Grudzień 2020

Jakie jest źródło obecnej paranoi?

„Paranoja prawdziwa jest jedyną chorobą psychiczną, którą można się zarazić. Psychiatrzy wyróżniają tzw. paranoję indukowaną, zwaną także z francuska obłędem udzielonym (folie à deux)” – pisze prof. Krzysztof Korzeniowski z Instytutu Psychologii Polskiej Akademii Nauk w artykule „Paranoja polityczna jako rys społeczno-politycznej mentalności Polaków” („Studia Ekonomiczne”, nr 4 (LXXV), 2012).

Dzieje się tak wtedy, gdy zespół przekonań paranoika zostaje niejako przez osmozę przejęty przez osoby z nim związane. Sprzyja temu bliskość emocjonalna między tymi osobami i ich izolacja od reszty otoczenia. Zdarza się, że całe rodziny lub grupy społeczne przejmują zbiór paranoicznych przekonań. Pomocne jest wtedy jedynie oddzielenie ich od osoby, która jest źródłem.

 

Niewątpliwie naturalna ostrożność, czy nieufność w nieznanych warunkach pozwala człowiekowi przeżyć. Jednakże w obliczu nasilonej wrogości otoczenia utrudniającej funkcjonowanie, narastające poczucie zagrożenia utraty zdrowia lub życia pogłębia podejrzliwość do granic obsesji. Długotrwałe po temu okoliczności stwarzali swoją polityką Adolf Hitler, Józef Stalin, Idi Amin, Pol Pot. Własne urojenia o zagrożeniu przypisywali innym, a jako despoci bez skrupułów, bezlitośnie likwidowali przejawy innych poglądów niż ich własne.

 

Rządy tyrana psychopaty oparte są na warunkach obozu karnego, gdzie wszelka opieszałość, niezdyscyplinowanie w czasie, formie, zbyt swobodne zachowanie skutkuje dotkliwą karą publicznie wymierzaną dla przykładnej subordynacji innych. Psychopatyczna osobowość dowódcy, przywódcy politycznego wspomaganego kręgiem lojalnych podwładnych łatwo udziela się społeczności obozowej, ugrupowania politycznego przenosząc skutki niżej w hierarchii na gremia zarządzanych.

 

Trzymanie dużych rzesz ludzkich w ryzach, innymi słowy, w bezwzględnym posłuszeństwie uzyskiwane jest za sprawą rozbudowanego systemu kar z jednocześnie drobiazgowym wachlarzem przepisów krępujących wszelką dowolność. Ustawicznie modyfikowana tymczasowość rozporządzeń, poleceń ma za zadanie gruntować poczucie niepewności, nieprzewidywalności psychopatycznej tyranii. Historycznie znane rozkazy selekcji „do łaźni – do roboty” w globalnym cyber obozie zostało zastąpione przez „kwarantanna – do szczepień”. Wskazani stanowią grupy z orzeczeniem kary o nieznanych warunkach ich przebiegu i finale. Pozostali znajdują się jeszcze w szarej strefie wykluczonych, co tylko oznacza odroczenie kary, ale nie egzekucję.

 

W stworzonej na polecenie polityczne strefie nieustannego zagrożenia, głosy zaniepokojenia zdrowiem psychicznym dzieci jak też dorosłych płynące anonimowo ze środowiska terapeutów opisują ludzi zdesperowanych, zaszczutych nienaturalnością zachowania się najbliższego otoczenia, bądź skazanych na izolację jak groźni przestępcy. Taki obraz stanu ludzkiej psychiki i skala zjawiska wymaga wyraźnie i z odwagą wskazania źródła. Ofiarom systemu można pomóc niwelując jego przyczynę jak w każdej dolegliwości. Sprowadzanie terapii do wysłuchania i pocieszenia pigułką, albo kozetką psychoanalizy wskazuje na bezradność, albo traktowanie ofiary jak klienta, którego potrzeba staje się źródłem żerowania specjalisty.

 

Byłoby właściwe w zaistniałej sytuacji wystąpienie środowiska terapeutów z dziedziny psychologii i psychiatrii z publicznym apelem o natychmiastowe zamrożenie działania rządu w połączonych sferach medycyny i gospodarki. Efektem upolitycznionego (globalistycznego) zarządzania gospodarką jest chora medycyna, obywatele i państwo. Zirytowani skutkami ludzie domagają się od pół roku „rząd pod sąd”, albo „winni na Madagaskar”. Odpowiedzialni za katastrofalne skutki restrykcji psychopaci żyjący kosztem ofiar muszą zderzyć się z obywatelskim nieposłuszeństwem. Ktokolwiek myśli, czy mówi o skuteczności jakiejś otwartej formy buntu, to niech sobie wyobrazi przykładowo strajk, marsz protestacyjny w Dachau, Ravensbrück. Panujący tam fizyczny terror kończył życie szaleńca natychmiast. Powoli adaptując się do zafundowanego terroru psychicznego cyber obozu, z ostrożności nie ryzykujemy konsekwencji. Z tego właśnie powodu najpierw świadomość stopnia kontroli społeczeństwa zdaje się elementarną wiedzą, by zacząć sobie radzić.

 

Zastanowiło niedawne przytoczenie przez jakiegoś urzędnika okoliczności w jakich policja będzie mogła podjąć interwencję w domu/mieszkaniu, gdzie naruszone zostały restrykcje świąteczne. Jedną z podstaw była informacja od „sąsiada”, inną inicjatywa własna służb. Reakcją społeczeństwa na takie dictum było wzmożenie wzajemnej podejrzliwości rujnujące relacje dobrosąsiedzkie. Tymczasem, wystarczy poczytać nieco na temat współczesnych systemów inwigilacji, by zrozumieć bluff z sąsiadem. Istniejący od lat superszpieg o nazwie „Echelon” (inną jego nazwą jest „Five Eyes”) obejmując cały świat analizuje wszelkie sms-y, maile, rozmowy, wypłaty z bankomatów, treści przeglądane w internecie, bilingi. Dziennie obejmuje to 3 miliardy komunikatów na dobę. Dodatkowo jeszcze wszechobecne kamerki. Znakomita większość ludzi bagatelizuje ten fakt uznając, że nie ma nic do ukrycia prowadząc uczciwy i zacny styl życia.

 

Dzięki zawartym w systemie słownikom komunikaty są automatycznie tłumaczone. Do obróbki służby wybierają sobie wiadome interesujące ich treści stanowiące nieodgadnioną tajemnicę dalszego wykorzystania. Dostęp do siedziby tak przydatnego i wydajnego urządzenia strzegą nie tylko groźne psy, ale też zasieki z drutu kolczastego, systemy rozpoznawania twarzy, odcisku palca. Z reguły, takie stacje nasłuchowe lokalizowane są na terenie bazy wojskowej.

 

Z opublikowanych przez E. Snowdena dokumentów wynika, że już w 2012 roku w Polsce dzienna liczba analizowanych przez system komunikatów liczyła 2-4 miliony. Natomiast nagłośniona propagandowo instalacja tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach miała tak zwane drugie dno. Chodziło o rozszerzenie zakresu nasłuchu na terytorium rosyjskie.

 

Znacznie wcześniejszym, ale zupełnie niewidocznym dla obywateli był system śledzenia na podstawie zużycia, lub spadku poboru wody i prądu nazwany PROMIS. Takie i inne szczegóły omawia książka „Ile oni o tobie wiedzą. Szpiedzy i podsłuchy w Polsce” Brunona Kowalskiego. Dla notorycznych niedowiarków uważających, że wyłączenie lokalizacji w telefonie zapewnia prywatność, wystarczy przekonać się wędrując po mieście z wyłączonym telefonem. Po powrocie do domu i tak zobaczymy komunikat ukazujący naszą marszrutę, podsumowanie naszej aktywności za jakiś okres. To sygnał „przed nami nie ukryjesz się” odbierający komfort prywatności.

 

Wniosek końcowy jest taki, że to dysponujący pełną informacją o obywatelach mogą podjąć dogodne dla siebie działanie. Przypisując sygnał o złamaniu prawa, przemocy, zakazów narzuconych przez pandemię anonimowemu donosicielowi, albo sąsiadowi troskliwie interweniują. Pomyśl dwa razy dłużej nim przypiszesz sąsiadowi złą wolę i donosicielstwo. Oni chcą byśmy czuli do siebie wzajemną wrogość, zwłaszcza, że pracujące w Polsce służby za nic mają interes jej rdzennych obywateli.

 

Opracowanie: Jola
Na podstawie: TygodnikPrzeglad.pl
 

 


Laureat Nagrody Nobla tworzy na bazie grafenu powłokę koronawirusa

Laureat Nagrody Nobla Konstantin Novoselov i jego koledzy z Schaffhausen Institute of Technology (SIT) w Szwajcarii stworzyli powłokę na bazie grafenu, która inaktywuje 90% cząstek nowego typu koronawirusa, wirusa grypy i innych patogenów.

O nowej technologii filtracji poinformowano o tym na internetowej konferencji prasowej, która odbyła się w siedzibie SIT.

„Obecnie pracujemy nad stworzeniem nowych funkcjonalnych materiałów, które mogą reagować na zmiany w środowisku zewnętrznym i zmieniać ich strukturę. Próbowaliśmy wykorzystać je do walki z koronawirusem, tworząc powłokę opartą na dwuwymiarowych materiałach i polielektrolitach, które mogą niszczyć wirusy” – powiedział Novoselov.

Materiały te to specjalna forma grafenu - dwuwymiarowy rodzaj węgla. Mogą reagować na zbliżanie się cząstek koronawirusa lub innych patogenów i zmieniać ich strukturę, w wyniku czego płaszcz białkowy patogenu zaczyna się rozpadać.

„To jest przykład tego, jak interakcja między nauką a biznesem pomaga przyspieszyć postęp rozwoju od laboratorium do ich powszechnego praktycznego zastosowania. Bez uwagi, którą zaczęto zwracać na naukę w związku z koronawirusem, byłoby to prawie niemożliwe ”- powiedział Novoselov.

Wydajność tej powłoki została przetestowana przez Novoselova i jego współpracowników z SIT, monitorując jej interakcję z roztworami zawierającymi cząsteczki SARS-CoV-2 i różne szczepy grypy. Eksperymenty wykazały, że około 90% cząstek patogenów zostało zniszczonych. Dzięki temu podobną postać grafenu można wykorzystać do zwalczania rozprzestrzeniania się infekcji.


 


Ruszyła sprzedaż prawdziwego mięsa z kurczaka, wyhodowanego w bioreaktorze

Just Eat, duński startup zajmujący się hodowlą sztucznego mięsa w laboratoriach, zawarł pierwszą umowę na dostawę kurczaka do singapurskiej Restauracji 1880. Futurism pisze, że pojawienie się sztucznego mięsa w menu restauracji to pierwszy raz nie tylko w Azji Południowo - Wschodniej, ale na całym świecie.

Ważne jest, aby zwrócić uwagi, że chodzi o produkty z komórek prawdziwych zwierząt, a nie o bardziej powszechną alternatywę opartą na roślinach.

„To wydarzenie przybliża nas do świata, w którym jedzenie mięsa nie wymaga wylesiania, zmiany siedlisk zwierząt, czy stosowania nawet kropli antybiotyków” - powiedział Josh Tetrick, dyrektor generalny Eat Just, podczas ceremonii otwarcia menu restauracji.

W przeciwieństwie do mięs pochodzenia roślinnego, takich jak burgery wegetariańskie czy produkty Beyond Meat, Eat Just Chicken Bites składa się z tych samych błonników, co prawdziwe. Startup hoduje mięso w postaci komórek wewnątrz bioreaktorów, w których te komórki rosną razem z innymi składnikami roślinnymi. Sam producent podkreśla, że zbiór komórek do produkcji mięsa Eat Just odbywa się bez uboju.

Przedstawiciele startupu i restauracji zapowiedzieli, że mięso Eat Just będzie serwowane w trzech odmianach, z których jedna jest już znana, tj. grubo panierowane nuggetsy z kurczaka. Każde danie restauracyjne będzie oparte na jednej z trzech kultur kulinarnych, tj. chińskiej, brazylijskiej i amerykańskiej. Najpierw mięso pojawi się wyłącznie w Restauracji 1880, po czym Eat Just rozpocznie stopniową ekspansję do 5, 10, 15 lokali i za kilka lat przejdzie do sprzedaży detalicznej.

 

Pojawienie się sztucznego mięsa Eat Just w Singapurze wynika z niedawnej ustawy rządowej zatwierdzonej na początku tego miesiąca. Nowe rozporządzenie zobowiązuje firmy i start-upy zajmujące się uprawą alternatywnych rodzajów żywności do przejścia szeregu testów i uzyskania certyfikatu na sprzedaż „czystego mięsa”. Te ostatnie muszą być uprawiane bez uboju i muszą być zgodne z singapurskimi przepisami zdrowotnymi. W tej chwili Eat Just jest jedyną firmą, która pomyślnie przeszła certyfikację.

 


Nie będzie godziny milicyjnej na Sylwestra bo była bezprawna, ale będzie zakaz przemieszczania. Czy politycy mają nas za durniów?

Minister Michał Dworczyk obwieścił dzisiaj, że nie będzie narodowej godziny policyjnej 31 grudnia, ale zapowiedział, że będzie za to narodowy zakaz przemieszczania się. Nie wiadomo jednak jak będzie to interpretować policja i de facto może to oznaczać jedynie zmianę nazewnictwa.

Zapowiedziana jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia Narodowa Kwarantanna rozpoczęła się dzisiaj. Weszła ona przy nieco ponad 3500 pozytywnych testów na koronawirusa. Gdyby zapowiedzi rządu traktować poważnie powinniśmy znaleźć się w żółtej strefie. Tymczasem rozpoczynamy de facto nowy lockdown. Tym razem rząd zostawił w spokoju fryzjerów, ale skupił się na niszczeniu gastronomii, hotelarstwa i turystyki. Zakazano na przykład jazdy na nartach, zamykając stoki!

 

Kulminacją aktualnych obostrzeń, które potrwają do 17 stycznia, miał być Sylwester 31 grudnia. Zapowiadano bezwzględny zakaz poruszania się i mobilizowano policję, aby pilnowania przestrzegania rządowego rozporządzenia. Jednak po licznej krytyce prawników wytykających bezprawność godziny policyjnej, rząd się ugiął i postanowił nazwać tą restrykcje inaczej, aby ponownie nie łamać bezczelnie konstytucji.

 

Premier Mateusz Morawiecki w przypływie bezczelności powiedział, że co prawda godzina policyjna w Sylwestra jest nielegalna, ale nie ma już czasu na jej zalegalizowanie więc to nielegalne prawo pozostaje jako obowiązujące. Teraz okazuje się, ze władza postanowiła ratować sytuację za pomocą semantyki, czyli nazywać pewne stany inaczej obstając przy tym, że nie są tym czym są w rzeczywistości.

 

Gdy ministra Dworczyka zapytano czy policjanci nie będą w ostani dzień roku ścigać obywateli nie odpowiedział w sposób jednoznaczny sugerując, że ewentualna interwencja będzie zależała od oceny sytuacji przez danego funkcjonariusza. 

 

 


Według naukowców mieszkańcy kamienic zarażają się koronawirusem poprzez wentylację

Udowodniono, że wirusy grypowe i koronawirusy są w stanie „wędrować” po systemach wentylacyjnych w ramach kamienic i blokowisk. Zasada działania tego mechanizmu została opisana w artykule naukowym, którego autorzy przeanalizowali przykłady zakażeń z Korei Południowej.

Badacze dowiedzieli się, że w Seulu ludzie mieszkający na różnych piętrach budynku mieszkalnego i nie mający ze sobą kontaktu zostali w jakiś sposób zarażeni. Najpierw wirusa wykryto u kobiety z szóstego piętra, następnie mąż i córka Koreanki zachorowali w tej samej rodzinie. Potem zachorowało dziecko z piątego piętra.

 

Diagnoza chłopca została potwierdzona, gdy był hospitalizowany z powodu choroby urologicznej, a jego matka również została zarażona COVID-19. Kiedy wirus został znaleziony u kobiety z czwartego piętra i u lokatorów z pięter 10-11, badacze zajęli się badaniem tego przypadku. Po sprawdzeniu wszystkich 437 mieszkańców budynku i porównaniu z faktem, że mieszkania zakażonych koronawirusem znajdowały się w tej samej linii, stwierdzili, że infekcja przenoszona była przez otwór wentylacyjny w łazience.

 

Już wcześniej udowodniono, że wirus wywołujący COVID-19 jest przenoszony nie tylko przez unoszące się w powietrzu kropelki, ale także przez kanalizację, która może być źródłem infekcji. Do tego pojawiają się sugestie, że wirusa może przenosić smog oraz pyłki drzew, krzewów i traw.

 

W Korei Południowej zakażenie koronawirusem przez cały czas trwania pandemii stwierdzono u 54 tys. osób, z czego 773 zmarło. W tym samym czasie w ciągu ostatniego dnia, od 24 do 25 grudnia, odnotowano rekordową liczbę rozpoznań zakażeń - 1241. 

 

 


Nowy amerykański satelita szpiegowski będzie widział przez ściany

Nowy satelita amerykański Capella Space potrafi wykonywać zdjęcia wysokiej rozdzielczości w dowolnym miejscu świata, nawet przez ściany budynków – informuje portal „Futurism”.

 

To, co sprawia, że ​​satelita Capella-2 jest niesamowity, to wbudowany czujnik, zwany radarem z syntetyczną aperturą (SAR), który może wykonywać zdjęcia w nocy i w dzień, w deszczu i w słońcu. Technologia SAR „działa podobnie do nawigacji delfinów i nietoperzy przy użyciu echolokacji”.

„Satelita wysyła w stronę celu na ziemi potężny sygnał radiowy 9,65 GHz, który po odbiciu się jest na orbicie odbierany i interpretowany. Ponieważ satelita wysyła własny sygnał, a nie tylko przechwytuje światło, czasami sygnały te mogą przeniknąć nawet przez ścianę budynku, spoglądając do jego wnętrza niczym rentgenowski wzrok Supermana” – twierdzi dyrektor generalny Capella Space, Payam Banazadeh, były inżynier systemowy w NASA Jet Propulsion Laboratory i dodał, że większość satelitów obserwacyjnych nie potrafi widzieć obiektów lądowych przez chmury lub w nocy.

Satelita Capella 2 może robić wyraźne zdjęcia w dzień i w nocy, w deszczu lub w słońcu. „Okazuje się, że połowa świata jest w spowita nocnym mrokiem, a średnio połowa reszty świata jest zachmurzona” – powiedział Banazade. „Kiedy połączysz to razem, około 75 procent Ziemi w tej chwili jest zachmurzona”.

W tym tygodniu Capella Space uruchomiła platformę umożliwiającą składanie zleceń na zdjęcia agencjom rządowym i organizacjom prywatnym.

 

 

Na podstawie: Futurism.com
Źródło oryginalne: ZeroHedge.com
Tłumaczenie i źródło polskie: WolneMedia.net


Na całym świecie trwa nagły wzrost aktywności wulkanicznej

Rok 2020 obfitował w liczne kataklizmy. Ostatnio nasilają się liczne erupcje największych wulkanów na świecie. Duże wzmożenie tego zjawiska nastąpiło szczególnie w ostatnich tygodniach roku.

Na przykład 22 grudnia nastąpiła erupcja europejskiego wulkanu Etna znajdującego się na Sycylii we Włoszech. Liczący ponad 3 kilometry gigant wyrzucił z siebie fontannę lawy, która rozświetliła nocne sycylijskie niebo, aby po chwili zakryć je pyłem wulkanicznym.

Tego samego dnia eksplodował wulkan Szywiełucz w Rosji. Około południa, lokalnego czasu, wyniósł on pył wulkaniczny na wysokość prawie 5 kilometrów. Druga erupcja nastąpiła wieczorem, tego samego dnia. Tym razem, chmura pyłu uniosła się na wysokość 8,5 km.



Kolejna erupcja tego samego dnia miała miejsce w Japonii. Był to wulkan Suwanosejima. Jest to jeden z najbardziej aktywnych wulkanów na świecie, do erupcji dochodzi niemal cały czas (do 89 razy na dobę). Gęste chmury pyłu wulkanicznego zostały wyrzucony na wysokość około kilometra, a kawałki lawy spadły nawet 800 m z dala od krateru.
 


:Pod koniec grudnia doszło też do erupcji wulkanu Kilauea, który znajduje się na Hawajach. Wystąpiła ona po długim okresie aktywności sejsmicznej, która - jak się okazało- zapowiadała trwającą nadal fazę aktywności wulkanicznej.

Wzmagającą się aktywność sejsmiczną zauważono również pod wulkanem Hudsona w Chile. Ostatnia jego erupcja miała miejsce w 2011 roku, jednak niedawno stanowi żółty stan zagrożenia erupcją. Podobna sytuacja jest z wulkanem Ruapheu w Nowej Zelandii.

 

Aktywność sejsmiczna oraz wulkaniczna wzrasta na całym świecie, a wulkany zachowują się niemal jak fajerwerki w Sylwestra. Bardzo możliwe, że ten nagły wzrost ilości erupcji wulkanów ma jakiś związek z aktualnym układem planet. Od dawna wiadomo, że Jowisz swą silną grawitacją, przy określonych położeniach w przestrzeni oddziałuje na pływy plazmy na Słońcu. W związku z tym można założyć, że ostatnia koniunkcja Jowisza i Saturna mogła dać impuls do zdarzeń sejsmicznych i wulkanicznych na Ziemi.

 

 

 

 


Silne trzęsienie ziemi 6,7 stopni uderzyło w Chile

Silne trzęsienie ziemi o magnitudzie wstrząsu około 6,8 stopni w skali Richtera, uderzyło u wybrzeży regionu Los Lagos w Chile. Zjawisko miało miejsce o 21:39 czasu uniwersalnego 27 grudnia 2020 roku. Było to bardzo płytkie trzęsienie bo znajdowało się na głębokości 10 km pod dnem morskim.

 

Trzęsienie ziemi o sile 6,8 uderzyło w niedzielę u wybrzeży południowo-środkowego Chile. Na szczęście bardzo szybko dla chilijskich naukowców stało się jasne, że zjawisko nie spowodowało ryzyka wystąpienia tsunami.

 

Epicentrum znajdowało się 140 km na południowy zachód od miejscowości Corral zamieszkałej przez 3500 osób, oraz 152 km na południowy zachód od Valdivia o populacja 133 mieszkańców i 154 km na południowy zachód od Las Animas zamieszkałego przez 30 tysięcy ludzi

W promieniu 100 km od epicentrum mieszka zaledwie 4000 osób zatem zjawisko nie wywołało wpływu na życie dużej ilości osób. Mimo to wstrząs był odczuwalny na dużym obszarze i gdzieniegdzie doszło do uszkodzeń infrastruktury. Nie ma na szczęście doniesień o rannych ani zaginionych na skutek trzęsienia.

 

 

 


Po upadku meteoru w Chinach zaobserwowano dziwną czerwoną kulistą poświatę

Kilka dni temu nad Chinami obserwowano spektakularne jasne ciało niebieskie, które weszło w ziemską atmosferę. Szczątków tego dziwnego obiektu nie odnaleziono. Chińscy naukowcy twierdzą, że był to meteor o wadze 10 ton i średnicy metra. Mimo, że miejsce upadku było znane, nigdy oficjalnie nie znaleziono meteorytów. Na niebie zaobserwowano za to dziwną anomalię. 

Meteor, o którym mowa, 23 grudnia wszedł w gęste warstwy ziemskiej atmosfery po dość łagodnej trajektorii. Sugeruje to, że obiekt wszedł w atmosferę ziemską w sposób kontrolowany, a nie spadł.

 

Na nagraniu wideo wykonanym przez naocznych świadków wyraźnie widać, że po przejściu przez gęste warstwy atmosfery, którym towarzyszą odblaski i spalanie, obiekt nie zapadł się, nie wybuchł, ale leciał dalej po łagodnej trajektorii ze stałym spadkiem. Może to oznaczać, że mieliśmy do czynienia z deorbitacją jakiegoś statku kosmicznego. Sądząc po miejscu lądowania, którym był poligon jądrowy, obiekt mógł należeć do chińskiej armii.

 

Kula ognia pojawiła się nad głowami mieszkańców prowincji Nangqian i Yusu a szczątki spadły najprawdopodobniej w rejonie miasta Yushu, w którym mieszka ponad 400 tys. osób.  Ale lokalni mieszkańcy nie zgłosili eksplozji, upadku ani innych anomalii, które notowano by, gdyby był to meteor.

 

Tego samego dnia, po upadku tego obiektu, zaobserwowano dziwną niezidentyfikowaną czerwonawą chmurę, które pojawiło się na niebie i zostało zarejestrowana przez kierowców jadących autostradą Delingha w prowincji Qinghai. Ogromna różowa kula pozostawała widoczna przez około 40 minut. Naoczni świadkowie sfilmowali wideo tej „różowej kuli” i można założyć, że ta niezwykła różowa poświata ma jakiś związek z tym upadkiem ciała niebieskiego.

 

 


Druga fala biblijnych plag szarańczy uderza w Półwysep Somalijski i Jemen

Roje szarańczy kształtują się na terenach Półwyspu Somalijskiego. Zagrażają one rolnictwu oraz zapasom żywności dla milionów ludzi.  Roje przemieszczają się przez Etiopię czy Somalię, siejąc spustoszenie w uprawach i wywołują u mieszkańców strach przed klęską głodu.

To już druga, tak wielka inwazja szarańczy we Wschodniej Afryce. Pierwsza była największym tego typu wydarzeniem od 70 lat. Niszczące stada owadów mogą dotrzeć nawet do Erytei, Arabii Saudyjskej czy Jemenu.

 

Obecna plaga może być równie wyniszczająca, jak poprzednia. To wszystko za sprawą rozległych terenów lęgowych szarańczy, które zajmują aż 350 tysięcy km2, czyli więcej niż Polska. Nawet pomimo lepszego niż wcześniej przygotowania na szarańczę, wiele osób może mieć poważne problemy w związku z wizytą żarłocznych owadów.

Tak duża liczba szarańczy jest spowodowana przez kilka czynników. Jednym z nich jest ich nadmierne rozmnażanie owadów. Stało się tak za sprawą huraganu Gati – najsilniejszego w historii regionu. Przez niego, na tereny Półwyspu Somalijskiego, przez dwa dni spadło tyle deszczu, ile normalnie spada w ciągu dwóch lat. Wilgoć oraz ciepło to warunki sprzyjające rozrostowi populacji szarańczy.

 

Szacuje się, iż ponad 35 milionów mieszkańców może utracić zapasy żywności. Bez pomocy międzynarodowej ludzi mogą przez to wkrótce umierać z głodu.

 


 


Japończykom udało się przesłać dane światłowodem z rekordową prędkością 1 Pbit/s

Zapotrzebowanie na infrastrukturę sieciową o dużej przepustowości stale rośnie, podobnie jak ilość danych konsumowanych, generowanych przez ludzkość. Technologie nie stoją w miejscu, a programiści rozwijają dotychczasowe osiągnięcia i tworzą coś nowego. Japońscy naukowcy z Instytutu Badań Systemów Sieciowych Narodowego Instytutu Technologii Informacyjno - Komunikacyjnych (NICT) w Japonii byli w stanie przesyłać dane jednym światłowodem wielomodowym z prędkością 1 Pbit / s.

Długość linii wynosiła 23 km, a do eksperymentu twórcy wykorzystali piętnastomodowy światłowód z multiplekserami do multipleksowania przebiegów. Multipleksery są nowego typu, a ich działanie opiera się na wielopłaszczyznowym procesie konwersji światła, tzn. 15 sygnałów wejściowych jest wielokrotnie odbijanych od płytki fazowej.

 

Jest to konieczne, aby dopasować tryby transmisji odpowiedniego włókna. Wspomniany światłowód pochodzi z firmy Prysmian, a multipleksery z Bell Labs. Na potrzeby eksperymentu Japończycy stworzyli szerokopasmowy nadajnik - odbiornik, który może przetwarzać jednocześnie kilkaset kanałów WDM, zapewniając niezmiennie wysoką jakość sygnału.

 

W konwencjonalnym światłowodzie wielomodowym, wraz ze wzrostem liczby modów, opóźnienie modalne zaczyna rosnąć z powodu dużego obciążenia przetwarzania. Tworząc nowe włókno, naukowcy zminimalizowali ten problem. Podczas eksperymentu udało się zademonstrować transmisję 382 kanałów z modulacją 64-QAM.

 

Generalnie do produkcji światłowodów wykorzystano istniejące technologie tworzenia światłowodów wielomodowych. System został również zoptymalizowany do pracy szerokopasmowej. Osiągnięty wynik 1 Pbit / s przewyższył poprzednie rekordy 2,5-krotnie.

 

Oczywiście rekord ustanowiony w warunkach laboratoryjnych to nie wszystko. Teraz naukowcy mają dużo do zrobienia, aby skomercjalizować technologię. Rozpoczęcie masowej produkcji wymaga, że nowa technologia musi być niedroga i łatwo skalowalna.

 

Nawiasem mówiąc, w zeszłym roku NICT osiągnął już prędkość przesyłu danych 1 Pbit / s, ale potem udało się to osiągnąć dzięki całemu klasterowi światłowodowemu, którego podstawą są 22 włókna oraz kontroler sygnału MEMS z systemem multipleksowania dla połączeń trójrdzeniowych i siedmiordzeniowych.

 

Każdy z rdzeni w poprzednim eksperymencie zapewniał przepustowość 245 Gb / s. Razem dało to 1 Pbit / s. Podczas zeszłorocznego eksperymentu użyto jednocześnie 202 różnych długości fal. Wszystko to jest interesujące, ale fajnie byłoby, aby technologia znalazła praktyczne zastosowanie w najbliższej przyszłości, a nie pozostała abstrakcyjnym wynikiem laboratoryjnym.

 


Odkrycie w czeskim klasztorze. To prawdopodobnie gwóźdź z Ukrzyżowania Jezusa Chrystusa.

Najnowsze odkrycie czeskich archeologów, którym jest gwóźdź rodzi wiele pytań. Czy jest to faktycznie prawdziwa relikwia z Ukrzyżowania, czy jednak kolejny fałszywy gwóźdź, jakich wiele?

 

Znalezisko było ukryte w tajnym przejściu za murem jednej ze ścian klasztoru w czeskim Milevsku, mieście na południu kraju. Klasztor ten został założony w 1187 roku. Gwóźdź znajdował się w małym, drewnianym relikwiarzu, zdobionym złotem oraz srebrem, z inskrypcją IR (Iesus Rex) na wieku. Został on ukryty w klasztorze, aby ochronić go przed Husytami, którzy najprawdopodobniej zniszczyliby relikwię. Część drewna, z którego jest zrobiony, datuje się na pochodzenie z lat pomiędzy 1290, a 1394 rokiem. Jednakże inna jego część pochodzi z lat pomiędzy 260, a 416 rokiem.

 

W środku znajdował się wyszczerbiony gwóźdź o długości 6 cm, który spoczywał na krzyżu zrobionym z 21-karatowego złota. Sposób schowania relikwii, wiek drewna, z którego został zrobiony relikwiarz, jak i również sama inskrypcja z wieka, prowadzi naukowców do konkluzji, iż bardzo prawdopodobne jest to, że jest to „prawdziwa” część krzyża Jezusa. Zniszczenie archiwów przez Husytów uniemożliwiało znalezienie jakiejkolwiek wzmianki o relikwii ukrytej w czeskim klasztorze.

Jednakże, bez jakichkolwiek archiwalnych zapisów, wyżej wymienione argumenty, nie są żadnym dowodem, iż jest jeden ze Świętych Gwoździ – tych, którymi Jezus Chrystus został przybity do krzyża. Szacuje się, że użyto od 3 do 4 gwoździ podczas ukrzyżowania. Jednak miejsc, które twierdzą, że posiadają prawdziwą relikwię, jest znacznie więcej. Teraz do tej listy dołączył klasztor w Milevsku.

 

Dopóki znalezisko nie zostanie dokładnie zbadane przez ekspertów. Badania te wymagają jednak zniszczenia części przedmiotu, z tego powodu jest duża niechęć do ich przeprowadzenia. Na razie gwóźdź wróci do miejsca, gdzie go znaleziono.

 

 


Pęknięta góra w Alpach może się w każdej chwili rozpaść

Geofizycy obserwują z uwagą pęknięcie, które podzieliło na dwie części górę Hochvogel w Alpach. Grozi to ogromnym kataklizmem w postaci zawalenia się góry do doliny Hornbach w Austrii.

 

Szczyt Hochvogel to góra o wysokości 2592 metrów, położona w Alpach Allgäu. Niedawno zauważono, że przecina ją na pół ogromna szczelina, której szerokość w niektórych miejscach sięga pięciu metrów. Pęknięcie nadal rozprzestrzenia się w tempie około pięciu milimetrów rocznie.

 

Niedawno ujawniono pewne wzorce w jej ruchach tektonicznych. W tym celu wykorzystano sprzęt sejsmiczny, który rejestrował częstotliwość drgań skał. Wyniki badań zostały opublikowane w czasopiśmie Earth Surface Processes and Landforms.

 

Warto zauważyć, że na szczycie góry Hochvogel przebiega granica między Niemcami a Austrią. Naukowcy przewidują, że w pewnym momencie, część austriacka, nieuchronnie się zawali i 260 tysięcy metrów sześciennych skały wapiennej zsunie się do doliny Hornbach w Austrii. Ale obecnie trudno powiedzieć kiedy to się stanie.

 

Naukowcy z Centrum im. Helmholtza w Poczdamie opracowali technikę obserwacji wytrzymałości skał za pomocą sejsmicznych instrumentów wibracyjnych. Zainstalowali na górze sześć sejsmometrów w odległości 30-40 metrów od siebie. Przez kilka miesięcy czujniki rejestrowały częstotliwość drgań góry wywołanych wiatrem, zmianami temperatury, naprężeniami lub osłabieniem skał, a także licznymi niewielkimi trzęsieniami ziemi.

 

Autorzy przeanalizowali drgania rezonansowe występujące w skałach podczas inicjacji lub uwalniania naprężeń - procesów, które zdaniem naukowców mogą być zwiastunami nadchodzących dużych ruchów. Innowacyjne podejście polega na tym, że pomiary były wykonywane bezpośrednio na miejscu w trybie ciągłym. Wcześniej długoterminowy monitoring góry był prowadzony wyłącznie za pomocą teledetekcji lub jednorazowych pomiarów. Żadne z tych podejść nie było w stanie ujawnić z wystarczającymi czasowymi i przestrzennymi szczegółami wzorców procesów zachodzących wewnątrz góry.

 

Nowa metoda umożliwiła skonstruowanie cyklicznego wykresu częstotliwości oscylacji objętości skały. W ciągu pięciu do siedmiu dni ich amplituda wzrosła z 26 do 29 Hz, a następnie powróciła do pierwotnej wartości w mniej niż dwa dni. Naukowcy odkryli, że wzrost częstotliwości jest związany ze wzrostem naprężeń w górotworze, przy którym zwykle następuje pęknięcie. A także fakt, że tuż przed przerwą cykle stają się krótsze. Autorzy zidentyfikowali to jako ważny wskaźnik niebezpieczeństwa rychłego upadku.

 

Dzięki podejściu sejsmicznemu po raz pierwszy można było rejestrować te cykliczne zjawiska w sposób ciągły i prawie w czasie rzeczywistym. Zaobserwowana ostatnio zwiększona aktywność tektoniczna na wielu szczytach Alp wymaga dokładniejszych obserwacji. Przez kolejne dwa lata naukowcy będą obserwować wahania dobowe i sezonowe, a także cykle zamarzania wody w pęknięciach podczas mroźnych zim i nocy.

 

Autorzy zauważają, że nawet jeśli skała się rozpadnie, sądząc po obliczonej przez nich trajektorii skały, osadom w dolinie Hornbach raczej nie grozi niebezpieczeństwo.

 

 


Przenośne sztuczne serce trafi do sprzedaży już w 2021 roku

Francuska firma Carmat otrzymała pozwolenie od europejskich instytucji certyfikujących na sprzedaż pierwszego w Europie sztucznego serca. Sztuczny przeszczep serca to pośredni etap przeszczepiania serca pacjentom, którzy na przykład cierpią na niewydolność serca w ostatnim etapie.

 

Sztuczne serce Carmat może odnieść duży sukces. Do 2030 roku roczna sprzedaż w Europie może osiągnąć 700 milionów euro – powiedział Mohamed Kaabuni, analityk w Portzamparc. Wg wiadomości, akcje Carmat wzrosły aż o 46,6%.

 

Prace nad stworzeniem sztucznego serca rozpoczęły się 27 lat temu. W 1993 roku kardiochirurg Alain Carpentier przedstawił ten pomysł francuskiemu przemysłowcowi Jean-Lucowi Lagardeurowi. Lagardeur - właściciel Matry, firmy produkującej sprzęt lotniczy - zapewnił firmie Carpentier kilka laboratoriów i inżynierów. Ten projekt rozwijał się przez lata. Sztuczne serce ma trafić na rynek w drugiej połowie 2021 roku.

 

 


Amerykańscy piloci sfilmowali latającego humanoida

Na Stanami Zjednoczonymi ponownie zaobserwowano latającego humanoida. Wygląda na to, że to jakaś osoba, prawdopodobnie z plecakiem odrzutowym. Jednak logiczne wyjaśnienia dowodzą, że wykonanie takiego lotu byłoby bardzo trudne za pomocą obecnej technologii tego typu.

Materiał filmowy został przechwycony przez pilotów podczas lotu szkolnego Akademii Pilotów Sling na poligonie niedaleko miasta Palos Verdes Estates w Kalifornii. Jeden z pilotów biorących udział w dziwnym incydencie powiedział, że leciał standardową trasą z Akademii na wyspę Santa Catalina. Podczas lotu zauważyli w powietrzu niezwykły obiekt. Wyglądał jak facet w plecaku odrzutowym. Unosił się na wysokości około 3000 stóp (nieco poniżej 1 km), leciał po prawej stronie samolotu i poruszał się dalej, aż zniknął z pola widzenia.

 

Nie można było nawiązać połączenia radiowego z obiektem. Nikt o jego locie nie ostrzegał na kanale radiowym używanym w strefie treningowej. Ponieważ nie było żadnych szczegółów do dodania, piloci nie złożyli oficjalnego raportu, ale opublikowali wideo w Internecie.

 

Humanoid lecący nad oceanem w plecaku odrzutowym na wysokości około kilometra jest co najmniej dziwną obserwacją. Istniejące oczywiście plecaki odrzutowe, ale mają zwykle bardzo krótki zasięg i nie są przystosowane do latania w gęstej przestrzeni powietrznej, zwłaszcza na tak dużej wysokości. 

 

Zakłada się, że film uchwycił jakiś rodzaj manekina umieszczonego na dronie, który został upchany w plecaku. Jednak pojawia się pytanie: po co ktoś miałby to robić? Ponadto wykonanie takiej sztuczki jest kosztowną i trudną operacją. W tym przypadku urządzenie nawet nie przeleciało nad osadą, było nad morzem, gdzie znacznie trudniej jest monitorować zdalnie stan lotu.