Porozumienie mówiące o zawieszeniu broni w Syrii jest coraz częściej ignorowane, choć oficjalnie wciąż mówi się o pokoju. Jednak nie można ignorować sytuacji, w której opozycja używa broni chemicznej a wspierające ją państwa arabskie i zachodnie nie chcą nawet komentować tych wydarzeń i zachowują się tak, jakby nic się nie stało.

W czwartek z terytoriów kontrolowanych przez islamistów i opozycję odpalono rakietę, która spadła w Sheikh Maqsood, na obrzeżach miasta Aleppo kontrolowanych przez siły kurdyjskie. Pocisk zawierał substancję chemiczną, która powodowała między innymi problemy z oddychaniem, co potwierdza Kurdyjski Czerwony Krzyż oraz lokalni lekarze.

Radykalna organizacja Jaysh al-Islam, wspierana i uznawana za "umiarkowaną opozycję" przez Arabię Saudyjską, rzekomego obrońcę praw człowieka, oraz Turcję i Stany Zjednoczone przyznała się do zastosowania "zakazanej" broni ale zapowiedziała, że sprawcy tego ataku zostaną ukarani. Tylko czy podczas masakry cywilów w mieście Adra w 2013 roku ukarano już tych, którzy palili bezbronnych ludzi żywcem i odcinali im głowy?

Według Kurdów, miesiąc temu w tym samym miejscu islamska rebelia również dokonała ataku chemicznego i jakoś żadne państwo nie oburza się, gdy w Syrii stosowana jest zakazana broń. Tymczasem jeszcze kilka lat temu wystarczyły same oskarżenia niepoparte dowodami aby zmusić syryjski rząd do oddania swojego arsenału broni chemicznej w ręce krzewicieli demokracji. Tym razem Stany Zjednoczone przymykają oko, zresztą podobnie było za czasów wojny iracko-irańskiej, gdy wojska Saddama Husseina broniły się przed kontrofensywą przy pomocy zabójczych gazów bojowych.

Źródło: http://en.alalam.ir/video/1806220