Czerwiec 2020

Odkryto przyczynę dziwnego przygasania Betelgezy

Astronomowie odkryli powód, dla którego ogromna gwiazda Betelgeza doświadczyła ostatnio niespotykanego spadku jasności. Ich zdaniem Betelgeza świeci słabiej z powodu gigantycznych plam jakie pojawiły się na powierzchni tej gwiazdy.

Betelgeza jest gwiazdą dobrze widoczną gołym okiem. Na nocnym niebie należy jej szukać w gwiazdozbiorze Oriona. Masa tej gwiazdy przekracza masę Słońca od 13 do 17 razy. To tak zwany czerwony nadoblrzym. Takie ciała niebieskie mają zwykle krótkie życie. Według astrofizyków Betelgeza ma nie więcej niż dziesięć tysięcy lat istnienia, zanim rozbłyśnie jako supernowa.

 

Astronomowie uspokajają jednak, że ewentualny wybuch Betelgezy nie zagrozi życiu na Ziemi – gwiazda znajduje się około 640 lat świetlnych od nas. Jednak jej śmierć sprawi, że będziemy mogli ją obserwować nawet w ciągu dnia, a nocą będzie jaśniejsza niż Księżyc. Betelgeza to gwiazda zmienna i jej średnie widmo ulega zmianie w czasie. Przekazy historyczne mówią o Betelgezie jako gwieździe o kolorze białym lub żółtym, ale w późniejszych przekazach astronomowie stwierdzają, że ma kolor czerwony. W naszych czasach również ma ona nadal kolor czerwony. Oznacza to, że na przestrzeni dosyć krótkiego czasu zaszły tam gwałtowne zmiany.

 

Teraz gwiazda jest na etapie czerwonego nadolbrzyma. To moment w życiu gwiazdy gdy jest niesamowicie napompowana. Promień Betelgezy jest około tysiąc razy większy niż promień Słońca. Gdyby Betelgeza znajdowała się w miejscu Słońca, granice tej gwiazdy rozciągałyby się prawie do orbity Jowisza! Czerwone nadolbrzymy często zmieniają jasność, pulsują, kurczą się i rozszerzają, wyrzucają chmury pyłu, rozszerzają się i stają się pełne plam. Wszystko to wpływa na blask gwiazdy.

 

Spadek jasności Betelgezy obserwowanyh od października 2019 do kwietnia 2020 roku, był jednak wyjątkowy. W pewnym momencie gwiazda świeciła o 40 procent ciemniej niż zwykle. To bardzo zaskoczyło naukowców, bo jeszcze czegoś takiego nie widziano. Zastanawiano się co to było. Wśród hipotez zaproponowano na przykład chmurę pyłu wyrzuconą przez gwiazdę, która by ją przysłoniła.Sugerowano również, że Betelgeza się skurczyła, albo, że z jakiegoś powodu jej powierzchnia chwilowo ostygła. Wersję tą jednak szybko odrzucono, ponieważ Betelgeza wyblakła nierównomiernie. Większa część jego powierzchni stała się mniej jasna, podczas gdy mniejsza nadal świeciła jak poprzednio. Widać to wyraźnie na poniższych zdjęciach.


Żródło: ESO 

Aby odpowiedzieć na pytanie czy to kosmiczny pył, czy też coś na powierzchni gwiazdy, powołano międzynarodowy zespół naukowców wykorzystał teleskopy, które działają w zakresie submilimetrowym, na granicy fal radiowych i promieniowania podczerwonego. Oczekiwania badaczy były takie, że jeśli Betelgeza naprawdę wyrzuciła chmurę pochłaniającego światło pyłu to wówczas ten powinien jasno świecić na falach submilimetrowych. Jednak nic takiego nie zaobserwowano. Ustalono zatem, że przyczyną spadku jasności nie był pył. 

 

Skłoniło to astrofizyków do zaproponowania, że najbardziej prawdopodobną przyczyną, zaników jasności Betelgezy są plamy podobne do słonecznych. Wiadomo, że temperatura takich plam jest niższa niż na spokojnej powierzchni gwiazdy, dlatego wyglądają na ciemne. Według autorów badania, aby osiągnąć taki spadek jasności gwiazdy jak ten obserwowany, plamy powinny pokryć 50 do 70 procent powierzchni Betelgezy. Warto zaznaczyć, że astronomowie zaobserwowali już plamy na innych gwiazdach. Ale nigdy wcześniej nie spowodowały tak ogromnego ich zaciemnienia.

 

Odkrycie opisano w artykule naukowym opublikowanym w prestiżowym czasopiśmie naukowym - Astrophysical Journal Letters.

 

 


Erupcja wulkanu na Alasce przyspieszyła upadek starożytnej Republiki Rzymskiej

Nowe badanie sugeruje, że masowa erupcja wulkanu Okmok na Alasce w 43 roku p.n.e. mogła spowodować prawie dwadzieścia lat walki o władzę, która doprowadziła do upadku Republiki Rzymskiej i powstania Cesarstwa Rzymskiego. Według zapisów okres ten charakteryzował się wyjątkowo zimną pogodą, powszechnym głodem i dziwnymi widokami na niebie.

Okres 44 roku przed naszą erą nie był najbardziej sprzyjający dla starożytnego Rzymu i całego Morza Śródziemnego. Dostępne źródła pisane podają, że nastąpiło wtedy gwałtowne ochłodzenie, nieudane zbiory, głód i niepokoje, które miały miejsce w latach po zabójstwie Juliusza Cezara (44 r. p.n.e). Międzynarodowy zespół naukowców wykorzystał analizę pyłu wulkanicznego z arktycznych rdzeni lodowych, aby połączyć okres ekstremalnego klimatu w basenie Morza Śródziemnego z erupcją Okmoka.

 

Aby ustalić dokładną datę erupcji, autorzy badania zbadali próbki pokrywy lodowej pobrane na Grenlandii i w Rosji. Ślady opadów zachowane na lodzie wykazały dwie erupcje, które miały miejsce w tym okresie. Jedna potężna, ale raczej krótką i drugą, która miała znacznie większe konsekwencje. Ślady opadów wulkanicznych z drugiej erupcji spadały w ciągu dwóch lat. Po porównawczej analizie geochemicznej tefry wulkanicznej naukowcy odkryli, że to wulkan Okmok stał się przyczyną tej erupcji.

Kaldera wulkanu Okmok - źródło: Wikipedia.org

Dzięki analizom pierścieni drzew ze Skandynawii, Austrii i Kalifornii, a także badań złóż jaskiniowych w Chinach, uzyskano dane dotyczące zmian klimatu, które stanowiły podstawę stworzenia globalnego modelu klimatu, który odzwierciedla wszystkie konsekwencje erupcji. W rezultacie okazało się, że pierwsze dwa lata po kataklizmie były jednymi z najzimniejszych na półkuli północnej w ciągu ostatnich 2500 lat. Średnia temperatura latem i jesienią spadła o 7 stopni Celsjusza poniżej normy, a opady deszczu w Europie Południowej przekroczyły normę o 50 do 120% latem i 400% jesienią. Skutkiem tych zmian klimatycznych stała się uszkodzenia upraw i głód, o czym informują źródła historyczne.

 

Oczywiście sama erupcja wulkanu nie mogła zniszczyć Republiki Rzymskiej i państwa Ptolemeuszy w Egipcie, które upadło trzy lata wcześnie, ale, jak wskazują autorzy badania, wśród których byli także historycy, klęski żywiołowe tworzą szczególną sytuację, w której przestają obowiązywać zwykłe normy, a zmiany społeczne i polityczne znacznie przyspieszają. W związku z tym naukowcy są pewni, że to co wydarzyło się w basenie Morza Śródziemego 2000 lat temu zostało zapoczątkowane erupcją wulkanu i zmianami klimatu.

Warto zauważyć, że wulkan Okomok jest nadal aktywny, a podczas ostatniej dzisiejszej erupcji, która miała miejsce w 2008 roku, wyrzucił pióropusz pyłu i gazów wulkanicznych, który osiągnął wysokość 12 kilometrów nad kraterem. Również w czasach nowożytnych może dojść do takiej erupcji. Ostatnia wielka emisja wulkaniczna do atmosfery miała miejsce w 1991 roku, a winoiwajcą był filipiński wulkan Pinatubo. Z tego powodu rok 1992 był chłodniejszy od poprzedniego średnio o 0,5 stopni Celsjusza.

 

 


Nad Morzem Bałtyckim wykryto zwiększone promieniowanie radioaktywne

Jak informuje gazeta The Barents Observer, od początku czerwca notowano zwiększone poziomy radioaktywności. Wykryły ją stacje pomiarowe z Norwegii, Finlandii i Szwecji. Zasugerowano, że moze to być skutek awarii w którejś z rosyjskich elektrowni atomowych.

 

Najpierw, na początku czerwca, niedaleko granicy Norwegii z rosyjskim Półwyspem Kolskim, wykrytoizotop jodu-131. Potem jego obecność potwierdziły stacje ze Szwecji i Finlandii. W połowie czerwca czujniki zareagowały nie tylko na jod-131, ale też cez-134, cez-137, kobalt-60 i ruten-103. Naukowcy zauważyli, że poziomy radioaktywnosci nie stanowią żadnego zagrożenia dla ludzi.

 

Niderlandzki Narodowy Instytut Zdrowia i Środowiska zasugerował, że zaobserwowany wzrost promieniowania może być spowodowany uszkodzeniem ogniwa paliwowego w elektrowniach jądrowych gdzieś w zachodniej Rosji. Rosjanie z instytutu Rosenergoatom nie potwierdzają, że doszło do jakiegoś wypadku, ale też wprost tego nie zdementowali. Ogłoszono tylko, że nie odnotowano w czerwcu żadnych incydentów w elektrowniach atomowych w pobliżu, a łączna ilość wszystkich izotopów, które przedostawały się do powietrza nie przewyższała normy.

Mapa skażenia opublikowana przez organizację zajmującą się przestrzeganiem traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej, wskazuje na to, że źródło skażenia z dużym prawdopodobieństwem pochodzi z północno-zachodniej Rosji. Jeśli nie ma związku z energetyką nuklearną Rosji to można założyć, że albo Rosjanie kłamią, albo to skażenie wywołała rosyjska armia.

 

 


Fizycy dokonali teleportacji kwantowej danych pomiędzy elektronami

Naukowcy dokonali kolejnego kwantowego przełomu. Korzystając z tzw. splątania kwantowego udało się po raz pierwszy przesłać informację pomiędzy elektronami. Wyniki tego eksperymentu mają istotne znaczenie dla rozwoju komputerów kwantowych.

 

Możliwość teleportowania ludzi została przedstawiona w wielu znanych filmach science fiction. Jednak sama teleportacja nie jest jedynie wytworem wyobraźni ludzkiej. W świecie kwantowym możliwa jest teleportacja informacji. W zeszłym roku, naukowcy potwierdzili, że dane można przesyłać między fotonami w chipach komputerowych. Jednak podczas najnowszych eksperymentów udało się wykonać kolejny wielki krok. Okazało się, że teleportacja kwantowa jest możliwa również między elektronami.

 

Zjawisko splątania kwantowego powoduje, że właściwości jednej cząstki wpływają na właściwości innej, bez względu na dzielące je odległości. Zatem gdy stan jednej cząstki ulegnie zmianie, splątana z nią inna cząstka również natychmiastowo zmienia swój stan. Zjawisko to możemy wykorzystać np. do bezpiecznego przesyłania informacji.

Wykorzystanie elektronów do teleportacji kwantowej nie było łatwe. Dwa elektrony, które mają ten sam stan spinu, nie mogą zajmować tego samego miejsca w przestrzeni. Ale naukowcy z Uniwersytetu Rochester i Uniwersytetu Purdue ominęli ten problem, pozwalając pobliskim elektronom zamieniać się spinami. Wymianą tą można manipulować bez konieczności przemieszczania elektronów, co stanowi potencjalną metodę teleportacji.

 

Najnowsze osiągnięcie toruje drogę do dalszych badań nad teleportacją kwantową obejmującą stany spinowe materii i przybliża nas do pokonania przeszkód, które stoją na drodze do połączenia zjawisk kwantowych ze współczesną technologią komputerową.

 


Pingwiny z Antarktydy polubiły globalne ocieplenie, bo żyje im się lepiej

Szybkie topnienie lodu polarnego budzi ogromne obawy naukowców i ekologów, zachęcających wszystkich do walki z emisjami gazów cieplarnianych i tym samym globalnym ociepleniem. Jednak najsławniejsi mieszkańcy Antarktydy - pingwiny - raczej nie podzielają tych alarmistycznych nastrojów. Wyraźnie ocieplenie im sprzyja.

Biolodzy od dawna zauważyli, że populacja pingwinów białookich, zwanych też pingwinami Adeli, które są najczęstszym gatunkiem tych ptaków na Antarktydzie, rośnie wraz z topnieniem lodu przybrzeżnego i maleje w tych latach, gdy pokrywa lodowa ponownie wzrasta. Przyczyna tego zjawiska była wciąż niejasna, ale teraz naukowcom z Instytutu Badań Polarnych w Tokio udało się wypełnić tę lukę.

 

Autorzy badania wykorzystujący środki elektroniczne takie jak czujniki GPS, akcelerometry i kamery wideo, przez cztery pory roku uważnie monitorowali życie 175 pingwinów. Badali dokąd chodzą, gdzie pływają, a nawet ile pożywienia zdobywają na raz. Okazało się, że bez lodu pingwinom żyje się lepiej. W przypadku braku lodu pingwiny powinny chodzić mniej i pływać więcej, a pływają znacznie lepiej niż chodzą.

 

W sezonach z dużą pokrywą lodową pingwiny muszą przebyć dość długą drogę do najbliższego miejsca na lodzie, gdzie można nurkować i zdobywać pożywienie. Ale kiedy lód się cofa, pingwiny mogą zacząć polować dosłownie koło swojego gniazda, co jest dla nich znacznie mniej energochłonne. Dodatkowo większa dostępność wody zmniejsza konkurencję między nimi o kryl, ich główne pożywienie. Z kolei sam kryl dobrze się rozmnaża w ciepłych porach roku, ponieważ zjadane przez niego glony otrzymują więcej światła słonecznego, a zatem skorupiaki rosną lepiej.

 

Naukowcy zwracają uwagę, że wszystkie ich spostrzeżenia dotyczą tylko pingwinów żyjących na Antarktydzie. Na pingwinach wyspiarskich i żyjących na Półwyspie Antarktycznym topnienie lodu daje odwrotny efekt. Naukowcy nie zrozumieli jeszcze przyczyny, i to najwyraźniej będzie tematem ich kolejnych badań.

 

 


Nasz prezydent, wasz prezydent

Niemiecki historyk Lothar Gall w swojej książce pt. "Bismarck" z 1980 roku zacytował słowa niemieckiego kanclerza Otto von Bismarcka odnośnie istnienia Państwa Polskiego: "Przywrócenie Królestwa Polskiego w jakiejkolwiek postaci oznacza stworzenie sojusznika dla każdego wroga, który pragnąłby nas zaatakować". Stwierdził ponadto, że Prusy powinny "bić Polaków, ażeby im ochota do życia odeszła. Osobiście współczuję ich położeniu [...] ale jeżeli mamy przetrwać, nie pozostaje nam nic innego, jak ich wytępić". 

Tego typu sformułowania niemieckich polityków tudzież wojskowych były w tamtym czasie na porządku dziennym, gdyż Bismarcka nie interesowało pozyskiwanie wpływów w innych częściach globu. Niemiecki kanclerz bezpieczeństwo swojego kraju uzależniał od utrzymywania równowagi w Europie, a że Polacy byli w przeszłości wykorzystywani przez różne siły polityczne do realizacji swoich partykularnych interesów w tej części świata, Bismarck uznał, że "bitni Polacy", jak nas nazywał chociażby Napoleon Bonaparte, będą jednym z największych zagrożeń dla starających się zdominować Europę Środkową Niemców.

Guru anglosaskiej geopolityki Halford Mackinder w swojej książce pt. "Demokratyczne ideały a rzeczywistość" wydanej w 1919 roku napisał:

Jeśli nie chcecie stwarzać trudności na przyszłość, nie możecie teraz zaakceptować takiego wyniku wojny, który nie rozwiązuje w sposób ostateczny problemu pomiędzy Niemcami a Słowianami w Europie Wschodniej. Musicie mieć równowagę pomiędzy Niemcami a Słowianami i prawdziwą niezależność jednych i drugich. [..] Zwycięski rzymski generał, kiedy wkraczał do miasta otoczony wyjątkowym splendorem "triumfu", miał ze sobą w rydwanie niewolnika, który szeptał mu do ucha, że jest śmiertelnikiem. Kiedy nasi politycy toczą rozmowy z pokonanym przeciwnikiem, jakiś wyimaginowany cherubin powinien szeptać im od czasu do czasu to powiedzenie: Kto panuje w Europie Wschodniej, rządzi Śródziemiem; Kto panuje w Śródziemiu, rządzi Światową Wyspą; Kto panuje nad Światową Wyspą, rządzi Światem.

Nie inaczej jest dzisiaj w przypadku Stanów Zjednoczonych. Jeżeli przyjrzymy się geopolityce amerykańskiej okresu urzędowania Ronalda Reagana oraz obecnie urzędującego prezydenta Donalda Trumpa, możemy dostrzec pewną prawidłowość. Tą prawidłowość, o której wspomniałem wyżej, mianowicie chęć wykorzystywania potencjału Narodu Polskiego do realizacji własnych interesów geopolitycznych.

4 listopada 1982 roku Ronald Reagan podczas posiedzenia Grupy Planującej do spraw Bezpieczeństwa Narodowego wystąpił o zgodę na przekazywanie pieniędzy i sprzętu umiarkowanym środowiskom polskiej opozycji za pośrednictwem podstawionych osób, oficjalnie bez zaangażowania rządu Stanów Zjednoczonych. 1 marca 1983 roku CIA nadała operacji kryptonim "QRHELPFUL". Przydzielono numer akt i autoryzacji finansowej. Punktem dowodzenia operacji była centrala agencji w Langley, jednak zasadniczą rolę odgrywała stacja w Paryżu, mieszcząca się rzecz jasna w budynku amerykańskiej ambasady. Według współpracownika CIA Setha Jonesa całkowity koszt operacji wyniósł 20 mln dolarów, co w przeliczeniu na dzisiejsze daje jakieś 40 milionów.

Jednak kwota ta, podana przez Jonesa wydaje się bardzo zaniżona, biorąc pod uwagę, że polską opozycję antykomunistyczną wspierały także służby specjalne innych krajów, m.in. Wielkiej Brytanii oraz Izraela. Oto fragment książki S. Jonesa pt. "Tajna operacja. Reagan, CIA i zimnowojenny konflikt w Polsce":

Prowadząc działania za granicą, zwłaszcza tajne, CIA musiała każdorazowo podejmować decyzję, czy będzie współpracowała z innymi agencjami wywiadowczymi. [...] Mossad, wywiad izraelski, od dawna utrzymywał siatkę szpiegów obejmującą Bliski Wschód, Bałkany i Polskę oraz Związek Radziecki. Casey chciał ją wykorzystać do pomocy w transportowaniu sprzętu i pieniędzy do Polski. Izraelczycy wyrazili zgodę. RFN zasadniczo wiedziała, że CIA wspiera Solidarność [...] niemniej Amerykanie nie nawiązali z RFN współpracy w zakresie QRHELPFUL. Nie koordynowali też działań z innymi europejskimi agencjami, na przykład z Francuzami.

Krótko mówiąc tajne służby Stanów Zjednoczonych nie miały zamiaru dzielić się ze swoimi europejskimi partnerami informacjami o działalności wywiadowczej w Polsce i kupowaniu sobie za brudne pieniądze amerykańskiej agencji (bo przecież wszystko odbywało się nieoficjalnie więc pieniądze na tą operację za pewne nie pochodziły z legalnych źródeł) przyszłych elit politycznych. Wynikało to oczywiście rzecz jasna z racji tego, iż kraje takie jak Francja (tradycyjnie związana w przeszłości sojuszami z Rosją przeciwko Niemcom) oraz Niemcy (dążące w pojedynkę lub w sojuszu z Austrią tudzież Włochami do hegemonii na obszarze Eurazji) miały sprzeczne interesy w tej części Europy od swoich amerykańskich kolegów.

Co jednak znamienne, William Casey, dyrektor CIA w administracji Reagana zwrócił się do "egzotycznego" partnera, prosząc go o pomoc we wspieraniu Solidarności. Tym egzotycznym partnerem był rzecz jasna Izrael, który mimo nieobecności w Polsce izraelskiej ambasady posiadał w naszym kraju zapewne bardzo solidne i dobrze zakonspirowane sieci agenturalne. Z resztą, utrzymywanie tak owych nie było wcale konieczne, gdyż w izraelskiej bezpiece, która jest emanacją żydowskiego etnocentryzmu i skrajnego szowinizmu, każdy Żyd jest potencjalnym agentem Mossadu, z racji swojej przynależności do tego narodu. Takich współpracowników, wysługujących się za darmo izraelskim tajnym służbom określa się mianem "sayanim".

Z książki brytyjskiego dziennikarza śledczego Gordona Thomasa, specjalisty z zakresu tajnych służb, pt. "Szpiedzy Gideona" możemy się dowiedzieć, że:

Sayanim spełniają wiele funkcji, Sayan, który jest właścicielem wypożyczalni samochodów, daje znać swojemu zwierzchnikowi, gdy jakaś podejrzana osoba wynajęła samochód. Sayanim, zajmujący się handlem nieruchomościami, dostarcza podobnych informacji o osobach kupujących domy i mieszkania. Sayanim zbierają też dane techniczne i wszelkiego rodzaju jawne informacje. Może to być plotka podczas koktajlu, wiadomość radiowa, fragment artykułu w gazecie, historia zasłyszana na przyjęciu.

Z książki Thomasa możemy dowiedzieć się także, że:

[...] CIA i Bank Watykański stworzył tajny fundusz pomocy "Solidarności", wynoszący 200 milionów dolarów. W 1983 roku CIA dysponowała pokaźną lewą kasą, przeznaczoną do finansowania tajnych operacji na całym świecie.

Skąd CIA pozyskiwała tą lewą kasę? Oddajmy głos brytyjskiemu pisarzowi politycznemu Davidowi Yallopowi:

Podobnie jak inne agencje wywiadowcze, CIA nawiązała potajemne kontakty z mafią. CIA, tak jak Watykan, poważnie obawiała się, że komuniści dojdą do władzy we Włoszech, ale uważała, że mafia do tego nie dopuści. Zdaniem agencji działalność mafii należało więc tolerować, skoro może ona przyczynić się do tego, że członek NATO, Włochy, nie wpadnie w ręce Moskwy.

Gordon Thomas dodaje:

W 1983 roku CIA rozszerzyła swoje powiązania z międzynarodową przestępczością, uzbrajając Iran i oddziały contras w Nikaragui. Według Brennekego: "za pieniądze ze sprzedaży broni Irańczykom kupowano narkotyki w Ameryce Południowej. Kokainę przewożono do Stanów i sprzedawano mafii. Za zarobione pieniądze kupowano następnie broń dla oddziałów contras w Nikaragui." [..] Brenneke ujawnił, że do owej chwili wyprał 10 miliardów dolarów. Znaczna część tych pieniędzy pochodziła od rodziny mafijnej Gotti z Nowego Jorku. [...] według ustępującego ambasadora Stanów Zjednoczonych w Polsce, Francisa J. Meehana, administracja Reagana zamierza przekazać "Solidarności" 200 milionów dolarów.

Krótko mówiąc okres rządów Ronalda Reagana był okresem pogardy dla prawa międzynarodowego i budowania więzów sojuszniczych z działaczami politycznymi w kluczowych dla Stanów Zjednoczonych regionach świata. Polska, która była w czasie dwóch wojen światowych miejscem bitwy pomiędzy dwoma krajami (Rosja i Niemcy) o ambicjach zawładnięcia całym obszarem Eurazji, była kluczowym miejscem do zainstalowania na długie lata przyjaznych dla siebie rządów. Toteż Stany Zjednoczone nie informowały o swoich poczynaniach swoich NATO-wskich partnerów, zdając sobie sprawę, że oni mogą również budować swoje wpływy polityczne, które już po rozłożeniu na łopatki Sowietów, mogą być wykorzystywane do zwalczania neoimperialnej polityki USA.

Jeżeli więc przyjrzymy się wyborom prezydenckim w Polsce, a konkretnie drugiej turze tych wyborów, możemy dostrzec starcie pomiędzy dwoma grupami interesu. Pierwszą grupą jest sojusz anglosaskich imperiów morskich: USA i Wielkiej Brytanii (która to niedawno w celu osłabienia kontrolowanej przez Niemcy Unii Europejskiej, zdecydowała się z niej wystąpić) wspomaganych przez Izrael, natomiast drugą reprezentują stare elity bezpieczniackie, które w nowym systemie przeszły z komunistycznego aparatu państwowego do biznesu i sprzęgły się z biznesem zachodnioeuropejskim. Krótko mówiąc: z pozbawionej tożsamości agentury sowieckiej stały się pozbawioną tożsamości agenturą niemiecką, francuską itp. 

Oczywiście jest to pewne uproszczenie. Ponieważ jeden z kandydatów brał udział w zjeździe Grupy Bilderberg możemy ich również podzielić wedle innego schematu a mianowicie: pierwszy z nich (ten z większym poparciem) reprezentuje antyglobalistyczne, syjonistyczne elity reakcyjne, które chcą obalić postzimnowojenny porządek międzynarodowy, niekorzystny na obecnym etapie dziejów dla Stanów Zjednoczonych oraz państwa Izrael, natomiast drugi reprezentuje globalistyczne elity biznesowe, które chcą zachować obecny ład międzynarodowy i dalej korzystać z globalizacji, zarabiając biliony dolarów na eksploatacji niewolniczej siły roboczej w krajach Trzeciego Świata, jednocześnie pauperyzując swoje narody.

Jakby jednak ich nie podzielić, są to tylko figuranci, za plecami których stoją potężne grupy interesu. Oczywiście tak jak Amerykanie dokonali wyboru w 2016 roku, gdzie po dwóch stronach barykady stanęła przedstawicielka elit globalistycznych Hillary Clinton oraz przedstawiciel sił syjonistycznego nacjonalizmu i militaryzmu Donald Trump, wybierając tego drugiego (co wydawało się jedynym sensownym rozwiązaniem) tak i Polacy w 2015 roku dokonali podobnego wyboru. W tym roku sytuacja rzecz jasna nie uległa żadnej zmianie. Po raz kolejny w obu krajach, w Polsce i w USA do wyścigu o fotel prezydenta stają przedstawiciele dokładnie tych samych sił. I biorąc pod uwagę, że Stany Zjednoczone pod rządami Trumpa realizują ten sam globalny projekt torowania sobie drogi do utrzymania światowej hegemonii, jaki realizowały w latach 80-tych (z tym, że wtedy ich celem było osiągnięcie tej hegemonii), wydaje się, że wynik wyborów w obu krajach jest przesądzony. Bo przecież jeżeli spojrzymy na mapę współczesnego świata to czy jesteśmy w stanie wskazać na niej chociaż 10 krajów, które są "przegranymi" procesów globalizacji? A tylko z takimi krajami antyglobalista, Syjonista, zwierzchnik anglosasko-izraelskiej hegemonii Donald Trump może budować sojusz przeciwko głównemu konkurentowi Stanów Zjednoczonych, Chińskiej Republice Ludowej oraz rzecz jasna przeciwko krajom wrogim Izraelowi, takim jak Iran.

Jeżeli Polacy wybraliby pupilka "opcji niemieckiej" to globalny projekt Donalda Trumpa i jego neokonserwatywnych zauszników z całą pewnością legł by w gruzach. A biorąc pod uwagę, że Stany Zjednoczone w latach 80-tych potrafiły zagospodarować 200 milionów dolarów na kupienie sobie nowej klasy politycznej w Polsce, to można tylko się domyśleć jakimi obecnie "lewymi funduszami", przeznaczonymi do kupowania sobie politycznych figurantów dysponuje CIA oraz 17 innych amerykańskich agencji wywiadowczych. Kiedy już sobie to uświadomimy to zrozumiemy kto nam wybiera przywódców od 31 lat i jak bardzo system demokratyczny jest w rzeczywistości atrapą demokracji. 

Edward Bernays, autor książki pt. "Propaganda" z 1928 roku napisał w niej:

Świadome i inteligentne manipulowanie nawykami i opiniami mas jest ważnym elementem społeczeństwa demokratycznego. Ci, którzy manipulują tym niewidocznym mechanizmem, stanowią niewidzialny rząd, który stanowi prawdziwą władzę w naszym kraju. Jesteśmy rządzeni, nasze umysły są kształtowane, nasze upodobania urabiane, nasze poglądy kreowane, głównie przez ludzi, o których nigdy nie słyszeliśmy. Jest to logiczny skutek sposobu, w jaki zorganizowane jest nasze demokratyczne społeczeństwo. Ogromna liczba istot ludzkich musi w ten sposób współdziałać, jeśli ma żyć jako gładko funkcjonujące społeczeństwo...

Pewien polski oficer wywiadu w rozmowie z dziennikarzem Krzysztofem Pyzią stwierdził, że w Polsce w latach 90-tych działało 60-70 tys. agentów służb specjalnych. Ilu z nich pracowało dla obcych wywiadów - nie wiadomo. Jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę, że CIA mogła kupować najważniejszych polskich urzędników państwowych za dolary przemycane do Polski pocztą dyplomatyczną w tekturowych pudłach po to, aby stworzyć tajne więzienia CIA, to można tylko się domyśleć o ilu takich pudłach z dolarami od CIA opinia publiczna nie wie i nigdy się nie dowie. A każdy kupiony za nie urzędnik, polityk, działacz społeczny mógł tak "świadomie i inteligentnie manipulować nawykami i opiniami mas", aby Polacy zawsze wybierali tych polityków, którzy w danej chwili są niezbędni dla amerykańskiego projektu światowej hegemonii.

 

 


Odkryto dziwny kosmiczny obiekt nowego rodzaju

Z pomocą detektorów fal grawitacyjnych LIGO i Virgo odkryto obiekt astronomiczny, jakiego jeszcze nigdy nie obserwowano. Tajemnicze ciało niebieskie posiada większą masę od najmasywniejszych gwiazd neutronowych, a zarazem jest lżejszy od najlżejszych czarnych dziur.

 

W sierpniu 2019 roku, detektory fal grawitacyjnych zarejestrowały sygnał, wskazujący na kolizję gwiazdy neutronowej i czarnej dziury. Jednak masa lżejszego obiektu sugeruje, że wcale nie mieliśmy do czynienia z gwiazdą neutronową. Jak wynika z danych detektorów LIGO i Virgo, w kolizji wzięła udział czarna dziura o masie 23 mas Słońca i obiekt o masie 2,6 razy większej od Słońca.

 

Tutaj zdaniem naukowców pojawia się problem. Najmasywniejsza znana nam gwiazda neutronowa posiada 2,5 masy Słońca, natomiast najlżejsza znana nam czarna dziura posiada masę około 5 mas Słońca. Poszukiwania obiektu kosmicznego o masie pomiędzy 2,5 a 5 mas Słońca trwają od bardzo dawna. Czyżby nareszcie udało się tego dokonać?

Źródło: LIGO/Caltech/MIT/R. Hurt (IPAC)

Astronomowie nie mają pojęcia, czym jest ciało niebieskie, które w sierpniu 2019 roku zderzyło się z czarną dziurą. Wysunięte propozycje zakładają, że ów obiekt jest albo ultralekką czarną dziurą, albo ciężką gwiazdą neutronową, lecz nie powstała dotychczas żadna teoria, która mogłaby wyjaśnić ich powstanie i rozwój.

 

Jednak naukowcy biorą również pod uwagę, że detektory LIGO i Virgo mogły odkryć zupełnie nowy obiekt kosmiczny, którego roboczo można nazwać czarną gwiazdą neutronową. Po prostu nikt nie wie, z czym mamy tu do czynienia i nikt nie ukrywa zarazem, że rozwiązanie tej zagadki będzie sporym wyzwaniem.

 


Największa na świecie tama może zostać przerwana przez wielką powódź. Aż 400 milionów Chińczyków może być zagrożonych!

W pobliżu zapory Trzech Przełomów znajdującej się w Chinach ogłoszono alarm przeciwpowodziowy. Największy projekt hydroenergetyczny na świecie zmaga się z największą powodzią od 70 lat. Ulewne deszcze spowodowały spustoszenie w całym południowo-zachodnim i środkowym regionie Chin, a wiele rzek wystąpiło z brzegów, powodując masowe ewakuacje. Aż 400 milionów ludzi może być zagrożonych, jednak lokalne media podały, że eksperci odrzucili doniesienia, że ​​zapora jest na skraju upadku.<--break->

Ulewne deszcze w ciągu ostatnich tygodni doprowadziły do licznych ​​klęsk żywiołowych aż w 24 chińskich prowincjach w południowo-zachodnich i środkowych Chinach. Są one szczególnie odczuwalne w rejonach w pobliżu górnego biegu rzeki Jangcy i słynnej Zapory Trzech Przełomów. Według niektórych opinii jest to największa powódź od 1949 roku.

 

Zapora wodna Trzech Przełomów, która została zbudowana na rzece Jangcy, mieści się w prowincji Hubei w Chinach i jest największą i jedną z najbardziej wydajnych elektrowni wodnych na świecie. Aby zasilić tak niesamowicie duży system elektrowni wodnych, wymagana jest ogromna ilość wody. Konsekwencją budowy tej tamy było przymusowe wysiedlenie ponad 1,2 mln ludzi. Całkowitemu zalaniu uległo 17 dużych miast, 140 miasteczek i ponad 3000 wsi. Budowę rozpoczęto już w 1993 roku, a napełnianie zbiornika zakończono w października 2010 roku. 

 

Przy okazji trwającej powodzi pojawiają się opinie chińskich inżynierów zaangażowanych w projekt budowy tamy, że jej pojemność magazynowania wód powodziowych jest ograniczona. Oznacza to, że teoretycznie zagrożonych jest obecnie około 400 milionów ludzi mieszkających w pobliżu tamy. W sumie ponad 85 milionów ludzi zostało już dotkniętych ulewnymi sezonowymi deszczami do jakich doszło w Chinach w tym miesiącu, a szkody są do ​​tej pory szacowane na 2,9 miliarda dolarów lub 20,7 miliarda juanów.

 

Największa powódź w obrębie rzeki Jangcy od 70 lat stanowi stanowi dla zapory poważne wyzwanie. Chińskie władze stanowczo dementują pogłoski, że istnieje ryzyko utraty integralności strukturalnej tamy. Określono to jako „pogłoski podsycane przez zachodnie media”. Chińska propaganda przekonuje, że tama jest nienaruszona i ma wolne moce, aby utrzymać obecny wpływ wody.

 

 


Nawałnica wywołała powódź w Warszawie

Tak jak kilka dni temu podkarpackie Jasło tak dzisiaj zalana została stolica naszego kraju, Warszawa. Nadeszła burza z anormalnie dużym opadem i dosłownie zatopiła ulice miasta. W sieciach społęcznościowych pojawia się bardzo wiele nagrań przedstawiających skalę tej nagłej powodzi. Zalana została jedna stacja metra.

 

Zalało główne arterie komunikacyjne Warszawym jak Wisłostrada. Ale woda stała na wielu ulicach. Skutecznie utrudniło to ruch na drogach i wygenerowało gigantyczne korki. Wiele samochodów utknęło na drogach i zostało zalanych. Podtopione zostało bardzo wiele budynków. Strażacy wypompowują wodę z zalanych piwnic.

 

Sama ulewa była bardzo intensywna i trwała zaledwie kilkanaście minut. Opad był jednak tak znaczny, że szybko kanalizacja została przeciążona i studzienki wybijały przez kumulującą się wodę.Plac Trzech Krzyży wyglądał jak rzeka. Niektórzy kierowcy ryzykowali i próbowali przejechać brodząc w wodzie. Niektórzy Warszawiacy z przekąsem żartowali, że stolica zmieniła się w Wenecję

 

 

 


Ogromny rój szarańczy zaatakował indyjskie miasto Gurugram

Ogromny rój szarańczy zaatakował indyjskie miasto Gurugram, położone na południowy zachód od New Delhi. Chmura owadów to rzadki widok w mieście, które jest eleganckim ośrodku finansowym i technologicznym. Owady te przeważnie atakują obszary rolnicze.


Szarańcza zstąpiła nagle na ulice Gurugramu, lecąc w dużej, podobnej do chmury masie. Żarłoczne owady przystąpiły ochoczo do pożerania całej roślinności. Lokalne władze wezwały mieszkańców do zamknięcia drzwi i okien.

Gurugram to miasto w okolicy stolicy Indii, New Delhi, graniczące z międzynarodowym lotniskiem. Inwazja szarańczy spowodowała tam alarm dla pilotów, których wezwano do zachowania szczególnej ostrożności podczas lądowań i startów.

 

To pierwszy raz gdy szarańcza zaatakowała centrum finansowe i technologiczne, ponieważ rój zwykle wybiera obszary wiejskie. Inwazja tych owadów wzbudziła obawy, że następnym razem szarańcza może zaatakować stolicę kraju.


 

 


W Chinach znowu z powodu koronawirusa poddano kwarantannie setki tysięcy ludzi

Chińczycy robią dosłownie wszystko, aby raz na zawsze pokonać koronawirusa i powrócić do normalnego życia. W tym celu prowadzą masowe testy i podejmują radykalne decyzje. Przykładowo w powiecie Anxin w prowincji Hebei, z powodu 18 nowych potwierdzonych przypadków koronawirusa ogłoszono kwarantannę dla około 400 tysięcy ludzi.

 

Według oficjalnych danych, z powodu koronawirusa na całym świecie zmarło już pół miliona ludzi. Chiny nie chcą ryzykować, dlatego też podjęto decyzję o całkowitej izolacji powiatu Anxin. Wszystkie wioski i budynki pozostały całkowicie zamknięte, obowiązuje również zakaz porusza się samochodami i innymi pojazdami. Mieszkańcom wolno tylko raz dziennie zrobić niezbędne zakupy.

 

Nagła decyzja o izolacji powiatu Anxin jest zupełnym przeciwieństwem do łagodzenia ograniczeń w Europie i Stanach Zjednoczonych. Chiny podejmują znacznie bardziej zdecydowane działania. Warto również mieć na uwadze, że powiat Anxin leży około 150 km na południe od Pekinu. Stolica Chin jest zamieszkiwana przez ponad 20 milionów ludzi. Wybuch epidemii w samej stolicy mógłby zakończyć się katastrofą dla całego państwa.

W połowie czerwca, w południowo-zachodniej części Pekinu wykryto nowe przypadki zakażenia się koronawirusem. Władze natychmiast nałożyły blokadę na 11 osiedli mieszkaniowych i zabroniły wychodzenia z domu. Ponadto, w stolicy prowadzone są masowe testy na koronawirusa i dotychczas przebadano niemal 8 milionów ludzi.

 

Sytuacja w Chinach pokazuje, że pokonanie koronawirusa będzie niezwykle trudne. Pozostałe kraje na świecie powinny dokładnie analizować wydarzenia w Chinach, ponieważ nawet jeśli uda się wypłaszczyć krzywą zachorowań to wirus może powrócić nawet przez zwykłą nieostrożność.

 


Największa od 50 lat chmura z Sahary dociera do USA. Czy pył może przenosić koronawirusa?

Ameryka Północna mierzy się z największą burza piaskową spowodowaną pyłem z Sahary, jaką widziano od 50 lat. Ogromna chmura pustynnego pyłu spowodowała poważne zamglenie, skutecznie przysłaniając Słońce.<--break-> Naukowcy obawiają się, że pył może sprzyjać rozprzestrzenianiu się koronawirusa.

 

Pod względem zanieczyszczenia powietrza pył definiuje się jako poważne zagrożenie dla zdrowia. Pył składa się z mikroskopijnych cząstek, które są potem wdychane i są one wystarczająco małe, aby przeniknąć do układu oddechowego. Stwierdzono, że narażenie nawet w krótkim okresie (godziny, dni) pogarsza astmę, układ oddechowy i powoduje wzrost liczby przyjęć do szpitala. 

 

Co gorsza, nowe badanie sugeruje, że szybkie rozprzestrzenianie się COVID-19 w północnych Włoszech może być związane z zanieczyszczeniem wielkości PM10. W tym przypadku naukowcy podejrzewają, że cząsteczki unoszące się w powietrzu mogły służyć jako nośniki patogenu. Podobne obawy był wcześniej w związku z pyłkami drzew i traw.



Gdy pod koniec zeszłego tygodnia saharyjska chmura dotarła do Stanów Zjednoczonych bardzo pogorszyła się jakość powietrza. Przewiduje się, że warstwa pyłu, która powstała na Saharze i dryfowała przez Atlantyk, będzie nadal przemieszczać się na północ i wschód, wpływając na obszary od Teksasu i Florydy aż do najbardziej wysuniętej na północ granicy Kanady.

 

We wtorek pył saharyjski przybył na Karaiby i okazał się niezwykle gęsty, co wywołało ostrzeżenia ze strony służb metereologicznych na Barbadosie. Chmura ograniczyła widoczność do kilkuset metrów.

Duże pióropusze pyłu z największej pustyni świata są regularnie pchane przez wiatr wiejący ze wschodu na zachód. Według amerykańskiej Narodowej Administracji Oceanicznej i Amosferycznej (NOAA) warstwa ta przemieszcza się co 3-5 dni przez Północny Atlantyk począwszy od późnej wiosny do wczesnej jesieni, a następnie osiąga szczyt w czerwcu i sierpniu.Jednak te masy pyłu zwykle rozpadają się i stają się cieńsze, zanim dotrą na Karaiby. Tym razem tak się nie stało. 

 

 


Nad Polskę nadciągają bardzo niebezpieczne burze

W ciągu jutrzejszej doby w pasie Polski południowej, częściowo centralnej oraz wschodniej mają pojawić się bardzo silne burze. W niektóych przypadkach może dojść do nawałnic, lub szkwału, co może prowadzić do nagłych powodzi, jak ta w Jaśle wczoraj, na Podkarpaciu.

 

Według wyliczeń modeli numerycznych najlepsze warunki do rozwoju burz będą w dużej części kraju. Burzę pojawią się już w godzinach przedpołudniowych i potrwają do godzin nocnych. Będą poruszać się przeważnie w kierunku półnonco-wschodnim.

 

Największym zagrożeniem podczas przechodzenia burz będą intensywne opady deszczu które mogą powodować podtopienia oraz powodzie błyskawiczne, porywy wiatru miejscami nawet do 100km/h, opady gradu >5cm oraz w mniejszym stopniu istnieje ryzyko wystąpienia kilku trąb powietrznych.

 

 

Wyliczenia modeli numerycznych UM oraz EMWF na jutro

Bardzo zła wręcz tragiczna sytuacja notowana jest w rejonie Jasła w woj. Podkarpackim gdzie podczas wczorajszej doby przeszło blisko dziesięć burz superkomórkowach w formacie tzw. "Training Stroms" powodując powódź błyskawiczną. Suma opadu podczas wczorajszych burz dochodziła w tamtych rejonach miejscami do 150mm co jest wartością często przypadającą na jeden miesiąc sumy opadowej. Jutro również właśnie w tamtych rejonach można spodziewać się kolejnych burz oraz opadów.

 

Zalane okolice Jasła podczas wczorajszych burz

 

 

Źródła:

https://mapy.meteo.pl

https://meteologix.com

http://www.wirtualnejaslo.pl


NASA przedstawiła 10 lat z życia Słońca

W tym tygodniu agencja kosmiczna NASA opublikowała fascynujące wideo, które kompiluje 10-letnie obserwacje Słońca. Każda sekunda tego filmu to jeden dzień, a wszystko rozpoczyna się 2 czerwca 2010 roku i trwa aż dziesięć lat, do 1 czerwca 2020 roku.<--break->

Zmontowanie takiego wideo było możliwe dzięki codziennym obserwacjom gwiazdy przez kosmiczne obserwatorium solarne SDO - Solar Dynamics Observatory. Zostało ono uruchomione w 2010 roku i jest częścią programu Living With a Star, którego celem jest rozwój wiedzy naukowej na temat związku Słońca z Ziemią, który wpływa na nasze życie.

 

Obserwując Słońce, SDO jest świadkiem jego aktywności, rozbłysków i okresów względnego spokoju. Stworzono z tego nagranie dokumentujące dekadę obserwacji SDO. Przez cały czas pracy na orbicie SDO zgromadziło 425 milionów zdjęć Słońca w wysokiej rozdzielczości, zbierając 20 milionów gigabajtów danych w ciągu tego czasu.

 

Oprócz samego Słońca na filmie widać pewne zaciemnienia. Oznacza to, że Ziemia lub Księżyc zablokowały widok gwiazdy dla SDO. Ponadto NASA poinformowała, że ​​w 2016 r. Wystąpiła awaria techniczna, która doprowadziła do krótkotrwałego wyłączenia utządzenia.

 

 


Gigant kosmetyczny L'Oreal usuwa słowa "biały", "jasny" i "wybielający" z opisów swoich produktów

Francuska firma kosmetyczna L'Oreal dokonała korekty opisów swoich produktów usuwając słowa "biały", "jasny", "wybielający" czy "rozjaśniający".  Wszystko to by sprostać szaleństwu politycznej poprawności, która po niedawnych zajściach w USA opanowała światowe korporacje.

Lewica zawsze dziarsko operuje na gruncie semantyki wymyślania nowych pojęć, słów, a także chętnie i często zakazuje stosowania jakichś słów, które akurat źle się kojarzą lewicowcom. W taki sposób zaatakowano słowo "pederasta" czy "murzyn". Milcząca akceptacja takiego dyktatu i poddawaniue się tej tresurze, doprowadziło do tego, że obecnie usiłuje się zakazywać nazw kolorów. Biały? To dla nich brzmi rasistowsko.

 

A ponieważ korporacje międzynarodowe chętnie poddają się lewackiej tresurze, tresując na dodatek wedle tych zaleceń swoich klientów, to gdy zaczęło się ogólnoświatowe szaleństwo walki z rasizmem, ochoczo przystąpiły do tej nowej walki z pojęciami. Na celowniku znalazły się wszystkie określenia, które lewicowcom kojarzą się z rasizmem, a zwłaszcza kolor biały, który jest obecnie przez swą nazwę, niebywale rasistowski.

 

Aby jakoś temu przeciwdziałać rozpoczęła się gorączkowa zmiana nazw na mniej rasistowskie. Skoro tak to pojawia się pytanie, co takiego będą robić te środki kosmetyczne jeśli nie wybielać? Czy może będą odczerniać? To chyba też ryzykowne nazewnictwo w czasach dzisiejszego szaleństwa politycznej poprawności. Ponura przyszłość czeka teraz producentów pasty do zębów. Będą musieli wymyślić nowe słowa i nauczyć ich klientów. 

 

Może nawet pojawią się postulaty, aby usunąć ze słownika takie brzydkie wyrazy jak "biały" czy "czarny"? Może zabroni się też nazywania pasty do butów koloru czarnego? Zastanawia też fakt, że kolory "żółty" i "czerwony" nikomu jeszcze nie przeszkadzają, wszak to oczywiste, że są one również rasistowskie.