luty 2013

Promowanie homoseksualizmu w polskich miastach

Już od jutra startuje kolejna demoralizujaca kampania społeczna finansowana z pieniędzy Open Society Foundation, organizacji należącej do samego Georga Sorosa. Nosi ona prowokazyjny tytuł  "Rodzice, odważcie się mówić" i pozornie jest adresowana do rodziców homoseksualistów. W rzeczywistości to kolejna odsłona tej samej kampanii zmiękczania społeczeństwa i implementowania w nim na siłę wzorców sprzecznych z prawem naturalnym i wielowiekową polską tradycją.

 

Szokuje to, że w ramach tej kampanii promuje się zachowania homoseksualne w społeczeństwie. Stosowne bilboardy w pewnych wersjach zawierały takie hasła jak "Tato wyglądasz dziś seksownie" wyrażane przez syna do ojca. Bilboardy zawisną w kilku dużych polskich miastach. Autorzy kampanii tłumaczą, że plakaty przedstawiają osoby o skłonnościach homoseksualnych wraz ze swymi pełnoletnimi dziećmi, które także przejawiają skłonności homoseksualne. W niektórych przypadkach zdjęcia przedstawiają rodziców hetero ze swoimi homo dziećmi. 

Akcję organizuje organizacja zwana "Kampania przeciw Homofobii", która jest ogólnopolską organizacją pożytku publicznego, działającą jako organizacja pozarządowa. Stowarzyszenie podobno zajmuje się przeciwdziałaniem dyskryminacji ze względu na orientację seksualną do jakiej rzekomo ma dochodzić w polskim społeczeństwie. Jednak biorąc pod uwagę zakres działań jakie wykonuje ta podejrzana organizacja powinna ona raczej zmienić nazwę na "Kampania promowania homoseksualizmu", ale to by się tak fajnie nie sprzedawało w otoczce walki z wyimaginowanym faszyzmem.

 

 

 

 

 

 

 


Ciekawe i niespotykane chmury z Nowej Zelandii

Naturalne twory natury potrafią być czasami zaskakujące. Dotyczy to również nowych formacji chmur, jakie ostatnio udaje się zobaczyć w różnych częściach świata. Coś naturalnego i jednocześnie niesamowitego pojawiło się kilka lat temu nad Nową Zelandią.

 

Zdjęcie wygląda tak nieziemsko, że wiele osób uważało, że jest manipulowane za pomocą Photoshopa. Ujęcia wykonano w 2005 roku nad Hamner Springs w Canterbury na Nowej Zelandii i jest to formacja chmur. Są one dość rzadkie i nazywają się Undulatus asperatus. To zdjęcie zostało wybrane przez NASA, jako Astronomiczne Zdjęcie Dnia a jako jego autor podawana jest Witta Priester.

 

 


Rząd wskrzesza psychiatrię represyjną?

Gdy już wydaje się, że śruba jest dokręcona mocno zawsze okazuje się, że da się ją dokręcić bardziej. Środowiska opozycyjne a także prawnicy i psychiatrzy sa zdumieni planem wprowadzenia nowego prawa pozwalającego na przymusowe leczenie psychiatryczne osób, które nie popełniły żadnego przestępstwa.

 

O rzekomych planach rządu informuje "Gazeta Polska Codziennie". Według dziennikarzy tej gazety to co planuje rząd to psychiatria represyjna.

Psychiatria represyjna jest to sposób represjonowania przeciwników politycznych, a także osób uważanych za naruszające normy społeczne, polegająca na przymusowym leczeniu psychiatrycznym w szpitalu-więzieniu. Popularne było w ZSRR, gdzie potocznie nazywano je psichuszka (психушка), a dokładniej szpital psychiatryczny specjalnego rodzaju, ros. (психиатрическая больница специального типа, psichotiurma психотюрьма).

Diagnozowanie rzekomych “zaburzeń psychicznych” było jedną z metod likwidacji opozycji i dysydentów z Związku Radzieckim. Ludzie nie wierzący w komunistyczną utopię serwowaną przez Partię nagle okazywali się np. schizofrenikami, nie wiedzieć czemu nie zgadzającymi się z jedyną słuszną drogą komunizmu. Aby przywrócić ich psychikę do “właściwego stanu” poddawano ich przymusowemu “leczeniu”.

 

Prezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego Prof. Janusz Heitzman, wskazuje, że jeśli rząd wprowadzi nowe przepisy, "będzie można zamknąć człowieka, bo inaczej myśli i wznosi antyrządowe okrzyki". Niebezpieczne jest to, że nie wiadomo kto miałby oceniac kto jest niebezpieczny dla środowiska, prawdopodobnie robiłby to minister od wszystkiego, Michał Boni.


Jest już nawet odpowiedni zespół chorobowy, za który można ścigać, bowiem skłonność do samodzielnego myślenia to według psychiatrów amerykańskich, choroba psychiczna klasyfikowana w tak zwanych normach APA. Można sobie wyobrazić, że będzie to stosowane do nacisku i ktoś kto może być wtrącony do szpitala psychiatrycznego za wznoszenie antyrządowych protestów dwa razy się zastanowi zanim w ogóle zacznie protestować. Wraca stare.

 

 

 

 

 


W 2018 roku z Ziemi może wylecieć pierwsza ​​misja załogowa na Marsa

Milioner i pierwszy turysta kosmiczny Dennis Tito ogłosił plany wysłania statku kosmicznego na Marsa. Ma to być misja załogowa i planowany jest nabór do niej.  Motorem całego przedsięwzięcia jest fundacja należąca do Tito o nazwie The Inspiration Mars. Według udostępnionych materiałów podróż na Czerwoną Planetę odbędzie się, w 2018, kiedy to jego położenie w stosunku do ziemi będzie najbardziej korzystne.

 

Lot powinien trwać 501 dni.  Jego szczegóły zostaną omówione na konferencji, która odbędzie się w Waszyngtonie.  Mogłoby się wydawać, że plan wysłania ludzi na Marsa i z powrotem to zbyt ambitne marzenie jednak jak twierdzi Tito mamy wszystko, co potrzeba, aby przeprowadzić taką operację. Jako moduł mieszkalny ma być użyta zmodyfikowana kapsuła typu Dragon a cały system miałby wynieść na orbitę potężny system rakietowy Falcon Heavy.

 

Planuje się, że na Marsa zostanie wysłana dwójka astronautów, najprawdopodobniej małżeństwo.  Sonda kosmiczna nie będzie nawet wychodzić na orbitę Czerwonej Planety, ale przeleci raz w podobnej odległości na jakiejś znajduje się ISS. Oczywiście, z naukowego punktu widzenia, załogowa misja nie może być porównywana z wysłaniem na Marsa lądowników, ale jest to przede wszystkim wyzwanie dla ludzkiego organizmu i dane zebrane w trakcie takiej ewentualnej długiej podróży kosmicznej byłyby na wagę złota.

 

W celu wyniesienia pojazdu na Marsa planowane jest użycie rakiety kosmicznej Falcon Heavy 9, wytwarzanej przez korporację SpaceX.  To największa rakieta, jaka powstanie po budowie kolosalnej rakiety Saturn V używanej w programie Apollo. Według szacunków, koszt misji może wynieść około 2 miliardy dolarów. Oczekuje się, że użytkownicy Internetu wspomogą przedsięwzięcie w ramach tak zwanego crowdfundingu. Na pokładzie pojazdu znajdą się też oczywiście kamery wideo a telewizje będą mogły nabyć prawa do komunikowania się z załogą.

 

Pojawia się jednak pytanie, dlaczego Denis Tito nie poleci sam w ta niewątpliwie podróż życia. Przecież w 2001 roku został pierwszym turystą kosmicznym.  Jego pobyt na orbicie trwał około tygodnia i kosztował 20 milionów dolarów. Podróż na Marsa to jednak, co innego i największym zagrożeniem dla człowieka w przestrzeni kosmicznej jest przede wszystkim promieniowanie kosmiczne oraz aktywność słoneczna. Przy obecnym poziomie technologicznym nie jest możliwe zabezpieczenie się przed negatywnymi skutkami zdarzenia protonowego, do którego w każdym momencie może dojść na Słońcu. Takie zjawiska obserwowaliśmy kilkukrotnie podczas misji MSL w ramach, której wysłano na Marsa łazik Curiosity.

 

Poziomy radiacji notowane wewnątrz konstrukcji sondy kosmicznej wskazywały na to, że byłyby śmiertelne dla człowieka. Władze fundacji The Inspiration Mars nie ukrywają, że wyprawa jest wyzwaniem i może być niebezpieczna, ale zwracają uwagę, że następne warunki podobne do tych, jakie zapanują w 2018 roku będą dopiero, w 2031 więc może warto się spiąć i spróbować szczęścia, aby przesunąć trochę obszar spenetrowany przez ludzi.

 

Misja marsjańska planowana przez Denisa Tito ma szansę powodzenia i partycypacją w projekcie zainteresowana jest NASA, która gotowa jest podjąć współpracę z prywatnymi firmami w obliczu cięć w wydatkach, o jakich usłyszeli jej przedstawiciele przy dzieleniu ostatniego budżetu. Przykład SpaceX pokazuje, że prywatne to znaczy efektywniejsze nawet w przypadku programów kosmicznych.

 

Czy zadanie postawione przez Tito jest realne przekonamy się już pod koniec roku, kiedy to zostanie wykonany próbny start rakiety Falcon Heavy z obciążeniem. Sukces tego startu może wykazać, że realizacja tego śmiałego planu jest wykonalna.

 

 

 

 

 


Teleskop NASA odkrył mały układ planetarny ze słońcem podobnym do naszego

Teleskop Kepler, którego zadaniem jest poszukiwanie ziemio-podobnych planet pozasłonecznych, odkrył nowy system planetarny, złożony z małych planet poruszających się wokół podobnego do naszego Słońca.

 

Planety są zlokalizowane w systemie zwanym Kepler-37, około 210 lat świetlnych od Ziemi, w konstelacji Lyra. Najmniejsza planet, Kepler-37b, jest trochę większa od naszego Księżyca, mierząc około 1/3 średnicy Ziemi. Kepler-37b i dwie towarzyszące planety zostały znalezione przez naukowców NASA w ramach 10 misji programu Discovery, którego misją jest szukanie planet podobnych do Ziemi lub obszarów nadających się do życia, czyli z występującą na powierzchni wodą.

 

Chociaż gwiazda systemu Kepler-37 jest podobna do naszego słońca, to już panujące warunki w systemie są mniej podobne do tego, w którym żyjemy. Astronomowie przypuszczają, że Kepler-37b nie ma atmosfery i nie jest w stanie podtrzymać życia, jakie znamy. Ta mała planeta prawie w całości złożony jest ze skał. Najbliższa sąsiednia planeta, Kepler-37c, jest nieco mniejszy niż Wenus, mierząc 3/4 średnicy Ziemi. Dalsza planeta, Kepler-37d jest dwukrotnie większa od Ziemi.

 

Pierwsze egzoplanety, które znaleziono na orbicie normalnej gwiazdy były gigantami. Wraz z postępem technicznym, coraz mniejsze planety zostały odkrywane, i w końcu teleskop Kepler ukazał planety wielkości Ziemi, a nawet mniejsze.

 

Gwiazda układu Kepler-37 należy do tej samej kategorii słońc, co nasza gwiazda, jednakże jest odrobinę chłodniejsza i mniejsza. Wszystkie planety orbitują wokół gwiazdy w odległości naszego Merkurego, co sugeruje, że to są bardzo gorące, niegościnne światy. Kepler-37b okrąża słońce co 13 dni, znajdując się w odległości 1/3 dystansu Merkurego do słońca. Szacowana temperatura powierzchni to 800 stopni Fahrenheita (ok. 426 stopni Celsjusza). Kepler-37c i Kepler-37d okrążają słońce odpowiednio 21 dni i 40 dni.

 

Zespół badawczy wykorzystuje dane z teleskopu Keplera, który jednocześnie i nieprzerwanie mierzy jasność ponad 150.000 gwiazd co 30 minut. Kiedy planeta przechodzi przed tarczą słońca, procent światła z gwiazdy jest blokowany, co także jest wykorzystywane do oszacowania wielkości planety. Teleskop Kepler został umieszczony na orbicie w marcu 2009. Jest wyposażony w największą matrycę CCD do tej pory wyniesioną w kosmos, posiadającą 95 megapikseli. Zasilany jest panelami słonecznymi o powierzchni 10m2, wytwarzając 1100W energii elektrycznej. Planuje się go wykorzystywać do roku 2016. Całkowity koszt misji szacowany jest na 591 mln USD.

 

 

Źródła:

http://www.spacedaily.com/reports/NASAs_Kepler_Mission_Discovers_Tiny_Planet_System_999.html

http://pl.wikipedia.org/wiki/Teleskop_Kosmiczny_Kepler

http://www.nasa.gov/mission_pages/kepler/multimedia/images/kepler-37-lineup.html

  


Skażona woda nadal jest wielkim problemem w Fukushimie

Mimo, że już przywykliśmy do złych wieści z Fukushimy nie oznacza to, że nie ma następnych. Minęło już niemal dwa lata od pamiętnego trzęsienia ziemi Tohoku a w obrębie zakładu Fukushima Daiichi nadal znajduje się 220 tysięcy ton skażonej wody, którą zebrano w okresie walki z reaktorami. Nikt nie wie co z nią zrobić a instalacja uzdatniajaca bedzie zbudowana z opóźnieniem, w międzyczasie skażoną wodą zapełniają się wszystkie zbiorniki w elektrowni.

 

Ponad 75 tysięcy ton skażonej wody znajduje się w samych budynkach reaktorów. Każdego dnia przybywa kolejne 40 ton odpadów radioaktywnych tego typu, co powoduje konieczność budowy nowych zbiorników w celu jej składowania. Obecnie w sumie na terenie zakładu znajduje się 220 761 metrów sześciennych skażonej wody a całkowita pojemność to 232 000 metrów sześciennych.

 

Sytuacja z reaktorami nie wygląda wcale różowo, ponieważ cały czas wymagają zalewania wodą. Czasami dzieje się tak, że część skażonej wody wycieka do środowiska i w konsekwencji prawdopodobnie do oceanu. Prawdopodobnie proces ten trwa od dawna i dlatego właśnie dno zatoki w okolicy Fukushimy jest aż tak bardzo radioaktywne. Istnieje również podejrzenie, że przynajmniej w obrębie jednego z reaktorów dochodzi do interakcji między wodą pompowaną do jego chłodzenia oraz wodami gruntowymi, do której przeżarł się topiący się rdzeń reaktora.

 

Rosną poziomy radioaktywności w okolicy reaktora numer 2. Wynika to z oficjalnych danych TEPCO. Prawdopodobnie to właśnie w jego obrębie dochodzi do skażenia wód gruntowych. Podczas gdy wszyscy przykładali uwagę do wielkości radioaktywności uwolnionej do atmosfery podobna emisja szła do wnętrza Ziemi i prawdopodobnie trwa to nadal i jeszcze potrwa przynajmniej dekadę. Fukushima stanie się kolejnym już pomnikiem ludzkości, jakim był już Czarnobyl ze swoją wyludnioną strefą wokół elektrowni.

 

To interesujące, że to właśnie Polska ma płacić kary za to, że posiada elektrownie węglowe, bo ktoś wymyślił sobie absurdalną walkę z wydychanym dwutlenkiem węgla. Mamy kolejny dowód jak bardzo nie ekologiczne są elektrownie jądrowe i skoro traktujemy się irracjonalnymi podatkami to chyba warto byłoby wprowadzić jądrowy podatek i zbierać środki na czas awarii, który na pewno nastąpi a obszar jej oddziaływania z pewnością będzie przypominał to, co widzieliśmy na Ukrainie i w Japonii. Zagrożenie awarii jądrowej jest bardzo realne i może wystąpić w Europie, która jest wręcz pełna elektrowni atomowych. Sama Francja ma ich ponad 50.

 

 

 

 


Pojawiły się pogłoski o śmierci prezydenta Wenezueli, Hugo Chaveza

Hugo Chavez, nieustraszony bojownik o socjalizm za szczęśliwie posiadaną ropę, prawdopodobnie nie żyje. Przynajmniej takie pogłoski pojawiły się w chilijskiej edycji kanału CNN. Według byłego ambasadora Panamy przy Organizacji Państw Afrykańskich, Guillermo Cocheza Hugo Chavez nie żyje.

 

To, że Chavez choruje na raka wiadomo było od jakiegoś czasu. Przechodzi aktualnie trzecią kurację i tak jak dwie poprzednie leczy na Kubie. Relacje słynnego kubańskiego rewolucjonisty i jego wenezuelskiego odpowiednika są bardziej niż poprawne. Poza tym choroba 58 letniego Chaveza przyszła tak nagle jak nagle zachorował Litwinienko i Arafat. Znany krytyk Ameryki, który publicznie wypowiadał się na takie tematy jak posiadanie przez USA broni klimatycznej, zachorował nagle i od tego czasu jego życie zmieniło się w jedną długa walkę o wyzdrowienie.

 

Guillermo Cochez twierdzi, że Chavez był w śpiączce po operacji, jaką przechodził na Kubie. Jego mózg przestał odpowiadać i nie przebudził się już pozostając w stanie wegetatywnym. Cochez powołując się na źródła w rządzie wenezuelskim powiedział, że w tym stanie przebywał od 30 lub 31 grudnia. Według niego Hugo Chaveza odłączono ostatecznie od aparatury na prośbę jego córek.

Niektórzy komentatorzy zwracają uwagę, że Chaveza faktycznie nie widziano jeszcze w tym roku, ale znane jest przecież zdjęcie prezydenta Wenezueli z kubańską gazetą z 14 lutego. Cochez, który jak się okazuje ma pewne powody do zwalczania rządzących w Wenezueli, twierdzi, że zdjęcie albo zostało ułożone z nieprzytomnym Chavezem, albo zostało wykonane, kiedy indziej i zmontowane w photoshopie. Trzeba przyznać, że w tym roku opublikowano tylko to jedno zdjęcie, żadnego filmu z Chavezem jeszcze nie było.

 

Według oficjalnych informacji Hugo Chavez wrócił do Caracas 18 lutego 2013. W ciągu najbliższych tygodni przekonamy się czy czekają nas nowe wybory prezydenckie w tym kraju, czy też wręcz przeciwnie Hugo Chavez wróci do pełni sił pracując nad stworzeniem idealnego ustroju równości społecznej. Jednak, jeśli potwierdzi się plotka Cochesa to Wenezuelę czekają poważne zmiany a fakt posiadania dużych złóż ropy powoduje, że może tam dojść do procesu "demokratyzacji" zaprowadzanego przez USA w krajach o potencjale roponośnym.

 

 

Źródła:

http://shadow.foreignpolicy.com/posts/2013/01/21/the_oas_punts_on_venezuela

http://news.msn.com/rumors/rumor-venezuelan-president-hugo-chavez-has-died

http://qz.com/57654/could-hugo-chavez-already-be-dead-we-have-reasons-to-doubt/

 


Tajemniczy raport mógł się przyczynić do nagłej abdykacji Benedykta XVI

W całym Rzymie można usłyszeć pogłoski na temat tajnego raportu, jaki rzekomo znajduje się u papieża. Według pogłosek jest napisany tylko dla Benedykta XVI i jego treść nie zostanie ujawniona przed konklawe. Być moze jest to wskazówka co do tego, iż papież ma jakiś plan a przywództwo Kościoła może się dostać w nieodpowiednie ręce.

 

Benedykt XVI dzisiaj o 20:00 oficjalnie przestanie być głową Kościoła. Rozpocznie się okres zwany Sede Vacante i Watykan zacznie się szykować do konklawe bez poprzedzającego go pogrzebu starego papieża. To zdarzenie bez precedensu i wszyscy są zagubieni. Ustalono, że do Benedykta XVI będzie się zwracać per "Papa Emeritus”, czyli emerytowany papież. Podawane są też rozmaite mniej istotne informacje, takie jak kolor butów, jakie będzie nosił ustępujący papież i czy będzie miał białą sutannę.

 

Mimo pozornej paplaniny bez sensu pod watykańskim dywanem już dochodzi do walki przypominającej rozprowadzanie się sprinterów na finiszu wyścigu kolarskiego. Kto wie, czy nagłe wyciągnięcie tajemniczego raportu nie ma na celu zapewnienie przewagi któremuś z "papabile".

 

Wszyscy watykaniści snują domysły, co do możliwej zawartości tego dokumentu. Wiadomo o nim, że został napisany przez trzech starszych kardynałów i zawiera opis afery szpiegowskiej ujawniającej niemal zupełny brak zabezpieczeń tajemnic Watykanu. Jednak to by było zbyt proste, spekuluje się o jakiejś sensacyjnej zawartości tego dokumentu.

 

Pojawiają się sugestie, że opisano w nim działającą w Watykanie grupę wpływowych homoseksualistów. Część z nich miała być wpływowymi kardynałami. Istniały obawy, że przy kolejnym konklawe mogą oni zdobyć większość i pokierować Kościół prosto w nieznane. Benedykt XVI znał treść raportu od polowy grudnia 2012 i podobno pierwszy raz postanowił ustąpić już 17 grudnia 2012.

 

Włoska La Republica otwarcie mówi, że w Watykanie istnieją frakcje włącznie z taką, którą określono, jako "zjednoczeni przez orientację seksualną". W związku z tym część kardynałów mogłaby być poddana zewnętrznemu wpływowi lub nawet szantażowi a to mogłoby doprowadzić do przejęcia Stolicy Piotrowej przez grupy nieprzychylne Kościołowi. Ostatnia rezygnacja z uczestnictwa w konklawe irlandzkiego kardynała Keith'a O'Briena ma właśnie związek z gejowskim skandalem w Watykanie.

Trzeba przyznać, że jedna z hipotez wyjaśniających nagłą rezygnacje Benedykta XVI jest ta, że liczył się z tym, iż po jego śmierci Kościół może upaść, jeśli nie zostanie zabezpieczony właściwy następca. Nagle pośpiech papieża okazałby się czymś zrozumiałym. Prawdopodobnie konklawe będzie próbą sił i już teraz może dojść do niewidocznej bitwy o przyszłość KK. Benedykt XVI liczy zapewne, że papieżem zostanie ktoś z jego nadania. Może się jednak przeliczyć, bo nawet, jeśli uda mu się przeforsować swojego kandydata to może go przecież spotkać to, co spotkało Jana Pawła I.

 

 

Źródła:

http://articles.latimes.com/2013/feb/26/world/la-fg-pope-20130227

http://www.independent.ie/world-news/europe/irish-cardinal-keith-obrien-resigns-over-inappropriate-behaviour-allegation-29092822.html

http://www.guardian.co.uk/world/2013/feb/23/vatican-pope-gay-conclave-reports

http://www.catholicworldreport.com/Blog/2010/its_official_benedict_xvi_will_be_pope_emeritus.aspx#.US8WqjuBzLk

http://www.foxnews.com/world/2013/02/28/benedict-xvi-begins-quiet-final-day-as-pope-before-flying-off-into-retirement/

 


Z fabryki chemicznej w Japonii wyciekły odpady z trującym cyjankiem sodu

Kierowca pługa śnieżnego rozbił zbiornik odpadów w fabryce chemicznej w japońskim mieście Hanamaki. Wylane na ziemię odpady zawierały cyjanek sodu wystarczający do zabicia 125 tysięcy ludzi.

 

W japońskim mieście Hanamaki z zakładu chemicznego wyciekł trujący cyjanek sodu.  Według szacunków około 5 ton odpadów niebezpiecznych zawierających truciznę wniknęło w ziemię lub wsiąkło w śnieg. Według firmy, która jest właścicielem odpadów, wyciekł cyjanek sodu wystarczający do wytrucia średniego miasta. Można by tym zabić ponad 125 tysięcy osób.

 

Większość z zanieczyszczonego śniegu i udało się usunąć i substancja nie dostała się do gleby w takiej ilości, ale część z substancji chemicznych mogła dostać się do wód gruntowych lub rzeki, która płynie 100 metrów od zakładu.  Winowajcą tego incydentu został uznany kierowca pługu śnieżnego, który przez nieuwagę utrącił zawór na pojemniku z odpadami.


Australia zmaga się z ulewami i cyklonem tropikalnym

Jak co roku o tej porze Australia zmaga się z kolejną powodzią i oczekuje cyklonu tropikalnego. Mieszkańcy stanu Nowa Południowa Walia walczą ze skutkami potężnych burz do których doszło w niedzielę. Na dodatek Australijczycy z północnego-zachodu przygotowują się na nadejście cyklonu Rusty.

 

Wielkie opady deszczu towarzyszące burzom sprawiły, że wiele domów zostało kompletnie zniszczonych przez wodę. W niektórych miejscach padało tak mocno, że wiele tysięcy osób zostało odciętych od świata. Drogi prowadzące na przykład do miasta Kempsey były nieprzejezdne. Wiatr towarzyszący burzom w porywach wiał z prędkością ponad 100 km/h. Wichura powalała drzewa i niszczyła konstrukcje domów. Ponad 10 tys. gospodarstw domowych zostało pozbawionych prądu.

Tymczasem ludzie mieszkający na północy Australii przygotowują się na nadejście potężnego cyklonu tropikalnego Rusty. Ludzie szykują zapasy i zabezpieczają witryny sklepów oraz okna w domach. Atak żywiołu ma nastąpić w ciągu najbliższej doby. Spodziewany jest wiatr wiejścy z prędkością 250 km/h a to już odpowiada huraganowi czwartej kategorii. Na drodze cyklonu znalazło się największe miasto w tej okolicy, Pilbara - Port Hedland. Aby sytuacja nie wymknęła się spod kontroli zarządzono tam przymusowe ewakuacje. 

 

 

 

 

 


Smugi kondensacyjne są wyraźnie widoczne z kosmosu i z pewnością wpływają na klimat

Temat tak zwanych smug kondensacyjnych od zawsze budzi kontrowersje. Pojawianie się tego typu śladów bywało obserwowane nawet za samolotami turbośmigłowymi, a tym bardziej jest to widoczne za odrzutowcami. Wiadomo też, że smugi zachowują się w różny sposób, bo czasami znikają po krótkim czasie a czasami utrzymują się godzinami zasnuwając błękitne niebo mleczną substancją.

 

Zapewne wiele osób zauważyło, że ostatnio smug jest jakby mniej. Ma to jednak raczej związek z porą roku a nie zmianą składu mieszanki paliwowej stosowanej w lotnictwie. Teraz po prostu nie potrzeba smug, aby nic nie było widać, bo w tak zimnych krajach jak Polska chmury potrafią być w zimowych miesiącach bezustannie wręcz tygodniami. Ten smutny i zimny czas jednak wkrótce minie i tu pojawia się pytanie: czy wraz z ciepłem wrócą smugi? Wszystko wskazuje na to, że tak będzie.

 

NASA już od jakiegoś czasu zajmuje się kwestią smug pozostawianych na wysokościach przelotowych przez samoloty odrzutowe. Struktury te wyglądają z przestrzeni kosmicznej jak sieć rozpostarta w ziemskiej atmosferze. Wąskie wydłużone smugi "chmur" wyglądają czasami jak zwykłe cirrusy, ale nie są tworzone ze względu na wysoką wilgotność, tylko z powodu ruchu samolotów emitujących dodatkowe aerozole do atmosfery. One czasami tworzą jądra kondensacji, które daja początek tak zwanej "persistant contrail" czyli smugi długoutrzymującej się.

 

Aby powstała chmura ze smugi wymagana jest temperatura otoczenia od -40°C  i niżej. Czas jej trwania zależy oficjalnie od wilgotności powietrza. Gdy jest sucho, chmury ze smug istnieją tylko kilka sekund lub minut.  Ale kiedy powietrze jest dość wilgotne, chmury tworzą się na dużych fragmentach korytarzy powietrznych i mogą pozostawać na niebie przez długi czas. Po chwili stają się niemal nie do odróżnienia od zwykłych chmur typu Cirrus.

 

Eksperci NASA starają się teraz oszacować wpływ "samolotowych" chmur na klimat naszej planety. Już wstępne ustalenia wskazują na to, że takie chmury zakrywają, co roku od 0,07 do 0,40% nieba i przyczyniają się do ogrzewania temperatury atmosfery ziemskiej. Oprócz samolotów podobne smugi zostawiają za sobą wielkie statki oceaniczne. Czas najwyższy aby naukowcy dokonali właściwej oceny tych emisji i wpływu na zmiany klimatu. 

 

 

 

 


W okolicy Czelabińska znaleziono największy fragment meteorytu

Duży fragment meteorytu znaleziono w okolicy Czelabińska. Masa fragmentów meteorytu to ponad 1 kilogram. Fragment znaleziono wieczorem 24 lutego. Naukowcy postanowili pilnie zabrać go do laboratorium, ponieważ się utleniał.

 

Według ITAR-TASS poszukiwanie fragmentów meteorytu będzie kontynuowane, a znalezione fragmenty, zostaną badane. Naukowcy uważają, że wszystkie wykryte cząstki meteorytów to elementy tego samego obiektu, który spadł w rejonie Czelabińska, 15 lutego 2013 roku.

Deszcz meteorów zanotowano 15 lutego w godzinach porannych w pięciu regionach Rosji: w Tiumenie, Sverdlovsku, Czelabińsku i regionach Kurgan i w Baszkirii. W wyniku deszczu meteorytów ponad tysiąc osób zostało poszkodowanych, w tym 311 dzieci. Szkody materialne spowodowane przez deszcz meteorytów, według wstępnych szacunków wynoszą ponad 1 mld rubli.