Październik 2017

Nadchodzi przełom w medycynie! Już w grudniu dojdzie do pierwszego przeszczepu głowy

Znany włoski neurochirurg dr. Sergio Canavero ogłosił, że w grudniu tego roku zostanie podjęta próba pierwszego w historii przeszczepu głowy. Brzmi to co prawda jak scenariusz jakiegoś horroru, ale nie jest to fikcja, ale rzeczywistość. Ochotnikiem, który zgodził się na podjęcie ryzyka takiej operacji jest 30-letni Rosjanin, Walery Spiridonow.

 

Pacjent ten od dawna cierpi na chorobę Werdniga-Hoffmann, powodującą pogorszenie zdolności przekazywania sygnałów neurologicznych, co prowadzi do atrofii mięśni, kłopotów z oddychaniem i przełykaniem. Obecnie nie ma kuracji pozwalających nawet an poprawienie komfortu życia takich chorych.

 "Jedyną rzeczą, którą czuję, jest poczucie przyjemnego zniecierpliwienia, podobnie jak przygotowywałem się na coś ważnego przez całe moje życie i to się zaczyna." - powiedział Spiridonow

Oczywiście pacjent ma świadomość, że procedura, której zamierza się poddać, niesie za sobą liczne zagrożenia. Lekarze ją wykonujący będą musieli zdołać ponownie podłączyć rdzeń kręgowy, co może być bardzo trudne, o ile w ogóle wykonalne.

Walery Spiridonow - źródło: TACC

Nie wiadomo też czy głowa nie odrzuci nowego ciała. Odrzuty są bardzo częstym skutkiem przeszczepów, więc to ryzyko istnieje również w tym przypadku. Spiridonow twierdzi, że zdaje sobie sprawę z ryzyka tej procedury, ale i tak zamierza ją przejść.

 

W przeszłości próbowano już dokonywać przeszczepów głowy u zwierząt. Najbardziej obiecujące eksperymenty wykonywano na małpach. W zeszłym roku, Sergio Canavero wraz z dr. Xiaoping Renem, neurochirurgiem z chińskiego uniwersytetu medycznego Harbin i jego zespołem, dokonali przełomu eksperymentując na małpach. Wykonano udany przeszczep głowy, a zwierzę przeżyło przez 20 godzin po czym zostało uśmiercone. Przedtem stwierdzono jednak, że mózg zwierzęcia nie uległ żadnemu uszkodzeniu. Chińscy naukowcy, w ramach przygotowań do pierwszej operacji na człowieku, prowadzili również testy na ludzkich zwłokach.

Wspomniany Xiaoping Ren, ma spore doświadczenie przy przeszczepach głowy, ponieważ wykonał procedurę na 1000 różnych myszy. Po 10-godzinnej procedurze myszy potrafiły oddychać, napić się, a nawet widzieć. Niestety żadna z myszy nie przeżył dłużej niż kilka minut.

 

Wielu specjalistów medycznych uważa, że Canavero z tą procedurą medyczną posuwa się za daleko. Opisuje się ją jako niemożliwą do przeprowadzenia. Rzeczywiście przeżycie tak skomplikowanej operacji jest bardzo mało prawdopodobne, ale ewentualny sukces oznaczałby przełom w medycynie, na miarę tego jaki spowodował pierwszy udany przeszczep serca. 

 

Jeśli uda się opracować skuteczną metodę łączenia rdzenia kręgowego, może to pomóc przywrócić niezależność osobom niepełnosprawnym. A niektórzy ludzie, tak jak Spiridonow, czują, że jest to warte ryzyka. Sergio Canavero twierdzi, że jeśli zabieg zakończy się powodzeniem, to w ciągu kilku następnych lat będzie można przeprowadzić pierwszy przeszczep samego mózgu.

 

 


Sąd w islamizowanej Francji nakazał usunięcie krzyża z pomnika Jana Pawła II

Ploërmel to niewielkie miasteczko we francuskiej Bretanii, które stało się niedawno sławne z powodu pomnika Jana Pawła II, który zaczął przeszkadzać miejscowym masonom. Francuski sąd nakazał usunięcie krzyża, którego obecność w przestrzeni publicznej jest podobno pogwałceniem ustawy o laickości państwa z 1905 roku.

 

Donos na pomnik złożyło tak zwane "stowarzyszenie wolnomyślicieli" (Libre Pensée du Morbihan), które uznało, że krzyż, znajdujący się na szczycie pomnika stanowi "ostentacyjny symbol religijny". Ta grupka ateistów usiłuje doprowadzić do usunięcia pomnika papieża Polaka już od 2009 roku. Tym razem są blisko osiągnięcia swojego celu.

 

Pomnik Jana Pawła II w Ploërmel, którego autorem jest rosyjski rzeźbiarz, gruzińskiego pochodzenia Zurab Cereteli, może zostać albo zdekompletowany, czyli zdemontuje się wieńczący go krzyż, albo musi zniknąć z przestrzeni publicznej. Mówi się też o możliwości przeniesienia monumentu do kraju, w którym chrześcijaństwo nie jest jeszcze zwalczane w takim stopniu jak we Francji. 

 

Gotowość przyjęcia pomnika zadeklarował już polska premier Beata Szydło. Wcześniej podobnie twierdziły władze węgierskiego miasta Tata. Mer Ploërmel, Patrick Le Diffon , ma jeszcze nadzieję, że uda się tego uniknąć. Planuje on zmianę klasyfikacji miejsca gdzie stoi monument, aby nie można było twierdzić, że to teren publiczny.

 

Walka z chrześcijaństwem trwa we Francji właściwie od czasu rewolucji francuskiej. To właśnie wtedy stworzono koncepcję rozdziału państwa od Kościoła, co miało zapewnić brak wpływów religijnych na sprawy państwowe. Jednak jest to przestrzegane bardzo wybiórczo i właściwie nie dotyczy islamistów. Burki co prawda są zabronione, ale i tak modlący się publicznie muzułmanie są tam codziennością. Tylko, że francuscy ateiści baliby się wystąpić tak jawnie przeciwko islamistom, bo mogłoby to się dla skarżących skończyć bardzo nieprzyjemnie, a chrześcijan można dowolnie atakować, bo najwyżej nadstawią drugi policzek.

 

 


Wojna z Koreą Północną już w pierwszych dniach pochłonie 300 tys. ofiar

Wznowienie konfliktu na Półwyspie Koreańskim może doprowadzić do setek tysięcy ofiar w pierwszych dniach wojny nawet bez użycia broni jądrowej. Takie stwierdzenie zawarto w 62- stronnicowym raporcie służb badawczych Kongresu USA – informuje Bloomberg. Biorąc pod uwagę gęstość zaludnienia, konflikt wojskowy „może dotyczyć więcej niż 25 milionów ludzi po obu stronach granicy, w tym 100 tys. obywateli USA”.

 

Nawet jeśli KRLD użyje broni konwencjonalnej, w pierwszych dniach liczba zgonów będzie wahać się od 30 tys. do 300 tys.  osób. Wnioski takie wyciągnięto po przeanalizowaniu rozmieszczenia artylerii Korei Północnej, która jest w stanie dokonać ogromnych zniszczeń w Korei Południowej, w tym głównie w Seulu. Według naukowców, artylerzyści KRLD mogą wystrzelić do 10 tys. pocisków na minutę.


 
Wybuch wojny na Półwyspie Koreańskim, według raportu, doprowadzi do masowej mobilizacji sił amerykańskich i lądowania Amerykanów na Półwyspie Koreańskim. Duże straty wojenne są nieuniknione. Eksperci zauważyli, że konflikt może wykraczać poza półwysep w przypadku przystąpienia do konfrontacji Chin.

Ich zdaniem Rosja i Japonia także mogą stać się stronami konfliktu. Prawdopodobnie obie strony konfrontacji prowadzą podobne analizy. 27 października br. sekretarz obrony USA James Mettis powiedział, że w odpowiedzi na każde użycie broni nuklearnej Korea Północna otrzyma „masową odpowiedź wojskową, która będzie skuteczna i przytłaczająca.”

 

 


Przez wybuch wulkanu Tinakula na Wyspach Salomona zabrakło wody pitnej

Władze Wysp Salomona wysłał partię wody pitnej dla ofiar erupcji wulkanicznej Tinakula na Wyspę Reef. Oczekuje się, że statki będą w stanie dostarczyć niezbędne zapasy wszystkim potrzebującym w ciągu kilku najbliższych dni, donosi Radio NZ.

Przypomnijmy, że ze względu na silną emisję popiołu z wulkanu Tinakula woda na Wyspie Reef jest niezdatna do spożycia. W wielu miejscach jedynym źródłem słodkiej wody pozostają kokosy.

Najtrudniejsza sytuacja jest na wyspie Fenualoa. Ponadto, władze są zaniepokojone losem ludzi na wyspie Nupani z powodu trudności z komunikacją (brak pewnych informacji z tych miejsc). W rejonie Tinakula wstrzymano ruch lotniczy. Nie wiadomo na razie, jak duże są straty związane z erupcja ww. wulkanu.

 


Węgierski wywiad na polecenie Viktora Orbana ma rozpracować siatkę George'a Sorosa

Najwięksi krytycy polskich i węgierskich władz zwykle opłacani są z pieniędzy George'a Sorosa, miliardera i spekulanta finansowego, który posiada bardzo silne wpływy w całej Europie. W jego kieszeni siedzi wielu polityków, dziennikarzy oraz całe rzesze organizacji pozarządowych. Siły Sorosa bardzo chętnie zajmują się donoszeniem na Polskę i Węgry do Unii Europejskiej, która z kolei grozi karami za rzekome łamanie demokracji.

 

W Rosji działalność instytucji powiązanych z Sorosem jest nielegalna. Podobne kroki w tej sprawie podejmują Węgry. Miliarder opłaca organizacje pozarządowe, aby te próbowały wpływać na sytuację polityczną w danym kraju. Taką ingerencję w sprawy wewnętrzne obserwujemy również w Polsce, która jak dotąd nie zakazała działalności organizacji należących do George'a Sorosa.

 

Tymczasem Węgry prowadzą bardzo aktywną walkę. Władze dążą do zamknięcia finansowanego przez "filantropa" Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego, co spotyka się z ostrą reakcją ze strony Unii Europejskiej. W lipcu rozpoczęto antysorosową kampanię, która wyjaśnia, że miliarder jest odpowiedzialny za masowy napływ nielegalnych migrantów destabilizujących Europę. Niespodziewanie Izrael stanął po stronie Węgier i poparł nagonkę na Sorosa.

 

W piątek podczas wywiadu dla radia Kossuth FM premier Victor Orban powiedział, że służby wywiadowcze mają rozpracować siatkę Sorosa i namierzyć ludzi, którzy skarżą się Unii Europejskiej, popierają ataki na Węgry i zmuszanie tego państwa do zmiany polityki w kwestii masowej nielegalnej migracji. Na celowniku węgierskich agentów znajdą się finansowane z zewnątrz organizacje pozarządowe, ale także dziennikarze i politycy. Victor Orban najwyraźniej spodziewa się wzmożonej aktywności sorosowców przed i w trakcie wyborów parlamentarnych, które odbędą się w 2018 roku.

 


Do Polski zmierza orkan Grzegorz. Silny wiatr i ulewy zagrożą Polakom

Wszystko wskazuje na to, że najbliższe kilkanaście godzin będzie wyjątkowo wietrzne. Stanie się tak ponieważ do naszego kraju dociera właśnie kolejny orkan, tym razem o imieniu Grzegorz. Skutkiem tego czeka nas wiatr wiejący w porywach z prędkością nawet 130 km/h!

 

IMGW wydał ostrzeżenia pierwszego i drugiego stopnia. Najbardziej wiało będzie w sobotę, niedzielę i w poniedziałek. Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wystosował ostrzeżenia dla województw warmińsko-mazurskiego, podlaskiego, mazowieckiego, zachodniopomorskiego i pomorskiego. Na północnym zachodzie naszego kraju może wiać ze średnią prędkością 45 km/h, a w porywach nawet 100 km/h.

 

Orkan uderzy dzisiaj w nocy i będzie na doskwierać w ciągu niedzieli, Synoptycy spodziewają się, że wiatr będzie się tylko wzmagał. Jutro nad morzem wiatr będzie wiał od 85 km/h do 100 km/h, zależnie od miejsca na wybrzeżu. Spodziewane są również ulewne opady deszczu. Może spaść nawet do 40 litrów wody na metr kwadratowy. Na Bałtyku trwa sztorm o sile 10 w skali Beauforta. 

Ostrzeżenia drugiego stopnia wystosowano dla województw lubuskiego, dolnośląskiego, śląskiego, opolskiego, małopolskiego, podkarpackiego i wielkopolskiego. W tych miejscach należy się spodziewać nie tylko silnego wiatru ale też obfitych opadów deszczu.. W górach może spaść nawet śnieg.

 

 


W Chinach stworzono kopię czworonożnego robota kroczącego Boston Dynamics

W Chinach stworzono czworonożnego robota kroczącego o nazwie Laikago. Zewnętrznie urządzenie przypomina podobnego robota amerykańskiej firmy Boston Dynamics. Nie wiadomo czy konstrukcja opiera się na wykradzionej dokumentacji czy skopiowano tylko koncept. 

Według twórcy robota Xin Wang, jest on wielkim fanem Marka Reibera, założyciela Boston Dynamics, więc podobieństwa w designie nie są zaskakujące. Laikago jest pierwszym robotem chińskiego odpowiednika tej korporacji, która nazywa się Unitree Robotics. 

 

Poinformowano, że prototyp będzie wykorzystywany jako platforma eksperymentalna. Zdaniem twórców Laikago, takie roboty mogą być wykorzystywane jako kurierzy do wysyłania paczek, albo do przenoszenia ekwipunku żołnierzy. US Army tożsame urządzenia z Boston Dynamics nazywa "mułami", ale z pewnością roboty takie sa w stanie również wykonywać działania bojowe.  

 

W tej chwili Laikago nie jest jeszcze w pełni autonomiczny i robot jest sterowany pilotem. Urządzenie nie ma jeszcze rozwiniętych niektórych systemów, na przykład wciąż brak mu kamer i radarów, ale ma sprawny żyroskop i jest w stanie utrzymywać równowagę. Laikago utrzymuje równowagę nawet na nierównej powierzchni. Nie upadnie, nawet jeśli zostanie popchnięty.

Eksperci z  Unitree Robotics przewidują rozwój robota i planują dodać mu dodatkowe moduły.  Stworzenie Laikago kosztowało około 30 tysięcy dolarów , jednak, według deweloperów, ta kwota zmniejszy się, o ile dojdzie do masowej produkcji takich robotów.

 

 

 


Zmiany klimatu doprowadzą do katastrofalnych powodzi w Nowym Jorku

Według przewidywań klimatologów największe miasto Stanów Zjednoczonych, czyli Nowy Jork, do 2030 roku będzie wielokrotnie cierpiał z powodu cyklicznych powodzi. Eksperci sądzą, że będą one wywoływane przeważnie przez huragany i burze tropikalne.

 

Zdaniem specjalistów z dziedziny klimatologii, można przewidzieć, że wielkie powodzie w Nowym Jorku będą występowały w interwałach czasowych wynoszących około 5 lat. Aby potwierdzić swoje przypuszczenia naukowcy przeanalizowali oczekiwane zmiany klimatyczne i ich możliwy wpływ na Nowy Jork w ciągu najbliższych 300 lat.

 

Swoje przypuszczenia naukowcy oparli na teorii twierdzącej, że na pewno wystąpi globalne ocieplenie i dojdzie do podniesienia poziomu oceanów na skutek rozmarzania pokrywy lodowej w Arktyce i Antarktyce. Gdyby tak się stało, faktycznie doprowadziłoby to do katastrofalnych powodzi, ale nie jest to wcale takie pewne jak się przedstawia, a wręcz poziom oceanów spada!

 

Już w przeszłości dochodziło do sporych powodzi w okolicach Nowego Jorku. Poziom wody wzrastał znacznie, ale takie katastrofalne zdarzenia miały miejsce najwyżej raz na 1000 lat. Jednak tak zwane globalne ocieplenie doprowadziło do tego że katastrofalne powodzie w tym mieście mogą występować częściej. Obecnie sugeruję się że ten interwał wynosi co 25 lat, a do roku 2030 roku może się to skrócić nawet do 5 lat.

Nowy Jork przeżył już niedawno taką powódź spowodowaną przez huragan Sandy z 2012 roku. spowodował on że pod wodą znalazły się części Manhattanu, Brooklynu i Staten Island. Ekstremalna pogoda zabiła wtedy 43 osoby i spowodowała że ponad 88 tysięcy budynków w stanie Nowy Jork zostało zalanych. Klimatolodzy obawiają się, że takie zdarzenia nie będą już wyjątkowe tylko staną się nieuchronnymi i znacznie częstszymi zagrożeniami.


 

 

 


Wytresowane zachodnie społeczeństwa zmieniają czas, nie wiedząc nawet dlaczego to robią

Dzisiaj w nocy wszyscy znowu zostaniemy podróżnikami w czasie. Na podstawie dyrektywy UE 2000/84/EC nastąpi zmiana czasu z tzw. letniego na zimowy, czyli lokalny. Coraz częściej zaczynają się jednak pojawiać głosy, że czynność ta nie ma żadnego sensu, a opowiadanie o mitycznych oszczędnościach prądu to po prostu propaganda. Po co zatem nadal to robimy?

 

Jak wielokrotnie udowodniono w badaniach, tak zwana zmiana czasu, źle wpływa na biorytm człowieka. Powoduje to bezsenność, a także zwiększa liczbę wypadków drogowych czy problemów kardiologicznych. Zmianę czasu z normalnego, czyli zimowego zwanego też lokalnym na wyimaginowany, czyli letni na ziemiach polskich wprowadził po raz pierwszy Adolf Hitler. W latach powojennych kontynuowano tę dziwną tradycję i trwa to do dzisiaj.

 

Zmiana czasu narzucana odgórnie przypomina pod pewnymi względami przypomina rozmaite akcje w postaci "wyłącz światło o dwudziestej i uratuj Ziemię". To raczej sposób na sprawdzenie siły oddziaływania w społeczeństwie w sposób bezrefleksyjny, którego aktem jest pstrykanie wyłącznikiem na rozkaz. W tym wypadku na rozkaz cofamy wskazówki i nikt nie zadaje sobie pytania po co ...

 

Wygląda na to, że jest to tylko sprawdzenie, czy obywatele nadal bezrefleksyjnie wykonują dowolną głupotę zarządzoną przez władzę. Przypomina to trochę przechodzenie na czerwonym świetle. W Polsce często można zaobserwować grupki ludzi tłoczących się na przejściach i czekających na zielone światło. Stoją tak i stoją nawet jeśli 500 metrów z lewej i z prawej nie widać żadnych samochodów. Stoją bo tak kazała władza. Ten sam mechanizm skłania ludzi do przestawiania zegarków, bo powiedziano im, że jest inna godzina niż w rzeczywistości. 

 

Jeśli to nie jest tresura to jak to nazwać? Oficjalnie jest to dostosowanie się do pory roku i mityczne oszczędności, których jednak nikt nie zna. Za to szkody są bardzo realne. Dwa razy w roku mamy przez to chaos w rozkładach jazdy, czego objawem są na przykład pociągi stojące na stacjach przez godzinę i czekające na właściwy czas, aby ruszyć dalej w drogę. Przeważnie z powodu zmiany czasu większość osób odczuwa po prostu dyskomfort, a możliwe są nawet dolegliwości zdrowotne takie jak zaburzenia snu, kłopoty kardiologiczne czy depresja, powodowana szybciej zapadającymi ciemnościami.

 

Już w 2014 roku ze zmiany czasu zrezygnowała Rosja. W Unii Europejskiej jako pierwsi o bezsensowności tej operacji mówili Czesi, potem Węgrzy, obecnie mówią to też Polacy i Duńczycy. Jednak ze względu na brak suwerenności państw członkowskich UE, decyzja o rezygnacji z czasu letniego i pozostaniu przy czasie lokalnym, należy do władz unijnych. Wygląda więc na to, że jeszcze długo będziemy tresowani w kręceniu wskazówkami zegarka na rozkaz.

 

 

 


Hiszpania oficjalnie rozwiązała rząd w Katalonii. Wojna domowa wisi w powietrzu!

Dzisiejszy dzień zostanie przez nas zapamiętany na bardzo długo. Hiszpania właśnie zawiesiła autonomię Katalonii, rozwiązała tamtejszy rząd i zapowiedziała przedterminowe wybory, tym samym będzie teraz dążyć do przejęcia kontroli nad regionem, w którym od tygodni trwa niebezpieczny spór. Decyzja Madrytu wyraźnie przyćmiła głosowanie w Katalonii za ogłoszeniem niepodległości.

 

W piątek podjęte zostały dwie ważne decyzje, które determinują przyszłość kraju. Prezydent Katalonii Carles Puigdemont od samego początku nie podejmował żadnych konkretnych decyzji i postanowił, że parlament zadecyduje co należy dalej zrobić. Odbyło się tajne głosowanie, na którym politycy wybrali jednostronne ogłoszenie niepodległości, co z kolei odbiera resztki nadziei na rozwiązanie konfliktu za pomocą dyplomacji.

 

W tym samym czasie, hiszpański Senat zatwierdził propozycję premiera Mariano Rajoya w kwestii zawieszenia autonomii Katalonii i przejęcia całkowitej kontroli nad regionem, tamtejszą policją, mediami i finansami. Podczas dzisiejszego wystąpienia, Rajoy ogłosił pierwsze ważne decyzje - zadecydowano o rozwiązaniu katalońskiego rządu i przejęciu uprawnień przez ministerstwa w rządzie centralnym. Zapowiedziano również przedterminowe wybory, które odbędą się 21 grudnia.

Premier Hiszpanii Mariano Rajoy - źródło: La Moncloa - Gobierno de España/CC BY-NC-ND 2.0

Co więcej, na początku przyszłego tygodnia Prokuratura Generalna Hiszpanii postawi część lub wszystkich katalońskich polityków, w tym prezydenta Carlesa Puigdemonta w stan oskarżenia. Jeśli ich działania zostaną podciągnięte pod rebelię to grozi im do 30 lat więzienia. Tu oczywiście władze Katalonii, którym właśnie odebrano sprawowanie kontroli nad regionem, otrzymują możliwość pokojowego rozwiązania sprawy i dobrowolnego oddania się w ręce Hiszpanii. W przeciwnym wypadku zobaczymy kolejny atak hiszpańskiej policji na zbuntowaną Katalonię, gdzie dojdzie do masowych aresztowań i zamieszek.

 

Wygląda na to, że nadzieje na secesję Katalonii były pogrzebane od samego początku. Wystarczy przypomnieć historię, która lubi się przecież powtarzać - 6 października w 1934 roku Katalonia ogłosiła niepodleglość, którą utraciła już po 10 godzinach. Doszło do aresztowania wszystkich członków rządu lokalnego. Teraz sytuacja się powtarza i ewidentnie widać, że Hiszpania podejmie wszelkie kroki, aby nie dopuścić do secesji. Groźba wybuchu wojny domowej pozostaje realna, ponieważ inne regiony autonomiczne również zainteresowane są zadeklarowaniem niepodległości.

 


Niezwykłe odkrycie - bakterie również posiadają zmysł dotyku

Interesującego odkrycia dokonał zespół badawczy z departamentu Biozentrum na Uniwersytecie Bazylejskim. Choć bakterie nie posiadają organów sensorycznych w klasycznym tego słowa znaczeniu to udało się wyjaśnić w jaki sposób rozpoznają powierzchnie i reagują na sygnały chemiczne. Mechanizm ten wykorzystywany jest przez patogeny podczas kolonizacji i ataku na komórki gospodarza.

 

W ostatnich dekadach, naukowcy dokonali znaczących postępów w badaniach nad postrzeganiem i przetwarzaniem sygnałów chemicznych przez bakterie. Jednak wciąż niewiele wiemy o mechanizmach, które pozwalają bakteriom odczytywać bodźce mechaniczne. Mamy zbyt małą wiedzę na temat tego w jaki sposób patogeny zmieniają swoje zachowania w odpowiedzi na te sygnały.

 

Bakterie Caulobacter crescentus posiadają wić, dzięki którym mogą poruszać się wewnątrz płynów. Jednak badania wykazały, że organellum zapewnia również bakteriom zmysł dotyku. Flagellum napędzane jest przepływem protonów do komórki przez kanały jonowe. Gdy pływające komórki dotykają powierzchni, układ napędowy ulega zakłóceniu, podobnie jak przepływ protonów. Według naukowców jest to sygnał dla bakterii, która następnie rozpoczyna produkcję adhezyny umożliwiającej silne przyleganie do komórek gospodarza. Wszystko to dzieje się w ciągu kilku sekund.

Bakterie Caulobacter crescentus są całkowicie nieszkodliwe dla człowieka i są bardzo często wykorzystywane w badaniach. Najnowsze odkrycie naukowców ma jednak duże znaczenie dla lepszego zrozumienia, kontroli i leczenia chorób zakaźnych. Wyniki badań zostały opublikowane na łamach czasopisma Science.

 


W Tanzanii kilkadziesiąt hipopotamów zaatakowało samotnego krokodyla

W internecie pojawił się interesujące nagranie przedstawiające walkę między stadem kilkudziesięciu hipopotamów i krokodylem. Niezwykłe starcie zostało uwiecznione w Parku Narodowym Serengeti w Tanzanii.

Nagranie zostało wykonane przez 71-letniego Harisha Kumara, który akurat podróżował przez park z grupą turystów z Holandii. To niezwykłe wydarzenie obserwowano tuż obok słynnego "Hippo Pool", w którym zwykle jest bardzo wiele tych zwierząt. Co zaskakujące agresywne hipopotamy nie zabiły gada, tylko go przepędziły.

 

Jeden z turystów zwrócił uwagę na dziwne poruszenie odbywające się w stawie hipopotamów. Jak się okazało, w samym jego środku znalazł się wielki krokodyl. Hipopotamy nie lubią przerośniętych jaszczurek i nie bardzo spodobała im się obecność gada w ich okolicy. 

Wielu osobom wydaje się, że są to spokojne zwierzęta, a w istocie zwłaszcza w środowisku wodnym ,to bezwzględni zabójcy. Krokodyl zdał sobie szybko sprawę, że ma kłopoty. Hipopotamy zaczęły deptać agresora i podrzucać go w powietrzu. Masywne zwierzęta odpuściły dopiero wtedy gdy krokodyl zdążył dotrzeć do otwartej wody i uciekł przed agresywnymi hipopotamami.

 


Pod naciskiem CIA, Donald Trump nie zgodził się ujawnić wszystkich akt w sprawie zabójstwa Kennedy'ego

Donald Trump obiecał udostępnić pozostałe kilka tysięcy tajnych dokumentów, które nawiązują do zabójstwa Johna F. Kennedy'ego i nigdy nie ujrzały światła dziennego. Okazuje się, że już w ostatnich godzinach prezydent USA zmienił zdanie pod naciskiem agencji CIA i FBI. Efektem tego jest publikacja większości pozostałych akt oraz utajnienie części z nich, które zawierają zbyt wrażliwe informacje.

 

Morderstwo 35. prezydenta Stanów Zjednoczonych wciąż pozostaje wielką tajemnicą. Choć 22 listopada 1963 roku służby zatrzymały potencjalnego strzelca, Lee Harvey'a Oswalda, nie ma absolutnej pewności czy to ten człowiek faktycznie odpowiada za śmierć JFK. Sytuację poważnie skomplikował fakt, że już po dwóch dniach Oswald, który przekonywał o swojej niewinności, został zabity z rąk gangstera Jacka Ruby'ego.

 

Jakiś czas temu Donald Trump zapowiedział opublikowanie reszty dokumentacji w sprawie zabójstwa Kennedy'ego. Amerykanie liczyli więc, że dowiedzą się prawdy, jednak w ostatniej chwili Trump stwierdził, iż nie miał innego wyjścia jak utrzymać w tajemnicy akta, w których umieszczone są najbardziej wrażliwe informacje.

Dokumenty w sprawie śmierci Kennedy'ego zostały w pełni odtajnione w 88%, a kolejne 11% dokumentów zostało częściowo ocenzurowanych. Obecnie mówimy o ujawnieniu 1% informacji - to jest niemal 4 tysiące materiałów. Ponad 2800 z nich już zostało opublikowanych w amerykańskich Archiwach Narodowych (NARA).

 

Z dokumentacji tej dowiadujemy się o śledztwie prowadzonym przeciwko Lee Harvey'owi Oswaldowi, który tuż przed zamachem przebywał w Meksyku gdzie odwiedził ambasadę Kuby i Związku Radzieckiego. Po śmierci JFK, FBI ostrzegało policję w Dallas przed możliwą próbą zamordowania podejrzanego. Tamtejszy szef policji zapewniał, że zamachowiec otrzyma dobrą ochronę podczas jego transportu do więzienia. Ostatecznie jak już wiadomo Oswald i tak został zastrzelony przez gangstera. Agencja FBI liczyła, że człowiek oskarżany o śmierć JFK tuż przed śmiercią opowie całą prawdę. Jednak Oswald zmarł i nie powiedział w tej sprawie ani słowa.

 

Dowiadujemy się, że komuniści mieli obawiać się utraty przywództwa w USA i ataku rakietowego na ZSRR, który mógł zostać zarządzony przez jednego z amerykańskich generałów. Jedną z ciekawszych informacji jest to, że 25 minut przed zamachem na JFK, dziennikarz brytyjskiego Cambridge News otrzymał tajemniczy telefon - rozmówca polecił mu, aby skontaktował się z amerykańską ambasadą w Londynie w sprawie "wielkiej wiadomości".

 

Ujawnione akta nie przedstawiają jednak żadnych szczegółów w sprawie zabójstwa Kennedy'ego. Być może jakieś konkrety zawarte są w dokumentach, które Trump postanowił utrzymać w tajemnicy. Prezydent USA nakazał przegląd pozostałej dokumentacji, który potrwa 6 miesięcy. Agencja CIA będzie mogła usunąć z niej niektóre nazwiska, po czym w nieco okrojonej wersji zostanie udostępniona. Zatem dopiero w przyszłym roku dowiemy się co skrywają te papiery, dlaczego USA tak zwlekają z ich publikacją i przede wszystkim kto tak naprawdę mógł stać za morderstwem Johna F. Kennedy'ego.

 

Źródła:

https://www.theguardian.com/us-news/2017/oct/27/release-jfk-files-fbi-warning-oswald-sovie...

http://www.zerohedge.com/news/2017-10-27/trump-backtracks-jfk-files-vows-release-just-abou...


Nadwyżka czyli deficyt. Banksterska ekonomia w służbie propagandy partii rządzącej

Jeszcze we wrześniu  triumfalnym tonem ogłoszono, że po raz pierwszy w historii Polska zanotowała nadwyżkę budżetową w wysokości 5 mld złotych. Propagandowemu zadęciu nie było końca. Teraz okazuje się, że już w październiku nadwyżka do dyspozycji socjalistycznego rządu PiS magicznie zmieniła się w deficyt budżetowy, i to nie byle jaki, bo budżet państwa zakończy rok 51 mld złotych na minusie.

Znowu okazało się, że zapewnienia o nadwyżce budżetowej, opowiadane przez złotoustego speca od prezentacji w powerpoincie , to tylko naginanie rzeczywistości typowe dla speców od kreatywnej księgowości. Zresztą bardzo podobne sztuczki robił poprzednik ministra Morawieckiego, Jan Vincent Rostowski, ale wtedy nie wmawiano jednak ludziom jednego miesiąca, że jest nadwyżka w budżecie a drugiego, że dziesięciokrotnie od niej większy dług.

 

Niestety tak to już zwykle bywa, że to co dobrze wygląda w programie do prezentacji trochę gorzej wygląda w arkuszu kalkulacyjnym, gdy zaczyna się obliczać wszystko dokładnie. Ta mityczna "nadwyżka" budżetu była w istocie propagandową sztuczką, nagłośnioną w rządowych mediach jako wielki sukces. 

Gdy kolejne grupy społeczne , jak lekarze, zareagowali na informacje o nadwyżce żądając podwyżek, nagle okazało się, że w kasie brakuje 51 mld złotych, które muszą zostać pokryte albo przez sprzedaż majątku, albo przez kreowanie długu dla przyszłych pokoleń. Przypomnijmy, że koszt socjalistycznego programu 500+ dostępnego dla niektórych wybrańców, to około 25 mld złotych rocznie. Z telewizji słyszymy cały czas jakie to są dobrze wydane pieniądze. I teraz widać jak na dłoni, że te dobrze wydane pieniądze to jest połowa deficytu. Czyli mają rację ci, którzy twierdza, że program 500+ jest finansowany emisją długu.

Po prostu tak już jest, że socjalizm polega na wydawaniu cudzych pieniędzy i jeszcze pal licho gdy wydaje się to co się ukradło swoim obywatelom w podatkach, ale gdy zaczyna się przekupywać ludzi rozdając im pożyczki zaciągane przez rząd to robi się bardzo groźnie, bo wkraczamy na drogę którą jeszcze niedawno stąpała Grecja, a wszyscy wiemy jak się to skończyło.
 

 

 


Erupcja wulkanu Agung na Bali może wywołać globalne ochłodzenie!

Wulkanolodzy z Indonezji od dawna obawiają się, że gwałtowna erupcja wulkanu Agung na Bali jest nieunikniona i może do niej dojść w ciągu najbliższych pięciu lat. Gdy gigant ten eksploduje, obniży średnią temperaturę na Ziemi o około 0,2 stopni Celsjusza!

 

Klimatolodzy potwierdzają, że erupcja tej skali jaka może się tam wydarzyć, spowodowałaby tymczasowy okres ochłodzenia. Dokładnie tak stało się po wybuchu wulkanu Pinatubo na Filipinach w 1991 roku. Nadworni eksperci religii globalnego ocieplenia są przerażeni taką perspektywą i zapewniają, że nawet taka emisja związków siarki nie powstrzyma go na stałe.

 

Jeśli erupcja nastąpi w 2018 roku i będzie podobna do poprzedniej, to pożegnamy globalne ocieplenie przynajmniej na cztery lata. Prognozy co do ochłodzenia opierają się na założeniu, że zjawisko El Niño będzie w fazie "neutralnej". Jeśli jednak będzie wtedy w fazie "negatywnej", La Niña, to średnia temperatura na Ziemi spadnie o 0,4 stopnia. Z kolei o ile do erupcji dojdzie w fazie "pozytywnej", wtedy ochłodzenie będzie prawie niezauważalne.

 

Od dawna wiadomo, że to wulkany są kluczowym czynnikiem wpływającym na klimat naszej planety. Mogą podnieść temperaturę, emitując ogromne ilości dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych, lub mogą ją ochłodzić, wypełniając stratosferę cząstkami popiołu i aerozolami związków siarki, odbijającymi promieniowanie Słońca.

Ludzkość doświadczyła już w historii kilku takich katastrof. Najbardziej znanym przykładem jest erupcja superwulkanu Toba, która miała miejsce około 70 tyś. lat temu, która doprowadziła do rozpoczęcia "wulkanicznej zimy", trwającej przez kilka lat. Doprowadziło to do niemal całkowitego wyginięcia ludzi, przetrwało tylko kilka tysięcy osobników gatunku homo sapiens. Mniejsze erupcje takie jak, eksplozja wyspy Tambor w 1815 r. spowodowały masowy głód i wybuch wielu plag.

 

Wulkan Agung jest jednym z największych wulkanów warstwowych w tropikalnej części Azji i jest znany naukowcom z powodu rzadkich, ale bardzo silnych erupcji. Ostatni raz Agung "obudził się" w 1963 roku, a jego erupcja doprowadziła do śmierci około tysiąca mieszkańców wyspy. Konsekwencją tego wydarzenia była także serii nagłych zmian klimatycznych.

 

Od września bieżącego roku sejsmologowie rejestrują szereg wstrząsów w obrębie kaldery wulkanu. Wulkanolodzy uważają, że jest to pierwszym dowodem na to, że Agung zaczął się budzić. Nie wiadomo jednak czy jego nowa erupcja wystąpi w ciągu najbliższych miesięcy czy lat. Władze Indonezji przeprowadziły już prewencyjne ewakuacje około 100 tysięcy ludzi żyjących na stokach Agunga.