Grudzień 2017

The Guardian pisze, że Polska i Węgry mogą zostać pierwszymi "państwami zbójeckimi" UE!

Szkalowania Polski ciąg dalszy. Nasze państwo jest atakowane przez Niemcy i Unię Europejską, ponieważ mieszkańcy podczas ostatnich wyborów wybrali złą partię polityczną. Mieli wygrać ci, którzy posłusznie wykonywali rozkazy i potajemnie kolaborowali z Rosją oraz zamierzali sprowadzić do nas nielegalnych islamskich imigrantów. Jak mawiał klasyk: demokracja jest dobra, dopóki wygrywają nasi. Proniemiecka opcja polityczna przegrała, a Bruksela i Berlin wspierają teraz antypolską opozycję w Polsce, którą traktowano jak kolonię.

 

Od dłuższego czasu słychać jazgot z Europy Zachodniej. Doszło już nawet do tego, że "totalna opozycja" i jej sympatycy zaczęli donosić na Polskę i z radością przyjmują krytykę Unii Europejskiej, która nieustannie wylewa się w kierunku naszego państwa. W kontekście Polski, w lewicowych mediach stale przewijają się tematy o łamaniu demokracji i wolności, naruszaniu praworządności i rzekomym rasizmie, który ma objawiać się tym, że nie chcemy w naszym kraju tzw. uchodźców wojennych, którzy zwykle preferują życie na socjalu, gwałcą Europejki, prześladują wyznawców innych religii, a w wielu przypadkach są po prostu islamskimi terrorystami.

 

Kilka dni temu, brytyjski dziennik The Guardian napisał, że Polska i Węgry sprawiają Unii Europejskiej tyle problemów, iż mogą zostać uznane za największe wyzwania w nadchodzącym 2018 roku - nawet większe niż Brexit. Co więcej, autor artykułu Jon Henley twierdzi, że rzekome naruszanie norm i wartości kultywowanych przez UE, niechęć do muzułmańskich imigrantów oraz naruszanie w naszym kraju "zasad praworządności" może oznaczać, że Polska i Węgry zostaną uznane za pierwsze "państwa zbójeckie". Artykuł o podobnym tonie i przesłaniu pojawił się niedawno również na łamach agencji prasowej Bloomberg i został opracowany przez trzech polskich dziennikarzy.

 

Zwróćmy uwagę, że Stany Zjednoczone stosują termin "państwa zbójeckie" wobec Iranu, Korei Północnej, Syrii i Wenezueli. Wcześniej zaliczano do nich także Afganistan, Irak, Jugosławię i Libię, czyli państwa, które w wyniku napaści zbrojnej i bombardowań zostały "zdemokratyzowane". Pamiętajmy, że Niemcy mają przygotowany plan na wypadek zagrożenia upadkiem Unii Europejskiej i mogą użyć sił zbrojnych w sytuacji gdy Polska i inne kraje Europy Środkowej i Wschodniej zechcą wyjść z Unii celem utworzenia własnego bloku gospodarczo-polityczno-wojskowego. Nie będzie więc przesadą stwierdzenie, że Polska jako tzw. państwo zbójeckie może zostać zaatakowana przez Niemcy, które będą chciały przywrócić u nas dawny porządek.

Na dzień dzisiejszy opcja militarna nie wchodzi w grę, ale wywierany jest coraz większy nacisk na Polskę. Przeciwko nam uruchomiono już artykuł 7 Traktatu UE, który pozwoli nałożyć sankcje na nasz kraj. Prawdopodobnie dojdzie do utraty unijnych środków finansowych. Według niemieckiego dziennika "Frankfurter Allgemeine Zeitung", Polska wraz z Czechami i Węgrami mogą stracić około 12 miliardów euro.

 

Europa zmaga się dziś z islamskim terroryzmem a ludność cywilna ginie podczas zamachów, Hiszpania ma problem z Katalonią, nielegalni imigranci nadal zalewają i islamizują kontynent, Wielka Brytania opuszcza Unię Europejską, ale według Brukseli to właśnie Polska sprawia największe problemy. Ostatnio przejęła się nawet losem prześladowanych przez rząd komunistów. Oczywiście byłoby inaczej, gdyby Platforma Obywatelska odzyskała władzę, co na obecnym etapie wydaje się mało prawdopodobne. Jeśli nie będzie innego wyjścia, jedynym logicznym rozwiązaniem będzie wystąpienie ze struktur Unii Europejskiej i aktywne rozwijanie projektu o nazwie Trójmorze.

 


Donald Trump oskarża Chiny o sprzedawanie Korei Północnej ropy naftowej mimo sankcji

Czy chiński statek dostarczył ropę naftową dla Korei Północnej, wbrew Radzie Bezpieczeństwa ONZ? Takiego zdania są Stany Zjednoczone oraz Korea Południowa, jednak Chiny idą w zaparte i stale wypierają się rzekomego przewinienia.

Dziś południowokoreańskie władze poinformowały, że od 24 listopada 2017 roku prowadzono śledztwo dotyczące statku bandery chińskiej, który, jak się okazuje, 19 października 2017 roku przetransportował 600 ton ropy naftowej do statku północnokoreańskiego.

Wyniki śledztwa Południowej Korei w szczególności rozsierdziły prezydenta Stanów Zjednoczonych, Donalda Trumpa, który od dłuższego czasu wywiera nacisk na Chiny, aby kraj ten zaostrzył sankcje gospodarcze wobec Korei Północnej, przede wszystkim na rzecz ograniczenia ich programów nuklearnych oraz rakietowych. W czwartek Trump zatweetował:

„Przyłapani NA GORĄCYM UCZYNKU. Jestem bardzo rozczarowany, że Chiny zezwalają na transport ropy do Korei Północnej. Nigdy nie będzie przyjaznego rozwiązania problemu Korei Północnej, jeśli tak będzie się działo”.

Tak się składa, że Chiny mogłyby być ekonomicznym kołem ratunkowym dla reżimu Kim Dzong Una, który stale przeprowadza testy międzykontynentalnych rakiet balistycznych. Jednak rzecznik ministerstwa praw zagranicznych Chin, Hua Chunying, kategorycznie odpycha jakiekolwiek zarzuty, twierdząc, że zarówno USA, jak i Korea Południowa mijają się z faktami, a ich oskarżenia są nieprawdziwe i krzywdzące. 


Popularny portal społecznościowy stanie się w Chinach oficjalnym elektronicznym dowodem tożsamości

Chiny zaczynają wprowadzać nowe elektroniczne dowody tożsamości. Cały system indentyfikacyjny będzie opierał się o bardzo popularny chiński portal społecznościowy WeChat. Aplikacja w smartfonie będzie spełniać rolę dowodu osobistego.

 

WeChat to potężna i wszechstronna aplikacja, która funkcjonuje nie tylko jako komunikator internetowy i platforma społecznościowa, ale pozwala także robić zakupy i realizować płatności. Powstała w 2011 roku i na dzień dzisiejszy posiada niemal miliard aktywnych użytkowników w Chinach. Wkrótce WeChat otrzyma kolejną dodatkową funkcję.

 

Na początku tygodnia władze lokalne prowincji Guangdong powiadomiły, że mieszkańcy już wkrótce będą mogli korzystać z aplikacji WeChat tak jak z dowodu osobistego. Firma Tencent Holdings, do której należy ten serwis społecznościowy, rozpoczęła współpracę z Ministerstwem Bezpieczeństwa Publicznego. W najbliższym czasie w Guangdong rozpocznie się pilotażowy program "WeChat ID", który już na początku 2018 roku zostanie rozszerzony o kolejne prowincje aż obejmie cały kraj.

Konta założone na platformie społecznościowej mają służyć jako oficjalny elektroniczny dowód tożsamości. Dzięki zainstalowanej na smartfonie aplikacji WeChat będzie można zrobić dosłownie wszystko i załatwiać wszelkie sprawy, również w urzędach. Cały ten system będzie polegał na technologii biometrycznej - użytkownik będzie musiał potwierdzać swoją tożsamość skanując twarz aparatem umieszczonym w telefonie. Sprawdzaniem tożsamości zajmie się sztuczna inteligencja.

 

Elektroniczny dowód osobisty rozwiązuje problem kradzieży tożsamości, ponieważ sztuczna inteligencja potrafi z wyjątkową precyzją rozpoznawać i rozróżniać twarze ludzi. Jest to główna zaleta tego systemu. Ponadto, rozwiązanie to ma chronić prywatność, ponieważ użytkownicy nie będą musieli nosić ze sobą tradycyjnego dowodu tożsamości, natomiast dane osobiste na platformie WeChat są zakodowane i niedostępne dla innych. Jednak najpoważniejszym problemem tej technologii jest jeszcze większa kontrola władz nad społeczeństwem. Wystarczy wyobrazić sobie, że w hotelu czy w urzędzie musimy potwierdzać swoją tożsamość dzięki Facebookowi. Władze Chin będą posiadać wszystkie niezbędne informacje o swoich mieszkańcach na jednym serwisie społecznościowym, co w połączeniu z nadchodzącym projektem Social Credit System, czyli ocenianiem życia poszczególnych jednostek i przyznawaniem lub odbieraniem punktów życiowych wygląda wręcz przerażająco.

 


W Anglii powstaje pasażerski dwuosobowy autonomiczny dron pionowego startu

Brytyjski startup, Autonomous Flight, zaprojektował nowego pasażerskiego drona, który zdaniem firmy, jest w stanie diametralnie zmienić postrzeganie transportu publicznego. 

 

Urządzenie zwane Y6S reklamowane jest jako panaceum na zatłoczone drogi. Aby skrócić czas już teraz wielu bogatych ludzi korzysta z własnych śmigłowców. Koncept Autonomous Flight zakłada stworzenie powietrznej taksówki dostępnej dla każdego.

 

Dron jest przeznaczony dla dwóch osób, a jego prędkość maksymalna wynosi 110 km/h. Urządzenie będzie posiadać napęd elektryczny i akumulator litowo-jonowy, ładunek, który wystarcza do pokonania 130 kilometrów. Y6S mają w założeniu latać na wysokości około 500 metrów.

Oficjalnie poinformowano, że egzemplarz koncepcyjny drona zostanie stworzony do marca 2018 r. Pierwsze misje załogowe planowane są na wrzesień przyszłego roku. Autonomiczne urządzenie latające jest reklamowane jako zdolne do dotarcia w 12 minut z centrum Londynu do lotniska Heathrow.

Autonomous Flight pracuje również nad dwoma innymi dronami. Przeznaczonym dla klientów biznesowych Y6S Plus, który będzie mógł przewozić 4 osoby, oraz ośmiomiejscowy duży dron AS1. 

 

Przedstawiciele brytyjskiej firmy w wywiadzie prasowym wyrazili nadzieję, że w ciągu 10 lat zostaną opracowane specjalne prawa rządzące ruchem lotniczym autonomicznych urządzeń latających. Aby świat przyszłości z podniebnymi autostradami się ziścił, taki rodzaj transportu potrzebuje odpowiednich regulacji ustawowych, które normowałyby zasady używania dronów pasażerskich pionowego startu i lądowania.

 

 


Opłaty za karetki pogotowia w USA są tak wysokie, że ludzie w USA zamawiają Ubera aby dostać się do szpitala

W Stanach Zjednoczonych opłata za przejazd do szpitala karetką pogotowania może wynieść nawet 1000 dolarów. Nic dziwnego, że ludzie zaczęli szukać innych, tańszych rozwiązań nawet w tak nagłych przypadkach i obecnie do szpitala dojeżdża się tam Uberem.

Uber, czyli usługa transportu samochodowego kojarząca poprzez aplikację pasażerów z kierowcami, został wprowadzony do 766 miast w 43 stanach USA. W Polsce wprowadzenie usługi wywołało niemały skandal i wojnę z taksówkarzami, którzy poczuli, że za sprawą konkurencyjnych cen kierowców amerykańskiego przedsiębiorstwa tracą klientów. Na podstawie danych ze Stanów Zjednoczonych widać jednak, że pasażerowie zamieniają na Ubera nie tylko taksówki, ale także karetki pogotowia.

 

Zgodnie z szacunkami, korzystanie z karetki pogotowia w Stanach Zjednoczonych zmalało już o 7 %, ponieważ pacjenci dojeżdżają do szpitala Uberem. Twórcy usługi proszą jednak pasażerów o zachowanie ostrożności i nie decydowanie się na przejazd samochodem osobowym w niebezpiecznych okolicznościach.

Koszt przejazdu karetką pogotowia jest dla wielu ludzi w USA poza zasięgiem finansowym. W Polsce o tym, czy pacjentowi przysługuje bezpłatny przejazd transportu sanitarnego, decyduje lekarz, a i tak jest to możliwe jedynie dla osób objętych ubezpieczeniem zdrowotnym. Dla osób nieubezpieczonych koszt przejazdu karetką w Polsce waha się w okolicach 300-400 zł. Pytanie, czy pojawią się konflikty z Uberem także ze strony Narodowego Funduszu Zdrowia?

 

 


W Sankt Petersburgu spadł niebieski śnieg

Mieszkańców Petersburga przestraszył i jednocześnie zdziwił niesamowity śnieg w kolorze niebieskim, który pokrył okolice Prospektu Aptekarskiego. Należy zauważyć, że pomimo wizualnego piękna, niecodzienny i nieoczekiwany opad niepokoi mieszkańców miasta.

 

Lokalni ekolodzy nie ustalili jeszcze przyczyny tego niezwykłego zjawiska. Nie wiadomo, czy niebieski śnieg jest niebezpieczny dla ludzi i środowiska jako całości. Brak informacji, czy zawiera on jakieś substancje szkodliwe. Eksperci Rosprirodnadzoru mają zamiar przeprowadzić bardziej szczegółowe analizy.

 

Mieszkańcy miasta tymczasem przedstawili swoje wersje dotyczące błękitnego „puchu”. Romantyczni ludzie wierzą, że jest to dar z nieba na święta i Nowy Rok. Zwolennicy teorii o UFO żartują, że są to sztuczki kosmitów. Bardziej pragmatyczni obywatele uważają, że było to spowodowane przedostaniem się do gleby kobaltu. Dlatego rodzice nie spieszą się, żeby wypuszczać dzieci na dwór w celu lepienia niebieskich bałwanów. Mieszkańcy obawiają się także o zwierzęta, w tym także o te bezpańskie.

 


Odkryto występujące w oceanach nienormalne podwójne wiry oceaniczne

Naukowcy już jakiś czas temu ustalili, że na morzach i oceanach, powstają wielkie wiry o średnicy dochodzącej do kilkuset kilometrów. Są to tak zwane wiry mezoskalowe, które przekazują na duże odległości ogromne ilości wody i ciepła. Spekulowano, że mogą one występować w parach, bo wynikało tak z wyliczeń matematycznych, ale długo takie formacje istniały tylko teoretycznie. Tym razem udało się je zaobserwować za pomocą satelitów.

 

Te nigdy wcześniej niezarejestrowane anomalie wykryli naukowcy z Uniwersytetu w Liverpoolu. Dzięki obserwacjom satelitarnym zidentyfikowano po raz pierwszy te połączone ze sobą przez mechanikę płynów, olbrzymie wiry. Ustalono też, że poruszają się one w przeciwnych kierunkach.

Źródło: University of Liverpool

Pierwsze połączone wiry oceaniczne zostały dostrzeżone na Morzu Tasmana, na wschód od Australii. Kolejny taki przypadek odnotowano na południowym Atlantyku u zachodniego wybrzeża Afryki Południowej. 

 

Według naukowców, te wodne formacje mogą bardzo szybko przemieszczać małe morskie zwierzęta na długich dystansach. Potwierdzono, że wiry obracają się w przeciwnych kierunkach, choć są ze sobą połączone. Ustalono też, że taki wspólny dryf wirów może trwać nawet 6 miesięcy.

Stwierdzono również, że pojedyncze wiry mezoskalowe niemal zawsze podróżują na zachód, ale te występujące w parach są w stanie poruszać się na wschód i to z prędkością do 10 razy większą od konwencjonalnych wirów. Ich wpływ na ziemski klimat jest jeszcze nieustalony, ale z pewnością istnieje, bo przemieszczające się ciepło wywołuje zapewne wpływ na cyrkulację atmosferyczną.

 

 


W Chinach odkryto szczątki smoka sprzed 120 milionów lat!

W północno-wschodnich Chinach zespół paleontologów wydobył nietypowe skamieniałości pradawnego zwierzęcia. Badania wykazały, że są to szczątki latającego gada. Odkrycie bezpośrednio nawiązuje do smoków z chińskiej mitologii.

 

Skamieliny należą do latającego stwora sprzed 120 milionów lat. Naukowcy nadali nowemu gatunkowi nazwę Guidraco venator, która dosłownie oznacza latającego ducha smoka. Zwierzę należało do grupy pterozaurów, czyli latających gadów, które żyły mniej więcej od 210 do 65 milionów lat temu i mogły być pierwszymi latającymi kręgowcami.

Źródło: Xialin Wang et al./Naturwissenschaften/Springer

Paleontolodzy odkryli szczątki czaszki smoka, która posiada dość nietypowy kształt i bardzo długą paszczę. Przypuszcza się, że latający gad mógł żywić się rybami. Szacowana długość skrzydeł Guidraco venator mogła wynosić od 4 do 5 metrów.

 

Bardzo podobne szczątki pterozaurów odkrywano dotychczas w Brazylii. Tymczasem szczątki tego zwierzęcia zostały znalezione w północno-wschodnich Chinach. Zaintrygowało to naukowców, ponieważ znalezisko z Azji sugeruje, że pozostałości po pterozaurach mogą być odnajdywane również w innych częściach świata.

 


Rosja domaga się, aby Stany Zjednoczone wycofały wojska z Syrii

Samozwańcze Państwo Islamskie w Syrii praktycznie przestało już istnieć. W związku z tym powróciła kwestia obecności sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych, które stacjonują w Syrii i oficjalnie zwalczają terroryzm. Rosyjskie władze wskazują, że skoro sytuacja została już opanowana to USA powinny wycofać swoich żołnierzy.

 

Minister Spraw Zagranicznych Siergiej Ławrow wskazał, że Stany Zjednoczone i jej międzynarodowa koalicja nie zostały poproszone o pomoc przez syryjski rząd, ani nie otrzymały nawet zgody od Rady Bezpieczeństwa ONZ na interwencję w obcym państwie. Jego wypowiedź jest reakcją na oświadczenie Sekretarza Obrony USA Jamesa Mattisa, zgodnie z którym wojska amerykańskie mają pozostać w Syrii tak długo, aż dojdzie do zmiany w rządzie w Damaszku - to znaczy gdy prezydent Baszar Assad utraci władzę.

 

Ławrow zwrócił uwagę, że Stany Zjednoczone najwyraźniej zamierzają kontrolować część syryjskiego terytorium, aby osiągnąć swoje cele i wcale nie chodzi tu o walkę z ISIS, które w Syrii już praktycznie nie istnieje. Rzeczniczka MSZ Rosji Marija Zacharowa zauważyła również, że islamscy rebelianci otrzymali nowe uzbrojenie. 27 grudnia dokonali ostrzału rakietowego na bazę lotniczą Hmejmim w prowincji Latakia. Dwa pociski zostały wtedy przechwycone przez rosyjski system obrony powietrznej Pancyr, trzeci nie trafił w cel. Natomiast dzień wcześniej, terroryści zestrzelili nad muhafazą Hama syryjski samolot wojskowy z pomocą przeciwlotniczego zestawu rakietowego MANPADS.

 

W tym samym czasie szef Sztabu Generalnego Walerij Gierasimow oskarżył Stany Zjednoczone o udzielenie schronienia i przyłączenie zbiegłych bojowników ISIS do "umiarkowanego" ugrupowania zbrojnego Nowa Armia Syrii, które funkcjonuje w południowej części Syrii przy granicy z Irakiem, gdzie USA i Wielka Brytania mają swoje bazy wojskowe. Rosyjski generał dodał, że Ministerstwo Obrony jest w posiadaniu danych wywiadowczych, które potwierdzają współpracę amerykańskich sił zbrojnych z islamistami.

 

Kontrola nad Syrią ma dla Stanów Zjednoczonych istotne znaczenie w kwestii zatrzymania ekspansji Iranu w kierunku Izraela. Całkiem niedawno dowódca sił specjalnych wchodzących w skład irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej generał Qassem Soleimani zapowiedział, że jeśli amerykańscy żołnierze nie opuszczą Syrii to zostaną do tego zmuszeni. Ostatnie wydarzenia na Bliskim Wschodzie sugerują, że wkrótce może wybuchnąć kolejna wojna - nie wiadomo jednak czy będzie to kolejna wojna pośrednia na terytorium innego państwa, czy też będziemy świadkami wojny na całego, która podpali cały region.

 


Potężna eksplozja wulkanu Sinabung w Indonezji 

Wulkan Sinabung położony na indonezyjskiej wyspie Sumatra, rozpoczął kolejną dużą erupcję. Potężny wybuch nastąpił o godzinie 13:30 czasu lokalnego. Pióropusz popiołu i gazów rozprzestrzenił się na południe, wschód i południowy wschód od krateru.

 

W wielu pobliskich wsiach doszło do opadów popiołu, które wpływają destrukcyjnie na rolnictwo i grożą poważnymi problemami oddechowymi. Środowy wybuch Sinabunga nie spowodował na szczeście żadnych ofiar, ale ci, którzy mieszkają w czerwonej strefie wokół wulkanu musieli zostać ewakuowani. 

Ewakuacje dotyczyły w sumie ponad 3 tysięcy rodzin, które mieszkają na obszarach narażonych na skutki kolejnych wybuchów wulkanu. Ich realokacja była niestety koniecznością, ponieważ wulkanolodzy ostrzegają, że parametry aktywności wulkanicznej Sinabunga i towarzysząca im aktywność sejsmiczna, pozostaje na wysokim poziomie, więc prawdopodobieństwo nowej erupcji jest duże.

 

 


Krwawy atak bombowy w Kabulu - zamachowiec zabił 41 osób

W czwartek w stolicy Afganistanu miał miejsce zamach terrorystyczny. Samobójca wysadził się w powietrze w tłumie. Pojedynczy atak islamisty spowodował wiele ofiar wśród ludzi.

 

Zdarzenie miało miejsce około godziny 10:30 czasu lokalnego w Kabulu. Państwo Islamskie przyznało się do ataku na szyickie centrum kultury Tabajan, w którym odbywała się uroczystość z okazji 38. rocznicy interwencji ZSRR w Afganistanie. Eksplozja dosięgła również siedzibę redakcji agencji prasowej Afgan Voice.

Zamachowiec wszedł do tłumu i zdetonował założone na sobie ładunki wybuchowe zabijając co najmniej 41 osób. Około 84 ludzi zostało rannych. Na miejscu zdarzenia miały miejsce dwie kolejne eksplozje, które nie jednak nie wyrządziły żadnych strat.

Państwo Islamskie zostało praktycznie wyeliminowane z Syrii i Iraku, lecz terroryści pozostają aktywni w innych państwach Bliskiego Wschodu i Afryki. Część z nich uciekła do Europy udając uchodźców. ISIS coraz częściej przeprowadza zamachy w Afganistanie, atakując zarówno talibów, jak i żołnierzy afgańskich i amerykańskich.

 


Aresztowani saudyjscy książęta muszą zapłacić królowi okup, aby odzyskać wolność

Na początku listopada w Arabii Saudyjskiej miało miejsce potężne polityczne trzęsienie ziemi. Władze rozpoczęły masowe aresztowania bogatych książąt a jeden z nich niespodziewanie zginął podczas tajemniczej katastrofy śmigłowca. Wielkie czystki polityczne nie wywołały jednak żadnego oburzenia na Zachodzie, podczas gdy aresztowania w Turcji związane z nieudanym przewrotem z 2016 roku postrzegane są jako zamach na demokrację.

 

Wszyscy zatrzymani książęta i biznesmeni należący do saudyjskiej rodziny królewskiej zostali zamknięci w luksusowym hotelu Ritz-Carlton w Rijadzie. Oficjalnie oskarżono ich o korupcję. To w zupełności wystarczyło, aby umocnić władzę króla i jego następcy. Jednym ruchem rząd pozbył się nawet tych najbardziej wpływowych biznesmenów - wśród nich jest między innymi Al-Walid ibn Talal, jeden z najbogatszych ludzi na świecie.

 

Jak dotąd nic nie wskazuje na to, że aresztowani mieli prowadzić działalność korupcyjną, a przynajmniej żadne dowody przeciwko nim nie trafiły do szerszej publiki. Około dwustu bogatych książąt, którzy zajmowali w przeszłości różne ważne stanowiska polityczne jest zmuszanych do zapłacenia okupu za swoją wolność. Rijad twierdzi, że części majątków dorobiono się nielegalnie i zatrzymani powinni teraz oddać te pieniądze rządowi. Mowa o wielkich kwotach, które zasilą słabnącą gospodarkę państwa.

 

Według mediów, 23 osoby zapłaciły już okup i zostały zwolnione. Wśród nich jest książę Mutaib bin Abdullah, syn byłego króla Abdullaha, który musiał wyłożyć ponad miliard dolarów. Władze domagają się, aby Al-Walid ibn Talal zapłacił aż 6 miliardów dolarów, lecz wtedy majątek saudyjskiego filantropa skurczyłby się o ponad 30% i prawdopodobnie dlatego negocjacje z nim nie przebiegają pomyślnie.

 

Około 180 biznesmenów i książąt wciąż przebywa w zamknięciu w hotelu Ritz-Carlton i tam zmuszani są do oddania części swoich pieniędzy. Według nieoficjalnych doniesień, władze wynajęły najemników z amerykańskiej organizacji wojskowej Blackwater, aby ci zajęli się przesłuchiwaniem i torturowaniem więźniów. Donald Trump oficjalnie poparł działania saudyjskiego rządu twierdząc, zatrzymani od wielu lat "doili" państwo, a tym samym stanął po stronie monarchii, która skonsolidowała władzę.

 


Turcja potwierdziła, że kupuje od Rosji systemy przeciwlotnicze S-400

Pozostająca wciąż w NATO Turcja poinformowała właśnie o planie zakupu nowoczesnych rosyjskich systemów obrony przeciwlotniczej S-400. Kontrakt ma wartość 2,5 mld dolarów. 

Zawarcie kontraktu potwierdził już szef tureckiego MON, Nurettin Canikli. Wcześniej oświadczenie w sprawie podpisania umowy na dostarczenie zaawansowanej broni przeciwlotniczej S-400 wydała rosyjska firma zbrojeniowa Rostec.

 

Ogłoszono, że 45 proc. wartości kontraktu Turcja zapłaci z wyprzedzeniem, a reszta zostanie sfinansowana z kredytu, który udzieli Rosja. Pierwsze zestawy rakietowe zdolne do obrony tureckiego nieba, zostaną dostarczone w 2020 roku.

Zaawansowany system rakietowy ziemia-powietrze potrafi zestrzelić samoloty, pociski manewrujące oraz rakiety balistyczne w odległości nawet 400 km. Wielu ekspertów od technologii militarnych twierdzi, że S-400 jest znacząco skuteczniejszy i tańszy niż amerykański odpowiednik, system Patriot. 

Świadczą o tym liczne parametry, w tym zastosowana technologia radarowa umożliwiająca dookólną a nie jedynie kierunkową detekcję celów. Znacznie tańsze jest też utrzymanie rakiet, które są składowane w szczelnych kontenerach.

 

Turecko-rosyjska transakcja może zaskakiwać, bo jeszcze w grudniu 2015 roku wydawało się, że oba kraje stanęły na skraju wojny, po zestrzeleniu rosyjskiego samolotu Su-24, zestrzelonego na granicy turecko-syryjskiej. Minęły dwa lata i nie dość, że między Turcją i Rosją nie ma wojny, to jeszcze Rosjanie sami sprzedają im technikę wojskową przeznaczoną do zestrzeliwania dronów, śmigłowców i samolotów.


 


Ekologiczny przełom. Chiny wprowadzają u siebie handel emisjami CO2

Chiny są krajem, który emituje największą ilość dwutlenku węgla do naszej atmosfery, jednak sytuacja ta może zmienić się w ciągu najbliższych lat. Chiński rząd stale inwestuje w odnawialne źródła energii, a niedawno poszedł nawet o krok dalej i ogłosił najbardziej ambitny na świecie plan redukcji emisji – handel zanieczyszczeniami powietrza.

Handel przydziałami do zanieczyszczeń polega na wydawaniu zezwoleń uprawniających do emisji określonej ilości danej substancji. Zezwolenia mogą być kupowane i sprzedawane na zasadach rynkowych, a ich ilość jest stopniowo ograniczana, co ma powodować wzrost popytu oraz ceny.

 

W ramach nowego projektu chińskiego rządu, firmy zanieczyszczające powietrze mają płacić krocie za swoje emisje. Ponieważ Chiny posiadają niezwykle rozbudowany system produkcyjny, mają duże szanse pobić rekord w handlu emisjami zanieczyszczeń. 

 

Chińskie firmy otrzymają od rządu specjalne przyzwolenie na maksymalną ilość emisji, a jakiekolwiek jej przekroczenie będzie dodatkowo płatne. To jednak nie wszystko – jeśli firma wyemituje mniej szkodliwych gazów, niż przewiduje ograniczenie, będzie mogła na tym zarobić. Wydaje się, że tak przemyślana zachęta rzeczywiście może zdać egzamin.  

Uruchomienie rynku uprawnień do emisji dwutlenku węgla nie jest jednak nowością i wiemy już, że nie należy do zadań łatwych. Coś podobnego już w 2005 roku próbowała wprowadzić na przykład Unia Europejska, jednak ostatecznie zakończyło się to niepowodzeniem, ponieważ wydawano zbyt wiele bezpłatnych uprawnień, a wiele państw dokonywało oszustw podatkowych, które w 2009 roku oszacowano na 7 mld euro.

 

Problemem całego przedsięwzięcia pozostaje także ciągła trudność w doprecyzowaniu danych na temat emisji. Być może śmiałe plany Chin ułatwią im wywiązanie się ze zobowiązań podjętych w ramach umowy klimatycznej w Paryżu. Rosnące zaangażowanie kraju jest zadziwiające tym bardziej, że na przykład Stany Zjednoczone wycofały się całkowicie z umowy paryskiej.

 

 


Fala spekulacji po licznych startach rakiet na całym świecie. Czy coś dziwnego dzieje się w kosmosie?

Coraz więcej obserwatorów sugeruje, że coś dziwnego dzieje w przestrzeni kosmicznej. Ma temu dowodzić niezwykłe wzmożenie startów rakiet kosmicznych. W ciągu 5 dni, od 22 grudnia do 26 grudnia 2017 roku cztery supermocarstwa; USA, Rosja, Japonia i Chiny, przeprowadziły wystrzelenia rakiet. Oficjalnie wszystkie przewoziły satelity, ale czy na pewno?

Sekwencja globalnych startów rakiet kosmicznych wygląda następująco.

22 grudnia 2017: USA  (SpaceX) - Ładowność: 10 satelitów. 
22 grudnia 2017: Japonia (JAXA) - Ładowność: 2 satelitów. 
26 grudnia 2017: Rosja (Roscosmos/Armia Rosyjska) - Ładowność: 1 satelita. / ICBM Topol
26 grudnia 2017: Chiny - Ładowność: Nieznana. 

Z informacji medialnych wynika, że z nieznanych powodów Rosja utraciła kontakt z wynoszonym satelitą tuż po uruchomieniu rakiety 26 grudnia. Co w tym samym czasie Rosjanie wykonali również start rakiety balistycznej Topol/SS-25, którą wystrzelono z poligonu Kapustin Jar.   

Skutki wystrzelenia rakiety Topol widziane w Austrii

Taka kumulacja uruchamia teorie spiskowe, bo wiele osób sądzi, że te wszystkie wystrzelenia w niemal tym samym czasie to nie przypadek i mówi się, że wszystkie te wysłane nagle satelity mają monitorować coś co znajduje się w przestrzeni kosmicznej. Sugeruje się, że chodzi o mityczną planetę X, która nieprzerwanie zbliża się do Ziemi.

 

Ludzi znacznie łatwiej przekonać do fantastycznych wyjaśnień po tym gdy na całym świecie widziano niezwykłe światła. Oficjalnie były to efekty towarzyszące właśnie tych startów rakietowych, ale dzięki swej niesamowitości skutecznie pobudziło to wyobraźnię wielu osób.

 

Można też spekulować, że te liczne starty w krótkim czasie mogą mieć za zadanie poradzenie sobie z jakąś nadlatującą asteroidą, która znalazła się na kursie kolizyjnym z Ziemią. Kto wie czy wystrzelenie aż dwóch rakiet przez Rosjan, w tym rakiety typu ICBM, nie miało za zadanie właśnie upewnienia się, że problem taki został rozwiązany za pomocą broni jądrowej.

 

Gdyby to wszystko było utrzymywane w tajemnicy, to rzeczywiście taka walka z zagrażającą nam asteroidą wyglądałaby z punktu widzenia nieuświadomionego społeczeństwa jak kolejne starty wielu rakiet w krótkim czasie. Już dawno zapowiedziano, że o ile zdołamy zauważyć na czas zagrażającą Ziemi asteroidę, to jedyne co możemy zrobić to detonować koło niej kolejne głowice jądrowe, aby zepchnąć ją z kursu przy możliwie jak najmniejszej jej fragmentacji. 

 

Zapewne każdy z takich wybuchów i tak posłałby w stronę Ziemi jakieś szczątki, które byłyby obserwowane jako jasne w miarę wolno poruszające się meteory spadające na różnych szerokościach geograficznych. W ciągu ostatnich dni rzeczywiście zaobserwowano wiele takich spadających ognistych obiektów, których nie sposób przypisac do żadnych znanych nam cyklicznych rojów meteorów. 

Jednego tylko dnia, 23 grudnia doszło do dwóch obserwacji takich jasnych meteorów. Jeden spadł nad Morzem Śródziemnym i Hiszpanią, a drugi nad Finlandią. Podobne obserwacje poczyniono wczoraj w Stanach Zjednoczonych gdzie astronomowie określili je jako nietypowe o tej porze roku i przyznali, że nie sposób je przypisać do żadnego znanego roju meteorów i są to jakieś odrębne samotne ciała niebieskie.  

 

Czy te liczne upad meteorów, które obserwujemy obecnie na całym świecie to zwykłe skumulowane starty rakiet z satelitami, zaplanowane dużo wcześniej? A może to właśnie tak wyglądają próby neutralizacji jakiegoś zagrożenia jakie dla Ziemi wywołało odkryte niedawno ciało niebieskie? Jeśli tak było to miejmy nadzieję, że ziemska tarcza nie zawiodła.