Maj 2019

Rosja planuje rozpocząć budowę bazy na Księżycu do 2034 roku

Roscosmos planuje wysłać kosmonautów na powierzchnię Księżyca do 2030 roku. W czwartek, 23 maja, Dmitry Rogozin rozmawiał ze studentami Uniwersytetu Moskiewskiego o przyszłych planach agencji kosmicznej, w tym o planowanej załogowej misji na Księżyc.

Plan obejmuje opracowanie nowego statku kosmicznego, który będzie mógł wynieść do 103 ton ładunku na orbitę niską i 27 ton na orbitę Księżyca. Statek ma zostać ukończony do 2022 r., a pierwszy lot ma wystartować do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej do 2023 r.

 

Załogowy lot na Księżyc planowany jest na 2029 r. Misja obejmie testowanie lądownika księżycowego i nadmuchiwanego księżycowego modułu bazowego. Kosmonauci oficjalnie zrobią pierwszy krok na powierzchni księżyca w 2030 roku.

Dla porównania program NASA Artemis jest już w trakcie realizacji. Amerykańska agencja kosmiczna ogłosiła niedawno, że Maxar, firma zajmująca się technologią kosmiczną, otrzymała kontrakt na budowę platformy Gateway. Platforma będzie krążyć wokół księżyca i służyć jako punkt startowy dla przyszłych misji kosmicznych.

 

Ars Technica zauważył jednak, że w przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych Rosja nie widzi możliwości przemysłowego wykorzystania ciała niebieskiego. Zamiast tego Rogozin stwierdził, że stacja księżycowa powinna służyć przede wszystkim obronie przed asteroidami. Budowa rosyjskiej bazy księżycowej ma się rozpocząć w 2034 roku.

 

 


Malezja zamierza odesłać tony śmieci z powrotem do krajów ich pochodzenia

Malezja ma zamiar rozpocząć odsyłanie plastikowych śmieci z powrotem do krajów ich podchodzenia. Azjatycki kraj protestuje przeciwko postrzeganiu go przez bogatsze mocarstwa jako "wysypisko na ich odpady".

Malezja stała się jednym z głównych miejsc składowania śmieci po tym, jak w zeszłym roku Chiny zakazały importu odpadów z tworzyw sztucznych. Minister środowiska, Yeo Bee Yin, zapowiedziała, że Malezja odeśle 3300 ton nie nadających się do recyklingu plastikowych odpadów z powrotem do USA, Wielkiej Brytanii, Kanady i Australii. Odpady znajdują się obecnie w 60 pojemnikach, które według Malezji zostały nielegalnie przemycone do kraju.

 

Minister powiedziała, że wśród śmieci w kontenerach znalazły się m.in. kable z Wielkiej Brytanii, zanieczyszczone kartony po mleku z Australii i płyty CD z Bangladeszu. Oprócz tego pojemniki zawierają mnóstwo odpadów elektronicznych i domowych z USA, Kanady, Japonii, Arabii Saudyjskiej i Chin. Minister przestrzegła bogatsze państwa, że Malezja nie będzie godziła się z reputacją wysypiska dla całego świata.

 

Szacuje się, że sama Wielka Brytania rocznie eksportuje 650 tysięcy ton plastikowych odpadów do Malezji i Indonezji. W rezultacie w tych państwach pojawiły się setki nielegalnych zakładów recyklingu tworzyw sztucznych. Od ostatniego lata rząd zamknął już ponad 150 takich zakładów.

Yeo apeluje do zachodnich rządów o lepsze zarządzanie odpadami, tak aby śmieci nie były eksportowane do biedniejszych krajów. Jej zdaniem takie praktyki są "niesprawiedliwe i niecywilizowane". W niedawnym sprawozdaniu stwierdzono, że co w krajach rozwijających się co 30 sekund jedna osoba umiera z powodu chorób spowodowanych zanieczyszczeniem. Porzucone tworzywo sztuczne działa jak pożywka dla komarów, much i szczurów, które rozprzestrzeniają malarię, gorączkę i inne groźne choroby.

 

Każdego roku do oceanów i zbiorników wodnych trafia około 12,7 miliona ton odpadów z tworzyw sztucznych. Nie ulegają one rozkładowi, lecz są spożywane przez zwierzęta i ostatecznie trafiają do łańcucha pokarmowego człowieka. Ruch Malezji powinien skłonić rządy bogatszych państw do działania. Ariana Densham, działaczka Greenpeace, wezwała brytyjskich polityków do wzięcia odpowiedzialności za swoje odpady. "Wielka Brytania musi zrobić porządek na własnym podwórku zamiast eksportować śmieci do innych krajów".

 

 


Wenus mogła kiedyś posiadać oceany wody, które spowolniły rotację planety

Na planecie Wenus panują piekielne warunki, dlatego szanse na obecność życia bakteryjnego są naprawdę małe. Jednak najnowsze badania wskazują, że dawna Wenus mogła w dużej mierze przypominać dzisiejszą Ziemię i posiadać nawet własne oceany. Naukowcy przypuszczają, że to właśnie oceany wody mogły zamienić Wenus w piekło.

 

Współczesna Wenus posiada atmosferę, która w ponad 96% składa się z dwutlenku węgla i posiada chmury kwasu siarkowego. Co więcej, na powierzchni planety panują skrajnie wysokie temperatury rzędu około 460 stopni Celsjusza. Nieprzyjazne warunki wynikają między innymi ze specyficznego ruchu obrotowego - jedna doba na planecie Wenus trwa aż 243 dni ziemskie! Oznacza to, że dany region jest przez kilka miesięcy nieustannie nagrzewany przez Słońce.

 

Jednak w odległej przeszłości, Wenus, podobnie jak Mars, mogła posiadać własne oceany i przypominać współczesną Ziemię, a jedna doba prawdopodobnie trwała znacznie krócej. Badania przeprowadzone przez naukowców z agencji NASA, Uniwersytetu w Bangor i Uniwersytetu Waszyngtońskiego wskazują, że Wenus mogła ostatecznie przeobrazić się w piekielną planetę właśnie z powodu obecności oceanów.

 

Symulacje komputerowe wskazują, że pływy morskie stopniowo spowalniają prędkość obrotową planety. Dla przykładu, proces ten wydłuża dobę na Ziemi o około 20 sekund na milion lat. Jeśli Wenus posiadała oceany to zachodziły na niej podobne zjawiska z tą różnicą, że były one spowodowane przez Słońce.

Źródło: NASA

Jak wynika z przeprowadzonych badań, siły pływowe na Wenus mogły być na tyle duże, że skutecznie spowolniły rotację planety, lecz efekt był zależny od głębokości oceanów i szybkości, z jaką Wenus obracała się na początku. W najbardziej ekstremalnym przypadku, siły pływowe mogły spowalniać ruch obrotowy Wenus aż o 72 dni ziemskie na milion lat. Oznacza to, że doba na planecie Wenus mogła wydłużyć się do obecnej wartości w ciągu zaledwie 10-50 milionów lat.

 

Co więcej, światło słoneczne mogło w tym czasie doprowadzić do odparowania oceanów i w stosunkowo bardzo krótkim czasie zamienić planetę Wenus w piekło. Najnowsze badania pokazują, że odtwarzanie sił pływowych ma ważne znaczenie dla lepszego poznania historii danej planety. Jednak niektórzy naukowcy mimo wszystko wierzą, że planeta Wenus wciąż może zawierać życie. Przypuszcza się, że bakterie mogą być obecne w chmurach – wysoko nad powierzchnią planety, gdzie panują bardziej przyjazne warunki.

 


Chińska firma stworzyła samochód napędzany wodą

Pojazdy wodorowe mają szansę zastąpić elektryczne, a nawet powinny wyprzeć samochody spalinowe. Napęd wodorowy jest przede wszystkim ekologiczny, ale również sam wodór jest praktycznie wszechobecny. Chiny każdego roku zmagają się z poważnym zanieczyszczeniem powietrza, ale lokalna firma liczy, że rozwiąże ten problem właśnie z pomocą samochodów wodorowych.

 

Jak donosi gazeta South China Morning Post, firma Qingnian Cars z miasta Nanyang opracowała prototyp samochodu napędzanego wyłącznie wodą. Demonstracja tego pojazdu odbyła się 22 maja i wzięli w niej udział lokalni urzędnicy Komunistycznej Partii Chin.

 

Dyrektor generalny firmy Qingnian Cars, Pang Qingnian powiedział, że jego samochód wodorowy potrafi pokonać 300-500 km i potrzebuje w tym celu 300-400 litrów wody jako paliwa. Nie znamy specyfikacji tego pojazdu, ale jak twierdzi Pang Qingnian, silnik jest napędzany wodorem, który powstaje w wyniku reakcji chemicznej, gdy katalizator jest dodawany do mieszaniny proszku aluminiowego i wody.

Firma podobno opracowała tę technologię przy niskich kosztach. Pang Qingnian nie podał jednak żadnych szczegółów, zasłaniając się tajemnicą handlową. Samochód napędzany wodą teoretycznie może pokonać dystans nawet 500 km, lecz firma nie zademonstrowała jego pełnych możliwości.

 

Władze lokalne potwierdzają, że wspomniany prototyp samochodu faktycznie zasilany jest wodą, a firma Qingnian Cars rozwijała tę technologię wspólnie z naukowcami z Uniwersytetu Technologicznego w Hubei od 2006 roku. Jednak wielu internautów wręcz w sukces chińskiej firmy.

 


Niemcy zalecili Żydom, by nie nosili jarmułek, jeśli chcą uniknąć dyskryminacji

Jak donosi The Guardian, niemiecki komisarz ds. zwalczania antysemityzmu, dr Felix Klein, poradził Żydom, by nie nosili swoich tradycyjnych nakryć głowy, jarmułek, z powodu gwałtownego wzrostu ataków antysemickich.

W wywiadzie dla regionalnej agencji prasowej Funke, Klein wyraził opinię, że Żydzi nie powinni nosić jarmułek "wszędzie i przez cały czas". Jego komentarze wywołały falę krytyki ze strony zagranicznych urzędników, w tym Richarda Grenella, ambasadora USA w Niemczech i prezydenta Izraela, Reuvena Rivlina. Grenell odpowiedział na przesłanie Kleina na Twitterze:

Powinno być wręcz przeciwnie. Załóżcie swoje jarmułki.  Załóżcie jarmułkę swojego przyjaciela. Pokażmy wszystkim, że jesteśmy zróżnicowanym społeczeństwem.

Prezydent Izraela, Reuven Rivlin, przyznał, że był zszokowany komentarzem Kleina i określił go jako "przyzwolenie na antysemityzm":

Obawy o bezpieczeństwo niemieckich Żydów są kapitulacją wobec antysemityzmu i przyznaniem, że Żydzi nie są bezpieczni na niemieckiej ziemi. Nigdy się nie poddamy, nigdy nie spuścimy wzroku i nigdy nie zareagujemy na antysemityzm defetyzmem. Oczekujemy, że nasi sojusznicy będą postępować w ten sam sposób.

Guardian potwierdza, że od pewnego czasu akty przemocy antysemickiej są w Niemczech bardziej powszechne. Gazeta cytuje Kleina, który zdaje sobie sprawę, że antysemityzm zawsze był obecny za naszą zachodnią granicą, lecz jego zdaniem "ostatnio stał się on głośniejszy, bardziej agresywny i rażący".

Warto przypomnieć, że przewodniczący Centralnej Rady Żydów w Niemczech, Josef Schuster, powtórzył podobne przesłanie, co Klein już w 2018 roku, mówiąc w berlińskim radiu publicznym, że "odradza Żydom otwarte noszenie jarmułek w dużych miastach", sygnalizując tym samym, że powinni zachować większą ostrożność.


Naukowcy spekulują jak zakończy się Wszechświat

Wielu z nas mogło się już zastanawiać nad tym, jak będzie wyglądać nasza planeta w odległej przyszłości lub w jaki sposób Wszechświat zakończy swój żywot i kiedy ten czas nadejdzie - zakładając oczywiście, że jest to w ogóle możliwe. Twórcy filmu "Odległa Przyszłość Wszechświata", jak w tytule, mają odpowiedź na powyższe pytania.

 

Powyższy film przedstawia nam przyszłość - tą mniej oraz tą znacznie bardziej odległą, której człowiek z pewnością nie dożyje. Właśnie warto zwrócić uwagę już na sam początek filmu, ponieważ jak się dowiadujemy od jego twórców, za około 100 lat nie będzie już większości ludzi, jaka żyje dziś na Ziemi.

 

Za 100 tysięcy lat, pozycja naszej planety w Drodze Mlecznej zmieni się do tego stopnia iż konstelacje jakie widzimy dziś na niebie, będą wyglądać zupełnie inaczej. Poszczególne gwiazdy, które tworzą gwiazdozbiór (np. Wielkiej Niedźwiedzicy), zmienią swoje położenie a konstelacja jako całość będzie nie do poznania. Zakładając, że za 100 tysięcy lat będą istnieć jeszcze ludzie, prawdopodobnie określone zostałyby zupełnie nowe gwiazdozbiory.

Autorzy filmu idą dalej twierdząc, że w przeciągu 500 tysięcy lat od dnia dzisiejszego, nasza planeta może spodziewać się uderzenia asteroidy, której rozmiar byłby wystarczająco duży aby w ziemskim klimacie zaszły znaczące zmiany. W tym przypadku, naukowcy z pewnością przeprowadzili odpowiednie obliczenia matematyczne, aby dojść do takiego wniosku.

 

Za 600 milionów lat, w ziemskiej skorupie uwięziona zostanie ogromna ilość dwutlenku węgla, przez co zajście procesów fotosyntezy stanie się już niemożliwe. Natomiast za miliard lat od dnia dzisiejszego, Ziemia będzie wyglądać niczym dzisiejszy Mars - wyparuje cała woda, zniknie zieleń a wszystko co żywe po prostu wyginie.

 

Według filmu, za 4 miliardy lat, nasza galaktyka zderzy się z Andromedą. Oznacza to, że pewien procent gwiazd, jaki znajduje się w poszczególnych galaktykach, może się ze sobą zderzyć. Za 7.9 miliarda lat, zakładając że cały Układ Słoneczny będzie wyglądał tak jak dziś, naszej gwieździe zacznie kończyć się paliwo, będzie się rozszerzać i dosłownie wchłaniać najbliższe planety, czyli w tym przypadku będzie to Merkury i Wenus. 1.6 miliarda lat później, Słońce zamieni się w białego karła.

 

Za 150 miliardów lat, we Wszechświecie zaczną zachodzić pewne zmiany. Wraz z jego ciągłym rozszerzaniem się, znikną z naszych oczu wszystkie galaktyki, zakładając, że na naszej planecie znajdowałby się jeszcze jakiś obserwator. Za bilion lat, licząc od dnia dzisiejszego, przestaną się już tworzyć nowe gwiazdy a za 110 bilionów lat, wszystkie gwiazdy wyczerpią swoją energię i wygasną. W ten sposób nastąpi absolutna ciemność.

Jednak twórcy symulacji poszli jeszcze dalej. Twierdzą, że za kwadrylion lat (tj. 1024), "resztki" naszej planety zostaną wciągnięte przez czarnego karła. Następnie wszystko to co pozostanie, będzie tak rozciągnięte iż przestanie być materią. W ten sposób, Wszechświat stanie się dosłownie pusty.

 

W ten właśnie sposób doszliśmy do końca symulacji a jej autorzy zaznaczają iż jest to oczywiście tylko ich teoria. Samych założeń na temat tego w jaki sposób Wszechświat skończy swój żywot jest dość sporo. Dla przykładu, istnieje teoria Wielkiego Kolapsu która głosi, że Wszechświat nie będzie się wiecznie rozszerzać. W pewnym momencie miałby zacząć się kurczyć, aż doszłoby do jego zapaści. Zgodnie z tą teorią, Wszechświat "złożyłby się do kupy" i znów mielibyśmy Wielki Wybuch.

 

 

 


Zmarł ostatni w Malezji samiec nosorożca sumatrzańskiego

W Malezji zmarł ostatni znajdujący się tam samiec nosorożca sumatrzańskiego. Zwierzę o imieniu Tam, padło z nieznanych dotychczas przyczyn, o czym zakomunikowano w poniedziałek.

 

Ostatnie żyjące nosorożce sumatrzańskie w Malezji  znajdują się w rezerwacie na wyspie Borneo. Tamtejsi naukowcy liczyli na to że uda się doczekać potomka dla Tama. Z tego powodu sprowadzili do niego również samice o nazwie Iman. Po śmierci Tama jest ona jedynym przedstawicielem tego gatunku mieszkającym w rezerwacie w Malezji.

 

Tam miał około 30 lat i znalazł się w rezerwacie o tym został  schwytany w prowincji Sabah w 2008 roku, gdy chodził bez celu na plantacji palmowej. Od tego czasu usiłowano go skojarzyć z dwoma samicami ale  niestety bez powodzenia.

Jakąś szansę na przetrwanie nosorożców sumatrzańskich jest to, że w dziczy w pobliżu wyspy Sumatra powinno się jeszcze znajdować od 30 do 100 osobników. Jeśli uda się im jakoś podtrzymać populację, być może zwierzęta te nie znikną z powierzchni Ziemi. Największym wrogiem tych nosorożców jest deforestacja, co powoduje szybkie kurczenie się ich naturalnego habitatu. 

Przekleństwem nosorożców jest też powszechna w Azji wiara w to, że ich sproszkowany róg jest afrodyzjakiem. Do czasów dzisiejszych przetrwało pięć gatunków nosorożców, dwa w Afryce i trzy w Azji. Gatunki azjatyckie są zwykle mniejsze od tych z Afryki, a nosorożec sumatrzański należy do najmniejszym z nich.

 

 


Patogeny w mleku i mięsie krów mogą przyczyniać się do rozwoju raka

Naukowcy sugerują, że infekcja drobnoustrojami chorobotwórczymi występuje już w pierwszym roku życia człowieka. Czy mleko krowie może powodować raka? Stanowisko laureata Nagrody Nobla w dziedzinie fizjologii i medycyny Haralda zur Hausena i jego kolegów z Niemieckiego Centrum Badań nad Rakiem (DKFZ), wywołało ostatnio spore zamieszanie, pisze Augsburger Allgemeine.

 

Naukowcy odkryli w mleku krowim i wołowinie wciąż nieznane patogeny, które mogą powodować przewlekłe zapalenie jelita grubego. Stoi za tym wysokie ryzyko raka jelita grubego i, być może, raka piersi i prostaty. Zdaniem naukowców w krajach o wysokim spożyciu mleka i wołowiny wskaźniki raka jelita grubego są wysokie.

 

Zespół zur Hausena zbadał krew setek europejskich krów mlecznych i mleko oraz produkty mleczne z supermarketów. Naukowcy pobrali również próbki krwi od zdrowych ludzi i pacjentów z rakiem jelita grubego. Wynik, ich zdaniem, jest oczywisty. Patogenne mikroorganizmy znaleziono nie tylko w produktach zwierzęcych, ale także w badanych komórkach ludzkich. Jak dotąd nie ma żadnych bezwarunkowych dowodów, że te patogeny są przyczyną rozwoju nowotworów.

Naukowcy sugerują, że infekcja drobnoustrojami chorobotwórczymi występuje już w pierwszym roku życia człowieka, ponieważ układ odpornościowy jednorocznego dziecka nie jest wystarczająco silny. Na tej podstawie zalecają karmienie niemowląt mlekiem matki przez okres do jednego roku i radzą, aby nie podawać zbyt wcześnie produktów z mleka krowiego. Rezygnowanie z mleka krowiego i wołowiny w wieku dorosłym jest bezużyteczna. Dojrzali ludzie infekcje patogenami mają już za sobą.

 

Federalny Instytut ds. Oceny Ryzyka (BfR, Niemcy) uważa jednak twierdzenie Haralda zua Hausena i jego kolegów za przedwczesne, twierdząc, że jest jeszcze zbyt mało danych do wyciągania wniosków.

 

Wersja o rakotwórczych właściwości poszczególnych składników mleka jest nadal na początkowym etapie badania. Według niezależnych ekspertów, pilnie potrzebne są dalsze badania dla zakaźnych środków mlecznych i poszukiwanie rozstrzygających dowodów na to, w jakim stopniu patogeny te wpływają na ryzyko zachorowania na raka.

 


Tragiczny sezon na Mount Everest, zginęło już 11 wspinaczy

Tegoroczny sezon wspinaczkowy na najwyższe góry świata należy do jednego z najbardziej tragicznych. Od początku roku wchodząc lub schodząc Mount Everest śmierć poniosło 11 osób. Dla porównania w zeszłym roku góra ta zabiła 5 wspinaczy.

 

Już teraz jest najtragiczniejszych sezon turystyczny w Nepalu od 2015 roku kiedy w wyniku Wielkiego trzęsienie ziemi w Zeszła lawina, która również pozbawiła życia 11 osób. W roku 2019, do tej pory zginęło już 2 śmiałków usiłujących wejść na Everest od strony chińskiej i 9 od strony nepalskiej.

Ostatnia ofiara to 62 letni prawnik z USA, który osiągnął szczyt, ale zmarł podczas drogi powrotnej. Wielkim problemem najwyższej góry Himalajów stają się korki na jej szczycie. Głównie z powodu braku miejsca. Niektórzy zdobywcy obrazowo opisują, że nie ma tam więcej  powierzchni niż zajmują dwa stoły do ping ponga. Teraz w sezonie, gdy ruszyły wszystkie wyprawy, dochodzi do tego że na tej małej przestrzeni znajduje się jednocześnie od 15 do 20 osób, które robią sobie selfie, a pod szczytem stoi kolejka następnych chętnych.

 

Jedna z ofiar tegorocznego sezonu wspinaczkowego w Himalajach to kobieta, który skończyła się butla z tlenem gdy oczekiwała właśnie w takiej kolejce. Dochodziło też do upadków. Niedoświadczeni wspinacze zaczęli stwarzać  zagrożenie dla wszystkich. Władze nepalskie dostrzegły problem i sugerują, że wezmę pod uwagę zaostrzenie kryteriów odnośnie wydawania zgód na wejście na Mount Everest.

Będzie trzeba na przykład udokumentować swoją praktykę w zakresie wspinaczki wysokogórskiej. Mówi się również o kryteriach kondycyjnych, które miałyby być sprawdzane w czymś w rodzaju testu sprawnościowego. Jednak turystyka jest bardzo ważną gałęzią nepalskiej gospodarki i ewentualna surowość względem przyszłych śmiałków gotowych wchodzi to najwyższa góra świata może niezbyt dobrze wpłynąć na przychody rządu Nepalu.

 

Samo pozwolenie na wejście na Mont Everest około 11 tysięcy dolarów. Wiadomo też, że w tym roku władze Nepalu wydały rekordową ilość pozwoleń. Trudno nie wiązać tego faktu z korkami na szczycie i setkami niebezpiecznych sytuacji do których dochodzi na skutek znacznego zagęszczenia na tym szlaku niedoświadczonych wspinaczy.

 

 

 


W okolicach Seatlle prom zderzył się z wielorybem

Prom płynący z Seattle na wyspę Bainbridge uderzył we wtorek wieczorem w wieloryba szarego w Elliott Bay - podają przedstawiciele lokalnych władz.

 

 

Po godzinie 20.15 urzędnicy z Washington State Ferries powiedzieli, że wieloryb przepływał około półtorej metra od dziobu i wtedy doszło do zdarzenia. Prom Wenatchee zderzył się z wielorybem. Urzędnicy poinformowali, że wieloryb prawdopodobnie zatonął.

 

Ludzie na promie opowiadają, że byli świadkami incydentu. Jedna z osób powiedziała, że widziała krew tryskającą z ciała ssaka. Prawdopodobnie zadana rana była śmiertelna, ale stan i losy zwierzęcia nie są znane.

„Moja żona i ja oglądaliśmy zachód słońca mniej więcej o 20:20 i zauważyliśmy stado wrzaskliwych ptaków krążących nad jednym miejscem. Zapytałem: Co widzisz? Czy to wieloryb? A ona, że nie wie. Wyciągnąłem telefon i zacząłem filmować. Nie zdawałem sobie sprawy, że wieloryb został uderzony chwilę wcześniej przez prom”.

Film przesłano do stacji telewizyjnej KIRO 7. Widać na nim rzekomo wieloryba na powierzchni w oddali otoczonego stadem ptaków. Obszar wypadku do wczesnych godzin porannych penetrowany był przez straż wybrzeża. Urzędnicy promowi powiedzieli, że wieloryb był ostatnio widziany w pobliżu Mola 66 (Pier 66). Nie ma doniesień o obrażeniach pasażerów ani o uszkodzeniu jednostki pływającej.

 


Armia USA stworzy bazę danych setek miliardów wpisów z serwisu społecznościowego

Siły zbrojne Stanów Zjednoczonych zamierzają stworzyć gigantyczną bazę danych, zawierającą co najmniej 350 miliardów wpisów z portalu społecznościowego. Projekt badawczy zajmie się analizą wszystkich publicznych komentarzy, aby prześledzić ewolucję popularnych ruchów społecznych i wykorzystać zdobytą wiedzę w kraju i poza granicami USA.

 

Wspomniany program stworzy wielkie archiwum wpisów, należących do co najmniej 200 milionów użytkowników z ponad 100 krajów świata, które napisano w ponad 60 różnych językach. Armia USA zbierze komentarze, które powstały w okresie od czerwca 2014 roku do grudnia 2016 roku. Dotyczy to wyłącznie publicznych wpisów, które zostały zamieszone na jednej platformie społecznościowej. Nie wiadomo tylko, czy chodzi o Facebooka, czy Twittera – są to dwa najpopularniejsze tego typu serwisy internetowe.

 

Wielka baza danych zostanie odpowiednio przeanalizowana, aby prześledzić komunikację i zachowania ludzi oraz zmiany we wzorcach dyskursu. Z pomocą tego archiwum, USA będą mogły prześledzić zachowania konkretnych grup w odpowiedzi na różne czynniki, np. krajowe wydarzenia polityczne. Na podstawie tych danych będzie można wyćwiczyć sztuczną inteligencję, aby ta wykrywała subtelne zmiany kulturowe.

Jak twierdzi William A. Carter, zastępca dyrektora ds. polityki technologicznej z Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych, projekty tego typu pozwalają zidentyfikować „wrogów demokracji”, którzy chcą tworzyć zamieszanie i podziały w społeczeństwach Zachodu. Na tej samej zasadzie, dzięki zdobytej wiedzy, Stany Zjednoczone będą mogły lepiej organizować akcje społeczne z zamiarem destabilizacji wrogich państw, takich jak Iran czy Wenezuela.

Zresztą nie od dziś wiadomo, że platformy społecznościowe służą do manipulacji opinią publiczną i społeczeństwem w ogóle, a także pozwalają wpływać na nastroje społeczne. Opisany wyżej projekt amerykańskiej armii stanowi pewne potwierdzenie, że mocarstwa chętnie wykorzystują serwisy społecznościowe typu Facebook czy Twitter np. do prowadzenia wojny propagandowej.

 


Meteoryt trafił w psią budę w Kostaryce

W Kostaryce rzadki meteoryt uderzył w budę psa. Stało się to 23 kwietnia br. kiedy obiekt wielkości pralki, wszedł do atmosfery nad miastem Aguas Zarcas i rozpadł się na wiele części o różnych rozmiarach. Kawałek ważący około kilograma przebił dach psiego schronienia i wylądował w budzie, gdzie spał pies o imieniu Rocky. Uszkodzeniu uległ drewniany podest, ale zwierzę nie zostało ranne.

 

Naukowcy odkryli, że meteoryt był chondrytem węglowym. „Węglowe chondryty są stosunkowo rzadkie, ale są jednymi z najbardziej wartościowych dla naukowców, ponieważ pozwalają nam zrozumieć pochodzenie układu słonecznego” - mówi Meenakshi Wadhwa, szef Centrum Badań Meteorytów na Uniwersytecie w Arizonie.

 

Ponadto meteoryty o wysokiej zawartości glinu pomagają w opracowaniu metod wydobywania wody z asteroid, które mogą być przydatne w eksploracji kosmosu. Problem polega na tym, że są one bardzo krótkotrwałe i mogą zniknąć po pierwszym deszczu. Według komunikatu prasowego Uniwersytetu w Arizonie, do 20 maja eksperci zebrali około 25 kilogramów meteorytów z Aguas Zarcas. Jeden z fragmentów znalezione w budzie ocalałego psa.

 

W 2018 r. informowano, że mieszkańcy amerykańskiego miasta Grand Rapids w stanie Michigan przez wiele lat używali meteorytu jako ogranicznika do drzwi. Wartość tej „podstawki” oszacowano wówczas na 100 tys. dolarów.

 


Dzieci przyszłości będą hodowane w sztucznych macicach

Wraz z rozwojem medycyny, ektogeneza przestaje być domeną fikcji naukowej. Jeszcze kilka lat temu uważano, że hodowanie dzieci w sztucznych łonach jest nieetyczne, a nawet jeśli do tego dojdzie to ludzkość będzie potrzebowała jeszcze kilku dekad, aby ektogeneza stała się bezpieczna i powszechna. Jednak dziś mówi się, że techniki pozwalające na rozwój ludzkich embrionów poza organizmem kobiety staną się dostępne już w ciągu 10 lat. Co więcej, w Stanach Zjednoczonych planowane są już pierwsze eksperymenty ektogenetyczne.

 

Obecnie, naukowcy przeprowadzają badania jedynie na zwierzętach. W 2017 roku sporo mówiło się o eksperymencie, który przeprowadzono na owcach. Neonatolodzy ze Szpitala Dziecięcego w Filadelfii hodowali płody owiec w sztucznej macicy, przypominającej duży plastikowy worek. Naukowcy dostarczali płodom niezbędne płyny i przez kilka tygodni przyglądali się rozwojowi poszczególnych organów i organizmów w ogóle.

 

Tak naprawdę, podobne eksperymenty prowadzone były już od lat 80. XX wieku, lecz dopiero rozwój nauki i medycyny sprawił, że naukowcy mogli opracować sztuczne łono, hodować w nim owcze płody i upewniać się, czy ich rozwój przebiega prawidłowo. Dziś coraz więcej mówi się o hodowaniu dzieci w sztucznej macicy, a pierwszy eksperyment z udziałem ludzkiego płodu może odbyć się już wkrótce.

Dr Alan Flake ze Szpitala Dziecięcego w Filadelfii, który w 2017 roku przeprowadzał eksperyment na owcach twierdzi, że przełomowe badanie kliniczne na ludzkich płodach może zostać wykonane już za rok lub za dwa lata i w tym celu prowadzone są dyskusje z amerykańską Agencją Żywności i Leków (FDA). Jakby tego było mało, dr Carlo Bulletti z Uniwersytetu Yale’a przewiduje, że w ciągu 10 lat powstaną w pełni funkcjonalne sztuczne łona, w których będzie można hodować dzieci poza organizmem matki.

 

Naukowcy uważają, że dzięki ektogenezie zwiększymy bezpieczeństwo narodzin, uzyskamy pełną kontrolę nad rozwojem dzieci i będzie można przewidzieć, a nawet zapobiec różnym komplikacjom. Kwestie etyczne i prawne to wciąż jedyne przeszkody, które stoją na drodze do wprowadzenia ektogenezy. Z drugiej strony, rozwój dziecka poza organizmem matki może mieć negatywny wpływ na rozwój emocjonalny i ewolucję człowieka.

 


Rzeki na całym świecie są poważnie zanieczyszczone antybiotykami

Naukowcy przeprowadzili globalne badanie, aby ustalić stężenie antybiotyków w rzekach na całym świecie. Wyniki analiz są bardzo niepokojące. Okazuje się, że w wielu regionach, rzeki są silnie zanieczyszczone antybiotykami – w jednym przypadku, normy zostały przekroczone aż 300-krotnie!

 

Zespół kierowany przez naukowców z Uniwersytetu w Yorku przeprowadził badania, które pozwoliły sprawdzić stopień zanieczyszczenia 14 powszechnymi antybiotykami w 711 rzekach w 72 krajach świata na sześciu kontynentach. Jest to pierwszy projekt na taką skalę, skupiający również regiony, które nigdy nie były monitorowane pod kątem zanieczyszczenia antybiotykami. Zwykle badania tego typu obejmowały środowiska w Ameryce Północnej, Europie i Chinach i uwzględniały tylko niektóre antybiotyki.

 

Wyniki globalnego studium pokazują, że spośród 711 rzek, 65% zawierało pewne ilości antybiotyków, natomiast w 111 pobranych próbkach, poziom zanieczyszczenia przekraczał ogólnie przyjęte normy bezpieczeństwa. Wysokie stężenie stwierdzono głównie w rzekach Afryki i Azji, lecz 15% silnie zanieczyszczonych próbek wody zostało pobranych w Ameryce Północnej, a 8% w Europie.

Pięć różnych rodzajów antybiotyków wykryto w londyńskiej Tamizie, natomiast Dunaj, jak się okazało, jest najbardziej zanieczyszczoną rzeką w całej Europie. Najczęściej spotykanym antybiotykiem był trimetoprym, który stosowany jest w leczeniu zakażeń dróg moczowych. Naukowcy wykryli go niemal w połowie wszystkich rzek, objętych badaniami. Najbardziej zanieczyszczoną próbkę wody pobrano w Bangladeszu, gdzie stwierdzono obecność metronidazolu w stężeniu 300-krotnie wyższym od przyjętej bezpiecznej normy.

 

Wyniki tych badań wskazują na powszechne skażenie antybiotykami systemów rzecznych na całym świecie. Według naukowców, zjawisko to z pewnością odgrywa istotną rolę w uodparnianiu bakterii na antybiotyki. Już podczas wcześniejszych badań zauważono, że odporne bakterie są obecne w drogach wodnych w Wielkiej Brytanii. Teraz właśnie potwierdzono, że problem zanieczyszczenia rzek antybiotykami dotyczy całego świata.

 


Wkrótce na świat przyjdzie kolejne zmodyfikowane genetycznie dziecko

Naukowcy z całego świata coraz głośniej wyrażają swoje obawy w kwestii modyfikowania ludzkich genów. Specjaliści w tej dziedzinie uważają, że należy natychmiast zakazać wykonywania eksperymentów genetycznych na człowieku i przyjąć jakieś ogólne zasady, które zostałyby wprowadzone przez wszystkie rządy na świecie. Jednak z drugiej strony, w Chinach już przeprowadzono pierwsze takie zabiegi i wygląda na to, że żadne regulacje nie są w stanie powstrzymać postępu.

 

Techniki edytowania DNA, takie jak CRISPR-Cas9, mogą okazać się bardzo przydatne np. w leczeniu chorób, z którymi nie radzi sobie medycyna konwencjonalna. Jednak bardzo trudno wyznaczyć granicę między tym, co jest dobre, a co powinno zostać uznane za złe. Doskonałym przykładem jest tu chiński naukowiec He Jiankui, który z pomocą terapii genetycznej chciał uzyskać odporność na wirusa HIV. Jednak eksperyment ten został przeprowadzony na ludzkich zarodkach, a efektem jego pracy było przyjście na świat zmodyfikowanych genetycznie bliźniąt.

 

Zabieg został mocno potępiony praktycznie przez wszystkich naukowców na świecie. Również władze Chin uznały, że He Jiankui przekroczył granicę i może zostać za to surowo ukarany. Media wciąż wskazują, że chiński genetyk, przynajmniej oficjalnie, przeprowadził ten eksperyment samodzielnie, ale nie można wykluczyć, iż w rzeczywistości otrzymał wsparcie od rządu, który przecież stara się utrzymać pełną kontrolę nad społeczeństwem, więc zwyczajnie mógł ocenzurować jego pracę.

Tak czy inaczej, He Jiankui jako pierwszy „stworzył” dwójkę genetycznie zmodyfikowanych dzieci i tym samym przeszedł do historii. Ponadto, już w najbliższych miesiącach, na świat przyjdzie trzecie dziecko ze zmienionym genem CCR5, które będzie odporne na wirusa HIV. Nie wiemy, czy chiński naukowiec nie wykonał większej ilości zabiegów, ale zataił je, aby nie narażać się na dodatkowe konsekwencje.

 

Powyższy przypadek pokazuje, że ludzkość wręcz nie nadąża za postępem naukowym. Etycy zaczęli głośno mówić o zakazie modyfikowania ludzkich genów, ale spóźnili się. Pierwsi „ulepszeni ludzie” już przychodzą na świat i nikt tak naprawdę nie wie, jak wielu naukowców zdecyduje się pójść w ślady He Jiankui. Oczywiście istnieje ryzyko, że modyfikowanie ludzkiego DNA, nawet w dobrych intencjach, może zakończyć się fatalnie, a ewentualne błędy zostaną wtedy przekazane dalszym pokoleniom. Jednak ludzkość nie jest już w stanie tego zatrzymać.