Grudzień 2020

Naukowcy podejrzewają, że rak i cukrzyca rozprzestrzeniają się za pośrednictwem bakterii

Naukowcy sugerują, że mikroorganizmy mogą przyczyniać się do rozprzestrzeniania się raka, cukrzycy, chorób serca i otyłości u ludzi.

 

Obecnie uważa się, że choroby tego typu nie są wywoływane ani przez bakterie, ani wirusy i dlatego nie mogą być przenoszone z człowieka na człowieka, ale zespół naukowców z Canadian Institute for Advanced Study (CIFAR) i niemiecki profesor Thomas Bosch z Christian Albrecht University w Keele uważają, że ​​być może za rozprzestrzenianie się problemów zdrowotnych odpowiedzialny jest mikrobiom.

 

Zdaniem naukowców mikrobiom, czyli zbiór mikroorganizmów - bakterii, grzybów, wirusów - żyjących w organizmie człowieka, na jego skórze i w narządach, może być nosicielem chorób, których mechanizm rozprzestrzeniania się wciąż nie jest znany. Autorzy badania przytaczają trzy czynniki na poparcie swojej hipotezy.

 

Po pierwsze, mikrobiom osób zdrowych różni się od mikrobiomu osób otyłych, z zapaleniem jelit, chorobami układu krążenia lub cukrzycą typu 2. Po drugie, jeśli przeniesiesz mikrobiom od osoby z chorobą do zdrowego organizmu, zostanie on zarażony chorobą. Po trzecie, mikrobiom bliskich osób znacząco różni się od mikrobiomu obcych, co potwierdza możliwość jego wzajemnego przenoszenia.

 

Wyniki pracy Humans & the Microbiome, zostały opublikowane w czasopiśmie Science, powinny pomóc naukowcom w dalszych badaniach raka i innych chorób, aby zrozumieć, w jaki sposób rozprzestrzeniają się one u ludzi.

 


Ziemskie wody gruntowe wkrótce znikną. To stanie się bardzo dużym problemem.

Wody podziemne są cennym zasobem, ale ich ilość na naszej planecie nie została jeszcze dokładnie poznana. Międzynarodowy zespół naukowców przeprowadził badanie, katalogując wody podziemne według wieku, lokalizacji i zasobów. Ich konkluzje nie sa jednak optymistyczne.

 

Prace badawcze na temat wód gruntowych były wykonywane przez międzynarodową grupę hydrologów od lat 70-tych ubiegłego wieku. Zespół badawczy kierowany przez dr Toma Gleesona z University of Victoria w Kanadzie podsumował swoje odkrycia. Wyniki opublikowano w czasopiśmie Nature GeoscienceEksperci zbadali około miliona przypadków. Przedmiot badań podzielono na dwa typy: współczesne wody podziemne, odnawiane co kilka lat oraz starsze z okresem odnowy liczonym w stuleciach i tysiącleciach.

 

Jak wynika z uzyskanych danych, tylko 0,35 miliona kilometrów sześciennych źródeł wód podziemnych dostępnych na Ziemi należało do pierwszego typu, to znaczy miały mniej niż 50 lat. Całkowita ilość wód podziemnych szacowana jest na 23 miliony kilometrów sześciennych. Aby zwizualizować taką objętość można ją porównać do 180-metrowej warstwy wody, gdyby pokrywała ona cały obszar lądowy naszej planety.

 

Taki stosunek ilości „starej” do „młodej” wody wywołuje alarm. Wody gruntowe, które są wykorzystywane od wielu dziesięcioleci w przemyśle i rolnictwie, mogą zawierać znaczne zanieczyszczenia uranem i arszenikiem. Są też bardziej nasycone solą niż woda oceaniczna i ostatecznie prawie się nie odnawiają.

 

I chociaż są one przydatne dla teoretycznej wiedzy o pradawnych procesach zachodzących na Ziemi, ludzkość wkrótce nie będzie w stanie ich w pełni wykorzystać. A objętość wód gruntowych leżących na głębokości do dwóch kilometrów od powierzchni ziemi i odnawiających się w przewidywalnym okresie nie przekracza 6%. Ponadto ten rodzaj wód jest szczególnie narażony na zanieczyszczenia klimatyczne i katastrofy ekologiczne.

 

Najwięcej wód podziemnych znajduje się w Amazonii, Kongo, Indonezji, północnej, południowej i środkowej części kontynentu amerykańskiego. A najmniej w suchych regionach, takich jak Sahara. Najszybciej wyczerpują się zasoby wód podziemnych występują w północnych Indiach, Pakistanie i północnych Chinach.

 

Uzyskane dane pozwolą przewidzieć dalszy rozwój sytuacji i zrozumieć, kiedy wody gruntowe całkowicie przestaną się odnawiać. Dalsze badania w tym kierunku będą wciąż kontynuowane .

 

 

 


Naukowcy opracowali nowy sposób na przekształcenie CO2 w paliwo lotnicze

W dzisiejszych czasach coraz więcej mówi się o ekologii. Aby lepiej zadbać o środowisko i czyste powietrze, koncerny motoryzacyjne wprowadzają na rynek pojazdy elektryczne, które nie emitują dwutlenku węgla. Koncerny lotnicze również planują wprowadzić samoloty elektryczne. Jednak brytyjscy naukowcy wymyślili inny sposób, który zakłada przechwytywanie CO2 z powietrza i wykorzystanie go jako paliwa lotniczego.

 

Zespół badawczy z Uniwersytetu Oksfordzkiego i Uniwersytetu w Cambridge, z pomocą niedrogiego katalizatora na bazie żelaza, zdołał przechwycić i przekształcić dwutlenek węgla bezpośrednio w paliwo przeznaczone dla silników odrzutowych. Niestety eksperyment odbył się w warunkach laboratoryjnych, a to oznacza, że ilość wyprodukowanego paliwa ciekłego jest zbyt mała, aby można było zasilić samolot.

 

Zwykle podczas spalania paliw kopalnych, zawarte w nich węglowodory przekształcają się w dwutlenek węgla i wodę, uwalniając energię. Tymczasem naukowcy z pomocą ciepła zdołali połączyć dwutlenek węgla z wodorem oddzielonym od wody i wyprodukowali kilka gramów ciekłego paliwa lotniczego.

W tym procesie wykorzystano katalizator, który składa się z żelaza, manganu i potasu. Są to pierwiastki powszechnie dostępne na Ziemi. Nowy katalizator jest łatwiejszy i tańszy w produkcji, łatwo łączy się z wodorem i przyspiesza cały proces przemiany.

 

Rozwiązanie opracowane przez brytyjskich naukowców wcale nie jest nowe. Przykładowo w Kanadzie zbudowano kompleks przemysłowy, przeznaczony do przechwytywania dwutlenku węgla celem wytworzenia paliwa węglowodorowego. Jednak wyprodukowanie większych ilości ciekłego paliwa jest bardzo trudne i kosztowne. Nowy system opracowany przez naukowców z Uniwersytetu Oksfordzkiego i Uniwersytetu w Cambridge wygląda obiecująco, jednak nie wiadomo, jak efekt skali może wpłynąć na jego efektywność.

 


W USA zarejestrowano pierwszą reakcję alergiczną na szczepionkę mRNA firmy Moderna

Szczepionka Moderna na koronawirusa wywołała reakcję alergiczną u mężczyzny z USA, który ją otrzymał. Według ABC News jest to prawdopodobnie pierwsza taka reakcja na szczepionkę Moderna.

 

Szczepionkę otrzymał Hossein Sadrazade - lekarz z Boston Medical Center. Po szczepieniu był obserwowany i wkrótce wystąpiła reakcja alergiczna. Pozwolono mu wstrzyknąć sobie epinefrynę. Centrum medyczne podkreśla, że teraz mężczyzna czuje się dobrze.

 

ABC News przypomina, że pojawiły się doniesienia o reakcji alergicznej na inną szczepionkę na koronawirusa produkowaną przez firmę Pfizer.

 

Sam Sadrazade powiedział dziennikarzom, że specjalnie zdecydował się zaszczepić szczepionką Moderna, a nie Pfizer, ponieważ cierpi na alergie. Szczególnie z powodu alergii na skorupiaki. Lekarz powiedział, że dosłownie minutę po wstrzyknięciu poczuł szybkie bicie serca, język stał się zdrętwiały, a ciśnienie gwałtownie spadło.

 

Sadrazade powiedział, że te uczucia były podobne do jego poprzednich ataków alergii. Jednak, według niego, ostatni raz miał tak ciężki atak, gdy miał jedenaście lat. Wtedy okazało się właśnie, że jest uczulony.

 

Wcześniej rzeczniczka Moderny dr Jacqueline Miller powiedziała, że sygnał o reakcjach na szczepionki, który napłynął na etapie rejestracji, nie został potwierdzony.

 

Główny specjalista od chorób zakaźnych w USA, dr Anthony Fauci, uprzednio ostrzegał, że osoby podatne na alergie powinny być szczepione w szpitalach, gdzie można je leczyć w razie potrzeby.

 

W grudniu pierwsze dwie szczepionki na koronawirusa zostały wprowadzone do Stanów Zjednoczonych. Pierwsza szczepionka otrzymana od władz pochodziła od firm Pfizer i BioNTech, druga - od Moderna. Obie substancje należy podawać dwukrotnie, aby uzyskać stabilną odporność.

 

Reakcje alergiczne na różne preparaty szczepionek są zwykle kojarzone nie z samą szczepionką, ale z pozostałością składników białkowych w kompozycji podczas procesu wytwarzania. Skład szczepionek może zawierać m.in. aktywny składnik immunizujący, składnik koniugujący, środek konserwujący, adiuwant, stabilizator, środek przeciwdrobnoustrojowy, ślady pożywki używanej do wytwarzania szczepionek. Prawie każdy składnik może wywołać reakcję alergiczną.

 


Metan w atmosferze egzoplanety będzie dowodem, że jest na niej życie

Naukowcy wykazali, że metan będzie najważniejszym wskaźnikiem aktywności biologicznej na odległych planetach. Autorzy nowego badania doszli do wniosku, że uwolnienie tego gazu w wyniku wulkanizmu jest niezwykle mało prawdopodobne.

Jak szukać życia na egzoplanecie? Na jakich sygnałach z organizmów biologicznych należy polegać? Badacze próbowali odpowiedzieć na to pytanie w nowej pracy. Pokazali, że metan byłby najlepszym wskaźnikiem aktywności biologicznej na odległej planecie. W przeszłości wydawało się przez chwilę, że biologicznego pochodzenia metan wykryto na Marsie, ale ostatecznie nie potwierdzono, że powstał on na skutek procesów życiowych.

W poszukiwaniu obcych pomocny będzie nowy teleskop kosmiczny Jamesa Webba, który zostanie wkrótce wystrzelony. Natychmiast po osiągnięciu punktu libracyjnego L2 Lagrange i uruchomieniu urządzenia rozpocznie się nowy etap w astronomii. Jednym z jego zadań jest badanie atmosfer egzoplanet i poszukiwanie w nich biosygnałów. Wcześniej uważano, że takim sygnałem jest tlen, ale badania wykazały, że gaz ten nie jest wiarygodnym wskaźnikiem obecności życia na planecie.

 

Metan jest znacznie bardziej atrakcyjny. Jest to jeden z najprostszych związków organicznych o wzorze CH4. Na Ziemi gaz ten jest najczęściej wytwarzany jest przez mikroorganizmy lub zostaje uwalniany w wyniku erupcji wulkanów. Do tej pory istniało sporo kontrowersji dotyczących tego, jak niezawodnym wskaźnikiem w poszukiwaniu życia pozaziemskiego, może być pewna ilość metanu. W nowej pracy naukowcy rozwiali wszelkie wątpliwości wykazując, że nie jest prawdopodobne, aby aktywność wulkaniczna na planetach skalistych,mogła dostarczyć do atmosfery wystarczająca ilość metanu, aby można było go wykryć. Oznacza to, że jeśli teleskop Jamesa Webba wykryje metan w atmosferze egzoplanety, najprawdopodobniej będzie on miał pochodzenie biologiczne.

 

Autorzy wykorzystali model termodynamiczny, aby dowiedzieć się, czy uwolnienie magmy wulkanicznej na planetach podobnych do Ziemi może spowodować uwolnienie CH4 i CO2 do atmosfery. Naukowcy odkryli, że jest mało prawdopodobne, aby wulkany wytwarzały taką samą ilość metanu, jak źródła biologiczne. Na końcu artykułu naukowcy zauważają, że wyniki ich pracy opierają się na wiedzy zdobytej podczas badania Ziemi i planet Układu Słonecznego, więc nie jest jasne, jak dobrze odzwierciedla to warunki jakie panują na odległych egzoplanetach.

 

 


Sztuczny obiekt znaleziony w próbkach pobranych z asteroidy Ryugu

W kapsule z materiałem z asteroid Ryugu, wysłanej na Ziemię przez japońską sondę kosmiczną Hayabusa-2, odnaleziono metalowy fragment sztucznego pochodzenia.

 

Misja japońskiej sondy kosmicznej Hayabusa-2, polegająca na zebraniu i dostarczeniu próbek asteroidy Ryugu na Ziemię zakończyła się sukcesem. Sonda została wysłana w kosmos na początku grudnia 2014 roku, dotarła do asteroidy dopiero w lipcu 2018 roku i wróciła na orbitę Ziemi z próbnikiem po czym wystrzeliła go w kierunku naszej planety. Wcześniej, aby otrzymać próbki materiału skalnego z tej asteroidy, japońska sonda wystrzeliła w jej kierunku pocisk, a następnie zebrała odlatujące z niej kawałki.

 


Japońscy naukowcy badający próbki gleby z asteroidy Ryugu pobrane przez sondę Hayabusa2 kontynuują badanie zawartości kapsuły z materiałem. Otworzyli komory B i C próbnika i umieścili ich zawartość w specjalnym pojemniku. Były tam stosunkowo duże cząstki, największe miały około 1 centymetra. W tym samym czasie wśród cząstek znaleziono metalowy fragment sztucznego pochodzenia. Powód jego pojawienia się wśród próbek nie został jeszcze ustalony.



Przypuszcza się, że może to być odłamek mechanizmu pobierania próbek lub część „impaktora” - pocisku, który Hayabusa-2 wystrzeliła w stronę Ryugu, aby stworzyć sztuczny krater do pobierania próbek nie tylko z powierzchni, ale także z warstw podpowierzchniowych.

 

 


Spektakularny meteor widziany na niebie nad Chinami

W Chinach doszło do spektakularnej obserwacji kuli ognistej, która przemierzyła wieczore niebo. Sieci społecznościowe zapełniły się nagraniami tego niezwykłego fenomenu.

Fragmenty meteora prawdopodobnie spadły w pobliżu granicy między prowincjami Nangqian i Yusu. Z doniesień medialnych wynika, że meteoryty upadły gdzieś rejonie miasta Yushu, w którym mieszka ponad 400 tysięcy ludzi.

Ponadto wiadomo, że w rejonie upadku meteorytu znajduje się miejsce testów jądrowych, dlatego poszukiwanie ich fragmentów nie będzie możliwe o ile nie zajmie się tym chińskie wojsko.

 

 


Czy geoinżynieria stanie się zbawieniem, czy nową pułapką dla ludzkości

Ingerencja człowieka w procesy lokalne lub globalne, które determinują warunki klimatyczne, jest ostatnio przedstawiane jako jedyna nadzieja na spowolnienie lub zapobieżenie wieszczonej przez niektórych zbliżającej się katastrofie klimatycznej. Takie metody wpływania na pogode nazywa się geoinżynierią.

Korzyści i szkody płynące z geoinżynierii są przedmiotem dyskusji od lat 60. Według oficjalnej wiary naukowców, to antropogeniczne emisje dwutlenku węgla powodują globalne ocieplenie skutkujące topnieniem czap lodowych planety, co ma rzekomo doprowadzić do powodzi obszarów przybrzeżnych, przedłużających się okresów upałów i susz, oraz ogromnych pożarów lasów i niszczycielskich huraganów. Naukowcy coraz częściej patrzą na interwencje w naturalne systemy Ziemi jako jedyny sposób przeciwdziałania zmianom klimatu.

 

Do niedawna próby ingerencji w naturalne procesy uważane były za naiwne i niebezpieczne. Ale teraz, gdy kończy się czas na powstrzymanie globalnego ocieplenia, propozycje odbijania światła słonecznego, zacienienia powierzchni Ziemi, przyspieszania sekwestracji węgla w oceanach i usuwania dwutlenku węgla z powietrza są traktowane poważniej. SilverLining, organizacja non-profit, przekazała w październiku 2020 r. 3 miliony dolarów na badania w dziedzinie inżynierii klimatycznej. Według profesora Uniwersytetu Columbia, ekologa i klimatologa Michaela Gerrarda, geoinżynierię można porównać do chemioterapii.

 

Ponad pół wieku temu amerykańscy naukowcy zaproponowali użycie miliardów obiektów przypominających piłki golfowe do odbijania światła słonecznego. Zaproponowano, aby zostały rozproszone w oceanach Ziemi. Jakie technologie są obecnie omawiane? Stypendyści SilverLining już teraz badają, czy cząsteczki aerozolu wypełniające stratosferę mogą odbijać światło słoneczne. W założeniu mają one naśladować chłodzący efekt emisji popiołu wulkanicznego. Gdy w 1991 roku wulkan Pinatubo na Filipinach wyrzucił do atmosfery ogromną chmurę popiołu, w wyniku erupcji w ciągu najbliższych dwóch lat globalna temperatura spadła o 0,6 stopnia Celsjusza.

 

Zdaniem naukowców ilość promieniowania słonecznego można kontrolować, wysyłając imponującą flotę samolotów na wysokość około 20 kilometrów, które będą regularnie rozpylać aerozole siarczanowe, a być może nawet pył diamentowy. Według prognoz grupy naukowców z Uniwersytetu Harvarda, gdyby udało się wysłać około 60 tysięcy lotów rozpylającymi takie cząstki w górnych warstwach atmosfery, to do 2035 roku zmniejszyłoby to ocieplenie o 0,3 stopnia Celsjusza.

 

Inny pomysł polega na rozpylanie słonej wody z oceanów wysoko w powietrze. Stworzone przez człowieka aerozole rozjaśnią chmury morskie, a tym samym zwiększą ich odblask. Podobne badania są już finansowane przez Australię, gdzie ma nadzieję, że „wzmocnione” chmury będą w stanie obniżyć temperaturę wody na tyle, aby uratować już niszczejącą Wielką Rafę Koralową.

 

Jednak wtrącanie się do spraw Matki Natury może być też ryzykowne. Systemy pogodowe na Ziemi są ze sobą połączone w niezwykle złożony sposób. Uważa się, że zmiana klimatu wpływa na wszystko, od czasu trwania huraganów na lądzie po szybkość rozprzestrzeniania się pożarów. Zmiana jednego aspektu pogody może mieć niebezpieczne, niezamierzone konsekwencje. Niektórzy naukowcy uważają geoinżynierię za „dziwaczną i niepokojącą”. Czy na przykład blokowanie światła słonecznego może wpłynąć na monsun azjatycki, od którego zależą uprawy żywności dla dwóch miliardów ludzi? Czy naukowcy mogą interweniować w procesy klimatyczne, aby zmienić kwasowość oceanów?

 

Aby geoinżynieria była wykonalna, naukowcy muszą najpierw przekonać zwykłych ludzi, że jest ona warta skalkulowanego ryzyka. W zeszłym roku naukowcy z Harvardu próbowali wysłać balon w stratosferę nad Tucson, pustynnym miastem w Arizonie. Chcieli zrozumieć, jak cząsteczki zwykłej kredy - węglanu wapnia - blokują światło. Jednak publiczne oburzenie zmusiło do odroczenia eksperymentu.

 

Międzyrządowy Zespół Narodów Zjednoczonych ds. Zmian Klimatu - IPCC - twierdzi, że ludzkość jest zobowiązana do zmniejszenia emisji dwutlenku węgla o jeden bilion ton do 2100 r., aby mieć jakąkolwiek nadzieję na uniknięcie globalnego ocieplenia o ponad 1,5 stopnia Celsjusza. Rozwiązanie problemu przybiera dwie formy: usuwanie dwutlenku węgla bezpośrednio z emisji przemysłu i transportu lub oczyszczanie atmosfery.

 

 


Facebook opracowuje nową technologię łączenia się z ludzkim mózgiem

Na niedawnym spotkaniu Mike Schroepfer - dyrektor ds. Technologii Facebooka, mówił o postępach w rozwoju technologii interfejsów neuronowych.

 

Ostatecznym celem nie jest postrzeganie naszych myśli jako innej formy danych osobowych, ale umożliwienie ludziom kontrolowania oprogramowania za pomocą myśli, twierdzi Facebook.

 

Jednak, jak pokazuje nagranie audio ze spotkania, które wyciekło, Schroepfer przyznał, że zmuszanie ludzi do faktycznego korzystania z technologii może być trudne.

 

„Musimy odpowiedzialnie rozwijać tę technologię, aby zdobyć zaufanie i prawo do rozwoju. Konieczne jest, aby ludzie na całym świecie otrzymywali całą tę niesamowitą technologię bez obawy o swoją prywatność ”- powiedział Schroepfer.

 

Facebook od lat pracuje nad systemem czytania w mózgu. Firma ogłosiła plany opracowania zestawu słuchawkowego mózg - komputer w 2017 i 2019 roku.

 

Według wycieku ze spotkania wygląda na to, że Facebook poczynił pewne postępy w realizacji swojego celu, więc marzenie science fiction o wysyłaniu poleceń do komputera po prostu myśląc o tym, może wkrótce stać się rzeczywistością.

 


Czy Gwiazda Betlejemska była naturalnym zjawiskiem?

Na przełomie 30 roku p.n.e i 30 roku n.e miało dojść do narodzin jednego z najbardziej wpływowych ludzi w historii rodzaju ludzkiego, czyli Jezusa Chrystusa. Droga do miejsca jego narodzin, miała być wskazywana przez niezwykłe zjawisko astronomiczne zwane Gwiazdą Betlejemską. Bardzo możliwe, że była to konunkcja jakichś planet - tak jak niedawne zbliżenie Jowisza i Saturna, której doświadczyliśmy kilka dni temu.

Eksperci z różnych dziedzin od wieków spierali się o to czym była tak zwana Gwiazda Betlejemska. Na przestrzeni wieków pojawiło się wiele hipotez na temat tego, co takiego mogło sprowadzić trzech mędrców do stajenki w Betlejem. Jedna z nich zakłada, że Gwiazda Betlejemska była tak naprawdę koniunkcją Jowisza i Wenus.

 

Warto pamiętać, że przez ostatnie lata proponowano rozmaite dziwaczne wytłumaczenia fenomenu "Gwiazdy Betlejemskiej" włącznie z tak absurdalnymi teoriami jak podróżujący piorun kulisty. Adwentyści Dnia Siódmego twierdzili nawet, że rzekoma gwiazda to tak naprawdę grupa aniołów, która wskazywała miejsce urodzenia "Zbawiciela". Bardzo możliwe, że w dzisiejszych czasach obserwacja tego typu zostałaby sklasyfikowana, jako UFO.

 

Pojawiło się też wiele naukowych teorii zakładających, że mogła to być supernowa w gwiazdozbiorze Koziorożca, przypadkowa kometa lub niesamowite ułożenie planet w czasie którego Słońce, Jowisz, Księżyc i Saturn były położone przed gwiazdozbiorem Barana, który w tamtym okresie był idealnie widoczny w trakcie równonocy wiosennej. 

 

Kwestie tego czy to rzeczywiście Jowisz i Wenus poprowadziły trzech mędrców w kierunku stajenki w Betlejem możemy chyba pozostawić historykom i astronomom. Oczywiście o ile zakładamy, że rzeczywiście chodzi o zjawisko astronomiczne a nie coś bardziej niezwykłego.

 

 


Potężne gwiezdne rozbłyski mogą nie zakłócać życia na egzoplanetach, a wręcz ułatwiają jego wykrycie

Według nowych badań, choć gwałtowne i nieprzewidywalne, gwiezdne rozbłyski niekoniecznie kolidują z formowaniem się życia. Rozbłyski gwiazd emitowane przez gwiazdy to nagłe emisje naładowanych cząstek, które podróżują przez przestrzeń. Na Ziemi rozbłyski słoneczne czasami uszkadzają satelity i zakłócają komunikację radiową.  Bywa jednak tak, że rozbłysk jest tak potęzny, że może nawet zdziesiątkować żywe organizmy. 

 

Potężne rozbłyski gwiezdne są również zdolne do niszczenia gazów atmosferycznych, takich jak ozon. Bez ozonu szkodliwe poziomy promieniowania ultrafioletowego mogą przenikać do atmosfery planety, zmniejszając w ten sposób szanse na schronienie się jakiegoś życia na powierzchni.

 

Łącząc chemię atmosferyczną i modelowanie klimatu 3D z danymi z obserwowanych rozbłysków w odległych gwiazdach, zespół kierowany przez Northwestern University odkrył, że rozbłyski gwiazd mogą odgrywać ważną rolę w długoterminowej ewolucji atmosfery planety i jej zdolności do zamieszkania.

 

Porównano skład chemiczny atmosfery planet doświadczających częstych rozbłysków z planetami bez rozbłysków. Długoterminowy skład chemiczny atmosfery okazał się bardzo różny. Ciągłe rozbłyski w rzeczywistości wprowadzają skład atmosfery takiej planety w nowy stan równowagi chemicznej.

 

To prowadzi do konkluzji, że gwiezdne rozbłyski nie zakłócają życia, tak jak przypuszczano. W niektórych przypadkach wybuchy gwiazdy nie niszczą całego ozonu atmosferycznego dlatego życie na powierzchni wciąż ma szansę przetrwać. Wszystkie gwiazdy, w tym nasze Słońce, okresowo doświadczają erupcji uwalniając zmagazynowaną energię. Na szczęście dla ziemskich organizmów żywych rozbłyski słoneczne mają zwykle minimalny wpływ na planetę.

 

Niestety, większość egzoplanet potencjalnie nadających się do zamieszkania ma mniej szczęścia. Aby planety były zdolne do życia, muszą znajdować się wystarczająco blisko gwiazdy, aby woda nie zamarzła, ale nie na tyle blisko, aby mogła wyparować. Badano planety krążące w strefach nadających się do zamieszkania w okolicach karłów klasy M i K - najbardziej często występujących gwiazd we Wszechświecie. Nadające się do zamieszkania strefy wokół tych gwiazd są węższe, ponieważ gwiazdy te są mniejsze i słabsze niż gwiazdy takie jak Słońce. Z drugiej strony uważa się, że karły M i K emitują częstsze rozbłyski niż Słońce, a ich planety są zsynchronizowane z pływami gwiazdy i prawdopodobnie nie mają pól magnetycznych, które pomagałyby odchylać wiatr gwiezdny jak to ma miejsce w przypadku Ziemi.

 

Długoterminowe badania układów gwiezdnych karłowatych typu M wskazują, że wybuchy zachodzą tam co kilka godzin lub dni. Chociaż te krótkie ramy czasowe są trudne do modelowania, uwzględnienie efektów rozbłysków jest ważne, aby stworzyć pełniejszy obraz atmosfer egzoplanet. Naukowcy osiągnęli to, włączając dane dotyczące rozbłysków z badania TESS przeprowadzonego przez NASA, rozpoczętego w 2018 roku, do swoich modeli.

 

Jeśli na egzoplanetach karłowatych klasy M i K występuje życie, to wcześniejsze badania sugerują, że rozbłyski gwiazd mogą ułatwić jego wykrycie. Na przykład gwiezdne rozbłyski mogą zwiększyć ilość gazów wskazujących na życie (takich jak dwutlenek azotu, podtlenek azotu i kwas azotowy) z poziomu subtelnego do wykrywalnego. Zjawiska pogody kosmicznej są zwykle postrzegane jako uszkodzenie siedlisk jednak te badania pozwalają oszacować, że niektóre aspekty pogody kosmicznej mogą faktycznie pomóc nam w wykryciu oznak obecności ważnych gazów, które mogą wskazywać na istnienie procesów biologicznych.

 

W analizach tego zagasnienia wzięli udział naukowcy posiadający szeroką wiedzę i doświadczenie, w tym klimatolodzy, naukowcy zajmujący się egzoplanetami i astronomowie. Wyniki badania zostało opublikowane 21 grudnia w czasopiśmie Nature Astronomy. 

 

 

 

 


Nowe gatunki grzybów zmieniają muchy w zombie

Dwa nowoodkryte gatunki grzybów przejawiają mechanizm rozsiewania, który przywodzi na myśl filmy o zombie. Gatunki Strongwellsea tigrinae oraz Strongwellsea acerosa zarażają muchy z rodziny Coenosia, następnie wytwarzają w odwłoku swojego żywiciela otwory oraz produkują w nich pomarańczowe kępy zarodników, które następnie są rozsiewane  przez  owada.

 

Mimo strasznego zniszczenia, jakie dokonuje się w organizmach zarażonych much, żyją one wiele dni, latając i zarażając nowe. Przez cały ten czas, grzyb pożera muchę od środka, aż do momentu jej śmierci. Nie przeszkadza ona zresztą w rozprzestrzenianiu się grzyba nawet po śmierci gospodarza. Kiedy uschnięte zwłoki muchy rozpadną się, rozsiewają kolejne zarodniki, które potrafią przetrwać zimę i rozpocząć zarażanie na wiosnę.

Zarażone muchy zostały odkryte przez duńskich naukowców we wrześniu 2020 roku w miastach Jægerspris i Amager. Osobniki znaleziono zarówno w wiejskich rejonach jako i osiedlach mieszkalnych. Jørgen Eilenberg, biolog z Uniwersytetu Kopenhaskiego, który przewodził badaniom nad grzybami stwierdził ,że:

„Mapowanie nowej, nieznanej bioróżnorodności jest bardzo ważne. Jest to nowa wiedza, która może posłużyć jako podstawa dla eksperymentalnych badań nad drogami infekcji oraz wpływu bioaktywnych substancji”

Eilenberg oraz pozostali badacze podejrzewają, że grzyb produkuje substancję, która wzmacnia organizm much i pozwala im funkcjonować mimo daleko idących zniszczeń. Bazując na innych grzybach, które atakują owady, najprawdopodobniej jest to amfetamino-podobna substancja. Możliwe jest też, że grzyby tworzą substancje antybakteryjne, by utrzymać gospodarza jak najdłużej przy życiu. Badacze planują kontynuować badania nad tymi gatunkami grzybów i maja nadzieję, że ich wyniki mogą zostać potencjalnie wykorzystane w medycynie.

 


W kawałku bursztynu znaleziono kwiat sprzed 100 milionów lat

Naukowcy z University of Oregon w USA zidentyfikowali rodzaj i gatunek nowego kwiatu, który przetrwał do dziś z okresu kredy dzięki „utrwaleniu” w kawałku bursztynu birmańskiego. Odkrycie to poddaje w wątpliwość moment upadku starożytnego superkontynentu Gondwana.

 

Według George'a Poinara, emerytowanego profesora Uniwersytetu w Oregonie i eksperta w badaniach flory i fauny zastygłej w bursztynie, kwiat ten był częścią lasu, który istniał 100 milionów lat temu. Kwiatek jest malutki. Ma tylko około 2 mm średnicy i około 50 pręcików ułożonych spiralnie, a pylniki pręcików zwrócone są w kierunku słońca.

„Pomimo niewielkich rozmiarów, szczegóły kwiatów są wyjątkowo dobrze zachowane” - komentuje Poinar. „Prawdopodobnie należał do grupy roślin o podobnych kwiatach”.

Miska kwiatowa jest jajowata, a jej zewnętrzna warstwa składa się z sześciu części. Pylniki są dwukomorowe. Poinar i jego koledzy nazwali nowy gatunek Valviloculus pleristaminis.

 

Roślina „zastygła” w bursztynie na starożytnym superkontynencie Gondwana i „pokonała” na płycie kontynentalnej około 6,5 tys. km od Australii do Azji Południowo - Wschodniej. Geolodzy wciąż spierają się o to, kiedy dokładnie ta część Gondwany, zwana zachodnią Birmą, oderwała się od superkontynentu. Niektórzy uważają, że stało się to 200 milionów lat temu, inni skłaniają się ku liczbie 500 milionów lat.

 

W bursztynie birmańskim stwierdzono dużą liczbę kwiatów okrytozalążkowych, czyli roślin naczyniowych z łodygami, korzeniami i liśćmi. Okazuje się, że okrytozalążkowe pojawiły się w procesie ewolucji dopiero około 100 milionów lat temu, a blok zachodnio  - birmański nie mógł oddzielić się od Gondwany wcześniej niż w tym czasie. To znacznie później niż wszystkie wersje proponowane przez geologów.

 


W Turcji odkryto ogromne złoża złota

Agencja Państwowa Anatolii podała, że Turcja odkryła ogromne złoże złota zawierające około 3,5 miliona uncji (99 ton) metalu szlachetnego o wartości około 6 miliardów dolarów.

 

Wielki otwarcie w pobliżu zachodniego miasta Shogut zapowiedział Fahrettin Poyraz, który kieruje Tureckim Stowarzyszeniem Kredytów Rolniczych i firmą nawozową Gubretas.

 

Podkreślił, że „pierwsze złoto zostanie wydobyte w ciągu dwóch lat, a to pomoże wzmocnić turecką gospodarkę”. Ciekawym szczegółem jest to, że Shogut jest dokładnie miejscem, z którego Osmanie w zachodniej Azji Mniejszej rozpoczęli podbój na początku XIV wieku.

 

Jest to pierwsza stolica osmańskiego emiratu (Baylik). Po upublicznieniu komunikatu, akcje Gubretas wzrosły o prawie 10% na giełdzie w Stambule. Minister ds. energii i zasobów naturalnych Fatih Donmez powiedział we wrześniu, że Turcja pobiła zeszłoroczny rekord z 38 tonami złota.

 

„Naszym celem na najbliższe pięć lat jest osiągnięcie rocznej produkcji stu ton złota” - powiedział Donmez.

 


Naukowcy badają właściwości lecznicze zwykłej wody

Naukowcy odkryli, że zwykła woda pitna hamuje działanie hormonu powodującego otyłość i cukrzycę. Zdaniem autorów nowej pracy naukowej, spożywanie wody może być skutecznym sposobem zapobiegania i leczenia zespołu metabolicznego. Wyniki badań zostały opublikowane w czasopiśmie JCI Insight.

Naukowcy z Anschutz Medical Campus z Uniwersytetu Kolorado w USA, wraz z kolegami z Japonii, Meksyku i Turcji w eksperymentach na myszach, odkryli, że fruktoza stymuluje uwalnianie wazopresyny, hormonu związanego z otyłością i cukrzycą, oraz że zwykła woda pomaga hamować tworzenie się tego hormonu.

 

Autorzy badania podali gryzoniom słodką wodę z fruktozą, która stymulowała produkcję wazopresyny. Hormon z kolei wyzwalał reakcje, w których woda była magazynowana w postaci tłuszczu. Doprowadziło to do odwodnienia zwierząt i otyłości.

 

Odkryto, że wazopresyna działa przez określony receptor V1b, którego istnienie znane jest już od jakiegoś czasu, ale tak naprawdę nikt nie wiedział do tej pory jaka jest jego funkcja. W toku badania ustalono, że myszy bez V1b były całkowicie chronione przed działaniem cukru. Gdy myszy piły niesłodzoną wodę, otyłość nie tylko została zatrzymana, ale także zmniejszona. Zwykła woda hamowała działanie receptora wazopresyny i zapobiegała odkładaniu się tłuszczu.

 

To niesamowite, że najlepszym sposobem na zablokowanie wazopresyny okazało się po prostu picie wody. Może to oznaczać, że ​​istnieje tani i łatwy sposób na poprawę życia wielu ludzi i wyleczenie zaburzeń metabolicznych. Wazopresyna stymuluje produkcję tłuszczu, prawdopodobnie jako mechanizm magazynowania wody metabolicznej. Należy zatem zwrócić uwagę na potencjalną rolę nawodnienia i zmniejszenia soli w leczeniu otyłości.

 

Wyniki te wyjaśniają, dlaczego poziomy wazopresyny u osób z otyłością i cukrzycą są podwyższone oraz dlaczego osoby z zespołem metabolicznym często wykazują oznaki odwodnienia. Wyjaśnia to również, dlaczego dieta o wysokiej zawartości soli prowadzi do chronicznego odwodnienia i może powodować otyłość i cukrzycę. Okazuje się, że ssaki pustynne mają również wysoki poziom wazopresyny, ponieważ nie mają łatwego dostępu do wody, a według naukowców, kiedy piją, hormon magazynuje wodę w postaci tłuszczu.

 

Okazuje się, że zwykłe zwiększenie spożycia wody może skutecznie zmniejszyć otyłość. Po raz pierwszy wykazano, że wazopresyna reaguje na cukier w diecie. Autorzy zalecają zwiększenie spożycia wody każdemu, kto ma objawy zespołu metabolicznego - wysokie ciśnienie krwi, wysoki poziom cukru we krwi i wysokie trójglicerydy - biorąc pod uwagę, że połączenie tych czynników dramatycznie zwiększa ryzyko chorób układu krążenia, udaru i cukrzycy typu 2.