Kwiecień 2019

Amazon używa sztucznej inteligencji do automatycznego zwalniania pracowników

Liczne firmy na świecie coraz chętniej korzystają z dobrodziejstw, płynących ze sztucznej inteligencji i robotów przemysłowych. Najwięcej oczywiście mówi się o automatyzacji pracy – roboty są bardziej wydajne od ludzkich pracowników. Lecz znana amerykańska korporacja Amazon poszła o krok dalej i korzysta z algorytmów, które nie tylko śledzą pracowników, ale decydują nawet o ich zwolnieniu.

 

Jak ustalił serwis The Verge, pracownicy magazynów w firmie Amazon muszą naprawdę ciężko pracować, aby spełniać wymagania w kwestii wydajności. Sztuczna inteligencja, niczym wszechwidzące oko, obserwuje i analizuje każdego z nich oraz ostrzega, gdy są zbyt mało wydajni. Algorytmy samodzielnie podejmują też decyzję o zwolnieniu – bez jakiejkolwiek ingerencji z zewnątrz. Pracownicy wyższego szczebla mogą co najwyżej cofać zwolnienia.

 

Firma Amazon, między sierpniem 2017 a wrześniem 2018 roku, zwolniła około 300 ludzi z magazynu w Baltimore, tj. ponad 10% pracowników. Osoby te zostały uznane za zbyt mało wydajne. Pamiętajmy, że dotyczy to tylko jednego miejsca pracy. W całej Ameryce Północnej, Amazon posiada ponad 75 takich magazynów, do których zatrudniono łącznie ponad 125 tysięcy pracowników. Można więc dojść do wniosku, że firma zwalnia każdego roku tysiące osób z powodu niskiej wydajności.

Pracownicy magazynu narzekają, że są traktowani jak roboty, a o ich przyszłości również decydują maszyny. Niektórzy z nich nie wychodzą nawet do toalety, aby zrealizować zadania na czas i spełniać wszystkie wymagania. Oczywiście jeśli nie uda im się utrzymać wysokiej wydajności, zostaną automatycznie zwolnieni przez system, a w przyszłości, na ich miejsce faktycznie mogą pojawić się roboty.

 

Sytuacja w firmie Amazon pokazuje nam, jak będzie wyglądała przyszłość pracy. Ludzie już dziś muszą przygotować się na nadchodzące wielkie zmiany, które będą wynikały z pojawienia się robotów przemysłowych i sztucznej inteligencji. Albo będziemy nieustannie rozwijać swoje umiejętności, albo zostaniemy zastąpieni maszynami.

 

 


Emmanuel Macron uważa, że Francuzi powinni być bardziej pracowici

Podczas czwartkowej konferencji prasowej prezydent Francji, Emmanuel Macron, obiecał znaczące obniżenie podatków dla klasy średniej, jednocześnie obniżając wydatki publiczne. Dodał jednak, że Francuzi muszą być bardziej pracowici i powinni brać przykład od sąsiadów, np. Niemców.

Prezydent Francji wziął udział w trwającej ponad 2 godziny konferencji prasowej w Pałacu Elizejskim. Macron przyznał się do niektórych błędów i zaznaczył, że czasami brakowało mu "ludzkiego" spojrzenia na niektóre problemy społeczne.

 

Gniew Francuzów wywołały przede wszystkim wysokie podatki. Szczególnie trudna sytuacja ekonomiczna zapanowała na prowincji. Furia skupiła się na Macronie, postrzeganym przez wielu jako "prezydenta elit", który zabiera biednym, a daje bogatym.

 

 

Protesty "żółtych kamizelek" spowodowały wiele spustoszenia w całym kraju, a wiele prób stłamszenia buntu nie przyniosło efektu. Ostatecznie rząd uległ społeczeństwu i obiecał, że podatki zostaną obniżone. Podczas czwartkowego wystąpienia Macron ostrzegł jednak Francuzów, że obniżki będą skutkowały deficytem budżetowym w wysokości około 5 miliardów euro. W związku z tym prezydent wystosował następujący apel do narodu:

Musimy więcej pracować. Francuzi pracują znacznie mniej niż nasi sąsiedzi. Musimy przeprowadzić poważną debatę społeczną na ten temat.

Macron wyraził również gotowość do przywrócenia podatku majątkowego dla elit, którego pozbył się na początku swojej kadencji. Prezydent bronił się, że decyzja miała "stymulować produkcję" i celem nie było przypodobanie się bogatym.

Macron obiecał ponadto, że ułatwi przeprowadzanie referendów. Pod uwagę mają być brane petycje, które zbiorą co najmniej milion podpisów. Prezydent zapewnił też mieszkańców prowincji, że będą mieli większy wpływ na decydowanie o losach państwa.

 

Macron przyznał, że bardzo żałuje niektórych swoich spostrzeżeń, które rozwścieczyły społeczeństwo. Zaapelował jednak do Francuzów, by trzymali się obranej przez niego drogi reform, która ma wyprowadzić państwo na prostą.

 

Jak narazie, proces odzyskiwania zaufania społecznego nie wychodzi prezydentowi najlepiej, ponieważ według najnowszych sondaży, aż 75% wyborców nie wierzy w poprawę sytuacji za rządów Macrona.


Odkryto rosyjski superwulkan Karymszyna będący odpowiednikiem Yellowstone

Rosyjscy naukowcy dopiero w 2006 roku zdali sobie sprawę, że na Kamczatce znajduje się superwulkan. Nazywa się Karymszyna i jest zlokalizowany mniej więcej 50 km od Pietropawłowska Kamczackiego.

Kaldera superwulkanu Karymszyna ma 25 km na 15 km, ale jest ona niewidoczna na powierzchni. Została zniszczona przez erozję i pokryta emisjami z pobliskich wulkanów.

Ostatnia erupcja superwulkanu Karymszyna miała miejsce 1,5 milionów lat temu. Nie ustalono jednak jaka ilość materiału wulkanicznego mogła zostać wtedy wyemitowana. Specjaliści rosyjscy sugerują, że mogło to by około 825 kilometrów sześciennych.

Porównując ten superwulkan z Yellowstone można zauważyć, że nie znajduje się on w centrum Rosji, ale na jej azjatyckich obrzeżach, na Kamczatce, która wchodzi w skład tak zwanego Pacyficznego Pierścienia Ognia.

 

 


Na Kostaryce odnaleziono meteoryt, który spadł na dom

W godzinach wieczornych 23 kwietnia 2019 roku, nad Kostaryką eksplodował meteor. Jeden z powstałych w ten sposób meteorytów został odnaleziony, ponieważ spadł na dom. 

 

Mieszkańcy Kostaryki zgłaszali licznie obserwacje dziwnych błysków na niebie. Część świadków twierdzi, że słychać było odgłos eksplozji. Prawdopodobnie jakaś kosmiczna skała wleciała w ziemską atmosferę i wybuchła na sporej wysokości. 

Tego samego wieczoru jeden z fragmentów tego obiektu spadł wybijając dziurę w dachu w miejscowości Aguas Zarkas. Teraz eksperci przeanalizują odnaleziony meteoryt, aby określić jej pochodzenie.

Kobieta, która znalazła w swoim domu fragment meteorytu, twierdzi, że ​​usłyszała głośny hałas, poszła na tyły domu i znalazła dziurę w dachu i jeszcze ciepły kamień leżący na podłodze.

 

 


Sonda InSight wykryła pierwszy wstrząs sejsmiczny na Marsie

Agencja NASA pochwaliła się niecodziennym odkryciem. Lądownik InSight prawdopodobnie wykrył i zarejestrował pierwszy wstrząs sejsmiczny na Marsie. Jest to także pierwsze zjawisko, wykryte na planecie innej niż Ziemia.

 

Słaby sygnał sejsmiczny został zarejestrowany 6 kwietnia przez instrument pokładowy SEIS (Seismic Experiment for Interior Structure). Jest to pierwsze takie drżenie, które najprawdopodobniej pochodzi z wnętrza planety. Wcześniej lądownik rejestrował inne sygnały, które jednak były spowodowane przez inne czynniki, np. przez wiatr.

 

Zdarzenie to było zbyt słabe, aby dostarczyć solidnych danych o wnętrzu Czerwonej Planety. Naukowcy wciąż sprawdzają te dane i ustalili nawet, że zarejestrowane sygnały mają podobny profil do wstrząsów, które wykryto na Księżycu w trakcie misji Apollo.

Sejsmometr lądownika InSight - źródło: NASA/JPL-Caltech

W latach 1969-1977, astronauci NASA zainstalowali pięć sejsmometrów na powierzchni Księżyca, które ujawniły tamtejszą aktywność sejsmiczną. Fale sejsmiczne mogą zmieniać prędkość i odbijalność w zależności od materiału. Analizując dane można dowiedzieć się czegoś więcej o wnętrzu Księżyca i jego historii powstawania.

 

Lądownik InSight, który wylądował na Marsie pod koniec listopada 2018 roku, ma za zadanie poznać wewnętrzną strukturę Czerwonej Planety. Odkrycie tego sygnału stanowi dowód, że Mars jest nadal aktywny sejsmicznie. Misja kosmiczna otwiera zupełnie nowe pole badań – sejsmologię marsjańską.

 


Popularny dodatek do żywności może powodować cukrzycę i otyłość

Naukowcy z Harvard T.H. Chan School of Public Health we współpracy z zespołami z Brigham and Women’s Hospital w Bostonie oraz Centrum Medycznego Sheba w Izraelu ustalili, że propionian, który jest popularnym dodatkiem do żywności, zwiększa poziom kilku hormonów, odpowiedzialnych za cukrzycę i otyłość. Badacze alarmują, że nagły wzrost zachorowań na te dolegliwości na przestrzeni ostatnich 50 lat może wynikać między innymi ze spożywania żywności, zawierającej różne niezdrowe dodatki.

 

Badanie opiera się o randomizowane testy na ludziach z udziałem placebo oraz ze studiów na myszach. Okazuje się, że propionian może wywołać zmiany metaboliczne, które prowadzą do insulinooporności oraz hiperinsulinemii – stanu, który cechuje się nadmiernym poziomem insuliny. W przypadku myszy, długotrwała ekspozycja na propionian powodowała przyrost masy ciała i insulinooporność.

 

Propionian to naturalnie występujący krótkołańcuchowy kwas tłuszczowy, który pomaga zapobiegać tworzeniu się pleśni w produktach spożywczych. Naukowcy podawali związek myszom i odkryli, że aktywuje on współczulny układ nerwowy, co doprowadziło do gwałtownego wzrostu poziomu hormonów, takich jak glukagon, norepinefryna oraz białka wiążącego kwasy tłuszczowe 4 (FABP4). To z kolei przyczyniało się do wytwarzania większej ilości glukozy w komórkach wątrobowych, prowadząc do hiperglikemii. Ciągłe podawanie myszom propionianu w ilości odpowiadającej jego typowe spożycie przez ludzi sprawiło, że gryzonie znacznie przybrały na wadze i rozwinęła się u nich insulinooporność.

Następnie naukowcy przeprowadzili na 14 zdrowych uczestnikach badania podwójnie zaślepione. Ochotnicy zostali losowo podzieleni na dwie grupy – jedna otrzymywała posiłek zawierający jeden gram propionianu, a drugiej podano placebo. Eksperymentatorzy pobrali próbki krwi przed posiłkiem, w ciągu 15 minut po jedzeniu, a także co 30 minut przez cztery godziny.

 

Naukowcy odkryli, że uczestnicy, którzy spożywali propionian, mieli znaczy wzrost norepinefryny, glukagonu oraz FABP4. Wyniki badań sugerują, że ten popularny dodatek do żywności może działać jako czynnik zaburzający metabolizm, który potencjalnie zwiększa ryzyko cukrzycy i otyłości wśród ludzi. Warto dodać, że amerykańska Agencja Żywności i Leków uznaje propionian jako związek bezpieczny dla zdrowia człowieka.

 

Już od kilku dekad obserwujemy epidemię cukrzycy i otyłości. Obecnie ponad 400 milionów ludzi na całym świecie choruje na cukrzycę i przewiduje się, że do 2040 roku, wskaźnik zachorowalności wzrośnie aż o 40%. Naukowcy twierdzą, że dodatki do żywności są jednym z czynników, które pogłębiają ten problem i choć każdego dnia jesteśmy narażeni na setki substancji chemicznych, które zawarte są w jedzeniu, większość z nich nie została sprawdzona pod kątem potencjalnych długoterminowych efektów metabolicznych.

 


System informowania o ciałach niebieskich zagrażających Ziemi, może nie powstać z powodu braku funduszy

NASA opracowuje nowy system, który będzie mógł wykrywać obiekty zagrażające Ziemi. Projekt to teleskop kosmiczny działający w paśmie podczerwieni. Ma to pozwolić na obserwację znacznie większej ilości asteroid oraz innych niebezpiecznych ciał niebieskich.

Urządzenie ma nosić nazwę NEOCam. Po raz pierwszy idea projektu pojawiła się w 2005 roku. Głównym inżynierem NEOCam została Amy Mainzer, naukowiec z Jet Propulsion Laboratory w CalTech. Nowy system był następstwem uchwalenia przez Kongres Stanów Zjednoczonych ustawy z 2005 roku, która wymagała od NASA technologii wykrywania obiektów zagrażających Ziemi. Założony termin stworzenia takiego systemu upływa w 2020 roku.

Jak sie okazuje, główną przeszkodą w uruchomieniu NEOCam jest jednak brak funduszy. NASA czeka obecnie na grant amerykańskiej Narodowej Akademii Nauk, aby móc zakończyć badania nad najlepszymi metodami wykrywania obiektów znajdujących się w pobliżu Ziemi. Planowany koniec badań ma nastąpić wiosną tego roku. Wkrótce agencja kosmiczna podejmie ostateczną decyzję w sprawie przyszłości NEOCam.

 

Kolejna sonda kosmiczna, która może pomóc w detekcji obiektów NEO nosi nazwę IMAP i ma zostać uruchomiona w 2024 r. Jej głównym zadaniem będzie badanie wiatru słonecznego. Rakieta wynosząca sondę na orbitę może pomieścić kolejny ładunek. Badacze z NASA uważają, że to idealna okazja do uruchomienia NEOCam. Powodzenie projektu stoi jednak nadal pod znakiem zapytania.

Naukowcy z MIT niezrzeszeni w projekcie uważają, że szanse na zderzenie Ziemi z niebezpiecznym obiektem są niezwykle małe, a dostępna obecnie technologia wykrywająca asteroidy jest wystarczająca. Projekt otrzymał dodatkowe dofinansowanie w 2017 roku.

 

 


Siły NATO zabijają więcej afgańskich cywilów niż Talibowie

Jak wynika z najnowszych danych ONZ, siły bezpieczeństwa NATO w Afganistanie w pierwszej części 2019 r. zabiły więcej cywilów niż Talibowie i inne grupy terrorystyczne. Dobra nowiną może być natomiast fakt, że liczba ofiar śmiertelnych zmalała w porównaniu z rokiem poprzednim.

Według danych ONZ afgańscy cywile częściej są zabijani przez NATO i prorządowe siły bezpieczeństwa niż przez uzbrojonych bojowników. Po raz pierwszy doszło do sytuacji, by teoretycznie pokojowo nastawieni żołnierze strzegący pokoju, byli większym zagrożeniem dla Afgańczyków niż Talibowie. W pierwszym kwartale 2019 roku siły prorządowe były odpowiedzialne za śmierć 305 cywilów, podczas gdy terrroryści zabili 227 osób.

 

Głównymi przycznami zgonów były naloty powietrzne (145 ofiar) i operacje prowadzone przez siły afgańskie (72 ofiar), otrzymujące wsparcie ze strony Stanów Zjednoczonych. Kobiety i dzieci stanowiły połowę ofiar śmiertelnych operacji lotniczych, a za większość z nich odpowiedzialne były właśnie siły międzynarodowe. Ogółem śmierć poniosło 581 cywilów, co i tak oznacza 23% spadek liczby ofiar w porównaniu do pierwszego kwartału 2018 roku.

Misja Wsparcia Narodów Zjednoczonych w Afganistanie (UNAMA) w środę opublikowała swoje sprawozdanie, wzywając siły bezpieczeństwa do przeprowadzenia śledztwa:

UNAMA wzywa zarówno afgańskie narodowe siły bezpieczeństwa, jak i międzynarodowe siły zbrojne do prowadzenia dochodzeń w sprawie domniemanych ofiar wśród ludności cywilnej oraz publikowania wyników tych ustaleń i wypłacania odszkodowań rodzinom zmarłych.

UNAMA dodała, że niektóre z sił międzynarodowych przebywających w Afganistanie wydają się działać bezkarnie. Można się domyślić, że chodziło tu w szczególności o jednostki amerykańskie, które znacznie zwiększyły tempo bombardowania w związku z decyzją prezydenta Donalda Trumpa w 2017 roku. Kilka narodów zapewnia wsparcie logistyczne lub techniczne, lecz to właśnie amerykańskie samoloty wyrządzają najwięcej szkód wśród cywilów.

 

 


W Indiach ludzie atakują słonie za pomocą ognia i kamieni

Wycinka lasów w Indiach spowodowała, że w wielu miejscach kraju można spotkać dzikie słonie. Zwierzęta zostały zmuszone do wkroczenia na ludzkie siedliska w poszukiwaniu pożywienia i schronienia, w desperackiej próbie odnalezienia nowego domu.

Mieszkańcy miejsc, w których pojawiły się słonie nie są zadowoleni z nowej sytuacji i często podejmują ekstremalne środki, aby zapobiec uszkodzeniu mienia przez przerażone zwierzęta.

 

Podejmowane przez nich środki są jednak często ekstremalne. W mieście Bishnupur uchwycono moment, w którym rozwścieczeni mieszkańcy wystrzeliwali race w kierunku dwóch słoni. Na fotografiach widać przerażone zwierzęta, które uciekają przed pociskami.

Problem stał się na tyle poważny, że obecnie prowadzone są działania mające na celu zwiększenie świadomości wśród mieszkańców Indii. Jedną z osób zajmujących się upowszechnianiem skali problemu jest fotograf Biplab Hazra.

 

Obecnie w sieci istnieje wiele dowodów wykorzystywania ekstremalnych środków przeciwko słoniom. W Internecie można znaleźć wiele fotografii ukazujących użycie ognia czy ciężkich przedmiotów w kierunku przerażonych zwierząt.

Dziennik Independent skomentował sytuację: „Obrazy podkreślają niezwykły poziom przemocy, z jakimi zmagają się zagrożone gatunki, próbując przetrwać w mniejszych siedliskach. Stada słoni mogą powodować znaczne szkody w uprawach, wpływając na życie ludzi. Niektórzy rolnicy używają płonących pochodni, aby odstraszyć słonie z dala od zamieszkałych obszarów.”

Biplab Hazra apeluje o przyjrzenie się problemowi. Słonie niszczą siedliska ludzkie oraz uprawy, jednak jednocześnie ich liczebność drastycznie spadła w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Dzieje się tak za sprawą wycinania lasów i niszczenia ich naturalnych siedlisk. Ignorowanie problemu może doprowadzić do poważnej katastrofy ekologicznej, a nawet do wyginięcia gatunku.

 

 


USA twierdzi, że ktoś wspierał ISIS w organizacji zamachów na Sri Lance

Poznajemy coraz więcej szczegółów wielkanocnego zamachu na chrześcijan na Sri Lance, w wyniku którego śmierć poniosło 359 osób. Wszystkie poszlaki wskazują na obecność co najmniej 9 dobrze przygotowanych samobojców z zamożnych rodzin. 

Grupa bojowników z Państwa Islamskiego wzięła już odpowiedzialność za skoordynowane ataki na 3 kościoły i 4 hotele. Zarówno rząd Sri Lanki, jak i Stany Zjednoczone potwierdziły, że wyrafinowanie i ich dokładność jednoznacznie wskazuje na zaangażowanie zewnętrznej grupy. Trudno przypuszczać, by miejscowi bojownicy sami byliby w stanie przeprowadzić tak doskonale skoordynowany atak.

 

Islamistyczna grupa we wtorek opublikowała film, na którym ośmiu mężczyzn z zakrytymi twarzami stoi pod czarną flagą Państwa Islamskiego i deklaruje swoją lojalność wobec duchowego przywódcy, Abu Bakra Al-Baghdadiego. Jedynym człowiekiem na nagraniu z odkrytą twarzą był Mohamed Zahran, kaznodzieja ze Sri Lanki, znany ze swoich ekstremistycznych poglądów. 

 

Na nagraniu widocznych było ośmiu mężczyzn, lecz wiceminister obrony Sri Lanki, Ruwan Wijewardene, uważa, że zamachowców było dziewięciu. Brakującym zbrodniarzem ma być kobieta z bogatej miejscowej rodziny:

Większość zamachowców była dobrze wykształcona i pochodziła z dobrze usytuowanych ekonomicznie rodzin. Niektórzy z nich wyjechali nawet na studia za granicę. Jedna osoba, której tożsamość udało nam się ustalić, pojechała do Wielkiej Brytanii, a następnie do Australii na studia prawnicze. Nasi zagraniczni partnerzy pomagają nam w prowadzeniu śledztwa.

Według ustaleń dwóch terrorystów było braćmi, synami bogatego handlarza przyprawami. Służby wywiadowcze i premier Sri Lanki skłaniają się do tezy, że mózgiem całej operacji był Zahran, który jako jedyny nie ukrywał swojej tożsamości na nagraniu.

 

Kaznodzieja był dobrze znany ze swoich radykalnych poglądów, które przedstawiał chociażby we wpisach na Facebooku. Nikt nie podejrzewał jednak, że mężczyzna może posunąć się tak daleko. Wywiad uważa również, że dwie islamskie grupy na Sri Lance, których członkiem miał być Zahran, były odpowiedzialne za zapewnienie pomocy z zewnątrz.

Ambasador USA na Sri Lance, Alaina Teplitz, jest przekonana, że doskonała koordynacja ataków jednoznacznie świadczy o powiązaniach zagranicznych i ścisłej współpracy zamachowców z organizacją taką, jak Państwo Islamskie. Nie wiadomo co dokładnie mają na myśli amerykańscy Oby tylko nie okazało się  że zamieszany jest w to Izrael, który już wielokrotnie złapano na wspieraniu bojowników Państwa Islamskiego  

 

 

 


Udało się stworzyć pierwszy sztuczny chromosom praktycznie od podstaw

Naukowcy właśnie ogłosili, że udało im się stworzyć od podstaw sztuczny chromosom drożdży piwnych, który następnie został wszczepiony do innych komórek drożdży. W ten sposób nauka jest o krok bliżej do opracowania sztucznego życia.

 

Międzynarodowe zespoły badawcze przez siedem lat pracowały w tym kierunku na Uniwersytecie w Nowym Jorku i w Edynburgu. Sukces w konstruowaniu złożonego chromosomu został uznany, gdy przeszczepiono go do komórek drożdży piwnych, gdzie mógł dalej się rozwijać.

 

W przeszłości, naukowcy tworzyli chromosomy bakterii, jednak tym razem, po raz pierwszy w historii, stworzono chromosom, w którym materiał genetyczny znajduje się w jądrze komórkowym. Zarówno komórki ludzkie jak i drożdży, w przeciwieństwie do komórek bakteryjnych i wirusowych, przechowują chromosomy w jądrze.

 

Badacze zmienili jednak około 15% pierwotnej zawartości chromosomu, która została uznana za zbędna i zastąpili ją innym DNA. Pozwoliło to naukowcom stworzyć nowe szczepy drożdży, które mogłyby zostać wykorzystane w przyszłości do opracowania bardziej efektywnych biopaliw, nowych leków czy szczepionek na malarię.

 


Powstał pierwszy internetowy wykrywacz kłamstw

Czy potraficie wykryć, gdy ktoś kłamie? Podczas rozmowy twarzą w twarz można zidentyfikować specyficzne cechy, które wskazują, czy ktoś jest kłamcą. Można do nich zaliczyć np. nadmierną potliwość, nerwowość czy unikanie kontaktu wzrokowego. Jednak namierzenie kłamcy w internecie nie jest już takie łatwe, zwłaszcza, gdy nie widzimy drugiej osoby, a przed sobą mamy jedynie tekst. Na szczęście naukowcy właśnie rozwiązali ten problem.

 

Zespół z Uniwersytetu Stanu Floryda opracował specjalny algorytm, który można określić mianem pierwszego na świecie internetowego wariografu. Następnie zaprojektowano grę online, w której gracze byli losowo przypisywani do roli „świętego” lub „grzesznika”. W eksperymencie wzięło udział 40 osób, które uczestniczyły w 80 rozgrywkach.

 

Inteligentny algorytm analizował wpisy osób z obu grup i wyróżnił konkretne słowa, które mogą decydować o tym, czy ktoś jest kłamcą. Program komputerowy ustalił, że kłamcy zwykle odpowiadają szybciej i używają słów, takich jak „zawsze” i „nigdy”. Z kolei osoby prawdomówne stosują sformułowania typu „zgadnij” i „być może” i potrzebują więcej czasu na odpowiedź.

Algorytm zwrócił również uwagę na krótkie przerwy pomiędzy reakcjami uczestników oraz pomiędzy pisanymi słowami. Osoby prawdomówne, jak wynika z tego badania, pisały zwykle nieco wolniej i dawały bardziej przemyślane odpowiedzi od kłamców.

 

Program wykorzystujący system uczenia maszynowego wykazał się bardzo wysoką skutecznością w odróżnianiu kłamców od osób prawdomównych. Podczas testów, wskaźnik dokładności wynosił od 85% do 100%, podczas gdy ludzie zwykle potrafią rozpoznawać oszustów z dokładnością około 50%.

 

Zespół naukowców zamierza rozwijać swój algorytm i testować go na większej liczbie uczestników. Niewykluczone, że tego typu wykrywacze kłamstw staną się w przyszłości częścią popularnych komunikatorów internetowych.

 


Buraki ćwikłowe doskonałe wpływają na zdrowie

Wiele warzyw bardzo dobrze wpływa na nasze zdrowie. Jednym z nich jest z pewnością burak ćwikłowy. Jego lecznicze działanie było postulowane już od dawna, podsumujmy naszą wiedzę o tej czerwonej bulwie.

 

Buraki ćwikłowe są niesłusznie mylone z burakami cukrowymi. Jednak oprócz części wspólnego genomu te dwa warzywa mają niewiele wspólnego. Burak cukrowego zawiera wiele sacharozy i jest stosowany wyłącznie do wytwarzania przemysłu cukrowego. Z kolei burak ćwikłowy zawiera dużo błonnika, o niskiej zawartości cukru i ma wspaniały smak.

 

Burak zawiera wszystkie elementy potrzebne do zachowania zdrowia. Jego ciemny, intensywny kolor czerwony jest spowodowany obecnością Betaniny, której pozytywne cechy nie są powszechnie znane. Betanina ma na przykład działanie przeciwrakowe, a przede wszystkim chroni wątrobę, prostatę i płuca. W burakach jest dużo witaminy B9, która jest istotna szczególnie dla kobiet w ciąży, ponieważ pozwala na uniknięcie potencjalnych zakłóceń w rozwoju płodu.

 

Sok z buraków może służyć jako doskonałe źródło witamin (A, B1, B5, B6, C i E) i minerałów, takich jak potas, magnez i wapń. Buraki są bogate w witaminę K, która wspiera krzepnięcie krwi. Dlatego ludzie, którzy biorą leki przeciwzakrzepowe powinni korzystać z nich z umiarem.

Buraki są wyjątkowo bogate we flawonoidy, które są rodzajem przeciwutleniaczy. Chronią nas one przed wolnymi rodnikami, które często mogą być przyczyną chorób układu krążenia. W jednym z brytyjskich badań stwierdzono, że picie soku z buraków może spowodować nawet wzrost wytrzymałości sportowców i to aż o 16%. Efekt ten jest prawdopodobnie spowodowany dużą zawartością azotanów w soku, które w kontakcie ze śliną przekształcany w azotyny. Te azotyny powodują, że mięśnie sportowców otrzymują więcej tlenu i składników odżywczych.

 

W skórze buraków znajduje się trzy razy więcej przeciwutleniaczy niż w jego miąższu. Więc spożywając buraki należy pomyśleć o takich metodach jego przygotowania, które ją zachowują. Burak może być gotowany lub jedzony na surowo w sałatce. Szczególnie dobrze komponuje się z cykorią oraz olejem z orzechów włoskich. Buraki można usmażyć jako chrupiące płatki i przede wszystkim są głównym składnikiem słynnego barszczu z Europy Wschodniej.

 

 

 

 


Podczas gdy trwają spory o sieć 5G Chińczycy rozpoczną już prace nad siecią 6G

Już wkrótce, sieć 5G będzie stopniowo wdrażana w wielu krajach świata. Wielka Brytania ma nadzieję wprowadzić 5G już w tym roku, natomiast w Polsce, nowa sieć może zostać wprowadzona w Łodzi do końca 2020 roku, a w kolejnych latach rozprzestrzeni się na całą Polskę. Tymczasem Chiny spoglądają dalej w przyszłość i nieoficjalnie przystąpiły już do prac nad siecią 6G.

 

W tym roku, Chiny uruchomiły projekt, skupiający się na nowej i jeszcze szybszej sieci 6G. Naukowcy rozpoczęli badania koncepcyjne, a prace nad nową siecią formalnie ruszą już w 2020 roku. To tylko potwierdza wcześniejsze doniesienia, że Chiny chcą zostać globalnym liderem – nie tylko na polu sieci 5G, ale też 6G.

 

Informację o nowym projekcie ujawnił Su Xin z Ministerstwa Przemysłu i Technologii Informacyjnej. Sieć 6G, według założeń, będzie aż 10 razy szybsza od sieci 5G, czyli umożliwi przesyłanie danych z niewyobrażalną prędkością 1 terabita na sekundę.

 

Chiny rozpoczną prace nad siecią 6G w 2020 roku, a jej komercjalizacja może nastąpić w 2030 roku. Wszystko oczywiście będzie zależeć od przebiegu prac nad nową technologią. Trudno wyobrazić sobie, aby filmy w jakości 4K lub nawet 8K można było pobierać w mgnieniu oka, ale właśnie nad takim rozwiązaniem pracują chińscy naukowcy.

 


Załogowy statek kosmiczny Dragon firmy SpaceX eksplodował podczas testu

W ostatni weekend wykonywano jeden z testów bezpieczeństwa statku kosmicznego Dragon wyprodukowanego przez prywatną firmę SpaceX. Niestety test się nie udał, a pojazd eksplodował! To bardzo komplikuje plany Amerykanów w zakresie powrotu zdolności wynoszenia ludzi na orbitę okołoziemska.

Program załogowych lotów kosmicznych amerykańskiej firmy Spacex  zakładał pierwszy załogowy lot już w lipcu tego roku.  Po ostatniej eksplozji silników, która zniszczyła pojazd, jest prawie pewne, że z ambitnych planów nic nie będzie. Wszystkie systemy muszą zostać ponownie sprawdzone, a to oznacza, że nie jest realistyczne przetestowanie pojazdu z załogą wcześniej niż pod koniec tego roku.

Kłopoty SpaceX to również problem dla NASA, bo amerykańska agencja kosmiczna utraciła zdolność wynoszenia ludzi na orbitę wraz z zakończeniem programu załogowych lotów amerykańskich wahadłowców. Od tego czasu amerykańscy astronauci dostają się na orbitę okołoziemską za pomocą rakiet i pojazdów kosmicznych produkcji rosyjskiej, z serii Sojuz problem w tym, że każdy start to koszt 80 milionów dolarów, które USA musi płacić Rosji za transport swoich ludzi na orbitę.

Kongres USA od dawna naciska na opracowanie technologii, która umożliwi odzyskanie zdolności do samodzielnego wynoszenia w kosmos swoich astronautów.  Droga, którą obrano, zakłada powierzenie budowy odpowiedniej technologii przedsiębiorstwom prywatnym, które następnie będą świadczyć usługi dla agencji kosmicznej NASA. To właśnie dlatego weekendowa eksplozja statku kosmicznego Dragon jest takim problemem dla USA.

Oznacza to po prostu, że okres kiedy największa potęga na świecie nie będzie w stanie samodzielnie umieścić na orbicie okołoziemskiej w swoich astronautów potrwa jeszcze dłużej, co wiąże się z kosztami i utratą prestiżu. Przedstawiciele SpaceX bagatelizują eksplozję  nazywając ją anomalią. Trudno im się dziwić, ponieważ mają z NASA wielomiliardowy kontrakt i problem taki jak ten stawia i ich w bardzo trudnej sytuacji.

 

Oczywiste jest to, że nie można ryzykować życia ludzi skoro doszło do takiego problemu podczas testów. Astronautyka nie wybacza błędów, a jeśli do nich dochodzi w czasie lotów załogowych, każdy błąd może oznaczać śmierć załogi, co byłoby dodatkowym elementem hamującym rozwój takiej technologii przez USA. Obecnie tylko USA i Chiny są w stanie wynosić astronautów na orbitę.