luty 2021

Europa została pokryta radioaktywnym piaskiem z Sahary skażonym podczas francuskich prób jądrowych

Okazało się, że piasek z Sahary, który pokrył Europę w lutym 2021 roku, był radioaktywny. Nosił on ślady francuskich testów nuklearnych prowadzonych na Saharze we wczesnych latach sześćdziesiątych. Odkryto, że piasek był skażony izotopem cezeu-137.

Pył zebrany we francuskim Haut-Doubs został przeanalizowany przez laboratorium ACRO, a naukowcy wyraźnie zidentyfikowali obecność cezu-137, sztucznego pierwiastka promieniotwórczego powstałego w wyniku rozszczepienia jądrowego podczas wybuchu jądrowego.

 

Wykryta śladowa ilość cezu-137 (80 000 Bq na km2) nie jest niebezpieczna dla zdrowia. Jednak chmura pyłu rozproszyła stare ślady cezu-137 wszędzie tam, gdzie miało to miejsce we Francji i w sąsiednich krajach.

 

Cez-137 ma 30-letni czas rozpadu. Co 30 lat traci połowę swojej radioaktywnej zawartości. Dlatego uważa się, że po 7 cyklach po 30 lat pozostaje tylko 1% materiału radioaktywnego.

W rzeczywistości oznacza to, że na Saharze i południowej Algierii ludność żyje codziennie wdychając cez-137, niektóre obszary są nadal silnie skażone, co daje wyobrażenie o zanieczyszczeniu w tamtym czasie.

 

Francja przeprowadziła swój pierwszy test nuklearny 13 lutego 1960 roku w pobliżu Reggany w południowej Algierii. Bomba atomowa „Blue Gerboise” o mocy 70 kiloton eksplodowała o godzinie 7 rano czasu lokalnego, zamieniając się w eksplozję 3-4 razy silniejszą niż w Hiroszimie. W okresie od 1960 do 1966 roku w Algierii przeprowadzono 17 powietrznych i podziemnych prób jądrowych.

 

Francja następnie do kontynuowania testów jądrowych wybrała Polinezję. Era testów została zakończona przez prezydenta Jacquesa Chiraca 29 stycznia 1996 roku. Teraz, 60 lat później, te ślady testów jądrowych wracają do Francuzów.


Ogromna góra lodowa oderwała się od lądolodu Antarktydy

Gigantyczna góra lodowa o powierzchni 1270 kilometrów kwadratowych oderwała się od Antarktydy. Blok lodu wielkości dużego miasta podryfował w Oceanie Południowym.

Góra lodowa oderwała się od szelfu lodowego Brunt, w którym mieści się brytyjska stacja badawcza Halley. Ponad dziesięć lat temu na lodowcu o grubości 150 metrów zaczęły pojawiać się duże pęknięcia. W styczniu jedna z największych szczelin zaczęła szybko rosnąć, zwiększając jej długość o jeden kilometr dziennie. W piątek 26 lutego w ciągu kilku godzin szczelina ta rozszerzyła się o kilkaset metrów, w wyniku czego powstała góra lodowa.

 

Jak twierdzą brytyjscy naukowcy, oddzielenie się lodu nie stwarza zagrożenia dla stacji, gdyż jeszcze w 2016 roku została ona przeniesiona w głąb kontynentu, aby w przypadku oderwania się góry lodowej nie dała się ze sobą unieść. Dwunastu pracowników opuściło stację w połowie lutego w związku z nadejściem zimy na Antarktydzie.

 

Według niej naukowcy wykorzystują obrazy z satelitów Europejskiej Agencji Kosmicznej, NASA i niemieckiego statku kosmicznego TerraSAR-X. Mówiąc o kierunku góry lodowej. Eksperci twierdzą, że góra lodu ​​może oddalić się od kontynentu lub osiąść na mieliźnie i pozostać blisko lodowca.


Na Hawajach zaobserwowano ​​na niebie jednocześnie dwa rzadkie zjawiska

Na Hawajach zarejestrowano niezwykłe zjawisko pogodowe - słup niebiesko-czerwonych świateł otoczony jasnym płomieniem białego światła wygląda jak element z filmu science fiction. Dowiedz się, co zostało pokazane.

Kadr został uchwycony przez kamerę teleskopową Gemini North w Gemini Observatory, znajdującym się na wulkanie tarczowym Mauna Kea. Zdjęcie zostało opublikowane przez National Research Laboratory for Optical Infrared Astronomy (NOIRLab). Są na nim widoczne specjalne rodzaje błyskawic - czerwony skrzat i niebieski strumień. Pojawiają się jako pojedyncza kolumna światła po prawej stronie kadru.

 

Skrzaty zwane też duszkami, albo sprite, to wyładowania elektryczne zimnej plazmy, coś w rodzaju błyskawicy w mezosferze. Mogą pojawić się podczas bardzo silnych burz na dużych wysokościach od 50 do 130 kilometrów. Osobliwością strumieni piorunów jest to, że zdają się one wyskakiwać z chmur burzowych. Taka błyskawica może osiągnąć w stratosferze wysokość 50 km .

 

Oba zjawiska nie trwają długo - to kwestia milisekund - więc rzadko udaje się je uchwycić na fotografii. Ponadto są zwykle zasłonięte przez chmury burzowe. Wiadomo, że aparat, który uchwycił na niebie wyjątkowe zjawisko, jest w stanie robić zdjęcie co 30 sekund.


Nigdy nie rozmawiaj przez telefon, który się ładuje

Kto nie rozmawiał przez telefon podczas ładowania? Prawdopodobnie takiej osoby po prostu nie można znaleźć, skoro w momencie ładowania telefon często może dzwonić. I nigdy nikomu nie przychodzi do głowy, że trzeba go najpierw odłączyć od ładowarki, a dopiero potem odebrać aparat.

 

 

Dlatego wideo użytkownika TikTok murtazaahmed4, w którym mężczyzna demonstruje, co się dzieje w tym przypadku, zaskoczyło wielu. Za pomocą woltomierza mężczyzna uświadomił widzom, że podczas ładowania smartfona pojawia się prąd, a jeśli weźmiemy taki gadżet i zaczniemy mówić, napięcie elektryczne (choć nie śmiertelne) przejdzie przez całe ludzkie ciało. Mężczyzna demonstruje to na swoich dzieciach, tj. córce i synu. Jak widzimy, jeśli dotykamy takiej przewodzącej (rozmawiającej przez telefon) osoby, wówczas w ciele tej osoby, która została dotknięta, powstanie napięcie elektryczne.

 

Według użytkownika murtazaahmed4 jest to bardzo szkodliwe dla zdrowia ludzkiego, a naukowcy całkowicie się z tym zgadzają. Jak się okazuje, współczesne smartfony niosą ze sobą to zagrożenie, oprócz tajemniczego promieniowania, które negatywnie wpływa na ludzki mózg.

 

Eksperci twierdzą, że promieniowania można uniknąć za pomocą słuchawek, ale jeszcze łatwiej jest uniknąć porażenia prądem z ładowarki. Na etapie ładowania po prostu nie można używać telefonu, albo przynajmniej trzeba odłączyć go od ładowarki w trakcie rozmowy.

 


Huragany są dwukrotnie silniejsze niż 50 lat temu

Według nowych badań ocieplenie oceanów powoduje powstawanie znacznie silniejszych huraganów. Żywioły te zauważalnie zyskują na rozmiarach, prędkości wiatru i częściej niż kiedyś prowadzą do potężnych zniszczeń. 

 

Policzono, że huragany docierające na Bermudy, zwiększyły prędkość wiatru ponad dwukrotnie w ciągu ostatnich 66 lat. Zdaniem naukowców dzieje się tak z powodu wzrostu temperatury oceanów w regionie, który nastąpił w wyniku zmian klimatu.

 

Jest to jednak tylko jedna z hipoteza. Niedawno odkryto, że przyczyną ocieplenia oceanów może nie być „globalne ocieplenie” a tysiące podwodnych wulkanów. Jednak najbardziej wspierana przez polityków teoria zakłada, że winne jest ocieplenie, które wywołał rzekomo człowiek. 

Naukowcy odkryli, że w promieniu 100 kilometrów od Bermudów średnia maksymalna prędkość huraganów wzrosła z 56 do 117 km/h co nastąpiło między 1955 a 2019 rokiem. Odpowiada to wzrostowi o 10 km/h co dziesięć lat.

 

W tym czasie, jak wynika z danych zebranych przez Bermudy Institute of Ocean Sciences, temperatura powierzchni mórz w regionie również wzrosła o 1,1 stopnia Celsjusza. 

Naukowcy już wcześniej wiedzieli, że wyższe temperatury powierzchni morza powodują silniejsze cyklony tropikalne. Jednak nowe dane pokazują, że temperatury pod powierzchnią morza również odgrywają kluczową rolę w powstawaniu tych burz.

 

Na obecne prognozy dotyczące huraganów duży wpływ mają temperatury powierzchni morza. Jednak naukowcy odkryli, że temperaturę górnych 50 metrów słupa wody można wykorzystać do dokładniejszego przewidywania ich intensywności. 


Sonda słoneczna zrobiła niesamowite zdjęcie Wenus

Znajdująca się w drodze na Słońce sonda NASA, była w stanie uzyskać niezwykłe zdjęcie Wenus, które naukowcy wcześniej uważali za niemożliwe do wykonania. 



Amerykańska agencja kosmiczna NASA wysłała w 2018 roku sondę Parker Solar Próbę, która ma za zadanie zbadać Słońce. Teraz znajduje się ona dopiero w środkowej fazie swojej misji, chociaż udało jej się już dokonać nieoczekiwanego odkrycia, niezwiązanego z naszą gwiazdą.

 

Sonda, za pomocą kamery termowizyjnej z szerokokątnym obiektywem WISPR, była w stanie sfotografować i dość wyraźnie pokazać powierzchnię Wenus, która wcześniej była ukryta przed naukowcami - to jest moment, w którym byli naprawdę zaskoczeni. Spodziewali się bowiem, że planeta zostanie zasłonięta grubymi chmurami dwutlenku węgla, ale ostatecznie uzyskali obraz.

 

Sonda Parker Solar Probe znalazła się w pobliżu Wenus, ponieważ wykorzystuje grawitację tej planety do utrzymywania jej w pewnej odległości od Słońca. Ten statek kosmiczny stał się jedynym ludzkim obiektem, który znajduje się tak blisko centrum Układu Słonecznego - około 6 milionów kilometrów.

Naukowcy przypuszczają, że to zdjęcie można było uzyskać w dwóch przypadkach. Pierwsza opcja - kamera termowizyjna była w stanie uchwycić promieniowanie podczerwone planety, druga opcja - kamera mogła przypadkowo wpaść w „okno chmurowe” i uzyskać dobry kąt do zdjęcia Wenus. To kolejny dowód na to, że nawet naukowcy i inżynierowie wciąż niewiele wiedzą o kosmosie i pobliskich obiektach.

 

Aby przetestować te hipotezy, naukowcy podczas następnego lotu sondy Parker Solar Probe nad Wenus wykonali jeszcze kilka zdjęć planety. Obiecują, że też zostaną opublikowane w najbliższej przyszłości.

 

 


Naukowcy sklonowali pierwszy gatunek z USA, który jest zagrożony wyginięciem

Amerykańscy naukowcy po raz pierwszy sklonowali zwierzę z listy gatunków zagrożonych w Stanach Zjednoczonych. Fretka czarnogłowa nie została sklonowana w ramach eksperymentu, lecz w ramach ochrony gatunków zagrożonych.

 

Fretka czarnogłowa, której nadano imię Elizabeth Ann, urodziła się 10 grudnia 2020 roku. W procesie klonowania wzięli udział naukowcy z Fish and Wildlife Service oraz z organizacji ochrony przyrody Revive & Restore, którzy wykorzystali komórki dzikiej fretki czarnogłowej, zamrożone 30 lat temu. Cały proces zakończył się pełnym sukcesem – sklonowane zwierzę jest zdrowe.

Oczywiście technologia klonowania nie jest żadną nowością. Najwięcej zwierząt klonuje się w Azji a pierwsze takie zabiegi miały charakter głównie naukowy. Jednak teraz, klonowanie można wykorzystać między innymi do ochrony zagrożonych gatunków. Sklonowana fretka czarnogłowa należy do jednego z najbardziej zagrożonych wyginięciem ssaków w Ameryce Północnej. Dawniej gatunek ten uznano za wymarły, jednak w 1981 roku odkryto niewielką populację tych zwierząt.

 

Klonowanie nie jest postrzegane przez naukowców jako doskonały środek do ratowania zagrożonych gatunków, lecz jako jedno z wielu dostępnych narzędzi. Samo klonowanie nie rozwiąże wszystkich problemów. Wszystkie żyjące dziś fretki czarnogłowe pochodzą od zaledwie siedmiu przodków, a ich podobieństwo genetyczne sprawia, że są podatne na choroby. Technologia klonowania może powielać te fretki, ale nie może jeszcze wprowadzić takiej zmienności, która zapewniłaby im lepsze możliwości przetrwania na wolności.

 


Hasbro zmienia nazwę Pana Ziemniaka, aby stał się neutralny płciowo

Zapewne większość z was, widziała kultową produkcję studia Pixar pt. Toy Story. Jeden z bohaterów tej bajki dla dzieci, trafił niedawno na usta internautów, za sprawą nowej decyzji firmy Hasbro. Firma produkująca plastikową zabawkę w kształcie ziemniaka znaną do tej pory jako Pan Ziemniak (bądź też alternatywny wariant Pani Ziemniak), zadecydowała o nadaniu swojemu produktowi nowej, neutralnej płciowo nazwy "Potato Head"(Ziemniako-głowy). Zmiana pojawi się na pudełkach z zabawką już w tym roku.

 

Decyzja firmy jest tłumaczona chęcią unowocześnienia klasycznych marek, aby spodobały się "współczesnym" dzieciom. W rzeczywistości, oznacza to przypodobanie się lewicowym aktywistom, którzy najwyraźniej czuli się urażeni dwupłciowością dziecięcej zabawki. Stopniowe ideologizowanie szkół, zdaje się nie być wystarczające, a postępowy zachód, zaczyna wpychać swoją ideologie dzieciom do głów, już na etapie przedszkola.

Warto przypomnieć, że w ramach podobnych ruchów, Barbie porzuciła swój blond wizerunek i teraz sprzedawane są lalki o wielu odcieniach skóry i kształtach ciała. Pociągi z bajki "Tomek i przyjaciele" zawierają postaci dziewczyn, a American Girl sprzedaje teraz lalki chłopców. Są to jednak zdecydowanie mniej znaczące zmiany, ocierające się raczej o zwiększanie asortymentu, aniżeli ideologizowanie zabawek dla dzieci. Hasbro uważa, że Pan i Pani Ziemniak, którzy istnieją od około 70 lat, potrzebują nowoczesnej przebudowy. Trudno ocenić czy jest to zaledwie zagrywka PR-owa, czy też wstęp do wprowadzenia ideologii nawet na etapie zabaw w piaskownicy. Jest to znamiono bardzo groźnego trendu, w dzisiejszej kulturze.


Prezydent USA Joe Biden zlecił pierwsze bombardowania Syrii

Stany Zjednoczone przeprowadziły pierwsze od miesięcy naloty na Syrię. Decyzja o bombardowaniach została podjęta przez nowego prezydenta Joe Bidena. Atak na pozycje irańskich bojówek z pewnością nie ułatwi negocjacji z Iranem w sprawie jego programu nuklearnego.

 

Naloty na Syrię miały miejsce w czwartek. USA zaatakowały pozycję we wschodniej części kraju, z której irańskie bojówki od dwóch tygodni ostrzeliwały amerykańskie wojska w regionie. W wyniku nalotów zginęła nieokreślona bliżej liczba bojowników.

 

Poprzednie amerykańskie ataki miały miejsce 29 grudnia, a ich celem były irańskie bojówki na terytorium Iraku. Tamtejsze władze uznały, że Stany Zjednoczone naruszają w ten sposób suwerenność państwa, po czym tłum ludzi zaatakował ambasadę USA w Iraku.

USA uznają, że za każdym atakiem na amerykańskie wojska stoi Iran, który oczywiście nie przyznaje się do nich. Jednak nowy prezydent Joe Biden został już skrytykowany przez Demokratów, którzy sugerują, aby Stany Zjednoczone, zamiast prowadzić do eskalacji, wycofały się z Bliskiego Wschodu. Bidenowi dostało się również za podjęcie decyzji o ataku bez zgody Kongresu.

 

Przewiduje się, że nowa administracja Stanów Zjednoczonych będzie dążyła do rozładowania napięcia i rozpoczęcia negocjacji nad przywróceniem irańskiego porozumienia nuklearnego. Iran zgodził się wrócić do dawnego porozumienia tylko pod warunkiem, że USA natychmiast zniosą wszystkie sankcje. Tymczasem Korea Południowa zgodziła się odmrozić irańskie fundusze w wysokości miliarda dolarów.

 


Supermasywne czarne dziury mogły powstać dzięki ciemnej materii

Powstawanie supermasywnych czarnych dziur pozostaje jedną z nierozwiązanych tajemnic astrofizyki. Obiekty tego typu, mają większą mase niż miliony, czy nawet i miliardy słońc. Zakładając iż stopniowo pochłaniały one otaczającą je materie i zmieniały się w molochy znane dzisiejszej nauce, pozostaje jeden problem. Taki proces, powinien zająć niezwykle dużo czasu. Znane są jednak supermasywne czarne dziury, które pojawiły się mniej niż miliard lat po Wielkim Wybuchu.

 

Istnieje wiele ihpotez wyjaśniających przyspieszone formowanie się czarnych dziur. Jednym z nowszych ujęć tego problemu, jest pomysł zaproponowany przez zespół astronomów przedstawiony niedawno w Monthly Notices of the Royal Astronomical Society. Autorzy zwrócili uwagę na fakt, że większość masy galaktyk przypada na tajemniczą ciemną materię, która nie objawia się w żaden sposób, poza grawitacją działającą na zwykłą materię.

Naukowcy sugerują, że jeśli gęstość ciemnej materii jest wystarczająco wysoka, może ona zapaść się, tworząc czarną dziurę. Zdaniem Carlosa Argüellesa i jego współpracowników, taki proces powinien rozwijać się znacznie szybciej niż w tradycyjnych modelach i może doprowadzić do pojawienia się supermasywnych czarnych dziur już w młodym Wszechświecie.

„Nowy scenariusz oferuje naturalne wyjaśnienie powstawania supermasywnych czarnych dziur we wczesnym Wszechświecie, bez konieczności wstępnego pojawienia się dużych gwiazd lub całkowicie nierealistycznych szybkości akrecji materii.” 

Oznacza to, że w średniej wielkości galaktykach, masa ciemnej materii powinna być niewystarczająca do zapadnięcia się. Znajdujący się w nich rdzeń supergęstej ciemnej materii pozostaje dzięki temu stabilny przez długi czas. W niektórych aspektach, jego grawitacja jest w stanie symulować obecność czarnej dziury. Co również świadczy na korzyść nowego modelu.

 


USA zamierza pozyskiwać energię elektryczną z kosmosu

Departament Obrony Stanów Zjednoczonych ogłosił udane testy panelu słonecznego wielkości pudełka po pizzy, który został wysłany na orbitę w maju 2020 roku. Urządzenie produkuje wystarczającą ilość energii elektrycznej, aby zasilić iPada. Naukowcy aspirują do stworzenia systemu, który byłby w stanie magazynować i przekierowywać energię słoneczną, na Ziemię.
Naukowcy od dawna zastanawiali się nad pomysłem zbierania energii w kosmosie. Główną barierą w rozwoju tej technologii była kwestia transportu tej energii. Odpowiedzią na ten problem, ma być moduł fotowoltaicznej anteny radiowej (PRAM), który został uruchomiony w maju 2020 roku. Instalacja jest przymocowana do drona Pentagonu X-37B, który krąży wokół Ziemi co 90 minut.


Eksperyment z jej udziałem, ma na celu wykorzystanie promieniowania słonecznego z kosmosu i skierowanie go w dowolne miejsce na Ziemi. System jest przeznaczony do bardziej efektywnego wykorzystania światła. W kosmosie nie przechodzi ono jeszcze przez atmosferę ziemską, co oznacza, że ​​zachowuje energię niebieskich fal. Według głównego kierownika projektu, Paula Jaffe, panel słoneczny wytwarza obecnie około 10 watów energii, co wystarcza do naładowania iPada. Naukowcy, planują obecnie przygotować się do testów przenoszenia energii na specjalne instalacje na Ziemi. Eksperymenty rozpoczną się dopiero za jakiś czas, gdy tylko powstanie prototyp zdolny operować na wyższej orbicie. 


Koncepcja wykorzystania paneli słonecznych w kosmosie, nie jest niczym nowym. Pomysł został opisany już przez pisarza science fiction Isaaca Asimova w 1941 roku w jego opowiadaniu science-fiction Logic, które pokazało, jak stacja kosmiczna była używana jako „konwerter energii” do zbierania światła słonecznego i przesyłania go w całym Układzie Słonecznym. Rozwijana w Pentagonie technologia, przywodzi też na myśl eksperymenty słynnego Nikoli Tesli, który rzekomo opracował metodę bezprzewodowego przesyłu energii.

 

 


Chiński sąd nakazał mężczyźnie zapłacić byłej żonie za prace domowe

Sąd w Pekinie wydał przełomowe orzeczenie, w którym nakazał mężczyźnie zapłacić rekompensatę byłej żonie za wykonywane przez nią prace domowe. Sędzia uznał prace domowe za „niematerialną wartość majątkową”.

 

Mężczyzna o nazwisku Chen wziął ślub z kobietą o nazwisku Wang w 2015 roku, a po pięciu latach, mężczyzna złożył wniosek rozwodowy. Kobieta postanowiła zażądać rekompensaty finansowej twierdząc, że jej mąż nie wykonywał żadnych obowiązków domowych i nie opiekował się ich synem.

 

Pekiński Sąd Okręgowy Fangshan orzekł na korzyść kobiety i nakazał mężczyźnie zapłacić jednorazową kwotę 50 tysięcy juanów, tj. ponad 28 tysięcy złotych za 5 lat „nieodpłatnej pracy” w domu, a także płacić miesięczne alimenty w wysokości 2 tysięcy juanów (ponad 1 100 zł).

 

Sędzia, który prowadził sprawę powiedział, że podział wspólnego majątku po zawarciu małżeństwa zwykle wiąże się z podziałem własności materialnej, jednak prace domowe stanowią niematerialną wartość majątkową. Orzeczenie wywołało szeroką debatę w mediach społecznościowych.

 

Wcześniej rozwodzący się małżonkowie mogli domagać się takiego odszkodowania tylko wtedy, gdy została podpisana intercyza. Jednak od 2021 roku, w Chinach obowiązuje nowy Kodeks cywilny, który uprawnia małżonka do dochodzenia odszkodowania w przypadku rozwodu, jeśli ponosił większą odpowiedzialność za wychowanie dziecka, opiekę nad starszymi krewnymi i pomoc partnerom w ich pracy.

 

Decyzja chińskiego sądu jest przełomowa i wywołała wielką debatę w krajach zachodnich. Czy podobne zmiany w prawie zostaną w przyszłości wprowadzone również w innych krajach? Czy trzeba w jakiś sposób udowodnić, że mężczyzna nie pomagał przy domowych obowiązkach, czy też wystarczy samo oskarżenie, jak w przypadku akcji #metoo?

 


Odnaleziono historycznego "pacjenta zero" chorego na dżumę

Najstarszy znany przypadek zakażenia człowieka prątkiem dżumy został odnotowany przez międzynarodowy zespół badawczy. Badając szczątki ludzi, którzy żyli 16 900 lat temu w Azji Północno-Wschodniej, naukowcy natrafili na dane dotyczące starożytnych epidemii w tym regionie. Wyniki analiz zostały opublikowane w czasopiśmie Science Advances.

 

W ramach szeroko zakrojonego projektu, w którym uczestniczyli naukowcy ze Szwecji, Wielkiej Brytanii, Turcji i Rosji, badano formowanie się różnych populacji ludzi zamieszkujących okolice Bajkału i północno-wschodniej Syberii w okresie od późnego paleolitu do epoki brązu.

 

W sumie, przeanalizowano genom 40 osób, które żyły w tym regionie w okolicach 16 900 lat temu. Według Syberyjskiego Uniwersytetu Federalnego, ślady obecności pałeczki dżumy (Yersinia pestis) znaleziono poprzez analizę szczątków dwóch osób zamieszkujących w rejonie Bajkału i Kołymy w epoce brązu.

„Wyraźne dowody zakażenia tą śmiercionośną bakterią były obecne w dwóch próbkach. Najstarszy przypadek zarażenia dżumą na świecie potwierdziła analiza płytki nazębnej na zębach osoby z rejonu Bajkału, której szczątki sięgają IV tysiąclecia p.n.e."

Według naukowców, Azja północno-wschodnia była zamieszkana około 38 tysięcy lat temu. Z powodu zlodowacenia plejstoceńskiego, warunki życia stały się zbyt surowe, co doprowadziło do nagłej przerwy w zasiedlaniu tych terenów.

 

Zdaniem uczestników, w toku badań natrafiono na kilka nowych dowodów, świadczących o zasiedleniu północnych terytoriów Ameryki przez ludy przybyłe z Syberii. 

 

Ponadto analiza genetyczna, ujawniła że w ​​okolicach 16 tysięcy lat temu, przez północ Syberii przeszło nieznane dotąd ludzkie plemię. Naukowcy przypuszczają, że był to lud, którego ślady kultury materialnej nie przetrwały, ale którego geny pozostały w genomie ludów zamieszkujących tereny na północ od jeziora Bajkał.

 


Stworzono pierwszy drukowany w 3D stek z antrykotu

W ciągu zaledwie kilku lat dokonano wyraźnego postępu w wytwarzaniu żywności z drukarek 3D. Dawniej wydrukowanie kawałka soczystego mięsa było prawdziwym wyzwaniem. Dziś naukowcy potrafią wytwarzać w drukarkach 3D mięso, które wygląda jak prawdziwe.

Izraelska firma Aleph Farms we współpracy z Izraelskim Instytutem Technicznym Technion jako pierwsza na świecie wydrukowała gruby stek z antrykotu (oczywiście bez kości). Mięso powstało dzięki zastosowaniu nowej technologii biodruku 3D i jest bardziej złożone od produktu, który powstał w 2018 roku. Wtedy naukowcy stworzyli mięso, które jedynie przypominało stek pod względem struktury komórkowej.

 

Nowa technologia polega na drukowaniu żywych komórek, które następnie przechodzą przez proces inkubacji, aby uzyskać rozmiar, teksturę i właściwości prawdziwego steku. W ten sposób uzyskano kawałek mięsa, który pod wieloma względami przypomina naturalne.

Źródło: Aleph Farms

Firma Aleph Farms twierdzi, że nowa metoda drukowania umożliwia wytwarzanie dowolnego rodzaju mięsa. Co więcej, możliwe stało się nawet wydrukowanie mięsa dostosowanego do indywidualnych potrzeb – technologia pozwala między innymi dostosować zawartość tłuszczu, ilość kolagenu i tkanki łącznej.

 

Mimo nieustannej popularyzacji laboratoryjnego mięsa, Singapur jest jedynym krajem na świecie, który wyraził zgodę na dopuszczenie tych drukowanych tworów do ogólnej sprzedaży. Jednak wkrótce może się to zmienić – Aleph Farms nawiązała współpracę z japońską korporacją Mitsubishi, aby rozpocząć rozwój zakładów produkcyjnych i dystrybucyjnych w Japonii w ramach przygotowań do przyszłego dopuszczenia do sprzedaży.

 


Niesamowita animacja przedstawia jak rozwija się Internet

Naukowcy zwizualizowali ewolucję Internetu, tworząc „mapę sieci”. To co im wyszło wygląda jak wszechświat pełen galaktyk



Ojcem projektu znanego jako Opte, jest Barrett Lyon, ekspert zajmujący się bezpieczeństwem IT. Rozpoczął on pracę nad modelowaniem Internetu już w 2003 roku. W ramach projektu postanowił stworzyć odwzorowanie całego Internetu, pokazując stan kluczowych węzłów i połączeń w Europie, Azji, Afryce, Ameryce Północnej i Południowej. 

 

Początkowo wyniki Projektu Opte były przedstawiane jako nieruchomy obraz, ale autor pokazał zaktualizowaną wersję statusu ustaleń za pomocą nagrania wideo o rozdzielczości aż 10K. Okazało się, że to co powstało to coś fascynującego.

Pierwsze tablice routingu stanowiące podwaliny pod projekt Opte, zostały strworzone w 1997 roku. Dzięki tewmu możemy być świadkami zadziwiającej ewolucji sieci aż do chwili obecnej w 2021 roku,

 

Każdy węzeł odpowiada serwerowi podłączonemu do sieci, a linie między nimi odpowiadają trasom, po których przechodzi ruch sieciowy. Ogólnie infrastruktura szkieletowa jest pokazana na biało, inne kolory wskazują segmenty regionalne:

  • niebieski - Ameryka Północna;
  • czerwony - Azja i Pacyfik;
  • żółty - Afryka;
  • zielony - Europa.

Zdaniem autora projektu, im szersza sieć i im więcej połączeń, tym bliżej centrum. Jasność i intensywność odcienia odzwierciedlają rozprzestrzenianie się sieci. Sieci brzegowe są często połączone tylko przez kilku dostawców. 

Podczas gdy projekt zapewnia uderzającą wizualizację rozmiaru i siły wpływu i rozprzestrzeniania się Internetu, Lyon twierdzi, że wideo ostatecznie dowodzi niezdolności Internetu do bycia prawdziwie zdecentralizowanym, co jest szczególnie zauważalne w krajach lub regionach o ograniczonych punktach łączności.

 

Autorzy symulacji sugerują, aby wykorzystać uzyskane dane do celów edukacyjnych, aby lepiej zrozumieć, w jaki sposób rozprzestrzenia się globalna sieć i jakie połączenia istnieją między jej węzłami w określonych regionach naszego świata.