Gdy zadamy sobie pytanie, co nowego pojawia się wciąż w czołówkach mediów w porównaniu do czasów sprzed dwóch lat z pewnością możemy wskazać dużą ilość spadających z nieba obiektów.

Często są to zużyte satelity. O niektórych deorbitacjach słyszymy w mediach jednak ogniste kule pojawiają się na niebie częściej niż podają media. Klasycznym przykładem jest sytuacja z San Antonio gdzie w ciągu dnia zaobserwowano niezidentyfikowany obiekt wchodzący w ziemską atmosferę.

Jak zwykle, gdy mamy do czynienia z tak niepokojącymi informacjami dziennikarze szeroko się uśmiechają, żartują po prostu dobrze się bawią tak jakby zadawanie pytań o pochodzenie dużej ilości obiektów spadających na Ziemię w ostatnich miesiącach było wyrazem jakiejś niedorzeczności. Bo przecież wiemy, że to nic nienormalnego.

Dziennikarz referujący zagadnienie stwierdza, że NASA poinformowała, że był to prawdopodobnie meteoryt a kwiecień to według nich czas "April Fireball”, czyli Kwietniowych Kul Ognia. Czy ktoś kiedykolwiek słyszał o czymś takim? To coś nowego, że Agencja wymyśla tak niestworzone wyjaśnienia na tak zwanego "bezczelnego".

Wystarczy sięgnąć do archiwalnych artykułów na ZnZ, aby się dowiedzieć, że w lutym 2012 NASA mówiła to samo a to już na przełomie stycznia i lutego zaczęło się robić zauważalnie gęściej nad naszym niebem. Niektórzy uważają, że tak duża ilość gruzu, w jakiej znalazła się nasza planeta może zwiastować, że w okolicy znajduje się jakiś większy obiekt lub cały Układ Słoneczny wleciał w nowy obszar galaktyki z dużą ilością takich niespodzianek spadających w postaci spektakularnych ognistych kul przemierzających zarówno dzienne jak i nocne niebo.