Kategorie:
23 listopada 2020 roku w saudyjskim mieście Neom spotkali się "ważniacy" kwestii bliskowschodniej: ze strony Izraela premier Benjamin Netanjahu i dyrektor agencji wywiadu cywilnego czyli Mossadu, Yossi Cohen; stronę saudyjską reprezentował MBS czyli Muhammad ibn Salman - następca tronu Arabii Saudyjskiej natomiast ze strony amerykańskiej w spotkaniu udział wziął Mike Pompeo, dobrze znany Polakom wesoły cwaniaczek, który w trakcie haniebnej antyirańskiej konferencji, która w 2019 roku odbyła się w naszym kraju przypominał nam o spłacie tzw. roszczeń żydowskich czyli krótko mówiąc jasno dał do zrozumienia w imieniu reżimu syjonistycznego, że jeśli Polska nie będzie tańczyć w rytm Hatikwy to Światowe Żydostwo przyśle nam rachunek na 60 a może nawet na 300 mld dolarów.
300 mld dolarów to oczywiście dla nich kwota śmieszna, biorąc pod uwagę, że roczny budżet najpotężniejszej korporacji kontrolowanej przez Żydów a mianowicie Pentagonu wynosi ponad 2-krotnie więcej. Jednak przeciętny Polak słysząc taką kwotę a tym bardziej słysząc, że ktoś mógłby od tak biednego kraju jak Polska chciał wyciągnąć taką sumę z całą pewnością łapie się za głowę. Za głowę oczywiście nie łapią się nasi rządzący, którzy jeszcze w latach 90-tych jako zarządcy spółki Telegraf brali pożyczki od przedsiębiorstwa znanego jako Art-B, które było niczym innym jak długim ramieniem tajnych służb Izraela. Dla nich nawet bez typowego dla bandziorów z tajnych służb elementu nacisku i szantażu jakim niewątpliwie jest ustawa 447, podpisana przez ulubionego przez nasze władze prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda J. Trumpa jest sprawą oczywistą, że tam gdzie jest interes Izraela, tam też stoją już na baczność polscy żołnierze i tylko czekają, aby ruszyć ramię w ramię z takimi krajami jak Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie tudzież Bahrajn i rzucić się w wir wojennej pożogi.
W jednym z numerów tzw. Gazety Polskiej przeczytałem, że Donald Trump to kandydat polskiego interesu. Po chwili jednak przeczytałem inny prorządowy oddział propagandowy, którego z racji tego, iż jest dużo mniej stronniczy nie wymienię z nazwy. W każdym razie była tam analiza warunków na jakich stacjonują w Polsce "sojusznicze" wojska amerykańskie. W końcowym fragmencie tegoż artykułu zapisano, iż wojska amerykańskie stacjonują w Polsce na "lepszych" warunkach niż w okupowanej po drugiej wojnie światowej Japonii. Krótko mówiąc: Japonia, kraj którego władze wojskowe rozstrzeliwały i obcinały głowy amerykańskim jeńcom wojennym mógł liczyć na lepsze warunki stacjonowania amerykańskich wojsk niż sojusznicza Polska.
Żeby nie zagłębiać się bardziej w historię i nie rozkładać jej na czynniki pierwsze powiem dość zrozumiale, mianowicie amerykańskie wojsko okupuje polską ziemię na warunkach niemal identycznych do warunków okupacji Polski przez nazistowskie Niemcy.
Krótko mówiąc prezydent "polskiego interesu" Donald J. Trump sprowadził nam na głowę wojskową okupację, której nie było tutaj od ponad 75 lat.
W owym artykule jest jednak pewien haczyk. Otóż jak się okazuje tzw. polskie elity prawicowe wcale nie potrzebują Trumpa jako człowieka polskiego interesu. W dalszej części artykułu wyraźnie napisane jest, że Trump jest gwarantem utrzymania w Polsce "konserwatywnego rządu". Krótko mówiąc: panowie i panie dziennikarze z Gazety Polskiej jasno sugerują, że odsunięcie od władzy Donalda Trumpa może jednocześnie spowodować upadek prawicowego rządu w Polsce.
Krótko mówiąc prawica (i to tylko wyłącznie ta koncesjonowana przez Waszyngton) może rządzić w Polsce jedynie wtedy kiedy w Waszyngtonie rządzą Republikanie.
Tak więc jak się okazuje, jesteśmy okupowani nie tylko przez amerykańskie wojsko ale również inne, dużo bardziej skryte i tajne siły związane z Waszyngtonem, które wymieniają sobie polskich polityków w zależności od tego kto akurat rządzi Stanami Zjednoczonymi. Tak więc jesteśmy po prostu pełnowymiarową kolonią Ameryki żeby nie owijać więcej w bawełnę.
Wracając jednak do Mike'a Pompeo bo przecież jest on z pewnością o wiele ważniejszym politykiem niż jakiś tam Donald Trump. Donald Trump jest tylko marionetką neokonserwatywnych i militarystycznych sił, które rządzą Stanami Zjednoczonymi a raczej współrządzą razem z globalistami i lewicowcami z Partii Demokratycznej, której Trump był członkiem, jego ojciec był wieloletnim donatorem i sympatykiem a jego córka, jej mąż oraz ojciec męża córki byli wieloletnimi zwolennikami.
Wizyta Pompeo w saudyjskim mieście Neom i zapalenie przez niego zielonego światła dla eliminacji szefa irańskiego programu nuklearnego Fakhrizadeha było zapewne bardzo dobrze skonsultowane z Donaldem Trumpem. Wszakże trudno sobie wyobrazić, aby człowiek który wymaga od wszystkich swoich doradców "pełnej lojalności" (czyli pełnego podporządkowania się) miałby pozwolić, aby za jego plecami nawet ktoś stojący w politycznej hierarchii wyżej mógł podejmować decyzje samodzielnie.
Jeżeli to Trump, zapewne po konsultacji ze swoim doradcą ds. Bliskiego Wschodu a więc Jaredem Kushnerem miał dać ostateczną zgodę na próbę prowokacji Iranu mającej na celu wciągnięcie go w wojnę, to aż nie mogę się nadziwić jakimi zakładnikami a de facto niewolnikami izraelskich interesów są Arabowie. Bo przecież fakt iż amerykańskie wojska okupacyjne w Polsce są niczym innym jak gwarantem podporządkowania polskiej armii armii USA czyli Pentagonu nie powoduje jeszcze, że weźmiemy udział w ewentualnym rozboju na państwie irańskim o jakim pewnie marzy nie jeden Izraelczyk. Natomiast kraje arabskie sąsiednie wobec Iranu z całą pewnością pójdą na pierwszy ogień wojennej pożogi.
Spotkanie Benjamina Netanjahu z następcą saudyjskiego tronu było pierwszym w historii spotkaniem wysokich urzędników z tych dwóch krajów. Fakt iż miało ono miejsce dosłownie 6 dni przed zamachem terrorystycznym na irańskiego urzędnika od spraw energii nuklearnej karze przypuszczać, że to właśnie tam podjęto ostateczną decyzję o prowokacji, która może przynieść światu poważny konflikt zbrojny, który może rozlać się nie tylko na Bliski Wschód. Wszakże muzułmanie mieszkają na wszystkich kontynentach (może z wyjątkiem Antarktydy).
Oczywiście wojna w takim wypadku przyjdzie również zapewne do Europy. Lecz nie przyjdzie tutaj na czołgach czy samolotach. Przyniosą ją tutaj muzułmanie którzy już tutaj mieszkają. A nie trudno się domyśleć, że ich pierwszym celem będą obywatele Stanów Zjednoczonych, w szczególności amerykańscy żołnierze.
Ci którzy chociaż trochę interesują się polityką i historią Bliskiego Wschodu wiedzą, że okupacja Libanu przez syjonistyczną armię oraz ich waszyngtońskich sojuszników przyniosła zamachy terrorystyczne na amerykańskich żołnierzy, w tym najsłynniejszy zamach na koszary amerykańskiego Korpusu Piechoty Morskiej w 1983 roku, w którym to zginęło 241 amerykańskich żołnierzy oraz 58 Francuzów i kilku cywilów. Ale to był Liban...
Liban to nie Iran. Ewentualny atak na Iran wyzwoliłby nie porównywalnie większy gniew muzułmanów, nawet gdyby to był atak odwetowy dokonany po ataku odwetowym Irańczyków za śmierć Fakhrazideha. Tak więc samo stacjonowanie w Polsce amerykańskich wojsk w razie wybuchu wojny Iranu ze Stanami Zjednoczonymi, nawet bez udziału w niej Polski generuje potężne zagrożenie zamachami odwetowymi na terenie naszego kraju. Tym bardziej, że nie mamy zapewne aż tak rozbudowanych formacji antyterrorystycznych jak kraje Europy zachodniej, w których to nie ma tygodnia, żeby jakiś islamista nie poharatał kogoś nożem kuchennym w imię walki z niewiernymi.
Czy jednak istnieje zagrożenie wybuchem wojny?
Według mnie do wojny nie dojdzie. Agresywna odpowiedź Iranu za piątkowy zamach na irańskiego naukowca dałaby pretekst Ameryce i Izraelowi nie tylko do odwetowych bombardowań irańskich instalacji nuklearnych ale byłaby również paliwem napędzającym antyirańską propagandę w Europie. A przecież Europie a zwłaszcza Unii Europejskiej w szczególności zależy na dobrych stosunkach z Iranem.
O ile więc dzisiaj Unia w konflikcie Iranu z połączonymi siłami Syjonizmu i amerykańskiego militaryzmu stoi po stronie Persów, czego najlepszym przykładem jest stanowisko unijne w kwestii zamachu na Fakhrazideha, który to określono jako "czyn przestępczy" (tak samo określił go były dyrektor CIA w administracji Obamy, Brennan) o tyle gdyby Iran postanowił eskalować konflikt z Izraelem i USA zostałby całkowicie osamotniony w świecie zachodu, co spowodowałoby być może nawet poparcie agresji na Iran przez Organizację Narodów Zjednoczonych a konkretnie jej Radę Bezpieczeństwa (a przynajmniej jej europejskich członków). Oczywiście pozostałyby jeszcze Rosja i Chiny lecz jak się wydaje Władimir Putin jako wytrawny strateg tylko czeka aż Bliski Wschód zapłonie i cena za ropę naftową i gaz ziemny poszybuje wysoko w górę a ewentualny konflikt będzie dla niego idealnym miejscem upłynnienia produktów rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego.
Tak więc pozostaną już tylko Chiny, z których głosem w trakcie pandemii "chińskiego wirusa" już nikt liczyć się nie będzie. I tym sposobem Trump z Netanjahu napuścili by cały świat przeciwko Iranowi. A Irańczycy nie są przecież idiotami żeby dać się wciągnąć w taką banalnie prostą do rozszyfrowania grę.
Tak więc w mojej opinii wojna z Iranem w jakiejkolwiek konfiguracji na razie nie wybuchnie. Tym bardziej, że Iran obiecywał przecież pomścić śmierć Qasema Soleimaniego. Minęło prawie 11 miesięcy od zamordowania tego irańskiego generała a zemsty jak nie było tak nie ma...
Pokazuje to dobitnie jak pokojowym i cierpliwym narodem są Irańczycy i jak trudno wyprowadzić ich z równowagi, nawet uprawiając haniebny dla cywilizowanego świata państwowy terroryzm.
Rozważyć należy trzeba też jeszcze jedną opcję, mianowicie taką iż Stany Zjednoczone i Izrael umawiając się w Neom na zamach na irańskiego fizyka wcale nie miały na celu sprowokowanie wojny.
Kiedy zobaczyłem zdjęcia z Iranu, na których widać jak Irańczycy palą fotografie zarówno Donalda Trumpa jak i Joe Bidena (który przecież obiecywał poprawę stosunków z Iranem) zrozumiałem, że Trumpowi, Netanjahu i ich bezpieczniackim bandziorom być może wcale nie zależało na wojnie, gdyż zapewne rozumieją oni, że wojna prawdopodobnie ostatecznie położyła by kres władzy Ajatollahów w Iranie czego nie chce zarówno irańska elita polityczna jak i amerykański i izraelski przemysł zbrojeniowy, który dzięki "zimnej wojnie" Iranu z Izraelem i USA otrzymuje miliardy dolarów od rządów tych krajów za kontrakty wojskowe (a przecież Trump i Netanjahu to marionetki kompleksów militarno-przemysłowych swoich krajów).
Amerykańskiemu i izraelskiemu przywódcy chodzić mogło o takie skonfliktowanie Iranu z USA żeby następująca po Trumpie administracja Bidena (jeżeli Sąd Najwyższy rzecz jasna uzna legalność wyborów) nie była w stanie porozumieć się co do zbudowania nowego klimatu rozmów między tymi krajami, na czym z całą pewnością straciliby amerykańscy militaryści, którzy dzięki podgrzewaniu atmosfery mogą sprzedawać swoim arabskim wasalom broń i amunicję jak i Izraelczycy, którzy popadali by przez to w jeszcze większą paranoję strachu przed zagładą ze strony Iranu. Swoją drogą, skoro mają własną broń atomową i (podobno) własny plan na wypadek upadku kraju, zwany Opcją Samsona, to dlaczego tak się boją broni jądrowej w rękach muzułmanów (wszakże Pakistan już tak ową posiada) tym bardziej, że nie ma żadnych dowodów na to iż Iran dąży do wyprodukowania tak owej. Odpowiedź nasuwa się sama: może Izrael to wcale nie jest tak wspaniałe państwo, z tak potężną armią, najlepszymi służbami specjalnymi na świecie, najlepszym uzbrojeniem i własnymi njukami. Może to wszystko propaganda?
Skoro Izrael jest taki naj we wszystkim to dlaczego tajną operację Mossadu (kryptonim "Plazma") w Dubaju rozpracował bezbłędnie w pojedynkę szef tamtejszej policji a Izrael przegrał w 2006 roku wojnę z uzbrojonym w radzieckie katiusze i kałasznikowy Hezbollahem a wojny z państwami arabskimi prowadzi za niego Ameryka? Może to propaganda a nie jego rzeczywista świetność sprawia, że kraj ten jest cały czas na politycznym świeczniku. Jeżeli tak rzeczywiście jest to czyż posiadanie przez Izrael broni jądrowej też nie jest jedynie propagandą...?
Komentarze
Ojcem Mieszka był, według niego, Siemomysł, dziadem Lestek, a pradziadem Siemowit. Z pierwszą żoną, Dobrawą, miał Mieszko syna Bolesława i córkę.
Ojcem Mieszka mój koleżka. :)
,,Europa albo będzie chrześcijańska albo nie będzie jej wcale" - Robert Schuman
Ojcem Mieszka był, według niego, Siemomysł, dziadem Lestek, a pradziadem Siemowit. Z pierwszą żoną, Dobrawą, miał Mieszko syna Bolesława i córkę.
Strony
Skomentuj