Czerwiec 2021

Teoria Stephena Hawkinga została potwierdzona! Powierzchnia czarnych dziur nie może się zmniejszać

Jedno z najsłynniejszych praw istnienia czarnych dziur, przewidziane przez fizyka Stephena Hawkinga, zostało niedawno potwierdzone za pomocą fal grawitacyjnych. Zgodnie z twierdzeniem Hawkinga o powierzchni czarnych dziur z początku lat 70., powierzchnia tych obiektów, nie może się zmniejszać z czasem.

 

Ta zasada jest ściśle związana z drugą zasadą termodynamiki, która mówi, że entropia lub nieporządek układu zamkniętego musi zawsze wzrastać. Ponieważ entropia czarnej dziury jest proporcjonalna do jej powierzchni, obie muszą zawsze rosnąć. Wyniki nowego badania są wskazówką co do fundamentalnego znaczenia czarnych dziur we wszechświecie.

Obszar powierzchni czarnej dziury, jest określony przez kulistą granicę zwaną horyzontem zdarzeń. Po jej przekroczeniu, nawet światło, nie może uciec przed potężnym przyciąganiem grawitacyjnym. Zgodnie z interpretacją ogólnej teorii względności Hawkinga, powierzchnia czarnej dziury wzrasta wraz z jej masą, a żaden obiekt wrzucony do środka nie może się wydostać, jej powierzchnia nie może się więc zmniejszyć.

Aby przetestować tę teorię, naukowcy przeanalizowali fale grawitacyjne lub zmarszczki w strukturze czasoprzestrzeni, utworzone 1,3 miliarda lat temu przez dwie gigantyczne czarne dziury, które krążyły ku sobie z dużą prędkością. Dzieląc sygnał odbierany przez detektory LIGO i VIRGO na dwie połowy – przed i po połączeniu czarnych dziur – naukowcy obliczyli masę i rotację zarówno dwóch oryginalnych czarnych dziur, jak i nowej, połączonej. Te liczby z kolei pozwoliły im obliczyć powierzchnię każdej czarnej dziury przed i po zderzeniu.

Powierzchnia nowo utworzonej czarnej dziury była większa niż dwóch pierwszych łącznie, co potwierdza „prawo powierzchni” Hawkinga z ponad 95% pewnością. Jak zauważają autorzy nowego badania, ich wyniki są w dużej mierze zgodne z oczekiwaniami. Potwierdzenie przez naukowców prawa obszaru wydaje się sugerować, że właściwości czarnych dziur są ważnymi wskazówkami na temat ukrytych praw rządzących wszechświatem.

 


Brak kwasów omega-3 w diecie skraca życie

Amerykańscy naukowcy zidentyfikowali nowy czynnik przyczyniający się do przedwczesnej śmierci. Piszą o tym w American Journal of Clinical Nutrition.

Eksperci odkryli, że brak kwasów tłuszczowych omega-3 może zwiększać ryzyko przedwczesnej śmierci, podobnie jak palenie. Naukowcy doszli do tego wniosku po kolejnym etapie długotrwałego badania klinicznego serca o nazwie Framingham. Badania te uważane są za jedne z najdłuższych od czasu ich powstania.

 

Według sondażu Framingham w 2018 r. przebadano 2500 uczestników w wieku od 66 do 73 lat. Lekarze odkryli, że spożywanie kwasów tłuszczowych omega-3 wiąże się z niższym ryzykiem chorób sercowo-naczyniowych i wydłużeniem oczekiwanej długości życia.

 

Osoby z najwyższym indeksem omega-3 są o 33 procent mniej narażone na przedwczesną śmierć. Palenie i indeks omega-3 wydają się być najłatwiejszymi do modyfikacji czynnikami ryzyka.

„Według najnowszego modelu palenie skraca oczekiwaną długość życia o ponad cztery lata, co jest równoznaczne ze skróceniem życia osób z niską zawartością kwasów omega-3”- powiedział dr Michael McBurney z Instytutu Badań nad Kwasami Tłuszczowymi.

Bogate źródła kwasów omega-3 to m.in. łosoś, śledź, makrela, śledź, pstrąg, dorsz, orzeszki ziemne oraz oleje m.in. siemię lniane, rzepak, soja i słonecznik, chleb pszczeli.

 


Szczepionka przeciw Alzheimerowi przechodzi testy drugiej fazy

Naukowcy opublikowali w czasopiśmie Nature wyniki drugiej fazy badań klinicznych leku do leczenia choroby Alzheimera. Jest to szczepionka peptydowa, która powoduje, że pacjenci wytwarzają przeciwciała przeciwko białku tau. Lek był dobrze tolerowany przez pacjentów i wytwarzał przeciwciała u 98,3 procent uczestników badania.

Choroba Alzheimera jest postępującą chorobą neurodegeneracyjną, w której w mózgu odkładają się blaszki amyloidowe i sploty neurofibrylarne. Beta-amyloid znajduje się w mózgu w normalnych warunkach, ale w chorobie Alzheimera konsoliduje się i tworzy oligomery. Oprócz odkładania się płytek amyloidowych dochodzi również do naruszenia struktury białka tau. Jego włókna łączą się ze sobą i tworzą sploty neurofibrylarne wewnątrz komórek. Prowadzi to do degradacji struktur wewnątrzneuronowych i zakłócenia transmisji biochemicznej między neuronami.

 

Ostatnio mówiono o nowym leku do leczenia choroby Alzheimera, który jest ukierunkowany na beta-amyloid. Jest to przeciwciało monoklonalne, które rozkłada agregaty beta-amyloidu. Opracowywane są również leki ukierunkowane na białko tau. Naukowcy uważają, że działa on jak prion i jest zdolny do infekowania otaczających komórek, dlatego postanowili działać na zewnątrzkomórkowe białko tau, aby ograniczyć powstawanie splątków neurofibrylarnych w komórkach.

 

Naukowcy zidentyfikowali strukturę regionu białka tau wymaganego do agregacji i stworzyli komplementarne przeciwciało. Następnie opracowali szczepionkę peptydową, która wyzwala produkcję przeciwciał przeciwko białku tau, hamując jego agregację i pobieranie komórek. Nowy lek został nazwany AADvac1.

 

Po udanych próbach na szczurach rozpoczęto pierwszą fazę badań klinicznych na ludziach. Wykazano, że lek jest bezpieczny, a także poprawił wyniki testów poznawczych.

 

Druga faza badań klinicznych trwała 24 miesiące. Michał Nowak i jego koledzy z AXON Neuroscience włączyli do nowego badania 196 osób, które podzielono na grupy AADvac1 i placebo (3:2). Łącznie badanie kliniczne trwało 24 miesiące i w tym okresie uczestnicy otrzymali jedenaście dawek leku.

 

Poważne zdarzenia niepożądane (wszelkie zgłoszone zdarzenia, które mogą mieć lub nie mieć związku przyczynowego z lekiem) zaobserwowano u 17,1 procenta grupy AADvac1 i 24,1 procenta grupy placebo. Przeciwciała IgG zostały opracowane u 98,3 procent pacjentów. Naukowcy nie zaobserwowali różnicy w wynikach testów poznawczych przez cały okres.

 

W drugiej fazie badań klinicznych naukowcy potwierdzili bezpieczeństwo stosowania AADvac1, a wkrótce planują rozpocząć trzecią fazę w celu bardziej szczegółowej analizy wszystkich aspektów skuteczności, tj. poziomów biomarkerów choroby i wpływu leku na funkcje poznawcze.

 


Pyłek z drzew i kwiatów jest podejrzewany o rozprzestrzenianie koronawirusa

Fizycy odkryli, w jaki sposób cząsteczki nowego typu koronawirusa oddziałują z pyłkiem. Naukowcy uważają, że pyłki mogą przyspieszać przenoszenie SARS-CoV-2 między ludźmi. Odkrycia naukowców zostały opublikowane w czasopiśmie naukowym Physics of Fluids.

 

Wiosną w mediach zaczęły pojawiać się doniesienia, że ​​koronawirus może się rozprzestrzeniać, w tym za pomocą pyłków. Faktem jest, że europejscy biolodzy zauważyli, że wiele lokalnych wybuchów pandemii COVID-19 zbiegło się w czasie z epizodami kwitnienia różnych roślin w niektórych regionach Europy.

 

Obserwacje te wywołały wiele dyskusji na temat tego, czy taki związek rzeczywiście istnieje i jak dokładnie pyłek roślinny może przyczynić się do rozprzestrzeniania się SARS-CoV-2. Niektórzy naukowcy sugerowali, że może osłabiać układ odpornościowy i zwiększać podatność płuc na infekcje, podczas gdy inni powiązali to zjawisko z faktem, że cząstki pyłku mogą działać jako „nośnik dostarczania” wirusa.

 

Specjaliści przetestowali słuszność drugiej teorii, tworząc realistyczny model komputerowy kwitnącej wierzby i znajdującej się obok niej grupy kilkudziesięciu osób, wśród których jest kilku nosicieli zakażenia koronawirusem. Korzystając z tego modelu, naukowcy obliczyli, w jaki sposób cząstki koronawirusa i pyłku będą oddziaływać, a także monitorowali, jak rozprzestrzenianie się SARS-CoV-2 zmieni się przy różnych stężeniach pyłku w powietrzu i przy jego całkowitym braku.

 

Okazało się, że pyłki znacznie przyspieszyły rozprzestrzenianie się koronawirusa, nawet jeśli prędkość wiatru na ulicy była minimalna. Średnio ziarna pyłku pozwalają cząsteczkom SARS-CoV-2 latać ponad sześć metrów po uwolnieniu w powietrze przez kaszel lub kichanie zakażonych ludzi. W normalnych warunkach lecą nie więcej niż dwa metry.

 

W rezultacie chorzy piesi mogą przenosić koronawirusa na innych znacznie częściej, niż dzieje się to w przypadku braku pyłków w powietrzu. Według naukowców ta cecha interakcji pyłku i cząstek wirusa może wyjaśniać, dlaczego niektóre regiony Stanów Zjednoczonych i Europy, takie jak Luizjana i Hiszpania, doświadczyły niewyjaśnionych letnich skoków rozprzestrzeniania się COVID-19 w zeszłym roku.

 


W Izraelu otworzono pierwszą na świecie fabrykę sztucznego mięsa

Wielu oczekuje się, że produkty Future Meat Technologies trafią do publicznej sprzedaży do 2022 roku.

 

Startup Future Meat Technologies otworzył pierwszą na świecie fabrykę „przemysłowej hodowli mięsa” z komórek białkowych w izraelskim mieście Rehovot. Według firmy produkcja będzie mogła dostarczać drób, wieprzowinę, jagnięcinę, a później wołowinę w ilościach do 500 kilogramów dziennie.

 

Według prezesa startupu, Roma Kshuka, otwarcie zakładu to ogromny krok w kierunku przyszłości technologii mięsnej i eliminacji mięsa z uboju zwierząt. Produkty Future Meat Technologies trafią do publicznej sprzedaży do 2022 roku.

 

Do tej pory izraelski startup zebrał 43 miliony dolarów na inwestycje. Według Kshuka, udało się osiągnąć najniższą cenę za produkcję hodowanych piersi z kurczaka, zmniejszając ją do czterech dolarów.

 

Firma twierdzi, że jej produkcja, w porównaniu z tradycyjną produkcją mięsa, wytwarza o 80 proc. mniej gazów cieplarnianych, zajmuje o 99 proc. mniej miejsca, a także zużywa o 96 proc. mniej wody. Dzięki temu fabryka jest bardziej przyjazna dla klimatu.

 

Zgodnie z ogłoszonymi planami Future Meat Technologies w swoich działaniach koncentruje się na jednym z największych rynków konsumpcji mięsa, tj. USA. Do końca przyszłego roku firma zamierza stać się głównym dostawcą mięsa do restauracji w tym kraju, a później rozszerzyć swoje wpływy w Europie i Chinach.

 


Podczas testu pierwszej bomby atomowej powstały dziwne kryształy

Po pierwszym teście bomby atomowej w Nowym Meksyku w lipcu 1945 r. szczątki w miejscu testu połączyły się, tworząc szklistą substancję zwaną trynitydem - od nazwy projektu odpalenia pierwszej bomby atomowej - Trinity. Niesamowicie intensywne ciepło i ciśnienie utworzyły niezwykłą strukturę krystaliczną unikalną na skalę Ziemi.

Artefakty z początków ery atomowej wciąż budzą zainteresowanie naukowe. Większość trinitydów ma zielonkawy kolor, ale występuje też czerwony trynityd, który zawiera miedź - pozostałości drutów, które ciągnęły się po ziemi przed detonacją pierwszej bomby jądrowej.

 

Ta plamka zawiera rzadką formę materii zwaną quasikryształem, która pojawiła się na początku ery jądrowej. Normalne kryształy składają się z atomów tworzących sieć, która okresowo powtarza się w przestrzeni. Atomy quasikryształu również tworzą sieć, tak jak w normalnym krysztale, ale się nie powtarzają. Oznacza to, że quasikryształy mogą mieć właściwości, których nie mają zwykłe kryształy. W naturze takie rodzaje kryształów znajdują się w meteorytach.

Nowo odkryty na poligonie w Nowym Meksyku quasikryształ jest najstarszym znanym dziełem człowieka tego typu. Struktury te złożone są z krzemu, miedzi, wapnia i żelaza i są czymś całkowicie nowym w nauce.

 


Burza słoneczna z 1972 roku wywołała eksplozję min morskich podczas wojny w Wietnamie

4 sierpnia 1972 roku, amerykańscy piloci lecąc na południe od portu Haiphong w Wietnamie Północnym, zauważyli coś nieoczekiwanego. Dziesiątki min morskich eksplodowały bez wyraźnego powodu. Okazuje się, że eksplozja została spowodowana uderzeniem plazmy wyrzuconej na Ziemię przez burzę słoneczną.

 

Profesor inżynierii Uniwersytetu Boulder Delores Knipp i jej koledzy, odnieśli się do tego incydentu w komentarzu opublikowanym niedawno w czasopiśmie Space Weather. Zgodnie z jej słowami:

"W trakcie badania tego wydarzenia, zdałam sobie sprawę, że była to wielka burza słoneczna. Była ona też dziwna, ze względu na sposób, w jaki się rozwinęła i uderzyła w Ziemię."

Zainteresowanie badaczki burzą z 1972 roku, zaczęło się od swobodnej rozmowy z koleżanką, która była wówczas habilitantem w poprzedniku Centrum Prognozowania Pogody Kosmicznej Narodowej Administracji Oceanicznej i Atmosferycznej. 

„Przypomniał sobie, że do jego szefa przyszła grupa oficerów marynarki w mundurach i kilka osób w ciemnych garniturach” – powiedziała Knipp. 

Jej kolega nie wiedział, co wydarzyło się na tym spotkaniu, ale pamiętał że było to spowodowane następstwami niedawnej burzy słonecznej. Po krótkim kopaniu, Knipp znalazła raport marynarki, który ujawnił szczegóły tego zdarzenia. Raport został odtajniony w 1990 roku i donosił o spontanicznej detonacji dziesiątek, a może więcej, min morskich w Azji. Ładunki, były częścią kampanii wojny wietnamskiej o nazwie Operation Pocket Money. Raport powiązał te detonacje z aktywnością słoneczną.

Wraz z kolegami, badaczka namierzyła szereg raportów naukowców ze Stanów Zjednoczonych, Japonii i Europy, które według zostały zarchiwizowane i w dużej mierze zapomniane. Według tych dokumentów, obserwatoria naziemne zarejestrowały cztery rozbłyski słoneczne, w okresie od 2 do 4 sierpnia. Trzeci rozbłysk był gigantyczny i prawdopodobnie wywołał koronalny wyrzut masy. Dotarcie naładowanych cząstek do Ziemi zajęło około 15 godzin. 

Kiedy dotarły one do atmosfery, uderzyły w magnetosferę Ziemi, co spowodowało poważne wahania w sieciach energetycznych w Kanadzie i północnych Stanach Zjednoczonych. Wystrzeliły one również miny morskie, które zostały aktywowane przez uwięzienie pól magnetycznych generowanych przez przepływające statki. Knipp uważa, że pod względem mocy ​​burza słoneczna z 1972 roku była na równi ze słynnym wydarzeniem Carringtońskim z 1859 roku.

„Myślę, że ludzie o tym zapomnieli” – powiedziała Knipp. „Nie wiedzieli o problemie z minami morskimi i pisali o wpływie na sieć energetyczną w czasopismach inżynierskich, a nie naukowych.”

Knipp dodała, że burzę słoneczną i następującą po niej eksplozję dziesiątek min morskich należy traktować jako przestrogę. Obecnie ludzie są znacznie bardziej zależni od satelitów kosmicznych do komunikacji i nawigacji niż w 1972 roku, a te satelity znajdują się na ścieżce potencjalnych burz słonecznych.

 


Fontanny lawy wciąż tryskają z wulkanu Etna. Pióropusz gazów i popiołu wznosi się 10 km nad kraterem

Wzmożona aktywność w wulkanie Etna nie ustaje. Mieszkańcy Włoszech, byli świadkami kolejnych erupcji napadowych. Chmura popiołu wzniosła się do wysokości 10 kilometrów nad poziomem morza. W ciągu ostatnich kilku dni, alert lotniczy pozostaje w kolorze czerwonym.

Aktywność stromboliańska w kraterze południowo-wschodnim wzmogła się 24 czerwca. Stopniowo przekształciła się ona w fontannę lawy, która wystrzeliła 25 czerwca. Strumień lawy, przedziera się obecnie po południowo-zachodnim zboczu wulkanu.

 


Andrzej Duda ogłosił, że Polska wycofuje wojska z Afganistanu

Wieloletnia wojna w Afganistanie ostatecznie dobiega końca. Wojska NATO już wkrótce opuszczą ten kraj. Pod koniec czerwca, Polska już oficjalnie zakończy swój udział w tym konflikcie zbrojnym.

 

Prezydent Andrzej Duda ogłosił na Twitterze, że Polska nie będzie już przedłużać misji Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie. Z końcem czerwca nasz kraj oficjalnie zakończy swój udział w największej operacji NATO w historii, a pierwsi polscy żołnierze już wracają do kraju.

Przypomnijmy, że wojna w Afganistanie trwa od 20 lat. Wszystko zaczęło się od tajemniczego zamachu na WTC z 11 września 2001 r. Inwazja na Afganistan rozpoczęła się 7 października w ramach operacji Enduring Freedom i doprowadziła do obalenia rządu talibów. Następnie wojska Stanów Zjednoczonych i innych państw NATO okupowały Afganistan przez długie lata.

 

Tymczasem polska misja w Afganistanie trwa od 2008 r. W latach 2010-2011 stacjonowało tam 3 tys. polskich żołnierzy. Aktualnie przebywa tam ok. 400 żołnierzy. Podczas naszej misji w Afganistanie zginęło 44 polskich żołnierzy.

Polska uzgodniła decyzję o wycofaniu wojsk z pozostałymi państwami NATO. Warto dodać, że Stany Zjednoczone jeszcze za czasów Donalda Trumpa chciały wyjść z Afganistanu już 1 maja 2021 r. Jednak nowa administracja USA zadecydowała, że amerykańscy żołnierze opuszczą Afganistan 11 września, czyli w 20. rocznicę zamachu na WTC.

Eksperci przypominają, że trwająca od 20 lat wojna w Afganistanie nie przyniosła zamierzonych efektów - Talibowie wciąż pozostają znaczącą siłą w tym kraju. W wieloletnim konflikcie zbrojnym zginęło ponad 2 tys. amerykańskich żołnierzy. Z raportu "Koszty wojny", który opracowali badacze z Uniwersytetu Browna, wynika, że wojna kosztowała Amerykanów 2,26 biliona dolarów. Kwota ta nie uwzględnia dodatkowych kosztów, w tym dożywotnich rent dla weteranów wojennych.

 


Masowa tajemnicza śmierć ptaków w USA

Setki ptaków giną bez wyjaśnienia w niektórych częściach południowego i środkowego zachodu Stanów Zjednoczonych.

 

Eksperci zajmujący się dziką fauną i florą z co najmniej sześciu stanów i Waszyngtonu donosili o wzroście liczby chorych lub umierających ptaków w ciągu ostatniego miesiąca. Najczęściej atakowane są sójki błękitne, szpaki zwyczajne i szpaki europejskie.

„W tym roku obserwujemy niezwykle wysoką śmiertelność ptaków” – powiedział Keith Slankard, biolog ptaków z Departamentu Ryb i Dzikiej Przyrody w Kentucky. „Musimy jeszcze ustalić, na czym polega problem. Stan wydaje się być dość fatalny ”.

Objawy to twarde lub opuchnięte oczy, neurologiczne objawy napadów i niemożność utrzymania równowagi.

 

Eksperci twierdzą, że ptaki zachowują się tak, jakby były ślepe i wykazują inne anomalie, takie jak nieodlatywanie, gdy ludzie się zbliżają.

 

„Po prostu będą tam siedzieć, często się trzęsąc” — powiedział Slencard. „Można śmiało powiedzieć, że setki ptaków na terenie stanu miały ten problem”.

 

Oprócz Kentucky i Dystryktu Kolumbii podobne zgony zgłosiły również Ohio, Indiana, Maryland, Wirginia i Zachodnia Wirginia.

 

„Wszyscy pracujemy razem jako wielopaństwowa grupa, aby spróbować dowiedzieć się, co się dzieje” – powiedział Slencard. „Problemy te są trudne do zdiagnozowania, ponieważ wymaganych jest kilka rund testów laboratoryjnych”.

 

Niektóre teorie na temat tego, co sprawia, że ​​ptaki chorują i umierają, obejmują szeroko rozpowszechnioną chorobę zakaźną lub użycie pestycydów.

 

Urzędnicy ds. dzikiej przyrody w Indianie powiedzieli, że pięć hrabstw zgłosiło podejrzane zgony sójek niebieskich, rudzików, kardynałów z północy i oborów brązowogłowych. James Brindle, rzecznik stanowego Departamentu Zasobów Naturalnych, powiedział, że ptaki tam uzyskały wynik negatywny na obecność ptasiej grypy i wirusa Zachodniego Nilu.

 

Próbki ptaków z Kentucky zostały wysłane do badań nad chorobami dzikich zwierząt na południowym wschodzie Uniwersytetu Georgii w celu głębszej analizy.

 

„To prawdopodobnie nowy problem” - powiedział Slencard o możliwych przyczynach śmierci.

 

We wrześniu eksperci ds. dzikiej przyrody z Nowego Meksyku stwierdzili, że ptaki w tym regionie padają martwe w alarmującym tempie, być może w setkach tysięcy - podała NBC News.

 

Naukowcy byli zdezorientowani tymi zgonami. Urzędnicy powiedzieli, że nie są pewni, czy te dwa wydarzenia są ze sobą powiązane.

 

Eksperci zajmujący się dziką fauną i florą proszą opinię publiczną o zgłaszanie wszelkich podejrzeń śmierci ptaków. Zachęcają również obserwatorów ptaków do usunięcia karmników dla ptaków, ponieważ ptaki często wymieniają zarazki.

 

Karmniki i poidełka powinny być również natychmiast spłukane odkażaczami, a ludzie powinni unikać kontaktu z ptakami.


Amerykanka nauczyła swojego psa "mówić"

26-latka zdecydowała się przenieść swoje doświadczenia z 1-2-latkami na swojego zwierzaka. Kobieta, zmontowała w domu urządzenie z wieloma przyciskami, z których każdy po naciśnięciu odtwarza plik dźwiękowy z konkretnym słowem. Amerykanka, zdołała nauczyć w ten sposób swojego psa "mówić".

 

Kobieta rozpoczęła szkolenie psa, gdy ten miał jeszcze 8 tygodni. W ciągu półtora roku codziennego treningu, właścicielka nauczyła psa „mówić” 29 różnych słów. Metoda nauczania była prosta – przed każdym działaniem, które można wyrazić jednym lub kilkoma słowami na tablicy, Christina wciskała odpowiednie przyciski.

 

Z biegiem czasu pies zapamiętywał nie tylko znaczenie każdego z nich, ale także nauczył się łączyć słowa odpowiadające temu, co w danej chwili chce powiedzieć. Obecnie „słownictwo” czworonoga zawiera słowa wyrażające konkretne czynności, przedmioty, emocje (radosny, smutny), a także imiona właścicielki i jej chłopaka.

 


Geolodzy wciąż szukają zaginionych milionów lat historii Ziemi

Warstwy gleby przechowują zapisy historii Ziemi, a im głębiej kopią naukowcy, tym dalej „podróżują” w przeszłość. Miliony lat historii Ziemi, pozostają jednak poza zasięgiem geologów. Poszukiwania tych zaginionych epok, doprowadziły badaczy do bardzo ciekawych wniosków.


Na naszej planecie istnieją regiony, w których bez względu na głebokość, nic nie znajdziesz. Setki milionów lat, zostały „wymazane” lub z historii. Te luki w historii geologicznej naszej planety, nazywane są „nonkonformistycznymi” i istnieją w warstwach należących do zupełnie różnych epok. Czasami dzieli je ponad miliard lat, co oznacza że jakiś nieznany proces, regularnie zapobiegał tworzeniu się osadów przez miliony lat.

Przepaść sięga około 550 milionów lat temu. Mowa tu o erze, która poprzedzała pojawienie się złożonych form życia. Wcześniej uważano, że warstwy zostały utracone w wyniku erozji podczas zlodowacenia pomiędzy 715 a 640 milionami lat temu. Nowe badania, wskazują jednak na możliwość, że ta „biała plama” jest wynikiem „regionalnych cech tektonicznych”. Aby zrozumieć przyczyny luk, naukowcy zbadali próbki minerałów i kryształów górskich – hematytu i cyrkonu, które można wykorzystać do zrekonstruowania historii termicznej warstw.

Wyniki pokazały, że starsze skały zostały zniszczone przed pojawieniem się śniegu i lodu, co oznacza, że ​​„nie mogły zniknąć w wyniku erozji lodowcowej”. Naukowcy zakwestionowali w ten sposób hipotezę, że erozja związana z Wielką Niespójnością mogła dostarczyć Ziemi składników odżywczych, co spowodowało eksplozję kambryjską - nagłe pojawienie się złożonych form życia około 541 milionów lat temu. Geolodzy wiedzą więc, że w przeszłości musiało wydarzyć się coś, co wymazało całą tę historię.

Naukowcy uważają, że procesy tektoniczne związane z formowaniem się i rozpadem Rodinii (superkontynentu, który istniał około miliarda lat przed erą śniegu) mogły spowodować Wielką Rozbieżność. Wielka Niezgodność mogła nie być tak wielka na początku. Kiedy Rodinia zderzała się ze sobą, a następnie rozpadała przez setki milionów lat, cała ta aktywność geologiczna mogła spowodować wiele oddzielnych przypadków utraty pamięci na całym świecie. Badania, skupiały się głównie w kopalni granitu w Pikes Peak w Kolorado, a więc aby wyciagać wnioski na temat całej Ziemi, konieczne są dalsze badania w tym zakresie.

 


Wykryto dziwną anomalię jądra Ziemi - czy planetarne pole magnetyczne może się zdestabilizować?

Wewnętrzne jądro Ziemi z litego żelaza rośnie szybciej po jednej stronie niż po drugiej. Nikt nie wie, dlaczego tak się dzieje.

Sejsmolodzy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley twierdzą, że odkąd jądro ze stopionego żelaza zaczęło "zamarzać" bądź krzepnąć  ponad pół miliarda lat temu, zaszły dziwne zmiany. Przyspieszony wzrost ma miejsce w regionie archipelagu Banda w Indonezji. Istnieje tam grupa małych wysp wulkanicznych.

 

Grawitacja równomiernie rozprowadza nowe „nagromadzenie” kryształów żelaza, które tworzą się w miarę ochładzania się stopionego żelaza, aby zachować kulisty kształt jądra wewnętrznego, a jego promień zwiększa się średnio o 1 mm rocznie.

 

Zwiększony wzrost z jednej strony sugeruje, że coś w zewnętrznym jądrze lub płaszczu Ziemi pod Indonezją odprowadza ciepło z wewnętrznego jądra w szybszym tempie niż po przeciwnej stronie, pod Brazylią. Szybsze chłodzenie z jednej strony przyspiesza krystalizację żelaza i wzrost rdzenia wewnętrznego.

 

Ta zmiana może mieć wpływ na ziemskie pole magnetyczne. Konwekcja w jądrze zewnętrznym, spowodowana uwolnieniem ciepła z jądra wewnętrznego, uruchamia dziś system generujący pole magnetyczne, które chroni nas przed niebezpiecznymi cząsteczkami Słońca. Lepiej, żeby nie doszło do zaburzeń tego prawdziwego pola siłowego, bo to ono umożliwiło taki rozkwit życia na Ziemi.

 


Dziwna spirala widziana nad Pacyfikiem

Dziwna spirala na niebie została uchwycona przez setki obserwatorów znajdujących się w obrębie fragmentu Oceanu Spokojnego. Mieszkańcy Wysp Południowego Pacyfiku, w tym Nowej Kaledonii, Tokelau, Samoa i Fidżi, zgłosili to samo spiralne zjawisko na niebie w piątek wieczorem 18 czerwca.

Imponująca spiralna formacja zaskoczyła obserwatorów, którzy nagrywali filmy i zdjęcia zjawiska oraz dzielili się tym, co widzieli w mediach społecznościowych.

Według Towarzystwa Astronomicznego Nowej Kaledonii winowajcą była chińska rakieta, która wystartowała w piątek z kosmodromu Xichang.

Ostatecznie potwierdzono, że ten niezwykły pokaz był skutkiem startu chińskiej rakiety Long March 2 C, która wystartowała 18 czerwca o 06:25 UTC z Xichang Launch Center z 4 satelitami na pokładzie.

Po zakończeniu misji dostania się na orbitę dopalacz musiał wyrzucić paliwo aby uniknąć eksplozji na orbicie z powodu resztkowego ciśnienia w zbiornikach. najprawdopodobniej skutkowało to właśnie zjawiskiem, które zaobserwowano.


Astronomowie twierdzą, że wszechświat jest zbyt jasny i NASA zamierza sprawdzić dlaczego

Poszukiwania nieznanych gwiazd i innych źródeł światła, doprowadziły specjalistów z NASA do bardzo interesującego pomysłu. Eksperyment CIBER-2, ma za cel wysłanie w przestrzeń kosmiczną, serii kompaktowych teleskopów. Zadaniem tych badań jest zrozumienie, skąd we wszechświecie pochodzi tak zwane „dodatkowe” światło.

 

Astrofizycy już dawno zauważyli, że w kosmosie jest znacznie więcej światła, niż powinno być, biorąc pod uwagę dostrzegalną liczbę jego źródeł. Eksperyment CIBER-2, trwa od ponad dziesięciu lat i jego celem jest wyjaśnienie tej dysproporcji. Kieruje nim zespół badaczy dowodzony przez Michaela Zemcova z Rochester Institute of Technology w Nowym Jorku i Jamiego Bocka z California Institute of Technology w Pasadenie. Ostatni wylot kompaktowego teleskopu, miał miejsce 6 czerwca.

Schemat teleskopu CIBER-2

Nawet najbardziej optymistyczne szacunki liczby gwiazd we wszechświecie, nie wyjaśniają obecności promieniowania tła. Nie mówimy tu o relikcie, który jest echem Wielkiego Wybuchu. Poza Układem Słonecznym i Drogą Mleczną występuje dużo promieniowania w różnych zakresach, którego pochodzenie nie mieści się w istniejących danych o liczbie jego możliwych źródeł. Jedna z wersji mówi, że nie doszacowano dotąd liczby gwiazd we wszechświecie, a w szczególności poza galaktykami. Zbadaniem tych nieprawidłowości, zajmą się teleskopy wystrzelone w kosmos w ramach projektu CIBER-2.

Poprzednia seria eksperymentów potwierdziła, że ​​w kosmosie jest więcej promieniowania podczerwonego niż uważano. Nie wyjaśniono jednak jego natury. Dzięki rozszerzeniu czułości CIBER-2 astrofizycy oczekują dokładniejszej identyfikacji źródeł promieniowania. Jednym z takich źródeł, mogą być pierwotne gwiazdy wszechświata, które dawno przestały już istnieć. Emitowane przez nie promieniowanie nadal wędruje przez nieskończoną przestrzeń, powoli przechodząc w widmo o większej długości fali.

 

Istnieje również wersja alternatywna, wedle której większość „dodatkowego” światła, to po prostu odbite promieniowanie lub szum ze znanych źródeł. Istnieje również szansa, że ​​faktycznie światła jest więcej, a my po prostu nie rozróżniamy go dostępnymi narzędziami. Na wyjaśnienie tej zagadki przyjdzie nam jednak nieco poczekać, a przetwarzanie danych pozyskanych podczas CIBER-2 zajmie wiele lat.