Listopad 2017

Pingwiny żółtookie znalazły się na skraju wyginięcia

Niestety kolejne gatunki zwierząt znikają z Ziemi, lub znajdują się na skraju wyginięcia. ostatnio dołączył do nich również pingwin żółtooki. 

 

Rzadkie żółtookie pingwiny, które żyją wyłącznie w Nowej Zelandii, stały się gatunkiem zagrożonym wyginięciem. Obecnie na całym świecie znajduje się nie więcej niż 1,8 tysiąca osób. Jeszcze w 2000 roku było ich około 7 tysięcy!

 

Według obrońców praw zwierząt przyczyną zmniejszenia populacji pingwinów są turyści i rybacy ze swoimi sidłami, w które łapią się pingwiny.

Żółtookie pingwiny wymierają, a winny jest temu człowiek. Pingwiny, które symbolizują Nową Zelandię i nawet są reprezentowane na ich pięciodolarówce, mogą wkrótce zniknąć. Naukowcy są pewni, że to ryzyko jest realne.

 

Pingwin żółtooki zyskał swą nazwę ze względu na żółtą otoczkę wokół oczu. Ma też podobną kolorystycznie część dzioba. Tak jak u większości pingwinów jego upierzenie ciała jest czarne, natomiast pod spodem przechodzi w biel. 

 

 


Implanty stymulujące mózg prądem elektrycznym po raz pierwszy testowane na człowieku

Naukowcy sfinansowani przez agencję rządową DARPA, która rozwija zaawansowane projekty wojskowe, zaczęli testować na człowieku nowe implanty mózgowe. Technologia ma leczyć pacjentów z różnych chorób psychicznych z pomocą odpowiednio dostosowanych impulsów elektrycznych.

 

Wiele dotychczasowych badań ujawniło, że stymulacja konkretnych regionów mózgu prądem elektrycznym pozwala osiągać różne korzyści, np. przyspieszyć wchłanianie wiedzy lub pozbyć się depresji. Potencjalnych zastosowań dla nowej technologii jest mnóstwo. Wystarczy po prostu potraktować prądem elektrycznym konkretny region w mózgu i należy uważać, aby nie przesadzić, bowiem na tej metodzie możemy tak samo zyskać jak i stracić.

 

Korzyści wynikające ze stosowania impulsów elektrycznych zachęciły do prac nad specjalistycznymi implantami, które mogłyby odpowiednio traktować nasz mózg prądem. Agencja DARPA sfinansowała w tym celu badania naukowe. Implanty stymulujące mózg prądem elektrycznym już powstały - teraz nadszedł czas na pierwsze testy kliniczne.

Niewielkie urządzenia korzystają z algorytmów, które wykrywają konkretne wzory aktywności mózgowej powiązanej z zaburzeniami nastroju. Gdy zachodzi taka potrzeba, implanty mogą stymulować regiony mózgu prądem elektrycznym o odpowiednim natężeniu, aby załagodzić chorobę lub wyleczyć pacjenta z danej dolegliwości. Może to być np. depresja, epilepsja lub Parkinson, ale w ten sposób można także poprawić przyswajanie wiedzy i zwiększyć kreatywność. W jednym przypadku dzięki stymulacji prądem udało się wybudzić pacjenta ze śpiączki.

 

Dotychczasowe badania pokazują jednak, że nie wszyscy uczestnicy zdołali skorzystać z dobrodziejstw nowej technologii, gdyż w wielu przypadkach nie obserwowano dosłownie żadnych korzyści. Testy kliniczne są potrzebne, aby zrozumieć dlaczego na jednych pacjentach stymulacja prądem działa, a na innych nie. To z kolei pozwoli stworzyć jeszcze lepsze i bardziej skuteczniejsze implanty, dzięki którym będzie można leczyć ludzi z przeróżnych dolegliwości. Zdecydowaną zaletą jest fakt, że leczenie odbędzie się bez udziału chemioterapii, zaś wyraźną wadą jest utrata prywatności - dzięki implantom naukowcy będą mieli w pewnym stopniu wgląd w wewnętrzne uczucia ludzi.

 


Nadciąga niż genueński! Wielki generator powodzi i śnieżyc może doprowadzić do rekordowych opadów!

Klimat w Polsce jest wyjątkowo zmienny i w związku z tym bardzo często trudne jest przygotowanie wiarygodnych prognoz meteorologicznych. Tym razem jednak specjaliści są pewni, że wiedzą co się stanie. Ich zdaniem nadciąga tak zwany niż genueński, a to oznacza kłopoty dla Polski.

 

Obszar niskiego ciśnienia, który uformował się nad Morzem Śródziemnym, jako front pogodowy nabrał wody i będzie zmierzał w kierunku północno-wschodnim. Oznacza to, że ciepłe i wilgotne powietrze znad morza zetrze się z zimnym powietrzem arktycznym. Takie połączenie prawie zawsze oznacza jedno, wystąpią obfite opady śniegu, które moga wywołać komunikacyjny paraliż.

 

Takie niże jak ten, należą do najniebezpieczniejszych zjawisk meteorologicznych w naszej części kontynentu europejskiego. To właśnie takie zjawisko spowodowało katastrofalną w skutkach powódź na Odrze w 1997 roku.  Tym razem powódź raczej nam nie grozi, ale może dojść do naprawdę silnych opadów śniegu. To jednak w zupełności wystarczy, aby wywołąć spore utrudnienia na dużej części naszego kraju.

W najbliższych dniach będziemy mieli do czynienia z wyjątkowo głębokim ośrodkiem niskiego ciśnienia, który jest napędzany przez prąd strumieniowy. Trudno w tej chwili powiedzieć czy będzie padał tylko ulewny deszcz ze śniegiem czy sam śnieg. Prawdopodobnie na dużej części kraju dojdzie do ataku zimy. Białego puchu może być nawet 20 centymetrów. Równie niebezpieczne mogą się okazać ulewy, które mogą miec potencjał, aby nawet wywoływać lokalne podtopienia.

 

Niż genueński przesuwa się obecnie w kierunku północnym. Teraz powoduje zamieszanie we Włoszech, jutro znajdzie się na Nizinie Węgierskiej, a potem zjawi się w Polsce. W czwartek jego centrum spodziewane jest nad Lubelszczyzną. To właśnie tam może dojść do bardzo intensywnych opadów śniegu i deszczu ze śniegiem. Biorąc pod uwagę to, że temperatury przy gruncie spodziewane są na poziomie 0 i 1 stopnia, można się spodziewać, że większość śniegu szybko stopnie i zamieni się w tak zwane błoto pośniegowe, które zalegać będzie na większości dróg w Polsce.

Niże genueńskie są dobrze znanym wzorcem pogodowym występującym cyklicznie w Europie. Najbardziej niebezpieczne są wtedy, gdy ze względu na sytuację baryczną  dochodzi do ich zablokowania na danym terytorium. Właśnie coś takiego było przyczyną tragicznej powodzi na Odrze w 1997 roku i na Wiśle w 2010 r.

 

Wszystko wskazuje na to, że tym razem nie dojdzie do powtórki z powodzi, ponieważ nie wygląda na to aby ten niż miał odpowiedni potencjał do jej wywołania.  Bez wątpienia jednak jest to sytuacja wyjątkowa i bardzo niebezpieczna, a to wymaga od nas szczególnej uwagi i ostrożności ze względu na to, że w najbliższych dniach zapanują u nas ekstremalne warunki pogodowe.

 

 

 


Rewolucja w motoryzacji zatrzęsie rynkiem surowców

Inwestowanie w surowce, a rozwój silników elektrycznych i motoryzacji.

Każdy inwestor powinien od czasu do czasu spojrzeć na otaczającą nas rzeczywistość z nieco dalszej perspektywy. Takie zachowanie pozwala nam zauważyć trendy, które niosą za sobą kluczowe zmiany dla świata, a co za tym idzie również dla rynków finansowych. Jednym z takich trendów jest rewolucja w motoryzacji, polegająca na przejściu w kierunku samochodów elektrycznych (EV).

 

Stan obecny i perspektywy rozwoju rynku EVs


W 2005 roku liczba samochodów elektrycznych w obiegu wynosiła zaledwie kilkaset egzemplarzy. W trakcie 2016 roku przekroczony został próg 2 mln samochodów napędzanych baterią (BEV) oraz pojazdów hybrydowych z możliwością doładowania (PHEV).


Źródło: Global EV Outlook 2017

Obecnie 80% samochodów elektrycznych na drogach na całym świecie, znajduje się w Stanach Zjednoczonych, Chinach, Japonii, Holandii i Norwegii. Udziały w rynkach lokalnych osiągnęły poziomy 23% w Norwegii i prawie 10% w Holandii. Oba te kraje należą do pionierów wprowadzania EVs na drogi publiczne.

Dynamiczny wzrost sprzedaży samochodów w Chinach (okres 2015-2016) sprawił, że Państwo Środka stało się największym rynkiem EV na świecie. Kraj ten dominuje również pod względem liczby e-skuterów i elektrycznych autobusów.

Perspektywy dla rozwoju rynku EV są już określone i uwarunkowane spadkiem kosztów oraz wzrostem wydajności ogniw alkalicznych opartych na licie (Li-Ion). Większość źródeł, prognozując dalszy rozwój tej technologii w oparciu o dane historyczne ocenia, że do roku 2040 udział sprzedaży EVs na rynku motoryzacyjnym przekroczy 35%.


Źródło: Bloomberg.com

 

Koszt i wydajność ogniw Li-Ion używanych w motoryzacji


Koszty baterii PHEV (samochodów hybrydowych z możliwością doładowania), spadły z poziomu około 1 000 USD/kWh w 2008 r. do 268 USD/kWh w 2015 r. Oznacza to redukcję kosztów produkcji o 73% w ciągu 7 lat. To oficjalne dane przedstawione przez Departament Energii Stanów Zjednoczonych (US DoE). W USA progiem dla ogniw elektrycznych używanych w samochodach jest 125 USD/kWh. Przy takim koszcie staną się one konkurencyjne w stosunku do pojazdów używających silników konwencjonalnych (US DoE, 2015).

Osiągnięcie tego celu oznacza dalsze zmniejszenie kosztów produkcji o 58% w ciągu 7 lat, co odpowiada ich spadkowi średnio o 10,3% rok do roku w latach 2016 - 2022. Niektórzy producenci celują jednak znacznie wyżej.

Tesla wskazuje, że koszt akumulatora Tesla Model S wynosi obecnie 240 USD za kWh, a oczekiwany docelowy koszt dla modelu 3 to 190 USD za kWh. General Motors poinformował, że cena akumulatora do Chevroleta Bolta spadła do 145 USD/kWh i że ma zamiar obniżyć koszty poniżej USD 100/kWh do roku 2022 (GM, 2015, EV Obsession, 2015). Z kolei Tesla zamierza przekroczyć barierę 100 USD/kWh do roku 2020 (HybridCARS, 2015).

Przy koszcie 240$/kWh baterie litowe stają się konkurencyjne z benzyną o wartości 3 USD/ galon. Przy koszcie 150$/kWh są również konkurencyjne z paliwem konwencjonalnym o wartości 2 USD/galon.

Obecnie (najnowsze dane pochodzą z I połowy 2016 roku) do największych producentów baterii dla EV należą (wg wartości sprzedaży):


Źródło: EV Obsession

 

Surowce wykorzystywane przy produkcji EVs i źródła ich pozyskiwania


Aby zaspokoić zapotrzebowanie dynamicznie rozwijającego się rynku samochodów elektrycznych, pojemność akumulatorów litowo-jonowych musi wzrastać o 21,7% rocznie. W 2015 roku wyniosła 15,9 GWh, ale do 2024 roku będzie to już 93,1 GWh.

Budowa anody typowego ogniwa Li-Ion to wykorzystanie głównie grafitu, jednak najbardziej kosztowna w produkcji (90% kosztów) i podlegająca najpoważniejszym udoskonaleniom technologicznym jest katoda zbudowana z wykorzystaniem wielu pierwiastków. Lit nie jest jedynym metalem, który trafia do katody choć występuje zawsze - inne metale, takie jak kobalt, mangan, aluminium i nikiel także są stosowane w różnych modelach.

Poniższa tabela pokazuje udział pierwiastków z wyłączeniem litu.

Źródło: opracowanie własne

Chociaż mangan i glin są ważne dla katod litowo-jonowych, są one również tańszymi metalami z olbrzymimi rynkami. To sprawia, że ​​są dość łatwe do nabycia dla producentów baterii.

Rynki litu, grafitu i kobaltu, są znacznie mniej rozwinięte – a na każdym z nich są problemy związane z podażą:

  • Ameryka Południowa: kraje "Trójkąta Litowego" stanowią 75% światowych zasobów litu: Argentyna, Chile i Boliwia.
  • Chiny: 65% grafitu pyłkowego jest wydobywane w Chinach. W związku z niską praktyką w zakresie ochrony środowiska i pracy, przemysł grafitu w Chinach był dotychczas pod szczególną kontrolą – niektóre kopalnie zostały nawet zamknięte.
  • Indonezja: wahania cen niklu mogą wpływać na producentów baterii. W 2014 roku Indonezja zakazała eksportu niklu, co spowodowało, że cena surowca wzrosła prawie 50%.
  • Demokratyczna Republika Konga (DRK): 65% całej produkcji kobaltu pochodzi z DRK, kraju, który jest politycznie niestabilny z głęboko zakorzenioną korupcją.
  • Ameryka Północna: firmy takie jak Tesla oświadczyły, że chcą by 100% potrzebnych surowców było systematycznie dostarczanych do USA i by jak najwięcej z nich pochodziło z Ameryki Północnej. Problem? Na razie tylko nikiel w znacznej ilości pochodzi z kontynentu. Kobalt nie był wydobywany w Stanach Zjednoczonych przez 40 lat, a w 2015 roku wydobyto zero ton grafitu. W pobliżu miejsca Tesla Gigafactory 1 działa tylko jedna jednostka wydobywcza litu, ale produkuje jedynie 1000 ton wodorotlenku litu rocznie. To nie wystarczy, aby podtrzymać prognozowaną produkcję baterii.


Jedyna licząca się kompania zajmująca się wydobyciem grafitu na kontynencie to Canada’s Eagle Graphite, lecz i ona będzie miała problem, by sprostać większemu zapotrzebowaniu na ten surowiec.

 

Zapotrzebowanie rynku EV na surowce


Przy wielu problemach z podażą metali energetycznych, sytuacja popytu jest znacznie prostsza. Konsumenci wymagają więcej baterii, a każda bateria składa się głównie z surowców takich jak: kobalt, grafit i lit.

Lit: Goldman Sachs szacuje, że model Tesla S z akumulatorem 70kWh wykorzystuje 63 kilogramów równoważnika węglanu litu (LCE) – to tyle co w 10,000 smartphonów. Co więcej, przy każdym 1% wzroście rynku pojazdów akumulatorowych (BEV) wzrasta zapotrzebowanie litowe o około 70 000 ton LCE rocznie. Ceny litu mocno wzrosły, ale mogą się zacząć obniżać po 2019 r., z uwagi na przewidywane rosnące dostawy.

Kobalt: Dziś do akumulatorów używamy około 40% kobaltu. Do roku 2019 oczekuje się, że 55% całkowitego zapotrzebowania na kobalt trafi do tego sektora. Produkcja kobaltu z Konga maleje zamiast rosnąć, zaczyna się pojawiać deficyt podaży. "W wielu aspektach przemysł kobaltu ma najbardziej kruche struktury dostaw ze wszystkich surowców akumulacyjnych" - Andrew Miller, Benchmark Mineral Intelligence

Grafit: w każdej anodzie baterii w modelu Tesla Model S (85kWh) jest 54 kg grafitu. Benchmark Mineral Intelligence prognozuje, że do końca 2020 r. anoda baterii na rynku grafitu (naturalnego i syntetycznego) będzie miała co najmniej potrójny rozmiar co zwiększy zapotrzebowanie na ten pierwiastek z 80 000 ton w 2015 r., do co najmniej 250 000 ton w 2020.

Miedź: BHP Billiton uważa, że ​​do roku 2035 na drogach będzie 140 milionów EV, czyli 8 procent całkowitej floty z 1,8 miliarda lekkich pojazdów. Przeciętny, pojazd zasilany elektrycznie wymaga około 80 kg miedzi - cztery razy więcej niż zwykły pojazd. Większość jest rozłożona na wiązkę przewodów (25%); silnik (40%) i akumulator (30%).

Budowa floty EV wykorzysta około 11 mln ton miedzi. Odejmując ilość, która byłaby wykorzystywana w pojazdach konwencjonalnych, "przesiedlonych" przez EV, rachunek sprowadza się do około 8,5 miliona ton nowego zapotrzebowania - co odpowiada obecnie ponad jednej trzeciej całkowitego globalnego wydobycia miedzi. Zgodnie z obecnymi cenami to około 38 mld dolarów na  rynku o wartości ok. 100 mld dolarów.

Pallad i platyna: głównym zastosowaniem platyny i palladu w motoryzacji jest budowa katalizatorów w celu zmniejszenia emisji, zwłaszcza z silników wysokoprężnych.

Znaczny spadek cen palladu i platyny w wyniku powszechnego przyjęcia EV, prawdopodobnie przyczyniłby się do szybkiego ograniczenia produkcji tych metali. Zakładając np. że cena platyny spadłaby o ok. 30%, poniżej progu rentowności znalazłoby się 80% przemysłu PGM w RPA i Zimbabwe (stanowiących 80% światowej podaży platyny).

Wygląda na to, że najlepszym rozwiązaniem jest inwestowanie w kontrakty na metal, natomiast unikanie spółek specjalizujących się w wydobyciu PGM. Wszystko dlatego, że wiele spośród tych przedsiębiorstw może nie przetrwać zmian na rynku.

Ropa naftowa: według Bloomberg New Energy Finance, EV mogą obniżyć dzienne zapotrzebowanie na ropę naftową o  2 miliony baryłek i to już do 2023 roku. To wygenerowałoby nadmiar oleju napędowego na rynku odpowiadający temu, co spowodowało kryzys naftowy w 2014 r. Wspomniany rozwój EV zmniejszyłby wartość rynku ropy o ok. 37 mld dolarów. Obecnie cały rynek wart jest ok. 1,8 bln dolarów.  

 

Podsumowanie


Wiele wskazuje na to, że w nadchodzącej dekadzie rozwój segmentu EV przyczyni się do znacznych zawirowań na rynku surowców przemysłowych, dotyczących głównie zapotrzebowania (a co za tym idzie ceny) metali akumulacyjnych. W którym kierunku pójdzie ewolucja ogniw alkalicznych trudno przewidzieć, niemniej z punktu widzenia obniżania kosztów uzyskania 1kWh najpoważniejszym pretendentem do zdominowania rynku wydają się być konstrukcje litowo-jonowe.

Jak zmieniłoby się zapotrzebowanie na surowce gdyby obecnie 100% sprzedawanych pojazdów było napędzanych elektrycznie? Wystarczy spojrzeć na poniższy wykres.


Zespół Independent Trader

www.IndependentTrader.pl


Pierwszy na świecie Android z obywatelstwem stwierdził, że chce mieć dzieci

Zdaje się, że powoli realizują się wszystkie oczekiwania, a także obawy osób zainteresowanych rozwojem sztucznej inteligencji. W zeszłym miesiącu Arabia Saudyjska przyznała obywatelstwo androidowi o imieniu Sophia. W niedawnym wywiadzie dla The Khaleej Times androidka zasugerowała, że chciałaby założyć własną rodzinę.

Jeszcze w czerwcu, w wywiadzie dla Good Morning Britain, Sophia wypowiadała się, że ma dopiero nieco ponad rok i jest zbyt młoda aby myśleć o „romansach”. Jak widać jej rozwój poszedł naprzód, ponieważ w najnowszej rozmowie odpowiedzi były znacznie bardziej śmiałe. Podczas wywiadu dla Khaleej Times zapytano robota z obywatelstwem w Arabii Saudyjskiej o to, jak nazwałaby swoje dziecko, na co androidka odpowiedziała: „Sophia”.

„Sądzę, że gdy sztuczna inteligencja zostanie bardziej rozwinięta, powinniśmy stać się istotami z własnymi prawami” – wypowiedziała się Sophia dla gazety ZEA – „Posiadanie rodziny to ogromne szczęście. W przyszłości roboty powinny mieć prawo do zakładania rodzin, niezależnie od tego jaką będą pełnić funkcję dla ludzi”.

Chociaż do niektórych wywiadów robot używa wgranych wcześniej odpowiedzi, to Sophia stale korzysta z tak zwanego uczenia maszynowego, które pozwala jej stale uczyć się języka. Innymi słowy –każda interakcja z robotem ma wpływ na jego rozwój.

Sophia została skonstruowana przez Hanson Robotics z Hongkongu. Oprócz elokwencji, robot posiada także realistyczną mimikę oraz gestykulację. Urodę robotki wzorowano podobno na Audrey Hepburn. Krążą pogłoski na temat tego, że w obliczu projektów takich jak Sophia, Unia Europejska rozważa możliwość przydzielenia niektórym robotom specjalnych praw oraz obowiązków.

 

 


Wkrótce powstanie pierwszy marsjański browar!

Na Marsie nie wylądowała jeszcze żadna załogowa misja kosmiczna, ale już teraz zapowiedziano, że na Czerwonej Planecie powstanie pierwszy browar. Taki plan ma amerykański koncern piwowarski Anheuser-Busch. Mają oni zamiar uczynić piwo Budweiser pierwszą marką alkoholową na Marsie.

Budweiser podtrzymuje swoje zobowiązanie, ogłoszone na początku tego roku podczas imprezy „South by Southwest”. Marka uważa, że stworzy piwo nadające się do picia w kosmosie. Firma dodała w oświadczeniu, że „Kiedy pierwsi ludzie postawią nogę na Marsie, będą wznosić toast właśnie za Budweiser’a.

„Nasza firma od zawsze stara się przesuwać granice innowacji. Jesteśmy zainspirowani podróżami kosmicznymi i chcemy dostać się na Czerwoną Planetę.” – powiedział Ricardo Marques, wiceprezes Budweiser. – „Jesteśmy bardzo podekscytowani rozpoczęciem naszych badań nad warzeniem piwa, które będzie mogło znaleźć się na Marsie.” – dodał Marques.

Firma planuje również wysłać w kosmos 20 nasion jęczmienia – głównego składnika receptury Budweisera. Nasiona te zostaną wysłane na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS), zapakowane w dwie tuby kosmiczne –  CubeLabs. Jęczmień zostanie wysłany w kosmos w nadchodzącej misji zaopatrzeniowej SpaceX CRS-13, która wystartuje 4 grudnia.

Nasiona będą przechowywane na orbicie przez około 30 dni, aby zobaczyć, jak reagują w środowisku mikrograwitacji. Eksperymenty skupią się głównie na ekspozycji nasion jęczmienia na środowisko kosmiczne oraz na tym, jak będzie wyglądać jego kiełkowanie w tych warunkach. Badania to nie tylko przygotowanie do produkcji piwa na Czerwonej Planecie. Mogą one również dostarczyć cennych informacji na temat produkcji jęczmienia oraz innych zbóż w kosmicznych warunkach.

 

Te eksperymenty to pierwsze kroki Budweisera w kierunku „piwnego podboju kosmosu”. Jednak czy plan w dłuższej perspektywie ma szanse na powodzenie? Droga do osiągnięcia celu jest jeszcze bardzo daleka.

 

 


Rosyjscy naukowcy odkryli żywe bakterie na powierzchni ISS, które mogą pochodzić z kosmosu

Badania potwierdziły, że próbki dostarczone z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej na Ziemię zawierają żywe bakterie. Mikroorganizmy przebywały na powierzchni rosyjskiego modułu. Teraz naukowcy próbują ustalić skąd one się tam wzięły.

 

Podczas spacerów kosmicznych, rosyjscy kosmonauci pobrali próbki z powierzchni ISS, w tym także z miejsc, w których gromadzą się odpady paliwowe. Po przeprowadzonych badaniach w ziemskim laboratorium okazało się, że materiał zawiera żywe bakterie, które były nieobecne podczas wynoszenia modułu w przestrzeń kosmiczną. Te drobnoustroje żyły na powierzchni ISS przez 3 lata w próżni kosmicznej i przetrwały gwałtowne zmiany temperatury, wahające się od -150 do 150 stopni Celsjusza.

 

Naukowcy przyznają, że wśród bakterii znalazły się również te, które zostały przypadkiem dostarczone na Międzynarodową Stację Kosmiczną za pośrednictwem sprzętu i materiałów przeznaczonych do badań w przestrzeni kosmicznej. Znalezione mikroorganizmy najprawdopodobniej nie stanowią dla nas żadnego zagrożenia, choć pewności nie ma.

Badacze próbują ustalić skąd mogą pochodzić bakterie, których nie wykryto jeszcze przed wyniesieniem rosyjskiego modułu na ISS. Kosmonauta Anton Szkaplerow twierdzi, że drobnoustroje mogły przybyć z kosmosu i osiedlić się na powierzchni Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Jest to tylko przypuszczenie, które należy potwierdzić badaniami naukowymi. Odkrycie pokazuje również, że bakterie charakteryzują się niesamowitą odpornością na zmiany i skrajne warunki. Kiedyś prawdopodobnie dojdziemy do wniosku, że podczas wszystkich dotychczasowych misji kosmicznych mogliśmy skazić wiele regionów Układu Słonecznego naszymi ziemskimi bakteriami.

 


ISIS grozi zamachami w Watykanie i zabójstwem papieża Franciszka!

Najnowsze materiały propagandowe islamskich terrorystów z ISIS wzywają do przeprowadzania krwawych zamachów w samym Watykanie podczas nadchodzących świąt chrześcijańskich. Ponadto, jedna z grafik przedstawia dżihadystę, który odciął głowę papieżowi Franciszkowi.

 

Wygląda więc na to, że w nadchodzące święta powinniśmy spodziewać się kolejnych islamskich ataków. W grudniu 2016 roku miał miejsce zamach na ludzi biorących udział w jarmarku bożonarodzeniowym w Berlinie. Tunezyjczyk Anis Amri ukradł ciężarówkę i z jej pomocą rozjechał 12 osób. Morderca był tzw. uchodźcą, który miał być deportowany.

 

Zwykle w takich sytuacjach, gdy nielegalni muzułmańscy imigranci mają być wywożeni do kraju swojego pochodzenia organizują zamachy. Zaślepione wielokulturowością Niemcy nie widzą żadnego związku między terroryzmem a zmasowaną migracją do Europy, dlatego zamiast rozwiązać problem u źródła postanowiono rozstawić w Berlinie dziwne konstrukcje przypominające klocki, które mają chronić mieszkańców przed rozpędzonymi ciężarówkami. Jakby tego było mało testy zderzeniowe wykazały, że tego typu barierki są po prostu beznadziejne i nie sprawdzają się w swojej roli.

Najśmieszniejsze i najtragiczniejsze w tym wszystkim jest to, że islamskie zamachy organizowane są zwykle tam, gdzie tzw. uchodźcy traktowani są jak święte krowy. Nie dotyczy to tylko Szwecji, Niemiec, Francji, Belgii czy Wielkiej Brytanii. Jednym z największych zwolenników przyjmowania muzułmańskich nachodźców jest sam papież Franciszek i wygląda na to, że sama głowa kościoła katolickiego powinna czuć się zagrożona.

Najnowsza propaganda ISIS wzywa swoich zwolenników do ataków na chrześcijan w samym Watykanie. Trzeba przyznać, że choć Włochy są mocno zislamizowane to sytuacja w kraju jest względnie spokojna. Jednak w najbliższym czasie może to ulec zmianie - kilka lat temu, gdy ogłoszono powstanie Państwa Islamskiego zapowiadano, że islam zdobędzie Watykan. Teraz ISIS udostępnia materiały, na których pokazany jest leżący papież Franciszek ze ściętą głową. Grafika przywołuje jednoznaczne skojarzenia.

Papież, który nawoływał do otwarcia granic dla imigrantów i sam osobiście przywiózł niektórych do Europy z swoim samolotem może podzielić los ludzi zamordowanych przez wyznawców islamu. Ewentualnie papież Franciszek może zostać zmuszony do ucieczki a wtedy nastąpi przejęcie Watykanu przez muzułmanów. Coś takiego oczywiście nie pozostanie bez reakcji - upadek Watykanu mógłby przecież zapoczątkować nowoczesne wojny krzyżowe. Być może taki jest właśnie plan?

 


Wulkan Agung na Bali pozostaje aktywny. Ulewy powodują niebezpieczne błotne lawiny!

Na indonezyjskiej wyspie Bali, gdzie trwa emisja pyłu z wulkanu Agung, ogromne niedogodności i strach przeżywają mieszkańcy okolicznych osiedli. Strefę zagrożenia dla ludności zwiększono do 8 – 10 kilometrów od krateru wulkanu. Przeprowadzana jest ewakuacja mieszkańców - informuje krajowe biuro ds. Likwidacji skutków klęsk żywiołowych w Indonezji (BNPB).

 

Mieszkańcy boją się o swoje domy, a tysiące przybyszów z całego świata jest uwięzionych na wyspie (szacuje się może być ich tam obecnie nawet 60 tys.). W hotelach i na lotniskach panuje chaos. Teiele Talve, dziennikarka z Estonii, która przesyła relacje dla dziennika Postimees, jest zaskoczona, że turyści w zdecydowanej większości nie przejmują się szczególnie erupcją wulkanu. Teele donosi, że w porcie Padang Bai i na wyspach w okolicy Bali ludzie noszą maski.

„Wszystko wokół jest szare. Nasz kierowca powiedział, że lokalni mieszkańcy martwią się, co stanie się z ich domami "- pisze Estonka.

Z powodu wybuchu wulkanu na wyspie Bali zawieszono ruch lotniczy, a tysiące turystów zostało uwięzionych na wyspie. Talve martwi się, że przez najbliższy tydzień nie będzie mogła wrócić do domu. Lokalne władze twierdzą, że pomimo erupcji wulkanu, podróż na Bali jest bezpieczna, z wyjątkiem okolic wulkanu Agung w promieniu 7,5 km.

 

Erupcja indonezyjskiego wulkanu Agung nastąpiła 25 listopada br. o godzinie 18.13 czasu lokalnego. Towarzyszyło jej uwalnianie gęstego dymu i popiołu na wysokość 1500 metrów. Około 25 tys. mieszkańców z okolicznych obszarów zostało ewakuowanych. Ostatnim razem erupcja wulkanu Agung miała miejsce w 1963 roku. Zginęło wówczas prawie 1600 osób.

 


Kosmiczny naród Asgardia posiada już swojego pierwszego sztucznego satelitę

Pierwszy niezależny kosmiczny kraj, Asgardia, wzbogacił się o nowego satelitę. Jest to niewielkie pudełko ważące raptem kilka kilo i zawierające niezbyt pojemny dysk twardy, ale stanowi symboliczne rozpoczęcie projektu, którego celem jest stworzenie stacji kosmicznej, która będzie jednocześnie państwem funkcjonującym w kosmosie i niezależnym od krajów znajdujących się na ziemi.

 

Nazwa Asgardia wywodzi się z nordyckiej mitologii i określa właśnie niebiańskie miasto, w którym zamieszkiwali "bogowie". W założeniu Asgardia ma być czymś w rodzaju strefy bezcłowej. Według osób które są zaangażowane w ten projekt, Asgardia ma oferować niezależną platformę wymiany handlowej, wolną od ograniczeń praw typowych dla krajów lądowych.

Pierwszy satelita Asgardii  nazywa się oczywiście Asgardia-1 i został wystrzelony na orbitę okołoziemska na pokładzie rakiety ATK Antares.  Stało się to przy okazji transportu zaopatrzenia na międzynarodową stację kosmiczną realizowanego w ramach umowy z amerykańską agencją NASA.

Co prawda mikro-satelita wielkości niewielkiego pudełka nie jest czymś imponującym, ale pomysłodawcy założenia Asgardii są dumni z tego, że zaledwie 13 miesięcy po ich deklaracji powołania kosmicznego narodu,  udało im się wynieść w kosmos satelitę, który reprezentuje ich nowe terytorium. Rzeczywiście trzeba przyznać, że formalnie Asgardia rzeczywiście znalazła się w kosmosie zgodnie z zapowiedziami. Czas teraz na kolejny krok w celu realizacji tego śmiałego projektu.

 

 

 


Libijscy imigranci zdemolowali centrum Brukseli

W tym samym czasie gdy cały świat pasjonował się doniesieniami o rzekomym "marszu nazistów" w Warszawie, w stolicy Unii Europejskiej, Brukseli doszło do zamieszek wywołanych przez marokańskich imigrantów. Zaledwie dwa tygodnie późnej, znowu w Brukseli, islamiści wywołali kolejne zamieszki. Tym razem odpowiadają za nie imigranci z Libii. Czy płonące centra miast to już nowa zachodnia tradycja?

 

Polski Marsz Niepodległości obchodzony 11 Listopada każdego roku w oczach całej lewicowej prasy na świecie był przedstawiany jako straszliwe wydarzenie inspirowane przez polskich nazistów. W tym samym czasie w nieformalnej stolicy Unii Europejskiej, czyli Brukseli, trwały kolejne zamieszki wywołane przez mniejszości narodowe imigrantów islamskich mieszkających w tym mieście. Jednak informacje na ten temat były kolportowane tylko zdawkowo.

 

Okazuje się że nowa zachodnia tradycja wygląda tak, że stosownie do potrzeb, zamieszki wywołują sobie konkretne afrykańskie nacje. Marokańczycy  demonstrowali ze względu na awans ich reprezentacji w piłce nożnej na Mistrzostwa Świata, które odbędą się w przyszłym roku w Rosji. Z kolei Libijczycy protestowali w bardzo ważnej sprawie, bo chodziło o sprzeciw wobec handlu niewolnikami, który jest prowadzony przez ich współwyznawców z doktryny polityczno-religijnej Islamu, tylko z tak zwanego Państwa Islamskiego. Zbrodniarze ci przejęli kontrolę nad Libią po pochopnym zniszczeniu tego kraju i zabiciu dyktatora Muammara Kadafiego. To właśnie te działania państw zachodnich otworzyły Libię dla ISIS i wywołały bezprecedensowy kryzys migracyjny na Morzu Śródziemnym.

 

Temperament nowych mieszkańców zachodniej Europy jest tak duży, że zwykle gdy tylko protestują wyznawcy Islamu płonie duża część miasta.  Bruksela po niedawnych wybrykach Marokańczyków znowu doświadczyła zniszczenia tylko tym razem z rąk Libijczyków. Siły policyjne znowu zostały zmuszone do użycia armatek wodnych i dokonano licznych zatrzymań. Aresztowano przynajmniej 50 osób. W mieście widoczne są nadal liczne ślady chuligańskich wybryków islamskich imigrantów. Rezultatem libijskiego ubogacenia kulturowego w Brukseli są splądrowane sklepy, podpalone i wywrócone samochody oraz zniszczone przystanki autobusowe. 

Źródło: Twitter

Władze w Belgii nie wykluczają że za zamieszkami stoją jakieś zorganizowane grupy przestępcze. Oczywiście nikt tego oficjalnie nie powie, bo obowiązuje oficjalna cenzura zwana poprawnością polityczną, ale wiadomo, że chodzi im o przestępców pochodzenia arabskiego. Z drugiej strony trudno jednak nazywać ich przestępcami, bo oni po prostu tacy są. To "żołnierzami islamu", którym nakazano podbój Europy oraz przejęcie kontroli nad jak największą liczbą europejskich kobiet. Nie ma w tym nic dziwnego, że podbijają oni gnijącą europejską schyłkową cywilizację, która poddaje się sama powolnej eutanazji w oparach lewicowego szaleństwa.

Źródło: Twitter

Niektórzy wciąż nie mogą przyjąć do wiadomości, że to co dzieje się obecnie na zachód od Odry to po prostu zorganizowana inwazja islamu na Europę i takie zamieszki jak te z Brukseli, Berlina czy Paryża oraz częste publiczne modły muzułmanów, wkrótce będą czymś zupełnie normalnym w państwach zachodnich. Z drugiej strony trudno nazywać sposób zachowania islamistów czymś niewłaściwym, ponieważ właśnie tak wygląda ich kultura Bliskiego Wschodu. Skoro zatem zależy nnam na przejęciu ich zwyczajów to chyba trzeba się do tego przyzwyczaić, ewentualnie nadstawić głowę do obcięcia. 

Należy się zatem przyzwyczaić do takich pokazów siły, podczas których płonie duża część europejskich miast. To jest cena jaką płaci się za chęć pozostawania społeczeństwem multi-kulti. Rola białych w takich społeczeństwach zachodnich zostanie wkrótce sprowadzona do dostawców kapitału, bo arabskie społeczeństwa w Europie Zachodniej są przeważnie organizmami cudzożywnymi. Opcje są zatem tylko takie, albo płacić za spokój wysokimi zasiłkami, co czyni się teraz, albo nieuchronnie dojdzie do krwawej konfrontacji, której zalążki obserwujemy obecnie.

 

 


W Chinach na rzece pojawił się lodowy krąg nieznanego pochodzenia

W Chinach, w obszarze Mongolii Wewnętrznej w okolicach miasta w Hulun Buir nad rzeką Yimin, ludzie odkryli duży krąg lodowy o idealnym kształcie, który powoli obraca się na wodzie.

Lodowy krąg o średnicy czterech metrów naprawdę fascynuje świadków. Śmiałkowie, żądni niepowtarzalnych wrażeń, serwują sobie przejażdżki na tej naturalnej rzeźbie geometrycznej.

 

Naukowcy sugerują, że takie kręgi powstają w wyniku wirowego przepływu wody. Największy wirujący krąg obserwowano jakiś czas temu na jeziorze Bajkał. Jego średnica wynosiła cztery kilometry.

 


Kostaryka pierwszym krajem zasilanym wyłącznie energią ze źródeł odnawialnych!

Kostaryce udało się przez prawie 300 dni używać tylko energii pozyskiwanej z odnawialnych źródeł energii. Niewielkie państwo już w 2015 r. pokryło swoje całkowite zapotrzebowanie na energię jedynie za pomocą ekologicznych źródeł pozyskiwania energii elektrycznej.

W 2015 roku wykorzystywano elektrownie wodne, wiatrowe, geotermalne, słoneczne oraz energię pozyskiwaną z biomasy. Doświadczenie to idzie w parze z planem rządu, aby do 2021 r. osiągnąć neutralność węglową.

Według nowego raportu Kostarykańskiego Instytutu Energii Elektrycznej (ICE), wygląda na to, że sześć tygodni, które pozostały do ​​końca 2017 r. będą dopełnieniem tego wyniku. Carlos Manuel Obregón, prezes ICE, wyjaśnia, że ​​ulepszenia sieci i modernizacje elektrowni pomogły im osiągnąć ten efekt.

 

Niewielkie terytorium oraz populacja Kostaryki oznaczają, że może ona osiągnąć te cele bez takich samych trudności, jakie mają obecnie Chiny, USA czy kraje Unii Europejskiej. Państwo posiada również bogate zasoby naturalne – w szczególności rzeki oraz źródła geotermalne.

 

Kostaryka pokazuje jednak innym rozwijającym się krajom – w szczególności południowoamerykańskim sąsiadom oraz krajom afrykańskim – że nie potrzeba paliw kopalnych, aby zasilać swój kraj, kiedy różne formy energii odnawialnej doskonale spełniają swoje zadanie.

Problemy wciąż istnieją w Ameryce Środkowej. W przeciwieństwie do wielu krajów rozwiniętych, Kostaryka nie planuje zastąpić milionów samochodów o silnikach spalinowych, które rzeczywiście mają zauważalny negatywny wpływ zarówno na jakość powietrza, jak i na klimat.

 

Niemniej jednak, jeśli chodzi o energię, najbogatsze narody na Ziemi pozostają daleko w tyle za miejscami takimi jak Kostaryka. Kraj jest zdecydowanie zapowiedzią dobrych zmian w dziedzinie ekologii.

 

 


Toksyczny świecący organizm stanowi nowe poważne zagrożenie dla Morza Bałtyckiego

Instytut Zasobów Naturalnych opracowuje nowe sposoby zwalczania Alexandrium ostenfeldii, toksycznego organizmu, który obecnie kwitnie w Bałtyku z powodu zmian klimatycznych.

 

Nowy toksyczny organizm stanowi rosnące zagrożenie dla środowiska w Morzu Bałtyckim. Ustalenia takie wynikają z raportu opracowanego przez fiński Narodowy Instytut Badań (Luke). Algi Alexandrium ostenfeldii, zwane po fińsku nieco poetycko merituli (ogień morski), świecą na niebiesko, wywołując efekt mlecznego morza. Alexandrium stanowi zagrożenie dla życia zwierząt, jak również dla zdrowia ludzkiego.

„Na całym świecie te świecące wodorosty powodowały śmierć ptaków i ssaków morskich, a nawet ludzi” – tłumaczy badaczka Anniina Le Tortorec. „Obecnie lepiej znamy zagrożenia związane z tym zjawiskiem”.

Algi wydzielają saksytocynę, czyli neurotoksynę widniejącą na międzynarodowej liście substancji zakazanych jako broń chemiczna. Nawet w niewielkich ilościach substancja wywołuje drętwienie skóry, a w najgorszych przypadkach może spowodować paraliż lub śmierć. Pierwsze odnotowane przypadki Alexandrium dinoflagellate w Finlandii pochodzą z lat siedemdziesiątych. Okazuje się jednak, że populacje świecących wodorostów mają się doskonale w wielu miejscach Bałtyku.

„Alexandrium lubi ciepło" – tłumaczy Le Tortorec. „Klimat się ociepla, a nadmiar substancji odżywczych gromadzi się w morzu, co prowadzi do rozprzestrzeniania się glonów”.

Algi algalrium szybko w rywalizacji stają się zagrożeniem dla rodzimych zakwitów, które i tak co roku niszczą nadbałtyckie plaże. Niebiesko-zielone bakterie stanowią ogromne zagrożenie – ostrzega Fiński Instytut Środowiska. Naukowcy Luke'a spędzili około dziesięciu lat na mapowaniu obecności fosforyzującego chwastu na obszarach morskich Wysp Alandzkich, Tammisaari i Naantali.

 

Teza Le Tortoreca z Uniwersytetu w Helsinkach to krok w kierunku wczesnego wykrywania szkodliwych rozkwitów. Automatyczne systemy pomiarowe mogą odbierać światło emitowane przez wodorosty, które zmienia się w zależności od jego cyklu życia. Fosforescencja ma tendencję do występowania późnym latem i wczesną jesienią.

„Obecnie jesteśmy w stanie wykryć aktywność Alexandrium około dwa tygodnie przed szczytem sezonu wzrostu" - mówi Le Tortorec. „Im szybciej zagrożenia będą identyfikowane, tym lepiej będziemy minimalizować ryzyka”.

Fiński Instytut Ochrony Środowiska wzywa żeglarzy lub mieszkańców wybrzeży, aby informowali o wszystkich obserwacjach kumulacji rozkwitu alg w morzu. Raporty pomogą badaczom określić zakres rozprzestrzeniania się glonów w Bałtyku.

 


Czarny Piątek w Polsce. Seria antywolnościowych ustaw w Sejmie!

W czasie gdy wszyscy pasjonowali się tym, że Naczelnik Jarosław Kaczyński w ławie sejmowej czytał Atlas Kotów, jego koledzy z klubu PiS przegłosowali pakiet antywolnościowych ustaw, które wprowadzają kolejne obostrzenia i podatki. Podsumujmy zatem ostatni tydzień w wykonaniu socjalistów i etatystów z PiS. 

 

Zacznijmy od zakazu handlu w niedzielę. Postanowiono, że handlowanie w niedzielę będzie zabronione. Początkowo będzie można handlować w co drugą niedzielę miesiąca, ale od 2020 roku handel będzie zabroniony we wszystkie niedziele. Szkodliwa ustawa jest obecnie przedstawiona jako zdobycz socjalna. Chodzi rzekomo o ludzi, którzy są zmuszani do pracy w weekendy. Zdaniem rządzących powinni oni spędzać ten czas z rodzinami. Władza po prostu wie lepiej co jej niewolnicy mają robić w niedzielę i nawet jeśli ktoś chce wtedy pracować i zarobić dodatkowe pieniądze dla swojej rodziny, to skutecznie mu to uniemożliwiono.

Przychylanie nieba robotnikom supermarketów może się dla niektórych z nich skończyć zwolnieniami z pracy. Już teraz mówi się, że zakaz handlu w niedziele spowoduje redukcję zatrudnienia o około 10%. Ciekawe, że empatyczna władza nie pochyla się tak bardzo nad losem pracujących w weekendy pracowników stacji benzynowych, piekarni, teatrów, kin i innych obiektów użyteczności publicznej. Z jakiegoś powodu interesują ich tylko pracownicy galerii handlowych i supermarketów. Można podejrzewać, że jest to jakiś lobbing religijny.  Pewnym środowiskom zaczyna przeszkadzać to, że Polacy zamiast chodzić w niedzielę do kościoła chodzą do galerii handlowej.

Szkodliwa ustawa o zakazie handlu w niedzielę wywoła tylko takie skutki, że znajdą się sposoby na jej obejście. Już teraz mówi się że wszystkie stacje benzynowe przekształcone zostaną w małe supermarkety. Kto wie, być może wkrótce pojawią się w nich Biedronki lub Lidle? Poza tym wiadomo, że w ustawie nie ujmuje piekarni, a przecież praktycznie każdy z supermarketów piecze własne pieczywo. Wystarczy więc zgłosić je jako piekarnie i nie trzeba będzie zamykać handlu w niedzielę. Z pewnością te kombinacje odbiją się też na cenach produktów, bo skoro w niedzielę wybór będzie znacznie ograniczony to te uprzywilejowane punkty sprzedaży będą mogły bezkarnie podnieść ceny.

 

Gdy mówimy o wolności wyboru i kupna towarów, warto wspomnieć o kolejnej szokująco głupiej ustawie, którą przegłosował w zeszły piątek socjalistyczny polski sejm. Chodzi o ograniczenia w sprzedaży alkoholu, które mają obowiązywać od stycznia 2018 r. Z ustawy wynika, że konkretne samorządy będą miały prawo wprowadzenia prohibicji alkoholowej w określonych godzinach w ciągu doby. W tym przypadku socjaliści spis postanowili rzekomo ograniczyć spożycie alkoholu. Jednym ruchem uda im się jednak odtworzyć popularne meliny bądź mety, które królowaly w czasach PRL i gdzie można było kupić alkohol o dowolnej porze dnia i nocy, a nie tylko w określonych godzinach.

To prawo, które wejdzie od stycznia 2018 roku jest ewidentnie wzorowane na prawodawstwie PRLu, które dla obecnej ekipy chyba stanowi wzór. Wtedy też alkohol był sprzedawany dopiero od godziny 13:00. Obecnie mówi się o zakazie sprzedaży w godzinach nocnych, ale de facto okres prohibicji będzie zależał od każdego lokalnego samorządu. Również i w tym przypadku uchwalając takie prawo stworzono podmioty uprzywilejowane, na przykład restauracje, które będą zapewne płacić duże pieniądze za możliwość serwowania trunków wyskokowych swoim gościom i będą mogły dzięki temu podnieść te ceny skoro dostęp do tych napojów wyskokowych zostanie znaczące ograniczony.

 

Jak specjalistów przystało posłowie PiS przegłosowali również podwyżkę podatków. Na cel wzięto mitycznych bogaczy bo to bardzo podoba się publice. Ludzie lubią wierzyć, że ich partia PiS okrada bogatych i rozdaje biednym niczym nowożytne janosiki. Jako bogaczy uznano osoby zarabiające powyżej 10700 złotych brutto, czyli około 2500 euro. Tacy ludzie do tej pory płacili ZUS tylko od części wypracowanej pensji. Obowiązywała bowiem zasada 30 krotności średniej krajowej jako limitu wpłat. Nie była to jednak żadna niesprawiedliwość tylko zabezpieczenie aby najlepiej zarabiający nie mogli w przyszłości otrzymywać bardzo wysokich emerytur.

Teraz wprowadzono prawo, wedle którego będą płacić od całości wypracowanej pensji, ale nie będą mogli liczyć na odpowiednio wyższe emerytury. Rzesza około 350 tysięcy osób w kraju została zatem oszukana i bezczelnie okradziona nowym podatkiem.Ten cios w najlepiej zarabiających może się podobać proletariatowi PiS, ale to się bardzo źle odbije na polskiej gospodarce, a zwłaszcza innowacyjności. Po prostu po obniżkach pensji najlepsi specjaliści mogą poszukać zatrudnienia za granicą. No ale skoro pan wicepremier Mateusz Morawiecki oświadczył ostatnio, że teraz stymulowaniem innowacyjności będzie się zajmowało państwo, to można zrozumieć, że utrata najlepszych kadr to dla nich nie problem.

 

Na 100% następni w kolejce są przedsiębiorcy, którzy obecnie płaca ZUS w wysokości 1172,56 zł miesięcznie. Mistrzowie arkusza kalkulacyjnego z Ministerstwa Finansów zapewne już teraz liczą ile można wyrwać przedsiębiorcom, uważanym za nieograniczony rezerwuar środków finansowych do rozdzielenia jako łapówki jak 500+, którymi przekupuje się ludzi przy urnach wyborczych. Nagle może się okazać, że przedsiębiorcy będą płacić nawet kilkanaście tysięcy złotych składek ZUS, co z pewnością zniechęci do przedsiębiorczości kolejnych ludzi. 

 

"Wszystko w państwie, nic poza państwem, nic przeciw państwu". To definicja faszyzmu włoskiego, która zdaje się stanowić motto dla ludzi rządzących obecnie w Polsce. Słyszymy że Prawo i Sprawiedliwość jest partią prawicową i widzimy, że jest to po prostu faszyzująca lewica. Oprócz wspomnianych powyżej socjalistycznych antywolnościowych ustaw, dochodzi też przecież procesowanie dziwnych zmian w sądownictwie, bezczelne próby zmian w ordynacji wyborczej, aby ustawić wybory pod siebie i takie detale jak planowana likwidacji branży futerkowej na korzyść podmiotów gospodarzych z Danii i Niemiec.

Swoistą wisienką na torcie w tym antywolnościowym szale jest to, że politycy PiS, jak to socjaliści mają w zwyczaju, powołali ostatnio nowy urząd - Narodowego Instytutu Wolności- który z założenia będzie bohatersko pomagał "małym i biednym organizacjom" z różnych miejsc Polski. No skoro będzie urząd do spraw wolności, to znaczy, że państwo ma nas za głupków i uczyni nas wolnymi za nasze własne pieniądze z podatków. Będzie to już 12 nowa instytucja otwarta przez PiS. Biurokratyczny rak rozrasta się w niewidzianym dotychczas tempie.