższych warstwach atmosfery, aż do warstw bliskich gruntu, powodując np. przeciążenia sieci energetycznych. W dniu 13 marca 1989 roku w rejonie Quebec w Kanadzie około 6 mln ludzi pozbawionych zostało prądu na skutek silnego wzrostu aktywności słonecznej powodującej nagły przepływ indukowanych prądów przygruntowych. Quebec został sparaliżowany na 9 godzin, podczas których inżynierowie pracowali nad rozwiązaniem problemu.
CZY NA SŁOŃCU MOŻE POWSTAĆ ZABÓJCZY ROZBŁYSK?
Rozbłysk słoneczny wycelowany prosto w Ziemię może spowodować wtórne skutki, takie jak uszkodzenie satelitów, lub może zagrozić niezabezpieczonym przed nim astronautom, czy też spowodować zanik napięcia w sieci energetycznej, to nie ma wystarczającej mocy aby zniszczyć Ziemię, a na pewno nie w 2012 roku. W bardzo odległej przyszłości, gdy Słońcu zacznie brakować paliwa i rozszerzy się do rozmiarów czerwonego olbrzyma, mogą nastać dla Ziemi złe czasy, ale na to musimy poczekać kilka miliardów lat. Obecnie może się jedynie zdarzyć, że czystym zbiegiem okoliczności zostanie wysłana w kierunku Ziemi seria kilku rozbłysków klasy X, której towarzyszyć może seria wyrzutów koronalnych CME lub promieniowanie rentgenowskie, ale żadne z tych zjawisk nie będzie miało wystarczającej mocy aby pokonać naszą magnetosferę, jonosferę i znajdującą się niżej gęstą atmosferę Ziemi.
"Zabójcze" rozbłyski słoneczne były obserwowane na innych gwiazdach. W 2006 roku Swift, satelita obserwacyjny NASA, zarejestrował w odległości 135 lat świetlnych największy z kiedykolwiek obserwowanych rozbłysków gwiazdowych. Ocenia się, że gdyby Słońce wysłało w naszym kierunku rozbłysk niosący promieniowanie X o energii rzędu energii uwolnionej w rozbłysku gwiazdy II Pegasi, a szacowanej na 50 kwadrylionów bomb atomowych, to z powierzchni Ziemi znikłaby większość form życia. Gwiazda II Pegasi jest gwałtownym czerwonym olbrzymem posiadającym towarzysza gwiazdowego o bardzo bliskiej orbicie. Sądzi się, że przyczyną tak energetycznego rozbłysku jest grawitacyjne oddziaływaniem z gwiazdą towarzyszącą, oraz fakt, że II Pegasi jest czerwonym olbrzymem.
Katastrofiści wskazują na Słońce jako możliwego sprawcę zagłady Ziemi, ale Słońce jest bardzo stabilną gwiazdą. Nie posiada towarzysza gwiazdowego (jak II Pegasi), ma przewidywalny cykl zmienności (około 11 lat) i nie udowodniono, że w przeszłości, poprzez wysłanie w kierunku Ziemi wielkiego rozbłysku, przyczyniło się do jakiegokolwiek wymarcia gatunków. Obserwowano już silne słoneczne rozbłyski (jak np. zaobserwowany w 1859 roku przez Carringtona rozbłysk białego światła) - lecz ciągle żyjemy.
Ponadto heliofizycy są raczej zdziwieni brakiem aktywności słonecznej na starcie 24 cyklu słonecznego, co prowadzi niektórych z nich do spekulacji, czy nie jesteśmy na skraju powtórnego minimum Maundera i "małej epoki lodowcowej". Spekulacje te są w całkowitej sprzeczności z zapowiedzią heliofizyków z NASA, z 2006 roku, że cykl ten będzie "nadzwyczajny".
Wszystko to prowadzi do wniosku, że nadal mamy długą drogę do przejścia w przewidywaniu rozbłysków słonecznych. Mimo, że techniki prognozowania warunków pogodowych panujących w przestrzeni kosmicznej są stale udoskonalane, minie co najmniej kilka lat, nim nauczymy się "odczytywać" Słońce z wystarczająco dużą dokładnością, aby móc znacząco określić jak aktywny będzie dany cykl. Tak więc, pomimo przepowiedni, przewidywań czy też mitów, nie ma żadnej fizycznej podstawy aby twierdzić, że w Ziemię trafi jakikolwiek rozbłysk słoneczny, szczególnie akurat w 2012 roku. Nawet gdyby wielki rozbłysk słoneczny dodarł do nas, nie spowodowałby katastrofy. Oczywiście, że mógłby uszkodzić satelity, wywołując wtórne problemy, jak np. utratę systemu GPS, co mogłoby np. stanowić kłopot dla nawigacji lotniczej lub obezwładnić naziemne sieci energetyczne zorzowymi strumieniami elektrycznymi) lecz nic ponadto.
Jednakże zaczekajmy z odłożeniem tego problemu na bok - katastrofiści twierdzą obecnie, że wielki rozbłysk słoneczny dotrze do nas dokładnie w momencie, kiedy ziemskie pole magnetyczne osłabnie na skutek przebiegunowania i zmieni swoją polaryzację, pozostawiając nas niezabezpieczonymi przed dewastacyjnym wpływem wybuchów koronalnych.
ODWRÓCENIE BIEGUNÓW GEOMAGNETYCZNYCH
Neutrina docierające z wybuchów słonecznych podgrzewając jądro ziemi, według niektórych koncepcji doprowadzi do przebiegunowania. To, o czym mowa, zostanie zapoczątkowane głęboko wewnątrz jądra naszej planety, doprowadzając do katastrofalnych zmian w chroniącym nas polu magnetycznym. Zaobserwujemy wtedy nie tylko szybkie zmniejszanie się natężenia tego pola, lecz również nagłą zmianę jego biegunowości (tzn. północny biegun magnetyczny znajdzie się w okolicy bieguna południowego a południowy na północy). Cóż zatem będzie to dla nas oznaczało? Jeśli wierzyć katastrofistom, zostaniemy wystawieni na ogromną dawkę promieniowania dobiegającego ze Słońca; wraz z odwróceniem biegunów magnetycznych nastąpi osłabienie zdolności Ziemi do odchylania biegu promieni kosmicznych. Armada komunikacyjnych i wojskowych satelitów spadnie z orbit, powiększając chaos na ziemi. Dojdzie do zamieszek, walk, głodu i zapaści gospodarczej. Bez nawigacji GPS samoloty zaryją w ziemię ...
Traktując przepowiednię Majów jako pretekst do wymyślania nowych scenariuszy gwałtownego zniszczenia naszej planety, "katastrofiści 2012" uznają teorię przebiegunowania geomagnetycznego za argument nie podlegający dyskusji. Tak jakby ze słów naukowców, że coś takiego może się zdarzyć w nadchodzącym tysiącleciu wynikała pewność, że zdarzy się to w 2012 roku. Jakkolwiek zjawiska takie są przedmiotem badań naukowych to zdecydowanie nie ma podstaw, by ktokolwiek mógł dokładnie przewidzieć kiedy przebiegunowanie geomagnetyczne może nastąpić - czy następnego dnia, czy też za milion lat.
Po pierwsze, odróżnijmy odwrócenie pola magnetycznego Ziemi od odwrócenia biegunów ziemskich czyli zmiany orientacji osi wirowania Ziemi, z odwróceniem kierunku wirowania włącznie. Odwrócenie pola magnetycznego jest zmianą polegającą na tym, że północny biegun magnetyczny przesuwa się w okolice południowego bieguna ziemskiego a południowy biegun magnetyczny w okolice północnego. Kiedy proces ten się dokona, wskazówki naszych kompasów będą wskazywały w kierunku Antarktydy a nie północnej Kanady. Odwrócenie biegunów uważane jest natomiast za znacznie mniej prawdopodobne zjawisko, które może mieć miejsce zaledwie kilka razy w czasie istnienia całego Układu Słonecznego. Znamy kilka przykładów planet, które doznały takiego katastrofalnego odwrócenia biegunów, jak chociażby Wenus, która obraca się wokół osi w kierunku przeciwnym, niż wszystkie pozostałe planety, zatem musiała zostać przewrócona "do góry nogami" np. przez jakąś potężną kolizję planetarną, i Uran toczący się bokiem, którego oś została wytrącona z pierwotnego położenia wskutek uderzenia, lub przez jakieś efekty grawitacyjne pochodzące od Jowisza i Saturna. Wielu autorów - włączając w to samych katastrofistów - często pisze o przebiegunowaniu pola geomagnetycznego i o odwróceniu biegunów ziemskich w taki sposób, jakby były one jednym i tym samym zjawiskiem. A to nie jest prawdą.
JAK CZĘSTO ZDARZA SIĘ PRZEBIEGUNOWANIE
Przyczyny odwracania pola geomagnetycznego Ziemi są wciąż słabo poznane, lecz wiadomo, że jest to związane z wewnętrzną dynamiką Planety Ziemi. „Nasza” planeta obraca się wokół swej osi, a wraz z nią wiruje ciekłe żelazo w jej jądrze, zmuszając do rotacji znajdujące się tam elektrony. Prądy konwekcyjne naładowanych elektrycznie cząsteczek wzbudzają pole magnetyczne, którego bieguny umiejscowione są w okolicy północnego i południowego bieguna ziemskiego (dipol). Zjawisko to jest znane pod nazwą efektu dynama. Powstające w jego wyniku pole magnetyczne przypomina pole magnesu stałego i pokrywa całą naszą planetę.
Pole to przenika od strony jądra przez skorupę ziemską i rozpościera się w przestrzeni w postaci magnetosfery ziemskiej, niczym ochronnej bańki, nieustannie bombardowanej przez wiatr słoneczny. Ponieważ cząsteczki wiatru słonecznego zazwyczaj są naładowane elektrycznie, magnetosfera ziemska odchyla tory ich ruchu, wpuszczając je jedynie w okolicach biegunów, gdzie kierunek linii sił pola magnetycznego daje im "wolną drogę". Wysokoenergetyczne cząsteczki wpadające do atmosfery ziemskiej w tych miejscach wywołują zjawiska zorzy polarnej. W zasadzie stabilne pole magnetyczne wypływające z północnych i południowych obszarów podbiegunowych mogłoby trwać wiecznie, lecz wiadomo, że czasami pole magnetyczne zmienia swój kierunek i natężenie.
Dlaczego tak się dzieje? Po raz kolejny musimy odpowiedzieć, że po prostu nie wiemy. Wiemy jedynie, że takie przeskoki biegunów magnetycznych miały miejsce wiele razy w ciągu ostatnich kilku milionów lat, ostatni raz 780 tysięcy lat temu, o czym świadczą osady geologiczne, zawierające substancje ferromagnetyczne (wrażliwe na pole magnetyczne i potrafiące zachować jego orientację). Z kilku siejących popłoch artykułów możemy się dowiedzieć, że takie odwrócenia pola magnetycznego Ziemi następują "z regularnością zegarka" - co zwyczajnie nie jest prawdą. Jak widać na wykresie:
Przebiegunowania takie następowały w odstępach całkowicie przypadkowych w ciągu ostatnich 160 milionów lat. Dane pokrywające odległą przeszłość zdają się świadczyć, że najdłuższy okres stabilności pomiędzy kolejnymi przebiegunowaniami trwał niemal 40 milionów lat (w okresie kredowym, ponad 65 milionów lat temu), najkrótszy natomiast zaledwie kilkaset lat.
Niektóre teorie mówiące o zagładzie w 2012 roku sugerują, że odwracanie pola geomagnetycznego związane jest z naturalnym 11-letnim cyklem aktywności słonecznej. I znów nie ma absolutnie żadnych naukowych dowodów potwierdzających takie twierdzenie. Nie uzyskano nigdy żadnych danych które mogłyby wskazywać na istnienie jakiejkolwiek zależności pomiędzy cyklem aktywności Słońca a zmianą biegunowości ziemskiego pola magnetycznego.
Zatem, katastroficzne teorie załamują się już na tym, że przebiegunowanie geomagnetyczne nie następuje z "regularnością zegarka" i że nie ma ono związku z aktywnością słoneczną. Nie możemy twierdzić, że jesteśmy blisko kolejnego przebiegunowania, ponieważ nie potrafimy przewidywać kiedy takie przebiegunowanie może nastąpić i wygląda na to, że występują one w zupełnie przypadkowych odstępach czasu.
CO POWODUJE PRZEBIEGUNOWANIE MAGNETYCZNE?
Naukowcy próbują zrozumieć wewnętrzną dynamikę naszej planety. Podczas obracania się Ziemi ciekłe żelazo w jej wnętrzu miesza się i przepływa w całkiem stabilny sposób przez tysiąclecia. Lecz z jakiegoś powodu podczas przebiegunowania pojawia się zaburzenie zakłócające stabilne wytwarzanie globalnego pola magnetycznego i powodujące zamianę miejscami biegunów magnetycznych.
Eksperymenty geofizyka Dana Lathropa, który usiłuje stworzyć swój własny "model Ziemi" używając do tego celu 26 tonowej kuli zawierającej sód jako odpowiednik ciekłego żelaza, obracanej wokół osi aby przekonać się, czy wewnętrzny przepływ cieczy może wytwarzać pole magnetyczne - ten zakrojony na wielką skalę eksperyment laboratoryjny jest świadectwem ogromnych wysiłków włożonych w próby zrozumienia chociażby tego, jak Ziemia wytwarza pole magnetyczne, nie mówiąc już o tym dlaczego jego kierunek odwraca się w sposób przypadkowy.
Zdaniem mniejszości - której poglądy znów są wykorzystywane przez katastrofistów w celu powiązania przebiegunowania geomagnetycznego z Planetą X bądź Słońcem - może istnieć jakiś zewnętrzny czynnik, który wywołuje przebiegunowanie. Często mamy okazję słyszeć twierdzenia, dotyczące Planety X/Nibiru, mówiące o tym, że gdyby ten tajemniczy obiekt poruszający się po wydłużonej elipsie dotarł do wewnętrznych obszarów układu słonecznego, wówczas zaburzenia pola magnetycznego mogłoby zakłócić wewnętrzną dynamikę Ziemi oraz Słońca, prawdopodobnie wywołując "zabójczy" rozbłysk. Teoria taka jest kiepską próbą połączenia kilku różnych scenariuszy zagłady z jednym, wspólnym jej zwiastunem (np. Planetą X). Nie mamy żadnych podstaw aby uważać, że na silne pole magnetyczne Ziemi mogą wpływać jakiekolwiek zewnętrzne siły, nie mówiąc już o nieistniejącej planecie (lub jak kto woli brązowym karle).
NATĘŻENIE POLA MAGNETYCZNEGO ROŚNIE I MALEJE?
Nowe wyniki badań pola magnetycznego Ziemi zostały opublikowane 26 września 2008 w Science. Sugerują one, że struktura tego pola nie jest tak prosta, jak wcześniej sądzono. Oprócz północno-południowego dipola występuje słabsza składowa rozpościerająca się wokół całej planety, wytwarzana prawdopodobnie w zewnętrznych warstwach jądra Ziemi.
Pomiary ziemskiego pola magnetycznego wykazują zmiany jego natężenia i dobrze znany jest fakt, że natężenie to ma obecnie tendencję spadkową. Nowa praca naukowa, której współautorem jest geochronolog Brad Singer z Uniwersytetu Wisconsin sugeruje, że ta słabsza składowa pola może być bardzo ważna dla zjawiska odwrócenia biegunów magnetycznych. Gdyby natężenie pola (północno-południowego) dipola zmniejszyło się poniżej mniejszego zazwyczaj natężenia pola rozproszonego, wówczas przebiegunowanie byłoby możliwe.
"Pole nie jest zawsze stałe, konwekcja i charakter przepływu ulegają zmianom, co może sprawiać, że natężenie generowanego przez ten przepływ dipola zwiększa się lub zmniejsza" - mówi Singer - "Kiedy staje się ono bardzo małe, ma mniejsze szanse dotarcia do powierzchni Ziemi i zaczynamy wtedy dostrzegać pozostałą, słabszą składową pochodzącą od nieosiowego dipola".
Grupa badawcza Singera przeanalizowała na Tahiti oraz w Niemczech próbki lawy wulkanicznej z okresu od 500.000 do 700.000 lat temu. Na podstawie obserwacji znajdującego się w lawie, bogatego w żelazo minerału zwanego magnetytem naukowcy byli w stanie określić kierunek przebiegu pola magnetycznego.
Orientacja osi rotacji elektronów wewnątrz minerału jest określona przez kierunek dominującego pola magnetycznego. W okresach gdy obecne było silne pole dipolowe osie te skierowane były w kierunku północ-południe. W okresach osłabienia tego pola wskazywały one wszelkie kierunki, zgodnie z akurat najsilniejszą składową pola, czyli w naszym przypadku kierunki składowej rozproszonej. Badacze sądzą, że kiedy natężenie słabnącego pola dipolowego spadnie poniżej pewnej granicy, wówczas pole rozproszone wytrąca składową dipolową z jej orientacji, powodując przebiegunowanie geomagnetyczne.
"Pole magnetyczne to jedna z najbardziej fundamentalnych cech Ziemi" - mówi Singer - "Lecz jest ono wciąż jedną z największych zagadek w nauce. Odpowiedź na pytanie, dlaczego dochodzi do przebiegunowania jest poszukiwana od ponad stu lat".
Zmiany natężenia pola geomagnetycznego na zachodzie USA od czasu ostatniego przebiegunowania. Pionowa linia przerywana to minimalne natężenie, poniżej którego biegunowość pola może ulegać wahaniom wg Guyodo i Valeta.
BŁĄDZĄCE POLE MAGNETYCZNE
Wprawdzie wygląda na to, że istnieje obecnie tendencja spadkowa natężenia ziemskiego pola magnetycznego, lecz jest ono wciąż uważane za "ponadprzeciętne" w porównaniu z wartościami zmierzonymi w niedawnej przeszłości. Zdaniem naukowców ze Scripps Institution of Oceanography w San Diego, jeśli obecna tendencja spadkowa natężenie pola utrzyma się, to pole dipolowe może praktycznie zaniknąć w ciągu 500 lat. Jednakże bardziej prawdopodobne jest, że nastąpi po prostu odwrócenie tego trendu i natężenie pola zacznie wzrastać kontynuując naturalne fluktuacje, tak jak miało to miejsce w ciągu ostatnich kilku tysięcy lat.
Bieguny magnetyczne również zmieniają swoje położenia, spacerując po obszarach arktycznych i antarktycznych. Weźmy na przykład północny biegun magnetyczny:
Zmiany położenia pólnocnego bieguna geomagnetycznego na terytorium Arktyki kanadyjskiej w latach 1831 – 2001. (Geological Survey of Canada)
Przyspieszył on swój ruch w kierunku północnym po równinach Kanady z 10 km/rok w XX wieku do 40 km/rok obecnie. Można sobie wyobrazić, że jeśli trend ten utrzyma się, to za kilkadziesiąt lat opuści on Amerykę Północną i znajdzie się na terytorium Syberii. Nie jest to jednak nic nowego. Od 1831 roku, kiedy północny biegun magnetyczny został po raz pierwszy zlokalizowany przez Jamesa Rossa, wędrował on setki mil po powierzchni Ziemi (chociaż współczesne pomiary wykazują pewne przyspieszenie tego ruchu).
Czy zatem nie będzie żadnej zagłady?
Przebiegunowanie geomagnetyczne to stale rosnący obszar badań geofizycznych, który będzie zajmował fizyków i geologów przez wiele kolejnych lat. Lecz chociaż mechanizmy rządzące tym zjawiskiem nie są do końca poznane, nie ma absolutnie żadnych naukowych dowodów na to, że nastąpi ono około 21 grudnia 2012 roku.
Ponadto, ewentualne konsekwencje takiego przebiegunowania zostały przesadnie wyolbrzymione. Nawet gdybyśmy doświadczyli takiego zjawiska za naszego życia, to już zupełnie nieprawdopodobne jest, że zostaniemy upieczeni żywcem przez wiatr słoneczny albo zgładzeni przez promieniowanie kosmiczne. Nieprawdopodobne by miała z tego powodu nastąpić jakakolwiek masowa zagłada ludzkości. Pamiętajmy, że przodek współczesnego człowieka, homo erectus, najwyraźniej ze spokojem żył sobie podczas ostatniego przebiegunowania geomagnetycznego, oraz udało mu się wyewoluować do homo-sapiens, znacznie mądrzejszej „rasy”. Najprawdopodobniej będziemy tylko mieli okazję oglądać zorze polarne na wszystkich szerokościach geograficznych, do momentu, aż dipolowe pole magnetyczne osiągnie nową, odwróconą orientację, możliwy też będzie niewielki wzrost liczby wysokoenergetycznych cząsteczek kosmicznych docierających do powierzchni Ziemi (pamiętajmy o tym, że samo osłabienie magnetosfery nie oznacza jeszcze całkowitej utraty ochrony magnetycznej), będziemy też chronieni (głównie) przez grubą warstwę atmosfery ziemskiej. Być może cząstki energii kosmicznej docierające do ziemi „pomogą” nam wyewoluować wyżej (podobnie jak w przypadku homo-erectus) o czym mówi min. środowisko ezoteryczne (o docierającej energii kosmicznej)
Mniej korzystny dla nas skutek tego zjawiska jest to, iż satelity mogą mieć problemy z prawidłowym funkcjonowaniem i wędrowne ptaki mogą zostać zdezorientowane ale przewidywanie w tej sytuacji Końca Świata to już gruba przesada.
_______________________________________________________________________________________________________
(źródło: NASA, US News, SciVee, How To Survive 2012, AGU, Opracowanie Ian O'Neill'a, Opracowania dr Wojciecha Borczyka oraz dr. Piotra A. Dobczyńskiego z Instytutu Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.)
Wybralliśmy drogę życia dla sposobu w jaki poznamy Boga.
Pozdrawiam serdecznie
Wolność polega na tym, że ludzie nie boją się śmierci. Ani w ogóle niczego.
Skomentuj